XII

Tsumashi skończyła obwiązywać klatkę piersiową Aishi, związując jego końce w mocny supeł.

Dziewczyna była nieprzytomna, ale żyła. Bardzo ciężko i głośno oddychała, a jej twarz obrazowała koszmar, który właśnie jej się śnił.

-Dlaczego się tak zachowuje?- spytał Donnie.

-Jej organizm próbuje zwalczyć toksynę ze strzały- wyjaśniła.-Ponadto ciało przyzwyczaja się do jej zmiany. Jest silniejsza, ale potrzebuje bardzo dużo odpoczynku.

-Zostanę z nią- zaoferował się Fuwa.

-Nie- przerwał mu stanowczo Usagi.-Ja zostanę.

Wszyscy spojrzeli na niego, milcząco próbując odnaleźć się w tej całej niezręcznej sytuacji.

-Według mnie ona nie potrzebuje żadnego strażnika- wyrwał Raphael.-Ma się kurować w spokoju, no nie?

-Raph ma rację- przyznała Tsu, okrywając Aidę kocem.

Był za krótki, dlatego też sięgał jedynie do połowy klatki piersiowej.

- Zajrzę do April- westchnął Donatello.

Szybko zniknął w wejściu.

-My też już wyjdźmy- rzekł Leo. -Dajmy jej odetchnąć.

Przyjaciele pokiwali głowami, mozolnie kierując się w stronę wyjścia.

Miyamoto nie ruszył się nawet na krok. Nadal wpatrywał się kobietę, ktorą prawie zabił Nogitsune.

Prawie zabił własnymi rękoma.

-Usi?- zapytała Tsu, kładąc dłoń na klamce.

-Zaraz do was dołączę- odpowiedział niemrawo.

Lisica pokiwała głową, domykając drzwi.

Królik zbliżył się do dziewczyny. Patrzył na Aishinsui z góry, niby z pogardą i litością, ze stalą. Jednak przez ten pancerz przedzierały się błyski rozpaczy.

-Mówiłem ci, żebyś nie nastawiała dla mnie karku jeśli ci nie zależy- syknął.- Że nie chcę twej litości!

Podszedł do niej, opierając ręce na łóżku.

-Popatrz na siebie, popatrz co się z tobą dzieje- warknął, niemal wypluł na nią te słowa.-Chcesz tak dalej żyć? W takim cierpieniu? Opamiętaj się, póki masz czas. Nie zamierzam cię przepraszać!

Nachylił się nad nią, zamykając oczy.

-Bo zwykłe przepraszam nie zrekompensuje tego losu, który ci zgotowałem- przyznał.-Opamiętaj się i zapomnij, że istnieje.

Odsunął się powoli od niej.

-Lepiej będzie ci beze mnie- dodał.

Ściągnął z siebie czerwoną szatę, okrywając nią dziewczynę po samą szyję.

Po incydencie w mieście Usagi zastanawiał się, dlaczego nie został zraniony.
Fuwa wyjaśnił mu wówczas, że to ubranie ochroniło go przed każdym ciosem, a zrobione zostało przez Aishinsui.
Nigdy go nie nienawidziła. Cały czas dbała o jego ochronę.

Usagi wyszedł z pokoju, umiejętnie zamykając za sobą drzwi.

-Usi- rozległ się głos Fuwy.

Samuraj odwrócił się w jego stronę. Lis stał przy barierce, krzyżując ręce na piersi. Podszedł do przyjaciela, a widząc jego przybycie, położył mu rękę na ramieniu. Ludzka forma kitsune była prawie że równa królikowi w kwestii wzrostu.

-Stary, nie dołuj się- rzucił.-Nie zawiniłeś.

-Fuwa, chcę byś coś dla mnie zrobił- odparł Miyamoto.

-Cokolwiek- zapewnił.

Wojownik ściągnął jego rękę z barku. Spojrzał mu w oczy stalowym, chłodnym i stanowczym spojrzeniem.

-Gdy dokończymy sprawę Jiro i Nogitsune, chcę abyś ty i Tsumashi pozostali w tym świecie- wyjawił.

Fuwa postawił uszy bardzo wysoko i sztywno. Jego oczy gwałtownie się rozszerzyły.

-Dlaczego prosisz mnie o coś takiego?- nie rozumiał.-I dlaczego ściągnąłeś z siebie...

-Jesteście strażnikami rodu Aida- wyjaśnił.-Waszym obowiązkiem jest ochrona jego członków.

-Usagi...

-Jeśli Aishi wróci razem ze mną, unieszczęśliwi siebie i was- ciebie i Tsumashi. Fuwa-chan, jesteś jedyną osobą, której mogę powierzyć opiekę nad Aishinsui. Obiecaj mi, że zajmiesz się.

-Chcesz... Chcesz zostawić nas tu samych?

-Chcę, byście żyli tak, jak tego pragniecie.

-A ty? Co z tobą?

-Jestem roninem. Chyba nie muszę tłumaczyć.

Królik minął przyjaciela schodząc po schodach. Kitsune obrócił się za nim, jednak nic mu nie powiedział.

-I jesteś pewna, że wszystko będzie w porządku?- Donnie nie był pewny stanu zdrowia April.

-Tak- odparła, wstając z łóżka.-To tylko nieprzyjemne kłucie w łopatce. Dam radę.

