XX

     -W jakim jest nastroju?- zapytał Usagi, zmierzając przez długi korytarz, pełen lampionów.

     Drewniana podłoga skrzypiała pod ich stopami. Weszli schodami na górę, po czym skierowali się  w lewo. Miyamoto próbował ukryć, że nieco denerwuje się spotkaniem z lordem Fumio. Miał się z czego tłumaczyć przed swoim panem, ale liczył na jego łaskę.

    - Módl się, żeby cię nie zdegradował - odrzekła Akemi, spoglądając na niego kątem oka.

    Dotarli do głównej sali, gdzie czekał już ich przełożony. Kobieta pchnęła wielkie, ciężkie, drewniane drzwi z dekoracyjnymi elementami wykonanymi ze szczerego złota. Usagi przełknął ślinę.

    Zobaczyli Fumio siedzącego skrzyżne na szerokim tronie, mieniącym się srebrem i złotem. Za ogromne zasługi dla cesarza, prefektura Himeji rozwijała się dynamicznie i w coraz lepszą stronę, dlatego też pałac Fumio opływał w dostatek a poddanym nie brakowało niczego.

   Kojot zmierzył swojego ochroniarza tak przeraźliwym spojrzeniem, że sama śmierć bałaby się zabrać go do Yomi. 

    - Podejdźcie- rzekł stanowczo.

   Oboje zbliżyli się do lorda, schylili się i uderzyli pięściami prawych dłoni w lewą pierś.

    - Akemi, powinienem cię odprawić, jednak chciałbym, abyś pozostała - powiedział, wstając z tronu. - Żebyś w razie potrzeby powstrzymała mnie przed zrobieniem mojemu ochroniarzowi czegoś, czego osobie na moim stanowisku nie przystoi.

    - Jest wściekły - rzucił w myślach Usagi.

    Czuł, że się poci.

     Akemi schyliła głowę, po czym się wyprostowała i odeszła na bok sali, pod jedną z drewnianych kolumn.

      - Spocznij, żołnierzu- rozkazał lord.

     Usagi wyprostował się jak struna koto*.  Fumio założył ręce do tyłu, zaczynając okrążać podwładnego.

     - Jesteś moim najbardziej zaufanym człowiekiem, generale Miyamoto- zaczął bardzo wyniosłym tonem. - Bez zająknięcia wypełniałeś każdy mój rozkaz i dokładałeś wszelkich starań w kwestii mojego bezpieczeństwa. Przewidywalność nie zawsze jest złą cechą a nieprzewidywalność nie zawsze dobrą. Ty jesteś właśnie doskonałym tego przykładem. Byłem pewien, że nie zaskoczysz mnie niczym, chyba, że w pozytywny sposób. Tymczasem ty dopuściłeś się takiego czynu, że z miejsca powinienem zdegradować cię do rangi Tai-i (kapitan).

     Usagi stał nieruchomo z niewzruszoną minął. Wewnątrz niego jednak wszystko się trzęsło. Stracenie swej pozycji i obniżenie jej o sześć stopni było prawdziwą zniewagą i hańbą. Jednak zdawał sobie sprawę ze swojego czynu. Co prawda zginęło niewielu, Fumio nadal żył, ale jednak Miymoto złamał rozkaz.

    - Zmieniłeś całą strategię ataku i nie poinformowałeś mnie o tym- przypomniał mu. - To mogło się skończyć ogromną liczbą ofiar, wśród nich mógłbym być także i ja. Jednak zanim cokolwiek postanowię, dam ci szansę się wytłumaczyć.

    Królik wziął głęboki wdech.

    - Zwiadowca poinformował mnie na kilka minut przed bitwą, że wojska Fenga Li przegrupowały się- odrzekł, patrząc w jeden punkt naprzeciw siebie.- Kierując się ustaloną taktyką, już pierwsza ofensywa wpadłaby w pułapkę chińskich oddziałów. Atak skazany zostałby na porażkę. Początkowo plan był, aby atakować od wschodu i zachodu, ale część żołnierzy ustawiło się na północy. W ten sposób utorowalibyśmy im drogę do ciebie, panie. Dlatego też błyskawicznie zmieniłem koncepcję i poleciłem przekazać ją wszystkim generałom oraz tobie. Jednak posłaniec został postrzelony z łuku, nim dotarł do ostatniego dowódcy. Gdy ashigaru sha ruszyli, wiadomość o jego śmierci doszła do mnie. Dlatego musiałem wrócić z częścią oddziałów do ciebie. Panie, ja też ma na uwadze życie tych żołnierzy. Twoje w szczególności. Nie działam pochopnie, wiesz o tym. Nie zamierzam przypisywać sobie żadnych zasług, jednak winieneś przyznać, że ocaliłem wiele istnień.  

