I
Śnieżyca zaczynała już powoli ustawać. Wiatr niósł za sobą dziecięcy głos wołający Sayonara Usagi!
Płatki stopniowo zwalniały z tempa. Tak samo jak i owy wiatr. Wszak jedno i drugie współgrało ze sobą od wielu, wielu lat.
O wiele ciężej było skryć się w górach przed różnymi mocami nieczystymi. Łakomym kąskiem był teraz jakiś samotny podróżnik przemierzający kraj bez określonego celu.
Usagiemu jedynie to teraz pozostało. A przynajmniej tak mu się wydawało. Bo zupełnie nie miał pomysłu na dalszy plan działania. Zdawało mu się jedynie, że jest w stanie robić to, co robił zanim... Pomagać innym.
Nagle z półki skalnej nad samurajem spadło trochę śniegu. Królik zauważając zagrożenie, gwałtownie odskoczył w bok. Znalazł się na krawędzi. Całe szczęście nie było oblodzone. Upadek mu nie groził.
Miyamoto spojrzał w górę, gotowy na spotkanie z kolejnym yōkai, mimo że od dłuższego czasu zostawiały go w spokoju.
Niczego tam nie dostrzegł.
-Trochę zbyt mocne lądowanie- rzucił nieco irytujący, ale bardzo znajomy głos.
Wtem nieznajoma istota skoczyła na jego kasa. Spuściła łebek w dół.
-Wybacz- powiedział.
-Fuwa-chan- rzekł Usagi z nieskrywanym zaskoczeniem.
-Cześć, Usagi- odparł.-Naprawdę cieszę się, że cię widzę.
-Ja również.
-Szczerze myślałem, że dużo ciężej cię będzie znaleźć, ale nie ukrywasz się zbytnio. Poza tym wielki szacunek do ciebie mam, że tak długo wytrzymałeś z tym dzieciakiem... Znaczy tym Złotym Chłopcem.
-Śledziłeś nas?
-Jakoś tak od waszego spotkania z Jorogumą.
-Ale... Co ty tu właściwie robisz? Przecież miałeś pilnować, aż... aż Ai...
-No i ja właśnie w tej sprawie.
-Ona... umarła?
-Oszalałeś? Ona? Ma się świetnie! No prawie. Ale doszła do siebie po pięciu miesiącach. Przy takich obrażeniach to jak cud.
-Udało się jej. Nawet na chwilę nie wątpiłem w nią.
Fuwa przeszedł z kasa na dłonie królika. Zrobił kwaśną minę.
-Ledwie dwie sekundy temu pytałeś się czy umarła- przypomniał Kitsune.
Usagi pobłądził gdzieś oczami aby po chwili znów wrócić nimi do przyjaciela.
-Ale jeżeli wszystko z nią w porządku... Chwila, powiedziałeś, że prawie?- westchnął dość przejęty.
Złapał go w obie dłonie gwałtownym ruchem.
-Co się z nią dzieje?- dociekał.
-Nie... Nie ściskaj tak bo się zatknę!- krzyknął.
-Ćśś. Jesteśmy na zbyt wielkiej wysokości.
-Wypuuuuuuuuść mnie.
Zaparł się łapkami, odbijając od jego dłoni. Zdołał się uwolnić.
Wyciągnął język, biorąc głęboki wdech.
-Aishi... Aishi ma jeszcze pewne problemy, ale z czasem powinno jej przejść.
-Fuwa, zabierz mnie do niej. Natychmiast!
Lisek nadstawił błyskawicznie uszu, wyczulone na krzyk. Spojrzał w górę. Na szczęście nie spostrzegł żadnego zagrożenia lawiną.
-Przyganiał kocioł garnkowi, że tak to ujmę- warknął lisek, marszcząc czoło na królika.
On odwzajemnił gest, chowając dłonie w rękawy.
-Słuchaj Usagi- westchnął Fuwa, spuszczając głowę i lewitując.- Co prawda mógłbym cię tam przeteleportować, ale...
-Ale co?
-...ale nie jestem pewien, czy ona chciałaby... znaczy czy byłaby w stanie z tobą rozmawiać.
-Nie rozumiem.
