XIV
Czasem wydaje się, że słońce wie, kiedy powinno zgasić swój blask, ponieważ nie poprawia nikomu w ten sposób nastroju. Gdy człowiek jest w rozpaczy, zdaje się mu, że niebiosa zrzekły się przeciw mu, a promienie uderzają w niego salwą śmiechu. A one chcą pokazać, że wciąż istnieje jutro, że istnieje kolejna nadzieja. Tak długo jak świeci słońce, świeci też wiara w lepsze dni.
Ale dziś dał sobie spokój i blask dnia. Wiedział, kiedy zejść ze sceny, by pozwolić spokojnie wypłakać się tym, którzy dziś pożegnali swych bliskich.
Aishi, choć u kresu sił - ranna, słaba i blada - stała w wodzie oceanu u wybrzeża Nowego Jorku wraz z Fuwą. Włosy splotła w ścisły kok. Nie siliła się by wybuchać płaczem ani aby za wszelką cenę go ukrywać. Skoro łzy chciały płynąć, niech już płyną. Będzie lżej.
Na plaży czekali na nich pozostali przyjaciele - żółwie, April i Usagi. Ich twarze obrazowały przygnębienie i zmęczenie.
Fuwa ledwo potrafił utrzymać w trzęsących się ramionach Tsumashi. Jej twarz była taka spokojna i cicha. Wciąż łudził się, że obudzi się, zmieni w lisa i siądzie na jego ramieniu. Biała suknia, którą założyła w dzień swego niedoszłego samobójstwa, nie poszła na marne. Kto by pomyślał, że tak szybko będzie jej dane znów ją założyć. Ale wyglądała w niej tak pięknie. Jakby zaczynała życie na ślubnym kobiercu a nie kończyła w odmętach wód. Materiał dotykał już wzburzonego oceanu, mocząc rąbki.
- Tsumashi, przysięgam ci, że nie pozwolę Nogitsune bezkarnie panoszyć się po świecie - obiecała Aishinsui.- Już nigdy więcej. Nikt więcej nie zginie. Możesz być spokojna.
- A ja jej pomogę - dodał Fuwa. - Aishi nie będzie w tym sama. Zajmę się nią jak na dobrego strażnika przystało. Będziesz z nas dumna.
Lis schylił się, pozwalając, aby fale powoli zabierały. Aida zacisnęła ręce na jego ramionach, aby woda nie porwała także i Fuwy. Lisica rozpadała mu się w ramionach jak kostka mydła. Nie minęła nawet minuta, jak ocean pochłoną ją w całości.
Aishi zamknęła oczy, pochylając się do przodu, ale nie upadła. Czuła się naprawdę wyczerpana. Miała już dość wszystkiego. Wystarczyły trzy dni, aby jej życie zostało rozsypane już do samego końca.
- Wracajmy do domu - rzekł Usagi, niespodziewanie zjawiając się tuż obok niej.
No, może choć jedna rzecz, choć nie do końca, to jednak dawała jej szczęście.
Pokiwała głową już półprzytomna.
- Muszę się położyć - mruknęła.
- Tak, wiem - przytaknął jej królik bardzo subtelnie.
Oparła się o jego ramię. Głowa tak jej ciążyła, że nie robiło jej różnicy, kto ją trzyma. Samuraj nie zamierzał męczyć ją długą drogą do domu. I tak właściwie nie szła, tylko słaniała się. Schylił się, wziął ją pod kolana i podniósł do góry. Jej buty i spodnie były już przemoczone do suchej nitki.
Wojowniczka chciała protestować, ale skończyło się tylko na uniesieniu ręki. Zasnęła w mig.
- Uważaj na nią - poprosiła go April.
Wciąż czuła się winna całej tej niezręcznej sytuacji z zeszłej nocy. Przecież tak naprawdę nigdy nie powiedziałaby, że Aishi jest potworem. Była jej przodkinią i lepszej nigdy nie mogłaby sobie wymarzyć.
Usagi kiwnął tylko na jej słowa.
Rudowłosa stała w bezruchu patrząc, jak oboje oddalają się od niej. Zwiesiła głowę, zatrzymując oddech w płucach.
- My też już wracajmy. - Leo położył dłoń na plecach przyjaciółki.
Nie spojrzała na niego. Zupełnie jakby go tutaj nie było. Dała mu tylko lekki sygnał skinieniem. Żółwie minęły ją powolnym krokiem.
Nagle widok jasnego piasku przesłoniła jej wielka, zielona ręka. Uniosła wzrok.
Donatello nie odezwał się ani słowem. Jego oczy zachęcały ją tylko, aby podała mu dłoń. Zrobiła to bez większych emocji. Żółw pociągnął ją za sobą.
- A Fuwa? - zapytała, odwracając się w stronę lisa, który stał nad brzegiem.
Donnie spojrzał na niego.
- On potrzebuje teraz samotności - stwierdził żółw, przyciągając dziewczynę do siebie.