     Fumio przyglądał się bacznie swojemu ochroniarzowi i z uwagą wsłuchiwał w każde jego słowo. Zacisnął ręce na plecach. Spuścił głowę, ciężko wzdychając. Pokręcił nią bezradnie.

    - Przyznaję, generale Usagi - odrzekł. - Z tego, co mówisz wynika, że nie była to twoja wina i robiłeś co mogłeś, aby załatać dziurę w rwącym się materiale. 

      Usagi kiwnął głową.

    - Zaryzykowałeś dla mnie własne życie, byłeś ciężko ranny - dodał. - Chwilowo mamy spokój z chińskim oddziałami. Cesarz wystąpił także o roczne zawieszenie broni. Japonia musi podnieść się z ruin, żołnierze powinni odpocząć. Dlatego ciebie także odsyłam na pół roku z pałacu.

     - Słucham?- Usagi pożałował, że ma długie uszy i dobry słuch. - Panie, ale...

     - To jest rozkaz, generale Miyamoto!- zagrzmiał lord.- Powinieneś odpocząć. Nie zdasz się na wiele, gdy rana na boku wciąż będzie ci doskwierać. Wróć do domu, ciesz się spokojem. Długo on nie potrwa. Akemi przejmie na ten okres twoje obowiązki. To będzie też czas dla mnie, abym mógł postanowić co z tobą zrobić. 

      - Jak rozkażesz, tono-sama** - powiedział, skłaniając się.

      - Twoja rodzina zapewne czeka na ciebie z utęsknieniem - dodał. - Pokaż im, że nie tak łatwo cię złamać. Możesz odejść.

      Usagi złożył lordowi żołnierski skłon. Ten sam, który zrobił, gdy tu wszedł i wyszedł z sali.
     Akemi także się skłoniła, kierując do drzwi.

    - Akemi, zaczekaj - zatrzymał ją kojot.

    Kobieta błyskawicznie odwróciła się w jego stronę.

     - Nie śmiałem go o to pytać, ponieważ jest to ponoć dla niego bardzo drażliwy temat - szepnął.- Ale pamiętam, że niegdyś przybył tu dwukrotnie z pewną ludzką dziewczyną o imieniu Aishi. Wiesz, co się z nią stało? 

      - Tak, ale... Usagi prosił, bym nikomu nie mówiła- zawahała się kocica.

     - Nie ma obaw, to zostanie między nami - zapewnił ją.

   Akemi spojrzała w stronę drzwi, po czym wróciła spojrzeniem do przełożonego.

     - Usagi ostatni raz widział Aishi przeszło trzy lata temu. Mówił, że był wówczas w innym kraju i toczyli zaciekłą batalię z Nogitsune. W czarnej godzinie Aishinsui osłoniła go i zmarła na jego rękach. Jednak później pojawiła się nadzieja, iż w niezwykły sposób, za sprawą jej umiejętności, udało jej się przeżyć. Usagi jednak nigdy nie próbował jej szukać. Przybył do ciebie, aby poświęcić się służbie i zapomnieć.

    - Dlaczego jej nie szukał? Zdawała się być mu bliska.

    - Niecały rok przed jej śmiercią, czy też może nagłym zniknięciem, ich relacja uległa negatywnej zmianie. Ale zdążyli się także pogodzić. Usagi mówił, że mimo to nie wrócili do poprzedniej więzi. 

     - Rozumiem. Chciał, aby każde z nich poszło w osobną stronę.   

     - Dokładnie.

     - Dziękuję ci, Akemi. Możesz odejść.

  Kocica skłoniła się, opuszczając Fumio.

   Domknęła drzwi, odwracając się w stronę korytarza i ciężko wzdychając.

   - Nie sądziłem, że ty także odznaczasz się kobiecym stereotypem długiego języka - burknął nagle Usagi.

    Kobieta postawiła uszy, spoglądając w lewo. Miyamoto opierał się o ścianę a jego ramiona zaciskały się krzyżem na piersi.