-No... Kurczę, nie wiem, jak ci to powiedzieć ani wytłumaczyć.
-A zatem zabierz mnie do niej.
Fuwa chciał go jakoś przekonać, odwieść od tego pomysłu, jednak widział ten wielki upór w oczach wojownika. Nawet choćby bardzo się starał, nie będzie w stanie się przeciwstawić mu.
Kitsune przysiadł na jego ramieniu. Wczepił słabe pazury w jego ubranie. Jego ogon spoczął na jego drugim ramieniu.
-Uważaj, może trochę trząść- ostrzegł go.
㊗
Lisek "wyrzucił" ich obojga w nieznaną okolicę. Pierwsze co zobaczyli to zieloną trawę, w którą uderzyli. Upadek nie należał do najprzyjemniejszych. Zaskakujące, że poprzednim razem jak Usagi klęczał na ziemi tak później również. Więc dlaczego teraz skończyło się tak boleśnie?
-Szybkość- 10 punktów, skuteczność-10, jakość lądowania... 2- wybełkotał Fuwa chwiejąc się na łapkach.
Strząsł się, w szczególności głowę. Usagi podniósł się bardzo powoli, z cichym jękiem.
-Daruj- westchnął zwierzaczek.-Świątynia Sakaki i mi dała się we znaki... No pięknie, jeszcze rymuje!
Miyamoto pokręcił jedynie znacząco głową. Rozejrzał się po okolicy.
Przywitał go naprawdę piękny widok. Zapadał powoli zmierzch i nad majowym niebie warstwy kolorów, od czerwieni po błękit, zlewały się ze sobą. Rozżarzona tarcza słońca chowała się już za horyzont.
Każde niewielkie, zielone wzgórze posiadało swój własny dom. Nie różniły się niczym od tych, jakie samuraj już widział w swoim życiu. Niektóre były proste i drewniane, posiadające jedynie shoji*. Inne zbudowane z niskich ścian i ci dużych, ciemnych dachów.
Gdzieś w oddali stał jeszcze jeden budynek. Nie był to z pewnością dom. Odznaczał się wysoką wierzą.
-Gdzie my jesteśmy?- zapytał Usagi.
-Przedstawiam ci Hito- wioskę, którą zamieszkują jedynie ludzie- wyjaśnił kitsune.- Także raz, dwa, chowamy się w trymiga!
Położył uszy po sobie widocznie zdenerwowany.
-Jeżeli jeszcze raz zrymuje, piciągnij mnie za ogon- poprosił lisek.
-Fuwa, nie traćmy czasu- skarcił go rōnin.-Gdzie ona jest?
-No tu- odrzekł, odchylając głowę w lewo.
Czyżby w tym typowo japońskim domu znajdowała się jego ukochana?
Królik gwałtownie wstał, ruszając w jego stronę.
-Zazazazazaraz-zatrzymał go Fuwa.
Wczepił się znów w jego szatę, stanął łapkami na jego piersi i zmarszczył czoło.
-No i co ty jej powiesz?- syknął.
-Przede wszystkim muszę dowiedzieć się, dlaczego nie przyszła do mnie osobiście- odparł.
-Miała powody.
-Zatem chcę je poznać.
Zdjął Fuwę z siebie, ruszając pewnym krokiem naprzód. Lisek, lewitując, zacisnął szczęki.
-Ona mnie za to zabije- syknął sam do siebie.
㊗
Miyamoto powoli przebrnął przez korytarz. Czuł, że za ostatnimi drzwiami znajdzie dziewczynę.
Stanął przed nimi, zastanawiając się, czy ma tam wchodzić. Uniósł rękę. Wziął głęboki oddech.
Słyszał w pokoju kroki. Były powolne, jakby nieprzemyślane.
Uderzył kilka razy w drewniane listwy. Usłyszał kobiecy głos, zapraszający go do środka. Królik jeszcze raz zaczerpnął powietrza. Potrzebował spokoju i jasnego umysłu.
Położył rękę na shoji, jednak nim przesunął je, osoba po drugiej stronie już się tym zajęła.
