VII
Ogień... Ogień na drągu... Ludzka ręka... Kobieca ręka przykładajaca ją do ognia... Poraniona kobieca ludzka ręka przykładająca ją do ognia na drągu... Żadnego krzyku, tylko ciche pojękiwanie... Oparzenie na dłoni...
Usagi obudził się uderzając głową w gałąź. Gwałtownie skulił się łapiąc za bolące miejsce.
-Aghhh!- syknął.
-A Aishi-san mówiła, żebyś się tam nie kładł- rzuciła śpiewającym głosem przyjaciółka.
Miyamoto spojrzał na bok jednak znalazł tam tylko stos ułożonych na sobie liści.
-Zadrzyj ten...- zaczęła wojowniczka.
- ...uważany w licznych kręgach za słodki, pyszczek?- dokończył Usagi z rozbawieniem patrząc w górę.
Aishinsui siedziała na gałęzi wysokiego drzewa opierając się plecami o pień. Jedna noga leżała na gałęzi zaś druga swobodnie wisiała.
-Wskakuj tu do mnie- powiedziała.
Spuściła mu połowę swoich włosów zamocowanych na gałęzi by dziewczyna nie spadła.
-Arigatou, poradzę sobie- odrzekł.
-Rozumiem, nie lubisz chodzić na łatwiznę- zaśmiała się wkładając sobie coś do ust.
Najwyraźniej zaczęła śniadanie bez samuraja.
Rōnin kilkoma susami doskoczył do towarzyszki po gałęziach. Siadł obok niej. Dziewczyna zgięła położoną nogę w kolanie.
-Malinkę?- spytała wyciągając do niego umiejętnie zrobioną z liści miseczkę z owocami w środku.
-Chętnie- odrzekł.
Wziął kilka. Aida położyła łokieć na kolanie by w razie czego Miyamoto mógł znów się poczęstować.
-Dawno wstałaś?- dociekał królik przeżuwając malinę.
-Wystarczająco dawno, by zdobyć śniadanie i zaciukać szpiega Nogitsune- wyjaśniła.
-Chwila, że co?- zdziwił się patrząc na nią.
Aishinsui pokazała palcem w dół nawet nie spoglądając w tamtą stronę.
Rōnin schylił się. Pod drzewem leżał ociekający krwią lis.
-Jak chcesz to mam jeszcze słonecznika- dorzuciła pokazując mu cały kwiat pełen pestek.-Takie musli będzie.
-Mus... Musli?- spytał.
-Połączenie owoców i ziaren jakiejś rośliny- wyjaśniła przegryzając kolejną malinę.
Przez większą część rozmowy Aishi zdawała się być pochłonięta jakimś widokiem bo cały czas patrzyła w prawą stronę.
Usagi z zaciekawienia też skierował wzrok na zjawisko, które ją tak hipnotyzowało.
Zobaczył promienie przedzierajace się przez zielone wzgórza. Silnie próbowały wydostać się na powierzchnie emitując złocisty blask. Światło rozlewało się po ziemi.
-Wschód słońca -zauważył rōnin.-To na niego tak patrzysz.
-Jest w nim coś, co przyciąga mój wzrok- odrzekła.
-Jeżeli będziesz tak wpatrywać się w słońce, stracisz go- przestrzegł ją.
-Nie jesteś ani trochę romantyczny- powiedziała z wyrzutem.-Wschód i zachód są piękne.
-Istotnie, jednak już widziałem je tyle razy, że nie wywierają na mnie żadnego wrażenia. Codziennie są takie same. Niczym się nie różnią.
Aishi spojrzała na niego marszcząc czoło.
-Wiesz co?-warknęła.- Rozmowa z tobą jest podobna do rozmowy z nieboszczykiem. Tyle, że on mi nie odpowie, ale jesteście obaj zimni jak lód.
Zawarczała dość głośno zeskakując z drzewa. Usagi patrzył jak ląduje na ziemi. Fakt, mógł być troszkę delikatniejszy.
Ponownie spojrzał na wschód starając dostrzec w nim coś nadzwyczajnego. Wtedy jego uwagę przykuła cząstka cywilizacji wystająca poza korony drzew. Biały zamek.
-Aishi- san!- zawołał królik zeskakując z gałęzi.
Uderzył stopami o podłoże.
Aida stała tyłem do przyjaciela z rękami złożonymi na piersi. Patrzyła w ciemność lasu. Jej włosami, kimonem oraz liśćmi drzew poruszał delikatny, poranny wiatr.