    - Usagi, Fumio jest twoim panem, powinien wiedzieć - powiedziała.

    - Co nie zmienia faktu, że była to moja poufna tajemnica, którą zdradziłem jedynie tobie - syknął, podchodząc do niej i mierząc ją gniewnym spojrzeniem.

     - Informacja ta pozostanie pomiędzy naszą trójką, nie masz się czego obawiać- zarzekła się.

     - Fumio będzie teraz patrzeć na mnie z litością, której nie chciałem- warknął. - Chciałem zapomnieć, a teraz sam jego widok będzie mi o niej przypominał.

      - Usagi, bądźmy szczerzy. Ty nie zapominasz, tylko rozdrapujesz rany. Widzę, jak wieczorami mamroczesz pod nosem. Kilka razy usłyszałam jej imię.

      - Szpiegujesz mnie?

       - Nie. Nie moja wina, że mieszkamy w tej samej jednostce. 

    Miyamoto pokręcił głową z wyczuwalną złością. Uspokoił myśli.

      - Wybacz- rzekł.- Nie powinienem cię oskarżać. Pójdę się lepiej spakować. Wyruszę jeszcze dziś.

      - Przygotuję ci Soyę - odparła Akemi.


    Usagi jechał przez las. Wiatr poruszał delikatnie liśćmi drzew. Ciepły powiew dosięgał także twarzy królika. Nadchodziło lato. Pora żniw. Będąc w domu, samuraj mógłby pomóc przy nich rodzinie. Jeden plus w tysiącach minusów. 

   Choć przekazał Akemi wszystkie niezbędne sprawy, które miał dokończyć lub zacząć, nadal czuł wewnętrzny niepokój. Chińczycy coraz częściej atakowali, zanosiło się na konflikt dwóch potężnych państw. Wojna była już tylko kwestią czasu, a on musiał z rozkazu Fumio wrócić do domu.

    Zacisnął ręce mocniej na lejcach. Wypuścił z nosa powietrze.

     Nagle Soya gwałtownie zarżała.

     - Co się dzieje?- zapytał gniadą klacz.

     Pokazała łbem na drogę przed siebie. 
     Usagi wyprostował się, nasłuchując ciszy.

      - Potyczka - powiedział. - Ruszaj, Soya!

     Uderzył ją w bok. Zwierzę pobiegło galopem przed siebie. 
     Królik rozglądał się uważnie. Hałas był coraz głośniejszy. Zbliżali się. 
     Niespodziewanie, gdzieś pomiędzy krzakami zauważył kilku bandytów oraz postać, z którą walczyli. Miyamoto zatrzymał konia, zsiadając z niego. Przekradł się niepostrzeżenie pomiędzy zarośla. 

    Zaatakowana osoba dzielnie stawiała czoła czterem psom. Szermierka zdaje się nie była jej obca. 
    I wtedy dostrzegł tą technikę. Postać złapała swój długi kucyk i zarzuciła włosy ,a przeciwnika. Wydłużyły się, okręciły wokół szyi psa po czym został on przyciągnięty do wojowniczki. Odkopnęła go mocno od siebie.

   Usagi wybiegł z krzewów ,gdy zauważył, że jeden z bandytów zamierza się na nią od tyłu. Wyciągnął miecz z pochwy, zamachnął ostrzem i przeciągnął nim po plecach zbója. Dziewczyna dobiła ostatniego. Zarzuciła grzywkę do tyłu. Stała plecami do królika.

    - Wszystko w porządku?- zapytał Miyamoto, chowając stal.

    Dziewczyna gwałtownie się wyprostowała. Bardzo powoli obróciła się twarzą do samuraja. Jej spojrzenie ukazywało zdziwienie. Zaraz też przerodziło się ono w szok.

     Usagi cofnął się w pół kroku, sądząc, że ma halucynację, albo stoi przed nim yokai.

     - Aishi?- wydusił.

     - Usagi? - odparła, a jej usta zaczęły w połowie unosić się w górę. - Usagi!

   Podbiegła do niego, zatrzymując się jakiś metr przed przyjacielem. Patrzyła i nie dowierzała. Zdradzało to lekkie kręcenie głową.Jej oczy zaszkliły się łzami.

     - Ty żyjesz-  rzekł królik. 