Rozmasowała sobie bolące miejsce.

-Ważniejsze jest to, czy Aia wyliże się z tego?- zmartwiła się rudowłosa.

-Tsu mówi, że powinna dużo odpoczywać by odzyskać siły- wyjaśnił Donatello.

April wstała z łóżka, odchodząc kawałek od żółwia.

-Kiedy dosięgła ją strzała, myślałam, że umarła na moich oczach.- Dziewczyna sięgnęła w retrospekcję.- A ona wtedy podniosła głowę i powiedziała, że odczuła to jak użądlenie. Pojęcia nie mam, w jaki sposób zyskała taką odporność.

- Ponoć sporo wydarzyło się w Japonii- westchnął Donnie, podchodząc do niej i kładąc ręce na ramionach.-Ale ważne, że znów jest z nami.

Dziewczyna cofneła się w jego stronę, oplatając ramiona jego rękami. Donatello poczuł się niezręcznie.

-Fuwa, uspokuj się- poprosiła Tsu.

Lis uderzył w barierkę werandy, odsuwając się od niej. Był jednocześnie wściekły i sfrustrowany. Potarł czoło palcami.

-Nie pozwolę im na to, nie ma nawet mowy!- krzyknął.-Jeśli myśli, że od tak wymiga się od wszystkiego, bardzo się myli.

-A nie uważasz, że troszkę za bardzo próbujesz ingerować w ich życie?- uświadomiła mu lisica.

-Skarbie, ty nie rozumiesz absolutnie niczego- westchnął, podchodząc do niej.-Nie widziałaś ich w momencie, gdy ja ich poznałem. Nie widziałaś, jak on patrzył na mnie w momencie gdy mnie o to prosił.

Tsu wzięła jego ręce w swoje. Znała ogromną wrażliwość Fuwy. Kiedy sytuacja tego wymagała był zabawny, wściekły albo zrozpaczony. A teraz oczy kitsune już powoli wypełniały łzy.

-Jakby ktoś serce mu rozrywał- skomentował.- Chce jej dobra, ale podzielono ich na dwa światy. To jest niesprawiedliwe.

-Jakby świat kiedykolwiek był sprawiedliwy- westchnęła.

Fuwa spojrzał na nią krzywo. Nagle doznał jakiegoś impulsu.
Odwrócił głowę w stronę lasu, węsząc za czymś.

-Czujesz?- spytał dziewczyny.

Lisica powtórzyła jego czynność.

-Jest blisko- stwierdziła.- Zwołaj resztę, ja muszę zadzwonić.

-Do kogo?

-Zwołaj resztę.

-Zostajesz i koniec!- huknął na April Leo.

Rudowłosa aż podskoczyła na jego ton głosu. Nie zamierzała ustępować.

-Przecież mówię, nic mi nie będzie!- odwarknęła.

-Ale nadal jesteś osłabiona- przypomniał jej Donnie.

Dziewczyna zawarczała pod nosem.
Usagi przepchnął się pomiędzy żółwie. Stanął naprzeciw kunoichi, mierząc ją wzrokiem.

-Aishi ryzykowała własne życie, by ratować twoje- przypomniał jej.-Jeżeli masz zamiar uszanować jej ofiarę, zostań i zaopiekuj się nią.

April rozszerzyła oczy, stając jak wryta. Otworzyła usta by coś powiedzieć, ale głos odmówił jej posłuszeństwa.

W milczeniu pokiwała głową. Złożyła ręce na piersi.

Grupa odwróciła się do niej tyłem, zmierzając w stronę drzwi.

-Jak ty to zrobiłeś?- spytał Mikey.

-Nie jest sztuką uświadomić kogoś jak wielkie ma szczęście, mogąc dalej żyć- odpowiedział.

Bracia popatrzyli na siebie. Lisy zmieniły się w zwierzątka, wchodząc na skorupę Rapha i Leo.

-Gdzie ja jestem?

Aishi otworzyła oczy, kładąc na czole rękę.

-W moim domu- uspokoiła ją April.-Nic ci nie grozi. Odpoczywaj.

-April, ale tobie nic nie zrobił?- zapytała.

-Nie, wszystko w porządku- uspokoiła ją.

-To dobrze- odetchnęła.-Możesz zawołać Usagiego? Muszę z nim pogadać.

Rudowłosa nie wiedziała jak jej odpowiedzieć, by jej nie zdenerwować.

-Teraz raczej powinnaś oszczędzać siły- wydusiła.-Później go...

-Czekaj, co to jest?- przerwała jej Aida.

Uniosła na wysokość oczu czerwoną szatę.

-Dlaczego to leży tutaj?- zdziwiła się.-Czemu Usagi jej nie nosi.

April milczała, choć chęć wyjaśnień zaczęła w niej powoli wybuchać.

-Gdzie on jest?- zapytała stanowczo.-Mów!

Kunoichi westchnęła.

-Jiro gdzieś tu jest, tak?- domyśliła się.- Kierowany nienawiścią brat, wspomagany przez Nogitsune i Usagi bez tego ubrania...

Zwlekła się z łóżka.

-Aishi, co ty robisz?- przeraziła się rudowłosa, podbiegajac do niej i pomagając ustać.-Jesteś ciężko ranna, nie możesz wstawać.

-On go zabije, April- syknęła z bólu Aishinsui.-On zabije Usagiego.








Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top