Nim Miyamoto zdążył powiedzieć jej co zauważył, dziewczyna spojrzała na niego przez ramię piorunując gniewnym spojrzeniem.
Rōnin zbliżył się do niej bardzo powoli wzdychając:
-Eh, przepraszam. Nie musiałem być taki "zimny" jak to ujęłaś.
Wojowniczka uniosła brew nad okiem, którym patrzyła na samuraja. Spuściła powieki w dół odwracając się w stronę towarzysza. Na jej twarzy zagościł uśmiech. Szeroki uśmiech. Otworzyła roześmiane oczy.
-W porządku, przyjmuje przeprosiny- rzuciła.-A teraz mów co się stało, bo czuje, że zaraz jajko zniesiesz.
-Znajdujemy się bardzo blisko miasta Himeji- wyjawił.
Aishinsui wzdrygnęła się, jakby przeszyła ją strzała.
-TO Himeji?- dociekała.
-Tak- potwierdził Miyamoto.
-To Himeji z Białym Pałacem?
-Tak.
-To Himeji z festiwalem Yukata Matsuri*?
-Aishi, w Japonii jest tylko jedno miasto o nazwie Himeji.
Usagi zaśmiał się widząc błysk podekscytowania w źrenicach przyjaciółki. Przez chwilę był nawet jaśniejszy niż ten, który emanował wschód słońca.
-Przypomniałem sobie, że mam tam przyjaciela, który może pomóc nam w walce z Nogitsune- wyjawił królik.
-To na co my jeszcze czekamy?!- zdziwiła się dziewczyna.-W drogę!
㊗
Do uszu przyjaciół dotarła bardzo skoczna muzyka. Taka do święta, do tańca.
-Tylko mi nie mów, że ten festiwal jest dziś- rzuciła z niedowierzaniem Aishi.
-Być może- odparł Usagi spoglądając na nią z tajemniczym uśmiechem.
Nie trzeba było zbyt wiele czasu, aby wojowniczka zrozumiała.
-Celowo mnie tu przyprowadziłeś- wyrwała.-Po co?
-Niezwykły zbieg okoliczności- odrzekł.
Słodkie kłamstwo, pomyślała Aida odwzajemniając jego uśmiech.
-A... Zdradzisz mi imię tego przyjaciela, do którego idziesz?- dociekała.
-Jeżeli zechcesz, sama go poznasz- powiedział.
-Tylko mi nie mów, że to ktoś pokroju Gairu.
-Nie, w żadnym wypadku.
-Uff...
Na wspomnienie o Gairu Usagi nieco się wzdrygnął, jednak udało mu się ukryć to. Nie chciał wracać do czasów tej młodości, której wolałby nie pamiętać.
㊗
Miasto zostało dosłownie oblężone przez ludzi. Dla Aishi były to oczywiście humanoidalne zwierzęta. Festiwal Yukata Matsuri był trzema dniami w roku gdy, chodząc po ulicach, można było dla odmiany założyć bardzo luźne i swobodne kimono zamiast ciasnego, kilkuwarstwowego. Do tego wzory oraz kolory każdy dobierał jak tylko chciał. Kreatywność nieograniczona. Dlatego chodząc po alejkach barwy aż biły w oczy niczym wojownicy sumo.
Obok siebie w równych rzędach stały także rozstawione stoiska z jedzeniem.
Wokoło tylko muzyka, taniec i śpiew.
Istny jarmark, pomyślała Aishinsui.
-Rozejrzyj się, a ja pójdę na spotkanie- rzekł królik.
-Oo, a ja myślałam, że ty też lubisz się zabawić- wycedziła z uśmiechem.
-Dołączę do ciebie później- obiecał.
-W porządku, tylko jak mnie znajdziesz?
-W południe czekaj na mnie na placu głównym.
-Dobrze.
Nagle do dziewczyny podbiegł mały chłopczyk. Miał może z dziesięć lat, wyglądał jak biały kot domowy rasy Maine Coon. Miał na sobie brązowe kimono.
Widząc Aishi jako przedstawicielkę gatunku ludzkiego, napuszył futro jakby je naelektryzował.
-Jesteś człowiekiem- zauważył z szerokim uśmiechem wpatrując się w dziewczynę jak w bóstwo.