   Nie czekał na jej ruch. Sam do niej podszedł, porywając w mocny uścisk. Obserwował ją wzrokiem pewnym zaskoczenia. Wyglądał jak oszołomiony. Nie potrafił uwierzyć, że jest tu teraz i trzyma ją w ramionach.

    - Gdzieś ty był?- zapytała z wyrzutem, przytulając się do niego mocniej. - Czekałam na ciebie tak długo!

   Czekała? Ona na niego czekała?

     - Ja też... ale... nie wiedziałem, że żyjesz- wyjąkał.

     - Oczywiście, że żyje - odparła. 

    Odsunęła się od niego, wycierając łzy, które jeszcze nie zdążyły wypłynąć z oczu.

     - Nie mogłem mieć pewności - tłumaczył.- Ten pergamin... Napisałaś na nim "czas". Wówczas... co się wtedy stało? Przecież Nogitsune cię zabił.

     - Wybacz, że odeszłam stamtąd bez wyjaśnień - przeprosiła.- Sądziłam, że nigdy więcej cię nie zobaczę. Moje ciało tam został, ale duszę przeniosłam z powrotem do tego wymiaru. Technika była ryzykowna, znałam ją, ale nigdy nie stosowałam. Stąd to dramatyczne pożegnanie. Nie wiedziałam, czy dam radę. Liczyłam się ze śmiercią.

     - Wiadomość, że mogłaś jakimś cudem przeżyć... sądziłem, że mi wystarczy. Chyba nigdy wcześniej aż tak się nie pomyliłem. Nie szukałem cię, choć powinienem. Zostałem ochroniarzem Fumio i próbowałem ułożyć życie na nowo.

     - Nie winię cię za to. Tak namotałam, że sama siebie bym nie szukała. Ciesze się, że jakoś poskładałeś się do kupy.

      - Ale nigdy więcej nie znikaj, Aishi. Nie w taki sposób. Nie bez słowa wyjaśnienia.

https://youtu.be/6st74JKMSoc

      Dziewczyna pokiwała głową.

      - A oni dlaczego cię zaatakowali?- zapytał. 

      - Myśleli, że mam pieniądze i jestem bezbronna- odparła.- To zwykli rabusie. Niezbyt rozgarnięci.

       - Nadal prowadzisz życie ronina?- dociekał.

        - Nie - zaprzeczyła.- Mieszkam z twoją rodziną. Chwilowo. Pomagam im i takie tam. W wiosce troszkę szkolę małe dzieci, nim chłopcy wyruszą do szkół. Dziewczynki też często coś podpatrują. Ale to tylko w wolnym czasie.

       - A w tym lesie jesteś, ponieważ...

       - Okolica zrobiła się tu nieco niespokojna, więc Mariko poprosiła mnie, bym podprowadziła Jotaro do mistrza Katsuichiego***. Dla jego bezpieczeństwa. Właśnie wracałam do wioski.

        - Więc zabierz się ze mną. Ja także kieruję się do domu. Jadę konno.

        - Ooo,  z chęcią. Nogi mnie już trochę bolą.

      Usagi uśmiechnął się, prowadząc ją do swojej klaczy. Aishi dotknęła jej nosa, po czym pogłaskała po łbie wzdłuż.

       - Jest śliczna - stwierdziła. - Ma imię?

       - Soya - odrzekł Miyamoto.

       - Strzała- przetłumaczyła.

       - To niezwykle odważna kobieta- powiedział prześmiewczo,  gładząc konia po szyi.- Uratowała mi już nieraz życie. Kogoś mi przypomina. 

        Spojrzał krzywo na wojowniczkę. Uśmiech nie znikał z jego twarzy.

       - Zaraz, chwila. - Nagle przypomniała sobie o czymś. 

        Włożyła dwa place do ust i wydała trzy gwizdnięcia. Uniosła głowę ku górze. Wystawiła rękę przed siebie. Królik także zadarł głowę.

        Pomiędzy drzewami pojawił się ciemny ptak, który opadał coraz niżej aż wreszcie wylądował na przedramieniu Aishi. Był to majestatyczny myszołów mongolski o cudownym, jasnobrązowym upierzeniu i czarnym dziobie.

      - Zabalowało się na polowaniu, nie?- zaśmiała się.

      Ptak zwiesił łebek.

