I
Deszcz uderzał w zielone liście poruszane przez wiosenny wiatr. Panowała szaruga i niechciana smutna pogoda. Błoto skwierczało pod stopami. Nikomu nie chciałoby się iść w takich warunkach przez las.
Nikomu poza rōninem. On wiecznie był w drodze. Nie przeszkadzała mu ulewa, skwar czy siarczysty mróz. Szedł dalej.
Usagi schował ręce w rękawy górnej części swego stroju przypominającego kimono koloru pociemniałego nieba. Wcześniej opuścił nieco kasa- słomiany, japoński kapelusz- na oczy.
Dwie katany przytwierdzone do jego pasa co chwila zderzały się ze sobą.
Wiatr dmał mu w twarz jednak on nie uginał się pod jego naciskiem. Stawiał krok za krokiem.
Wtedy jego długie, królicze uszy wykryły słaby szmer. Jednakże Usagi miał bardzo wyczulone zmysły. Dźwięk może dochodził z daleka, ale wojownik wiedział, że musi zachować maksymalną ostrożność.
Powoli wyciągnął rękę z rękawa kierując ją w stronę rękojeści katany. Dotykając opuszkami palców materiału okalającego część miecza, usłyszał ten sam szmer, lecz już o wiele głośniejszy. Zbliżał się.
Miyamoto starała się nie wzbudzać pozorów, dlatego jego ruchy były tak mozolne.
Bieg. Coraz szybszy bieg. Małe stopy. Strach. Płacz. Wszystko zawarte w tych szmerach.
Nagle coś uderzyło w nogę samuraja. Ten zachwiał się jednak nie stracił równowagi. Spojrzał w dół w prawą stronę. Jego nogawki kurczowo trzymał się mały irbis. Może niespełna sześcioletni. Miał na sobie brązową bluzkę japońskiego kroju, a także brunatne spodnie związane przy końcu łapek tasiemkami.
Usagi zabrał rękę z katany. Mały irbis popatrzył na niego załzawionymi oczami, które wręcz błagały o pomoc.
Rōnin klęknął przy nim pytając:
-Co się stało?
-Moja mama- załkał pokazując na zarośla.
Królik spojrzał na krzaki marszcząc czoło. Bez chwili zawahania ruszył w ową stronę. Rozsunął liście dostrzegając dorosłą samicę irbisa na kolanach. Oddychała ciężko. Widać było, że cierpiała. Jej bordowy kimono było odarte. Z boku ciekła krew.
Usagi w sekundę znalazł się przy kobiecie.
-Ostrożnie- rzekł spokojnie.- Usiądź.
Zrobiła to, o co ją poprosił.
-Nie obawiaj się, nie zrobię ci krzywdy- zapewnił.
Obejrzał jej obrażenie. Nie wyglądało to za dobrze. Samuraj zerwał kilka liści aby opatrzeć ranę po czym przewiązał je strzępem własnego pasa.
-Dziękuję ci, panie- odpowiedziała kobieta.
-Co się stało?- dopytywał wojownik.- Kto ci to zrobił?
-Ja i mój syn jesteśmy od wielu dni w drodze- wyjaśniła.- Uciekliśmy z własnej wioski, którą zniszczył...
-Nogitsune- dokończył za nią zaciskając rękę w pięść.
-Tak- potwierdziła.
-Nie możesz iść w takim stanie. Czy jest tu w pobliżu jakiekolwiek miejsce na nocleg?
-Zdaje się, że kilka metrów na wschód znajduje się gospoda.
-Wspaniale.
Usagi wstał z kolan schylając się i biorąc ranną na ręce. Wtedy też dotarł do nich jej synek.
-Nie martw się, twoja mama wydobrzeje- pocieszył go z uśmiechem na ustach.
Malec odwzajemnił ten gest. Chłopiec poszedł krok w krok za rōninem.
㊙
Kilka minut później dwójka ujrzała budynek. Nie odznaczał się zbyt wielkim przepychem jednak była to w końcu tylko karczma, zajazd. Ściany zrobione były jedynie z desek lecz dach w typowo japońskim stylu. Okna zostały zamknięte okiennicami. W taką pogodę to było normalne.
Ranna kobieta na rękach Usagiego z powodu wykończenia już dawno straciła przytomność. Jej syn dygotał z zimna. Królik musiał jak najszybciej znaleźć się w środku.
Otworzył drewniane drzwi z hukiem. O dziwo nie zwrócił tym na siebie uwagi nikogo prócz karczmarza.
Był to chudy pies z oklapłymi uszami. Od razu odszedł od lady podbiegając do samuraja. Miyamoto przekazał na jego ręce ranną.
-Zajmij się nią- polecił mu Usagi.-Przynieś ciepły posiłek i koce.
-Tak jest- odparł szybko pies.
Poszedł z nią na wyższe piętro.
Rōnin zorientował się, że mniejszy irbis nadal stoi przy nim przestraszony.