-Owszem- potwierdziła wojowniczka schylając się i opierając ręce o kolana. Odwzajemniła uśmiech.-A ty kotkiem. Jak się nazywasz?
-Akio. A ty?
-Aishi. Zgubiłeś się?
-Nie. Szukam kogoś do tańca.
Dziewczyna zamrugała dwa razy po czym kładąc prawą rękę na piersi, schylila głowę.
-Będę zaszczycona mogąc być pana partnerką w tańcu- powiedziała z prześmiewczym tonem.
Akio rozpromienił się. Aida wyprostowała plecy zwracając się do Miyamoto:
-Cóż, Usi, w tej sytuacji muszę cię pozostawić samego.
Usta królika dotknęły policzków.
-Nie robię przeszkód- odrzekł.
Akio wziął Aishinsui za rękę ciągnąć w wir zabawy.
Rōnin odwrócił się patrząc na biały pałac.
㊗
Usagi wszedł przez główne drzwi do środka. Miał w planach zobaczyć się jeszcze z władcą Himeji jednak najpierw musiał odnaleźć przyjaciela.
A w zasadzie przyjaciółkę.
Wnętrze budynku wcale się nie zmieniło. Hol jako bardzo duże pomieszczenie, puste. Drewniana podłoga, schody prowadzące na wyższe piętra, wiele wejść do innych pomieszczeń mieszczących się jeszcze na parterze. Górę wejść obijały drewniane szczeble a dopiero później zaczynała się biała ściana. Sufit, a jakże również z drewna, ciemnego. Podbity sporymi belkami a do tego podpart jeszcze kolumnami z drewna.
Miyamoto odetchnął głęboko, pełną piersią. Po raz pierwszy od wielu miesięcy poczuł się w znajomym miejscu.
-Usagi?- rozległ się żeński głos.
Ręka królika spoczęła na pochwie katany. Ostrożnie odwrócił się.
Z portalu po prawej stronie, najbliżej wyjścia ukazała się postać w białym kimonie. Podchodziła do królika wolnym krokiem a następnie przyspieszyła.
Samuraj także ruszył się w jej stronę.
Stanęli naprzeciw siebie skłaniając się. W oczach obojga błysnęło szczęście. Wymienili uśmiechy.
-To naprawdę ty- ciągnęła kobieta.
-Witaj, Akemi- odpowiedział.-Nie zmieniłaś się. Cieszę się, że cię widzę.
-Ja również- rzekła.-Co cię sprowadza do Himeji? Nie śmiem podejrzewać, że Yukata Matsuri.
-Zgadza się. Potrzebuję twojej pomocy.
-Zawsze gotowam ją nieść.**
-Musimy znaleźć sposób aby pokonać Nogitsune.
Akemi skrzywiła nieco wzrok.
-Musimy?- zdziwiła się.
Usagi spuścił głowę, westchnął ciężko po czym ponownie spojrzał na kocicę.
-To nie tylko moja walka. Jest pewna kobieta. Nazywa się Aishinsui Aida. To człowiek.
-Człowiek? Rzadki przypadek.
-W rzeczy samej. Ludzie nie występują już zbyt często. To wymarły gatunek. Jednak i ją, i mnie połączyły dwa cele- jesteśmy najwiekszymi wrogami Nogitsune i chcemy go zniszczyć.
-Skoro tak, chodź za mną.
Akemi odwróciła się kierując z powrotem do portalu, z którego wyszła.
W bibliotece kocica rozłożyła na stole zwój. Pełen był zapisów kenji oraz obrazów.
-Tu powinna być zawarta odpowiedź na twe... Na wasze pytanie- powiedziała.
Zaczęła czytać, a Usagi wsłuchiwał się w jej każde słowo z uwagą.
-Nogitsune jest istotą prawie, że niezwyciężoną. Jedynymi przedmiotami mogącymi zniszczyć demona z czeluści Yomi to:
Stal walki dla ciemności przeznaczona,
Karta kraju ze słońca zrodzona,
Złote znaki sumienia rozpowszechnione,
Te trzy przedmioty do jedności stworzone.
Rōnin schylił się do pergaminu sam czytając zrymowane zdania.
-I nic więcej?- dociekał.
-Jeszcze jest...- Akemi zmarszczyła czoło wczytujac się.-...przepis na sushi? Ahh, ci kopiści.
-A czy nie ma tu jakiegoś innego zwoju?