Zamarł. Ona zresztą także. Wpatrywali się w siebie przez dłuższy czas. Pomieszczenie wypełniło milczenie. Nieznośne, żałosne milczenie.
Aishi w końcu otworzyła usta. Nie wypowiedziała żadnego słowa. Spuściła wzrok.
Chwyciła go za rękaw, zaciągając go do środka. Zasunęła drzwi.
Podniosła głowę, spoglądając w jego oczy. Podeszła bliżej po czym przywitała go mocnym uściskiem. Usagi był niezmiernie zaskoczony, jednak odwzajemnił gest.
Dziewczyna odsunęła się od niego szybciej niż przypuszczał. Położył palec na jej podbródku, unosząc jej głowę ku niemu.
-Wszystko w porządku?- zapytał.
Nie wiedział zbyt co mógłby jej powiedzieć, jak ją przywitać. Aishinsui nie wyglądała na szczęśliwą. Ponowne spotkanie z samurajem raczej ją przygnębiło.
-Tak- odparła tępo.
-Cieszę się- ciągnął.
Nie, taka wersja rozmowy nie była dobrym rozwiązaniem. Oczywiście nie mógł liczyć na zbyt wiele, jednak... Przecież mu wybaczyła!
-Dlaczego nie poinformowałaś mnie?- dociekał.-Dlaczego nie dałaś znaku życia? Jeżeli uzdrawianie zajęło ci pięć miesięcy, dlaczego nie odnalazłaś mnie przez kolejne trzy?
Wojownicze przełknęła ślinę. Zacisnęła lewy rękaw swego kimona.
-Ja... Przykro mi, Usagi. Naprawdę.
-Wiem, że wyrządziłem ci wiele zła, ale wybaczyłaś mi. Zatem dlacz...
-Usagi... Nie chcę o tym rozmawiać. W ogóle nie powinienieś tu być.
-Nie powinienem?
-Nie. Podejrzewam, że to Fuwa cię tu sprowadził. I teraz stoi przy drzwiach!
Oboje usłyszeli szmery po drugiej stronie shoji. Pokręcili głową.
-Skąd pomysł, by zostać w tej wiosce?- dociekał królik.
-Mam tu bardzo ważną sprawę do załatwienia- wyjaśniała ogólnikowo.-Wybacz mi, ale to zaważy na nas. A teraz opuść mnie. Muszę być wypoczęta na jutrzejsze wydarzenie.
Samuraj nadal nie rozumiał jej tłumaczenia. Tak bardzo gmatwała całą sytuację, że nie mógł jej rozgryźć.
-Wydarzenie?- powtórzył.
Aida podeszła do kufra, stojącego po prawej stronie pokoju. Otworzyła go, wyciągnęła biały, lekko przezroczysty materiał. Schyliła nieco głowę, przy kładając go na tył.
Usagi zmarszczył nieco czoło. Nie mógł pojąć jej gestów. Wiedział, że chce mu coś przekazać, jednak nigdy nie widział takiego typu ozdoby we włosach.
-Usagi, oświadczam ci- rzekła z powagą- że jutro stanę przed ołtarzem, wypowiem słowa przysięgi i tym samym wyjdę za mąż za Kenji'ego.
Strzał w głowie. Królik wiedział, że tylko on mógł go usłyszeć. Doznał szoku. Skamieniał. Nie potrafił się poruszyć. Nie czuł bicia serca, przez całe ciało przeszedł go zimny dreszcz a w gardle w sekundę urosła wielka gula.
-Z-za mąż?- wydukał.
-Tak- potwierdziła.
-Aishi... Za Kenji'ego? Ale... Dlaczego?
-Wybaczyłam, ale nie potrafię ci już zaufać, Usagi. To za bardzo mnie dotknęło. Nie umiem. Nie ehhhh... Ja nie mogłabym po raz kolejny związać się z tobą.
Usagi kręcił głową z zszokowanym wzrokiem. Najpierw powoli, później coraz gwałtowniej, aż w końcu omiótł dziewczynę spojrzeniem i błyskawicznie opuścił pokój oraz dom.
Aishi odwróciła się w stronę kufra, oddychając coraz szybciej. W jej gardle także pojawiła się gula. Upadła na kolana, schowała twarz w ramionach i opierając się o krawędź skrzyni wybuchła płaczem.