㊗
Aishi zbudziła się następnego dnia koło południa. Wciąż czuła się połamana, ale już miała w sobie więcej siły niżeli wczoraj. Podźwignęła się z łóżka, skanując zaspanym wzrokiem cały pokój. Po lewej stronie łóżka zauważyła śpiące, malutkie, puchate zwierzątko o długich uszach. Zwinięte w kłębek spało tak spokojnie, że można było uznać, iż nie dosięgła go żadna tragedia.
Aishi tylko delikatnie musnęła palcami po grzbiecie Fuwy.
Nie budziła go. Dla niego to także były ciężkie dni. Zeszła z łóżka. Nogi piekły ją od stóp aż do połowy ud, ale zacisnęła zęby i z powietrzem w płucach opuściła pokój.
Dokuśtykała jakoś do drzwi łazienki. Niny nie było w domu. W takim razie była w pracy. Ciekawe czy Fuwa powiedział jej o wszystkim czy sam padł ze zmęczenia razem z Aishi? Nie... Prawdopodobnie od razu zległ na kołdrze dziewczyny. Więc może to Usagi ją o wszystkim powiadomił. Jak przez mgłę wróciło do niej wspomnienie, jak kładzie ją na łóżku.
Dziewczyna miała na sobie fioletowy T-shirt i luźne spodenki. Albo sama zmieniła sobie ubranie już w swych 3/4 świadomości śpiąc, albo ktoś zrobił to za nią.
Nim otworzyła drzwi, usłyszała wpierw pociągnięcie nosem. Dochodziło z jej pokoju. Było donośne. Aishi wróciła do punktu wyjścia. Fuwa leżał skulony w kulkę na łóżku i co jakiś czas znów wciągał katar. Aishinsui pokręciła głową, milcząco wzdychając.
On wcale nie spał. Stwarzał pozór gdy poczuł, że jego podopieczna się budzi.
Dziewczyna siadła obok niego.
- Fuwa - powiedziała, głaszcząc go po grzbiecie. - Fuwa, porozmawiaj ze mną.
Kitsune podźwignęło się na przednie łapki, ocierając nimi łzy. Wystarczyła chwila, aby okrążył go fioletowy dym. Usiadł obok niej jako człowiek.
- No, to o czym chciałaś pogadać - rzucił, niezdrowo ucieszony.
Dobra mina do złej gdy, stara sztuczka. Aishinsui patrzyła na niego zmieszana i smutna. Położyła dłoń na jego policzku.
- Nie musisz udawać, żeby poprawić mi humor - powiedziała.- Nigdy był tego od ciebie nie wymagała. Mnie też jej brakuje.
Otoczyła go ramionami przyciągając do własnej piersi. Fuwa złapał jej ramię obiema dłońmi. Zadrżał pod wpływem spazmów.
- Wypłacz się - poradziła.- Każdy tego czasem potrzebuje.
Jej samej już pociekły łzy.
- Ja tak nie umiem, Aishi - wyjęczał strażnik. - Nie umiem bez niej żyć.
- Nie mów tak - odpowiedziała.- Teraz jest to trudne dla każdego z nas, ale obiecuję ci, że nikt więcej już nie ucierpi. Nogitsune zginie, choćbym miała uciąć sobie włosy!
Fuwa zaśmiał się przez łzy.
- Jak ty to przeżyjesz?
- Będę wyła po nocach, ale zawsze mniejsza strata, niż ludzkie życie. Potowarzyszę ci w tym płaczu.
Lis odsunął się od niej, wycierając łzy. Ona zrobiła to samo.
- Nie masz się, czym martwić - zapewnił ją Fuwa. - Może i teraz jestem mazgajem, ale w czarnej godzinie możesz na mnie liczyć.
- Nie jesteś mazgajem, tylko prawdziwym facetem- odparła Aishi, sprzedając mu kuksańca pięścią w ramię.- Potrafisz płakać i się tego nie wstydzisz.
- Witaj, Aishi - Usagi zjawił się w pokoju niepostrzeżenie. Z jego ust wydobyło się westchnienie ulgi.- Cieszę się, że masz się już lepiej.
- Usagi? - oparła zaskoczona. - Jak zwykle ciche wejście.
Królik zrobił kilka kroków je je stronę. Jego wzrok powędrował w kierunku lisa. On natomiast skakał spojrzeniem to na dziewczynę, to na samuraja.
- Cieszę się, że przynajmniej wy się pogodziliście - wyrwał Fuwa.
Dwójka popatrzyła na niego, po czym na chwilę błysnęli w siebie przyjacielskim uśmiechem. Kitsune przybrało postać lisa.
- Nie będę przeszkadzać - rzucił.
- Nie, Fuwa, zostań - zatrzymała go Aida.- Nie chcę byś był sam.
- Nie ufasz mi?- zdziwił się.
- Nie- zaprzeczyła. - Martwię się o ciebie.
Lis wywrócił oczami, siadając znów na pościeli. Okrążył się ogonem.
- Pod żadnym pozorem nie zamierzam cię kontrolować - dodała.
Położyła dłoń na niego głowie, głaszcząc go w dół jak małego pieska.