-Poszukam jednak upłynie trochę czasu. Ty, zapewne, spieszysz się jeszcze na audiencję u lorda Fumio. Wszak był bliskim przyjacielem lorda Mifune.
-Hai.
-Wiec idź do niego. Tymczasem ja poszukam wiadomości.
Samuraj kiwnął głową.
㊗
Aishinsui przegryzła kolejny kęs ciasteczka mochi popijając je zieloną herbatą z czarki. Akio pochłonął już połowę Okonomiyaki***. Jadł w zastraszającym tempie.
We dwoje siedzieli na głazie w Ogrodzie Kokoen patrząc na swe odbicia w czystym stawie.
-Mały, nie tak szybko- przestrzegła kociaka.-Udławisz się.
-Nie ma obawy- odparł wgryzając się ponownie w placek.
-A... Gdzie twoi rodzice?- dociekała.
-Zostali w domu. Nie mieli ochoty na festiwal.
-Rozumiem. Ale pozwolili ci samemu iść?
-Tak. Jestem dość duży by o siebie dbać, nieprawdaż?
Wojowniczka uniosła ręce mimo że obie miała zajęte. Jej wianek z kwiatów wiśni przechylił się nieco.
-Nic nie mówie- zaśmiała się.
Wtedy o jej uszy obił się jakiś dźwięk. Nie był to szum drzew ani oddalony gwar zabawy.
To był syk. Syk węża.
Dziewczyna skierowała wzrok za siebie. Zielony gad pełz w ich stronę.
-Akio, wstań- poleciła mu.
Chłopiec szybko podniósł się z głazu odwracając się. Stanął jak wryty.
-Nie panikuj, nie uciekaj- ostrzegła go.-Po prostu powoli idź w stronę drzew.
Kociak bardzo ostrożnie zrobił krok w bok. Przestąpił na następną nogę powtarzając to.
Aishi wyciągnęła miecz zamierzając się na zwierzę gdy wtem ono podniosło łeb i się wyprostowało. Posiadał kobiecą głowę.
-No nie, Nogitsune, jak mnie słyszysz to weź sobie na te trzy dni urlop i daj mi nacieszyć się spokojem- warknęła w niebo.-Przysyłasz mi Nure-onna?
Nagle yōkai wytrąciła jej ogonem miecz z rąk. Ostrze głupim pechem wpadło do stawu.
-O nie!- zawołała.
Wróciła spojrzeniem do Nure-onna. Otworzyła ona usta obnażajac długie kły i wy puszczając język rozwidlony na końcu.
-Dobra- rzuciła Aida wyciągając zza kimona pergamin.-Załatwmy to szybko.
Yōkai zwinęło ogon w falę po czym naskoczyło na dziewczynę. Aishinsui schyliła się sunąc pod nią. Chwyciła potwora za koniec jego ciała a następnie uderzyła wężem o skałę. Musiała działać jak najszybciej gdyż ogłuszona Nure-onna w każdej chwili ponownie mogła przystąpić do ataku.
Dziewczyna przyczepiła papier do stwora uderzając w niego dwoma palcami.
-Haya!
Wysłannik Nogitsune rozprysł się niczym bańka mydlana. Aishi siadła na trawie oddychając głęboko i poprawiając kwiaty we włosach.
-Aishi-chan!- zawołał Akio.
Podbiegł do niej rzucając jej się na szyję. Przytulila go.
-Wszystko dobrze?- spytała.
-Tak- potwierdził.
-TO AKUMA!- rozległ się czyjś przeraźliwy głos.-TO WIEDŹMA! STRAŻ!!!
Aishinsui nie mogła namierzyć osoby, która wykrzykiwała takie rzeczy. Wiedziała jedynie, że to kobieta.
Nagle ktoś podniósł ją za ramiona ściskając naprawdę mocno. Dziewczyna nie rozumiała co się dzieje.
Dwaj strażnicy pchnęli ją do przodu nadal ściskając jej ręce.
-Zaraz, chwila, o co chodzi?!- zdziwiła się stawiając opór.
-Za uprawianie czarów karze się śmiercią- syknął jeden z żołnierzy.
Były to dwa kojoty w brązowo-złotych zbrojach.
-Jakich czarów?- dociekała.-Nie jestem żadną wiedźmą! Puszczajcie mnie!
㊗
Usagi wziął naprawdę głęboki oddech. Tak głęboki, że mało nie rozerwał płuc. Liczył tym na jakąś namiastkę ulgi, ale poczuł się jeszcze gorzej.