       - Zachowuj się, Manako- skarciła go żartobliwie.- Przedstawiam ci Miyamoto Usagiego. To o nim ci tyle opowiadałam. 

      Podrapała go po szyi. 

      - Manako?- zdziwił się Usagi.- Wzrok?

      - A czemu nie?- odparła.- To świetny łowca. Znalazłam go na ziemi jakieś dwa i pół roku temu. Pewnie wypadł z gniazda. W każdym razie jest mi niezwykle pomocny.

      Soya strząchnęła łeb po czym zaczęła szukać jakiejś smacznej trawy. Póki Usagi rozmawiał, ona mogła sobie co nieco poskubać. Cofnęła się kilka kroków. Rwała źdźbła bardzo łapczywie.

      - Chyba ją głodzisz - rzuciła Aishi.- Albo wprowadzasz bardzo restrykcyjną dietę.

      - Nie odmawiam jej, ale też nie chcę, by się nadto objadała.

       - Soya, mam chyba coś dla ciebie.

    Sięgnęła ręką za ciemnofioletową szatę, po czym wyciągnęła z niej niewielka marchewkę.

        - Mini prowiant na drogę, ale nie jestem głodna- zapewniła.- Soya, dla ciebie.

     Klacz na dźwięk swojego imienia, uniosła łeb, przeżuwając rośliny. Podeszła do dziewczyny po czym chwyciła w zęby smaczne, słodkie warzywo. Usagi i Aishi zaśmiali się cicho na widok uszczęśliwionego zwierzęcia. Manako zaskrzeczał.

      - Zazdrośnik - syknęła Aida.

      Soya przełknęła smakołyk i obwąchała Aishinsui, w nadziei, że znajdzie jeszcze jedną.

     - Wybacz, więcej nie mam - zachichotała.- Ale jak zawieziesz nas do wioski, to obiecuję ci, że dostaniesz całą górę.

      - Hej, nie obiecuj jej aż tyle - przystopował ją Miyamoto.- Rozpuścisz ją jak dziadowski bicz.

      - Jak ty ją głodzisz, to ja po rozpieszczam - zażartowała.

      - Wcale jej nie...

      Nagle klacz pchnęła samuraj w stronę dziewczyny. Myszołów uciekł z ręki Aishi, gdy ta zatrzymała królika, kładąc mu ręce na piersi. 

      Dwójka popatrzyła na siebie speszona. Sparaliżowało ich w miejscu.

      - ... głodzę- dokończył zdanie Usagi.

      Aida uciekła gdzieś spojrzeniem. Zaraz jednak nie wiadomo dlaczego wróciła znów do samuraja. Usagi z kolei odchrząknął, umykając również oczami od twarzy wojowniczki.

       - Usi...- wydusiła dziewczyna.

     Generał zwrócił na nią uwagę. Jej wzrok jakby go zapraszał, wydawał pozwolenie.

       - Tylko czy... to będzie w porządku?- zapytał dość niepewnie.

       - W sumie to... 

     Soya zarżała, popychając Usagiego jeszcze bardziej w stronę Aishinsui. Zetknął się z jej nosem.

         - A do diabła z tym- powiedział szybko.

       Przyciągnął ją do siebie. Nie poczuł protestu. Czyli jednak chciała wrócić do poprzedniej relacji. Tak jak kiedyś już było. Pocałował ją, a ona dała mu ostateczny dowód.

      Manako usiadł na siodle, unosząc nieco skrzydła i skrzecząc. Usagi przycisnął dziewczynę mocniej do siebie. 

    Tak miało być.

    Tak musiało być.

    - Właściwie to muszę ci jeszcze coś powiedzieć... - przyznał, zaprzestając na chwilę cudownej chwili.

     - Tak?- zapytała.

     Nachylił się nad jej uchem i szepnął:

     - Ai shiteru.****

     - Słucham?- dociekła z niedowierzaniem.

    Usagi uśmiechnął się.

      - Ai shiteru.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*koto- japoński instrument strunowy, rodzaj cytry

** tono-sama- grzecznościowa forma określenia pana, daymio

*** tak samo jak Jotaro, Katsuichi również pochodzi z komiksów Usagi Yojimbo, jest nauczycielem Jotaro, w przeszłości szkolił też Usagiego (rodzinna tradycja xD)

**** ai shiteru- czy naprawdę jest sens to tłuamczyć? xD Chyba każdy wie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top