Wojownik klęknął przy nim.
-Nie bój się- rzekł.- Jesteście już bezpieczni. Możesz iść do mamy.
-Dziękuję- pisnął malec skłaniając się mu.
Królik skinął głową. Chłopczyk zniknął mu z oczu w kilka sekund.
Utrudzony rōnin zasiadł przy jednym ze stołów. Milczał.
-Czy mam coś podać?- spytał drugi pies, zapewne pomocnik karczmarza.
-Herbatę- rzucił.- Zieloną.
Samuraj nawet na chwilę nie uniósł głowy, jednak czuł, że wszedł do mrowiska. W tym lokalu siedział kryminalista na kryminaliście, zbój na zbóju. Miyamoto musiał zachować ostrożność.
Po chwili postawiono przed nim jego zamówienie. W czarce parzył się zielony napój. Usagi wziął naczyniew obie ręce, dmuchając i powoli pijąc.
-Słuchaj laleczko- rozległ się męski głos uderzający w uszy jak młot.-Nie zamierzam się z tobą chandryczyć. Zabieraj swój tyłeczek i wynocha z mojego miejsca!
Rōnin dyskretnie zerknął w lewo. Przy stole siedziała młoda kobieta. Była człowiekiem. Spokojnie piła coś z czarki nie zwarzając na umięśnionego, natrętnego tygrysa.
-Czy gdzieś jest napisane, że to twoje miejsce?- spytała umiarkowanie.
-A widzisz te ślady pazurów?!- krzyknął pokazując na blat stołu.-Są moje!
-To mogą być ślady równie dobrze kogoś innego- mówiła.-Rozejrzyj się. Na każdym drewnie w tym budynku są zadrapania.
-Śmiesz twierdzić, że kłamię?!
-Ja jedynie stwierdzam fakt.
-Nie no, żadna baba nie będzie mi ubliżać!
-Nie ubliżam ci. W przeciwieństwie do ciebie.
Tygrys w końcu się wkurzył i wytrącił jej z rąk czarkę. Herbata wylała się na podłogę. Dziewczyna jednak nawet nie drgnęła. Usagi natomiast zauważył, że wyciąga zza ciemnego pasa papier.
-Niepotrzebnie to zrobiłeś- rzekła beznamiętnie.-Radze ci szukać toalety.
-Co?- zdziwił się oprawca.
Nagle dziewczyna przyczepiła mu papier do brzucha po czym dotknęła go dwoma palcami szepcząc:
-Haya*.
Wtedy tygrys skulił się jakby zaraz w jego wnętrznościach miała nastąpić katastrofa. I zdaje się, że już zaczęła postępować. Natarczywiec wybiegł z karczmy jak opatrzony.
Młoda kobieta uśmiechnęła się pod nosem. Wstała zakładając na głowę słomiane kasa. Zostawiła na stole kilka monet i opuściła lokal.
Samuraj zaciekawiony jej umiejętnością także pozostawił zapłatę ruszając za nią.
Deszcz już nie padał jednak gdzieś w oddali dało się słyszeć pomruki burzy. Rōnin chował się po zaroślach byle tylko wojowniczka go nie usłyszała. Była istotą doprawdy dziwnego ubioru. Posiadała jednocześnie ciemnoczerwony kostium okrywający ją od stop po szyję łączony z czarnymi butami jako jedno, jak i połowę bardzo jasnofioletowego kimona, które powiewało na wietrze.
Nagle Usagi poślizgnął się na mokrej trawie. Dosłownie w ostatnim momencie złapał się pnia drzewa, aby pozostać w ukryciu. Schylił głowę sprawdzając czy jego stopy trzymają się pewnie na podłożu a gdy ją podniósł, nieznajomej nie było.
Samuraj rozszerzył oczy zdziwiony. Wychylił głowę zza drzewa rozglądając się za dziewczyną. Nie słyszał jej kroków. Gdyby tak było, ruszyłby jej tropem. Szum liści i ciche grzmoty w oddali, to wszystko.
Miyamoto wyszedł z ukrycia. Dla pewności jeszcze raz przeszukał okolicę wzrokiem. Schował ręce w rękawy.
I wtedy poczuł ucisk na szyi. Coś mu ją oplotło i nie zamierzało puścić. Królik odruchowo złapał za tajemniczą linę. Rozdrabniała się miedzy jego palcami. W sekundę rōnin wzleciał do góry, do koron drzew.
Upadł na grubą gałąź. Ktoś złapał go od tyłu za bluzkę, posłał na pień drzewa przytrzymując przedramieniem na klatce piersiowej.
Usagi otworzył oczy. Waraji nieco zasłaniało mu widok, ale bez problemu dostrzegł kto go zaatakował.
-Spokojnie- wykrztusił.
-Milcz!- krzyknęła dziewczyna zaciskając zęby.-Przysłał cię Nogitsune, tak?!