Lord Fumio znany był ze swej dobroci i łaskawości. Był jednym z nielicznych japońskich władców, który wyznawał katolicką religię. Mimo to samuraj nadal nie mógł mieć pewności, iż Fumio nie rozgniewa się na widok żołnierza, który zawiódł i pozwolił zabić jego przyjaciela.
Rōnin pchnął drzwi ostrożnie wchodząc do środka.
Lord Fumio był kojotem. Posiadał złotobrązowe futro. Jego czarne włosy spięte były w kitkę. Ubrany był w bordowe kimono ze złotymi elementami.
Siedział na poduszce na podłodze. Ręce chował w rękawach tak jak czasami robił to Usagi. Wydawał się pochłonięty myślami. Oczy miał zamknięte, a mimo to rozpoznał wojownika.
-Miyamoto Usagi- powiedział spokojnie podnosząc powieki.
Królik wzdrygnął się. Ukląkł na jedno kolano przed lordem i schylił głowę.
-Panie- powiedział.-Ja...
-Nie tłumacz się- mówił dalej Fumio bez cienia złości.-Wiem o całej tragedii. Wina nie była twoja. Rad jestem, że cię widzę.
Wojownika zdziwiło szybkie przejście do rzeczy.
-Jednak i tak chcę przeprosić. Nie wywiązałem się ze swych obowiązków.
-Nie mogłeś przewidzieć zdrady. Zrobiłeś co tylko mogłeś. A ja chciałbym...
Ciąg dalszy wypowiedzi zakłóciły lordowi hałasy dobiegajwce z korytarza.
-A co się tam dzieje?-zdziwił się lord wstając.
Usagi sam odwrócił się zaciekawiony, kto to tak krzyczy.
Mógł domyśleć się od razu.
Otwierane drzwi aż trzasnęły o ściany. Dwaj strażnicy prowadzili, nawiasem mówiąc z wielkim trudem, szarpiącą się Aishi. Choć Miyamoto znał dziewczynę już dobre kilka miesięcy, nie mógł nadziwić się skąd u niej aż tyle siły.
-Puście mnie!- krzyczała nie zaprzestając prób wyrwania się z uścisku.-Żądam adwokata! Racja jest po mojej stronie!
Królik nie potrafił nawet mrugnąć. Widok pojmanej przyjaciółki zszokował go.
Gdy strażnicy stanęli przed Fumio, Aida wreszcie się uspokoiła. Stanęła prosto kierując wzrok najpierw na lorda a potem na Miyamoto.
-Usi- rzekła.-Dzięki Bogu. Możesz powiedzieć tym gościom, że jestem niewinna?
-Miyamoto Usagi, znasz tą dziewczynę?- spytał Fumio.
-Ehh...tak, to moja przyjaciółka- przyznał.
Władca skierował na pojmaną swe spokojne spojrzenie.
-Jaki jest powód aresztowania?- dociekał.
-Panie, to wiedźma- oznajmił jeden ze strażników.-Używała czarów.
-W jaki sposób?
-Zeznano, że walcząc z wężem przyłożyła do niego pergamin i wykrzykując jedno słowo sprawiła, że gad rozprysł się.
Aishi westchnęła ciężko. Usagi zamknął oczy ledwo powstrzując się od wymierzenia sobie ciosu w twarz. Zamiast tego ścisnął palcami nos przy kącikach oczu.
-Czy możesz to wyjaśnić?- spytał lord.
-Owszem- odparła.-Ten wąż był wysłannikiem z Yomi. Konkretnie Nure-onna. Wyrzuciła mój miecz do wody, więc użyłam techniki bardzo zbliżonej do magii, jednak efekty dzieją się za pomocą mojego umysłu, w skupieniu i sile własnej woli.
-Możesz zademonstrować?- dopytywał Fumio.
-Przykro mi, ale niestety wykorzystałam zapas swych pergaminów- odrzekła.
Wystarczyło, że lord parsknął palcami a przed dziewczyną usypała się niewielka ilość wąskich papierów podanych przez służbę.
-Puśćcie ją- rozkazał władca strażnikom.-Chcę zobaczyć co potrafi.
Żołnierze posłusznie zabrali ręce. Aishinsui uklękła przed pergaminami biorąc do ręki jeden. Wyciągnęła zza kimona pędzelek z wiecznie nieschnącym atramentem, który nigdy nie budził ubrania dziewczyny.