-A co do was... - zaczął, strząchając się. Zwrócił oczy ku nim. - Co zamieracie dalej zrobić?
Zapadła chwila milczenia. Kitsune naprawdę dobrze im życzyło. Prawdopodobnie, znając Fuwe, już układał im najbliższe dziesięć lat małżeństwa. Aishi zwilżyła usta językiem. Usagi wyprostował się, przekręcając lekko głowę w lewo.
- Aishinsui postanowiła zostać w tym świecie - oznajmił samuraj. - A ja będę przymierzał się na ochroniarza lorda Fumio. Każde z nas wybrało inną ścieżkę.
Lisek niespokojnie omiatał ich wzrokiem, jakby stali się dla niego zupełnie obcy. Potem błądził oczami po pomieszczeniu. Był w sporym szoku. Podniósł się na równe łapki. Zacisną mocno powieki, marszcząc czoło.
- To wasz wybór - rzucił przez zaciśnięte zęby.
- Fuwa a ty?- spytała Aishi.
- Co ja? - zdziwił się, wbijając fioletowe spojrzenie w nią.
- Przy którym z nas zostaniesz? - dociekała. - Czy może chcesz obrać samotną wędrówkę?
Kitsune pomyślało przez chwilę.
- Liczyłem na to, że sprawy potoczą się zupełnie inaczej więc nawet się nad tym nie zastanawiałem - przyznał. - Ale... Jestem twoim strażnikiem Aishi... Jednak ten świat jest bezpieczniejszy niż Feudalna Japonia, jednak zbyt wiele mi o niej przypomina.
Zeskoczył z łóżka i, przy pomocy lewitacji, zasiadł na ramieniu Usagiego. Królik skierował swój wzrok na niego.
- Zostanę z nim - postanowił. - Będę pilnował, by nie wpadł w jakieś tarapaty.
- Choć prawdopodobnie sam pierwszy się w nie wpakujesz - dopowiedział prześmiewczo Miyamoto.
- No to będziemy się zmieniać - parsknął Fuwa.
Aishinsui drgnęła gwałtownie, ocierając łzy z twarzy. Wstała z łóżka stając bardzo blisko samuraja i kitsune. Kolejne łzy opuściły jej oczy. Jej usta drżały. Wzięła głęboki wdech, gdy emocje odbierały jej powietrze.
Przycisnęła przyjaciół do siebie, kryjąc twarz w ramieniu Usagiego. Poczuła dłoń ronina na swoich plecach i futro lisa przy prawym uchu.
- Tak bardzo was kocham, chłopaki - rzuciła, między spazmami. - I będzie mi was bardzo brakować.
Przytulali ją równie mocno jak ona ich.
- Wiem, że byłam dla was mega trudną dziewuchą - dodała.
- Ej, nie żegnaj się jakbyśmy mieli się już więcej nie spotkać - wyrwał prześmiewczo Fuwa, choć jemu samemu też udzielały się emocje.
Wiedział, że jednak nie zobaczy tej młodej córki Ayame. W chwili, gdy przekroczą granicę portalu, skończy się dosłownie wszystko.
Po wybrykach międzywymiarowych Nogitsune raczej skończą się podróże. Bogowie już się o to postarają.
Usłyszeli dzwonek do drzwi. Aishi odsunęła się od przyjaciół. Opuściła pokój, kierując się do głównego wyjścia.
- Ale mimo wszystko ją kochasz - stwierdził Fuwa, spoglądając na królika.
- Jednak to za mało - przyznał. - Dojrzałem do tego, Fuwa-chan. Nie zmusimy się siłą by być ze sobą. Nic dobrego z tego by nie wynikło.
- Jestem z was mega dumny - powiedział. - Od zawsze mówiłem, żeby nic na siłę.
- Ty mówiłeś? - Samuraj spiorunował go wzrokiem.
Fuwa zaśmiał się nerwowo. Miyamoto pokręcił głową z uśmiechem.
Aishi spojrzała przez wizjer. Z zaskoczeniem odrzuciła głowę w tył. Poprawiła w pośpiechu włosy. Pociągnęła za klamkę. Przygryzła wargę.
- Profesor Demorthown? - rzekła, przełykając ślinę.
- Panna Aishinsui?- zdziwił się, omiatając ją spojrzeniem.
Spuścił wzrok, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- W sprawie tej próby to... - zaczęła niezdarnie, pocierając dłonią szyję. - Nie musiał się pan fatygować aż do mojego domu. A tak właściwie to... skąd znał pan mój adres?
Mężczyzna przekroczył prób i zamknął drzwi za sobą. Wiercił dziewczynę swoim badawczym wzrokiem.
- No jasne... Aishinsui - powiedział z uśmiechem. - Dawno powinienem był się zorientować.
Wojowniczka nadal nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć. Oczekiwała przyjścia jej brata, ale nie przypuszczała, że tyle osób zwali jej się na głowę.
Chyba że...
- Minoru?- jeknęła. - Minoru Aida?
Demorthown kiwnął powoli głową.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top