-Nie- krztusił się własnym głosem Usagi.
-Łżesz!- syknęła.
-Puść mnie to... w-wszyst...
Nie mógł już złapać tchu, a wojowniczka zaciskała swoją linę na nim coraz mocniej.
-Proszę cię... przes... przesta...
Dziewczyna mrużyła oczy coraz bardziej. Miyamoto czuł, że go zaraz zabije.
Ucisk na szyi zaczął się niespodziewanie rozluźniać. Wreszcie sznur usunięto. Samuraj padł na gałąź ciężko kaszląc i łapiąc za bolące miejsce.
-Jeżeli nie jesteś sługusem Nogitsune, to kim?- spytała ostro kobieta.
Rōnin uniósł głowę. To co go dusiło to nie była lina. Dziewczyna trzymała w ręku własne ciemnoblond włosy. Kurczyły się powracając zapewne do wstępnej długości. Teraz sięgały do połowy talii.
Wojowniczka nie była jednak zupełnie przekonana do nowo poznanego. Wyciągnęła katanę przytwierdzoną do pasa po lewej stronie. Wymierzyła koniec ostrza miedzy oczy samuraja.
-Wstań- rzuciła.-Tylko bez sztuczek.
Usagi westchnął ciężko podnosząc się.
-Zapewniam, nie mam zamiaru cię krzywdzić- zarzekał się.
-Dobra, dobra, zapewniaj sobie miejsce na cmentarzu, nie mnie- prychnęła.-Po kiego czorta mnie śledziłeś?
-Na pewno nie po to, by z tobą walczyć- odrzekł.-Zaciekawiła mnie twoja dziwna technika, której użyłaś tam, w karczmie.
-Ciekawość pierwszym stopniem do Yomi**, słyszałeś takie powiedzenie?- rzuciła ironicznie.
-Owszem, lecz to co zrobiłaś nie było zwyczajną, normalną techniką walki. Używasz magii.
-Nie muszę ci się tłumaczyć z moich taktyk. Facet mnie wkurzył to dałam mu nauczkę.
-No właśnie. Co mu zrobiłaś?
Dziewczyna zaczęła się powoli uśmiechać aż w końcu ku zdziwieniu Miyamoto wybuchła śmiechem. Zabrała swój miecz z głowy królika opuszczając go w dół. Zakryła usta ręką by stłumić chichot. Spojrzała na rōnina.
-Ten Pan Wielki Wrzask nie wyjdzie z krzaków przez tydzień- wyjaśniła. -Ma poważne rozwolnienie.
Usagi odkaszlnął by także się nie zaśmiać. Dziewczyna opanowała się chwilę po czym wreszcie schowała miecz.
-W porządku- powiedziała opanowana.
Wojownik odstąpnił od pnia drzewa stając teraz już pewnie na nogach.
-Wspomniałaś coś o Nogitsune- przypomniał jej.-Dlaczego wzięłaś mnie za jego sługę?
-Jego poplecznicy i łowcy głów polują na mnie od dłuższego czasu. Jestem na celowniku.
-Podobnie jest ze mną. Numer jeden na jego czarnej liście.
-Ex aequo ze mną.
-Czym mu zawiniłaś?
Wojowniczka posłała mu spojrzenie mrużąc oczy.
-Nie bardzo mogę powiedzieć.
-Rozumiem. Nie chciałem być wścibski.
-Nic nie szkodzi. A ty? Dokąd idziesz?
-Do nikąd. Po prostu idę.
-Tak? To tak samo jak ja.
-Może los nas postawił na drodze.
-Raczej przypadek. Wiem, do czego zmierzasz. Nigdy nie przyłączyłabym się do nieznajomego, ale to chodzenie bez celu samej jest już nurzące.
-A wiec?
Dziewczyna westchnęła ciężko.
-Ale tylko na próbę. Nogitsune zacznie wysyłać podwojone armie na nas oboje.
-Dlatego powoli będziemy się do niego zbliżać.
Wojowniczka spojrzała na niego zdziwiona.
-Przejrzałeś mnie?
-Taka osoba jak ty raczej nie uchyla się przed walką z natarczywcem.
-Hahaha, się uśmiałam.
-Mówię poważnie. Nazywam się Miyamoto Usagi.
Młoda kobieta posłała mu krzywy uśmiech podając mu rękę. Królik uścisnął ją.
-Jestem Aida Aishinsui.
.........
Zadziwiające! Piszę opowiadanie, w którym występuje postać z TMNT jednak nie występuje tu żaden z żółwi!
Co nie oznacza, że nie będzie ciekawie 😉
A, żeby nikt nie oskarżył mnie o kradzież. Aishi posiada umiejętności m.in. Czarownicy z Zakazanego Królestwa (włosy) oraz Czarodziejki z Marsa z Sailor Moon (kartki z japońskim znakami).
*haya- (jap.) teraz
**Yomi- Kraina Ciemności, japońskie piekło
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top