Fuwa wychylił łebek zza odsuniętych drzwi. Westchnął ciężko.
-Sądziłem, że tak będzie lepiej- pisnął skruszony.
-To źle sądziłeś!- krzyknęła.-A teraz mnie zostaw! Wyjdź!
㊗
Nastała ciemna noc. Dla wielu czas na odpoczynek.
Usagi siedział na wzgórzu, obracając w palcach źdźbło trawy. Odreagowywał stres.
Aishi leżała na macie, topiąc łzy w poduszkę.
Oboje nie zgadzali się na taki wyrok. Nie chcieli go, ale jeżeli jedna ze stron nie potrafiła zaufać... Wszystko się rozsypało.
Fuwa powoli podszedł do zdenerwowanego samuraja. Usiadł obok niego. Przez chwilę milczał razem z nim. Patrzył się w srebrną, księżycową tarczę. Ale nie mógł tego znieść.
-Jesteście najbardziej upartymi, głupimi, dumnymi i wkurzającymi idiotami na tym niesprawiedliwym świecie!- krzyknął rozzłoszczony.
Skoczył na ramie Usagiego i ugryzł go w ucho. Rōnin gwałtownie się obruszył z jękiem.
-Co ty wyprawiasz?- rzucił.
-A ty?!- warknął lisek.-Gryzoniu durny, obudź się! Nikt tak nie kocha jak wy kochacie siebie, a na własne życzenie chcecie to zniszczyć. Puknij się w łeb!!!
-A co ja mogę zrobić?!
-Chociażby porwij ją sprzed tego ołtarza! Jeżeli nic nie zrobisz, stracisz ją! Rozumiesz!
-Tak! Zdaję sobie z tego sprawę! Wiem, że muszę odwieść ją od tego pomysłu, ale nawet jeśli to zrobię, niczego to nie zmieni! Ona straciła do mnie zaufanie! Coś, co bardzo ciężko odbudować, prawie że niemożliwe!
-I ty naprawdę chcesz to tak zostawić? Pozwolisz niszczyć jej życie? I przy okazji sobie?
Usagi przygryzł wargę, kierując wzrok na dom Aishinsui. Zmarszczył czoło, zacisnął pięści.
㊗
Następnego dnia samuraj nadal nie podjął żadnego kroku naprzód. Czekał pozornie cierpliwie na rozwój wydarzeń. Zajął miejsce na wzgórzu, patrząc z góry na całą wioskę.
Panował tam wielki gwar, prawdziwe zatrzęsienie. Ludzie biegali z domu do domu, krzyczeli, podawali sobie różne rzeczy. Najwięcej jednak osób przewijało się przez budynek, w którym pomieszkiwała Aishinsui.
Nagle królik usłyszał głośny szmer obok siebie. Skierował tam wzrok.
Fuwa ciągnął w pyszczku drewnianą tacę, na której znajdowało się jedzenie.
-Proszę- wydyszał, chciwie łapiąc powietrze.-Musisz mieć siłę, by odbić pannę młodą.
-Nie chcę- rzucił szybko samuraj.
-Ehhh, Usi, przestań zachowywać się jak uparty bachor- warknął na niego lisek.-Skubnij chociaż przez wzgląd na moje starania, by cokolwiek stamtąd zwinąć.
Rōnin pokręcił jedynie głową, nie spuszczając wzroku z wioski.
-To moche chotias machewkę?- wyseplenił Kitsune.
Trzymał w pyszczku pomarańczowe warzywo.
Usagi gwałtownie wstał, skupiając całą swoją uwagę na widoku przed sobą. Fuwa z zaskoczeniem sprawdził to.
Aishi wyszła z domu. Piękna, w lśniącej w słońcu białej sukni. Dokładnie nie można było opisać jej wyglądu. Stali zbyt daleko aby dostrzec wszystkie detale jej ubioru.
-Czyżbyś teraz...- zaczął zwierzaczek.
Samuraj rzucił się do biegu. Fuwa uniósł uszy zdezorientowany jego zachowaniem.