Wojowniczka napisała kilka znaków po czym przycisnęła palce do papieru na ziemi wypowiadając słowo.
Chwilę potem w tym miejscu wyrósł tulipan. Wszyscy rozszerzyli oczy ze zdumienia.
-I twierdzisz, że to nie magia?- zdziwił się lord.
Aida pokiwała głową. Fumio zastanowił się przez chwilę.
-Wchodząc tu wypowiedziałaś słowa "Dzięki Bogu"- przypomniał.-Jesteś wiary katolickiej?
-Tak- potwierdziła.
Usagi uniósł brwi. Nie wiedział, że Aishi jest katoliczką. Nie wiedział nawet, że jest wierząca.
-Dobrze się składa- rzekł lord.-Usagi, czy jesteś przekonany o niewinności tej kobiety?
-Klnę się na własne życie- odparł bez namysłu.
-Dobrze- ciągnął.-A zatem...
-Aishinsui Aida- podpowiedziała mu po czym się skłoniła.-Mój panie.
-...Aishinsui Aido, nie potrafię wydać wyroku jednogłośnie- wyjawił.-Musimy pozostawić to Bogu. Jeszcze dziś przejdziesz sąd Boży, ordalia. Konkretnie- próbę żelaza. Do tego czasu będziesz przebywać w celi.
Dziewczyna w sekundę zbladła jak ściana. Jej oczy stały się tak małe jak ziarna grochu. Ledwo trzymała się od upadku.
-Ordalia- powtórzyła cicho z tonem paniki.-Próba żelaza... Nie, nie błagam...
Strażnicy ponownie złapali ją za ramiona dźwigając do góry i wyciągając z pomieszczenia. Usagi odprowadził ją wzrokiem.
㊗
Wojowniczka podkuliła kolana oplatając je rękami. Zdała sobie sprawę, że nadal ma na głowie wianek z kwiatów wiśni. Ściągnęła go patrząc na różowe płatki.
W celi panował chłód. Kamienne ściany i trochę słomy, to wszystko co miała. Stalowe kraty trzymały ją w zamknięciu.
Usłyszała kroki. Nie musiała podnosić wzroku by wiedzieć, kto ją odwiedził. Rozróżniała częstotliwość i siłę stawianych stóp.
Miyamoto usiadł przy kartach.
-Aishi-san, wszystko w porządku?- spytał.
-Musiałam kretyńsko wyglądać z tymi kwiatami gdy mnie przesłuchiwał- prychnęła kierując wzrok na samuraja.-Lord Fumio to ten przyjaciel, o którym mi wspomniałeś?
-Nie. Lord Fumio to przyjaciel mojego dowódcy.
-Nic nie mówiłeś, że byłeś w armii.
Królik wolał to przemilczeć.
-Wytłumacz mi, na czym polegają ordalia?- poprosił.
Wojowniczka przysunęła się do krat.
-To coś w rodzaju "dobrowolnej" tortury. W moim przypadku muszę dotknąć rozżarzonego żelaza. Zasada polega na tym, że jeśli rana po oparzeniu zacznie się goić oznacza to, że jestem niewinna bo Bóg jest po mojej stronie. Lecz jeśli obrażenie zgnije, będę musiał przyjąć na siebie wyrok lorda Fumio.
-Jesteś jedną z najsilniejszych osób jakie znam. Dasz sobie radę.
-Właśnie tego nie jestem pewna. Usi... Panicznie boję się ordalii. To potworne katorgi. Za każdym razem boli coraz bardziej.
Rōnin zmarszczył czoło.
-Za każdym razem?- powtórzył.
Aishinsui skierowała na niego przerażony wzrok po czym wbiła go w podłogę.
-Usagi-san, to nie są moje pierwsze ordalia- wyjawiła.
-Jak to?- nie rozumiał.
Aida zaczęła powoli ściągać rękawiczki z rąk. Robiła to tak, by Miyamoto jeszcze niczego nie widział.
Wyciągnęła dłonie miedzy kraty do niego. Usagi rozszerzył oczy.
Skóra była sucha u jednej i drugiej. Pokryta licznymi bliznami, niektóre jeszcze czerwone. Miejscami ręce były zsiniałe. Zostały mocno zmasakrowane.
-Nie martw się, już nie bolą- rzekła.
Samuraj wziął jej dłonie w swoje po czym popatrzył na nią z przerażeniem.