Ale Miyamoto wreszcie zrozumiał. Wystarczyło, że zobaczył kobietę swojego życia w białej sukni. Ta biel była dla niego wołaniem o pomoc. Jeżeli będzie dalej siedział z założonymi rękami, straci ją bezpowrotnie, a ona do końca na długo zapomni czym jest szczęście. Będąc w małżeństwie z Kenji'm straci to, co w niej najcenniejsze- swoją osobowość.
Odnalazł ją na niewielkim moście, nad rzeką. Stała oparta o balustradę ze spuszczoną głową. Welon, wpięty w kok przy liliach, leżał na jej plecach.
-Aishi- powiedział Usagi, nie zastanawiając się nawet nad słowami.
Dziewczyna gwałtownie drgnęła. Spojrzała na niego przez ramię a potem wycierając oczy, odwróciła się w jego stronę.
-Co ty tu jeszcze robisz?- zapytała z wyrzutem.
-Płakałaś- rzekł szybko.
Uniósł jej głowę, ale ona szybko odepchnęła jego rękę.
-Czemu cały czas mnie prześladujesz?- dopytywała.
-Jeżeli tak to rozumiesz... Prześladuje cię, ponieważ nie mogę patrzeć, jak marnujesz sobie życie.
-Marnuje ży...
-Nie zaprzeczaj, że jest inaczej! Nawet o tym nie myśl! Aishinsui, jeżeli nie masz do mnie zaufania, będę musiał z tym żyć, ale... Dlaczego chcesz, by on zmienił twoje życie? Po co ten ślub?
-Obiecałam mu, nie pamiętasz?
-Najgłupsza obietnica. Nie wychodź za niego!
Niespodziewanie wojowniczka osunęła się na nogach. Złapała się drewnianej barierki.
Miyamoto podszedł do niej, podtrzymując.
Powoli go odepchnęła. Królik dopiero teraz zauważył, że jej cera nie była już taka jak dawniej. Przybrała nieco szarego koloru. Zmizerniała.
Aishi pociągnęła nosem.
-Wiesz co mnie boli jednak najbardziej?- wyrzuciła.-Że tak naprawdę nigdy, ale to nigdy nie powiedziałeś mi, co do mnie czujesz. Zdarzyło ci się co prawda raz, jednak wówczas nawet nie wiedziałeś, że mówiłeś do mnie. Później... Nigdy.
Usagi zamrugał kilka razy wyraźnie zdezorientowany. Zrobił krok w jej stronę. Milczał.
-Jak zawsze- westchnęła rozczarowana.-Dumny, wszystko przyjmuje bez słowa.
Zamknęła oczy.
-Powiedz mi, jak ja mam cię kochać gdy ty sam nie umiesz mi tego wyznać?
Miyamoto przełknął ślinę. Jak zawsze starał się być neutralny w uczuciach, tak te słowa bardzo go dotknęły.
-Zostaw mnie już w spokoju- poprosiła.-Zrób dla mnie tą ostatnią rzecz.
-Ale Aishi...-zaczął, próbując złapać ją za rękę.
-Nie!- przerwała unosząc właśnie tą dłoń na znak stopu.-Ja jestem człowiekiem, straciłam do ciebie zaufanie i nie mam pojęcia co do mnie czujesz. To w skrócie. Żegnaj, Miyamoto Usagi.
Minęła go na moście, odchodząc.
-Aishi- zatrzymał ją.-Chcę tylko, byś uświadomiła sobie, że popełniasz ogromny błąd.
Dziewczyna spuściła wzrok, jednak nie odpowiedziała mu już żadnym słowem.
㊗
-Idiota, kretyn, czerep, głupiec, dureń!- Fuwa cedził na królika epitety.-Jak mogłeś pozwolić jej tak po prostu odejść.
-Nie mogę niczego zrobić!- warknął schodząc z mostu.
Było już kilkanaście minut po rozmowie i czasu na reakcje było coraz mniej.
-Znasz jej upartość- dodał samuraj.
-Ale ty znasz ją dłużej i powinieneś wiedzieć jak się przebić przez taki mur- zganił go lisek.-W sprawie miłości jesteś jak dziecko we mgle. Obódź się! Masz ostatni moment by ją odzyskać.