-Ile razy już to przechodziłaś?- dociekał.
-Dwanaście- odparła.
Usagi nie mógł dać wiary, że ona to wszystko wytrzymała. Tyle razy palono jej skórę, a teraz ponownie musi przejść przez to piekło.
-Obawiam się, że z tak licznymi bliznami tym razem oparzenia się nie zagoją- wyznała.
-Muszą- wyrwał.-Przecież ty nie jesteś wiedźmą.
-Wiem, ale cóż zrobić gdy lud się boi.
-Masz nadzwyczajną technikę walki, ale nie władasz magią.
-Tak właściwie to sama nie wiem...
-Co? Przecież...
-Nagiełam trochę prawdę. Nie wiem jak działa ta technika, ale z pewnością nie jest magią.
-Dlaczego pozwoliłaś by tak często cię raniono?
-Zawsze starałam się wytłumaczyć swe działania. Chciałam udowodnić, że jestem niewinna. Ale zawsze kierowano mnie na ordalia.
Rōnin schował jej ręce w swoich.
-Będę tam z tobą- wyjawił.
-Słucham?- Aishi spojrzała na niego ze znakiem zapytania.
-Stanę obok ciebie.
-Nie możesz.
-Mam pozwolenie od Lorda Fumio.
-Nie chcę, żebyś na to patrzył.
-Choć raz niech ktoś będzie z tobą. Nie będziesz aż tak cierpieć.
Dziewczyna zamrugała z niedowierzaniem, ale i ulgą.
-Zrobisz to dla mnie?- dociekała.
Królik kiwnął głową.
㊗
Cały gwar jaki tylko panował na festiwalu nagle zamilkł. Nie było słychać muzyki. Śmiech zniknął.
Aishinsui prowadzona przez strażników już tylko myślała, jak bardzo będzie bolało. Zastanawiała się, czy i tym razem zdoła ustać na własnych nogach czy po raz pierwszy się złamie.
W razie czego obok mogła liczyć na Usagiego. Ten stał już na drewnianym podwyższeniu przy kacie rozgrzewającym płytkę żelaza na drągu.
Dziewczyna zbladła widząc czerwony, gorący metal. Strażnicy po doprowadzeniu jej, odeszli.
-Zdejmij rekawiczkę lewej ręki- rzekł grubym głosem kat.
Aida nie mogła rozpoznać jakim stworzeniem był. Ubrany cały na czarno nie pozostawił żadnej cechy rozpoznawalnej.
Ściągnęła powoli za palce rekawiczkę okazując wszystkim okropny stan swej dłoni.
Kata to jednak nie wzruszyło. Postawił rozżarzoną płytkę pod palce wojowniczki. Aishi nagle zapomniała jak się oddycha.
-Jesteś gotowa?- spytał Usagi.
-Jeżeli zemdleje, złap mnie- poprosiła.
Samuraj skinął głową.
Aishinsui odzyskała dech. Nabrała powietrza drżącymi płucami zaciskając rękę na zaczerwienionym metalu.
W pierwszej chwili przebiegł po niej zimny impuls powodujący torsje. Potem dopiero nastąpił prawdziwy ból. Całe gorąco przeniknęło do niej. Dosłownie czuła jak skóra topi się pod żelazem.
Zacisnęła zęby najmocniej jak tylko umiała powodując dodatkowe cierpienie spowodowane bólem szczęki. Wreszcie otworzyła usta, jednak wydała z niego niemy krzyk. Po policzku spłynęła jej łza. Ognisty uścisk dalej wypalał jej rękę.
Nagle osunęła się na ziemię tracąc świadomość. Miyamoto dosłownie w ostatniej chwili ją złapał. Poczuł ulgę, że przyjaciółka ma to za sobą.
W milczeniu wziął ją na ręce kierując się znów do pałacowych cel.
㊗
Pomimo wielu godzin od ordalii, Aida wciąż się nie budziła. Leżała na stosie słomy z poparzoną reka daleko od siebie.
Samuraj stał przy niej oparty o ścianę po drugiej stronie krat.
Wtem usłyszał czyjeś kroki. Odwrócił wzrok w stronę wyjścia.
Lord Fumio jak zawsze dostojnie i dumnie kroczył coraz bliżej Usagiego. Rōnin błyskawicznie stanął wyprostowany po czym skłonił się.
-Panie- powiedziała.
-Twa przyjaciółka wykazała się odwagą jakiej jeszcze nigdy nie widziałem- przyznał.-Podczas próby żelaza nawet nie jęknęła. Bóg z pewnością wynagrodzi jej to cierpienie. Proszę.
Podał królików słoik.
-To specjalna maść łagodząca oparzenie- wyjaśnił.-Nie żałuj, nakładaj obficie.
-Arigatougozaimasu- odrzekł samuraj.
-Jeszcze jedna rzecz. Jeśli jesteś teraz rōninem, a Aishinsui musi odpocząć w godziwych warunkach... Może zechciałbyś wstąpić w szeregi mojej armii i zostać mym osobistym strażnikiem?
Usagi rozszerzył zaskoczone oczy.
-Panie, to dla mnie prawdziwy zaszczyt, jednak muszę odmówić- odpowiedział bez zastanowienia.- Znam Aishinsui i wiem, że nie będzie chciała tu zostać. Nie po tym co przeszła. Ja również nie jestem gotów by podjąć tak ważną funkcję.
-Rozumiem. Mimo to zastanów się. W moich szeregach zawsze jest dla ciebie miejsce. Dla was oboje.
Królik skłonił się ponownie.
Fumio podszedł do krat otwierając je kluczami.
-Możecie odejść kiedy tylko chcecie- dodał po czym odszedł.
Wojownik nie zastanawiając się ani sekundy. Wszedł szybko do celi klękając przy Aishi. Otworzył słoik. Wziął na dwa palce sporą ilość żółtawej, tłustej substancji kładąc ją na dłoń przyjaciółki i rozprowadzając po obrażeniach.
Nagle ręką drgnęła. Rozległ się syk. Aishinsui uniosła głowę kierując wzrok na przyjaciela.
-Witaj z powrotem- rzekł.
-Już?- spytała.-Po wszystkim?
-Tak, spokojnie. Nie ruszaj dłonią.
Dziewczyna popatrzyła na maść.
-Cuchnie- stwierdziła.-Fuj...
-Nic nie poradzę- odpowiedział.
Wojowniczka otarła czoło z potu.
-Usagi, zabierz mnie stąd- rzuciła.-Jak najdalej od tego miasta.
-Zabiorę, tylko odpocznij- obiecał.
-Usagi- rozległ się głos trzeci.
Królik zwrócił wzrok na kraty.
-Akemi- rzucił.
Podszedł do niej.
-Przykro mi, ale niczego nie znalazłam- wyjaśniła.- Przyszłam tylko przekazać, że gdybyście chcieli już ruszyć, czeka na was koń.
㊗
Usagi wsadził Aishi na siodło a potem sam siadł za nią. Dziewczyna oparła się o jego ramię.
-Jesteś pewna, że dasz radę?- dopytywał.
-Usagi, przestań- syknęła.-Chcę stad jak najszybciej odejść.
-Zaczekajcie!- krzyknęło jakieś dziecko.
To był Akio. Podbiegł do nich bardzo szybko.
-Aishi, weź to- powiedział.
Wyciągnął do niej rękę zaciśniętą w pięść. Dziewczyna podała mu swoją. Kociak przekazał jej coś.
Była to drewniana, niewielka tabliczka na rzemyku z wyrytymi znakami kenji oznaczającymi odwaga.
-Dziękuję- powiedziała.
-Nie ma za co- odrzekł.
Wymienili uśmiechy.
-Żegnaj Akio.
-Sayonara Aishi.
Usagi ruszył z miejsca. Dziewczyna obracała w ręce wisiorek.
-Aishi, mogę o coś spytać?- dopytał samuraj.
-Tak- potwierdziła.
-Dlaczego w ogóle żelazo cię rani? Strzała ani miecz tego nie potrafią.
-Ostrze zadaje szybką śmierć. Ogień trawi wszystko.
Nawet najgorsze yōkai go nie pokonają.
Usagi chciał jeszcze coś dodać, ale Aishi zdążyła już po prostu zasnąć.
...................
*Yukata Matsuri- znany festiwal w Himeji. Trochę przekłamałam fakty, gdyż akcja dzieje się w XVII wieku a pierwszy festiwal odbył się jakieś 150 lat później. Sam festiwal mówi wiele o położeniu bohaterów oraz dacie. Znajdują się na wyspie Honsiu w przedziale 22-24 czerwca.
**to nie błąd xD
***Okonomiyaki- ryżowe ciasteczka japońskie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top