-Dość Fuwa! Mam dość twych absurdalnych pomysłów!
-Szczerze ja też, ale jak się nie opanujesz, nie przestanę! Aishi nie chce za niego wychodzić, ale nie ma już innego pomysłu na życie. Wiec zasuwamy do kościoła i to teraz.
Usiadł na jego ramieniu, teleportujac ich na drugi koniec wioski.
㊗
U
derzyli tym razem już nie o trawę, ale o twarde, zimne podłoże. Pomiędzy tymi miejscami, Usagi wreszcie zyskał determinację, którą Fuwa chciał w nim obudzić.
Samuraj uniósł głowę. Zauważył potężny, biały budynek. To bym dokładnie ten sam, który widział na wzgórzu. Ten z wysoką wieżą.
Na samej górze dostrzegł ten sam znak wyznania, który widział już niegdyś. Krzyż.
Zaskakujące, iż takowe kościoły stały w Japonii. Ale rōnin nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Podniósł się, biegnąc w stronę wielkich, drewnianych drzwi.
-Ty, czekaj!- krzyknął lisek.-To trzeba odpowiednio rozegrać!
-O czym ty mówisz?!- Usagi zaczynał już się denerwować.
-Z pomysłem- rzucił, stając przed nim.-Niech ksiądz powie "niech zamilknie na wieki" a wtedy ty wpadasz i "Nie zgadzam się!".
-Przestań, nie czas na to!- warknął, idąc naprzód.
Fuwa obrócił się.
-Zaraz, czekaj, dokąd ty leziesz?!- krzyknął zwierzaczek.
Skoczył na niego, z całej siły odwrócił i stanął na jego piersi już resztkami sił używając lewitacji.
-Skup ty się!- zawołał.-Słuchaj, kochasz ją tak?
-Tak- odparł dość niepewnie.
-Chcesz ją odzyskać?
-Tak!
-Uratować?!!!
-Tak!!!
-To bracie, bracie, daj jej trochę ciepła i juuuuuuuuż! One lecą na takie bajery!
-Dobrze, starczy, więc kiedy będzie ten moment?
Fuwa przewrócił oczami, chwilę zamyślając.
-Trzeba to ustalić.
㊗
Ponieważ lisek nie miał już siły na latanie, Usagi musiał go podrzucać do okna po boku kościoła.
-Co tam widzisz?- zapytał Miyamoto.
-Tłok!- odrzekł zawisając na chwilę w powietrzu.
Podrzut.
-Jest ołtarz!
I jeszcze raz.
-Ale tam pięknie!
-Fuwa!
No i raz jeszcze.
-Osz ty w mordkę, już po ptakach!
-Ah ty i te twoje pomysły!
Samuraj pobiegł w kierunku drzwi. Kitsune uderzył z łoskotem o ziemię.
Teraz! Czas się postawić!
-NIE ZGADZAM SIĘ!!!- zawołał Usagi, wbiegajac do środka.
Gdy Aishi miała już pocałować Kenji'ego, jej zamiar został przerwany.
-A co on tutaj robi?- nie rozumiał Kenji.
Dziewczyna spojrzała na niego a potem na Usagiego. Królik już się do niej zbliżał. W ogóle nie obchodził go zdziwiony tłum ani prawie mdlejacy kapłan.
-Co ty tu robisz?- zapytała z wyrzutem Aida.
Jej głos poniósł się echem.
-Nie mogę uwierzyć, jak wielki trzeba mieć tupet, by non stop przeszkadzać jej w podjęciu decyzji?!- warknął Kenji obok dziewczyny.
Ze złości zacisnął ręce na rękawach czarnego, ślubnego kimona.
-Ty nazywasz to decyzją?- rzekł oburzony Miyamoto.-Niszczysz jej życie.
-Dobra, przestań w kółko powtarzać tą samą śpiewkę i daj mi żyć!- wtrąciła Aishinsui.- Daruj, ale muszę coś skończyć!
Znów przybliżyła się do Kenji'ego, ale Usagi w odruchu złapał ją za łokieć, ciągnąc w swoją stronę.
-Nie możesz go poślubić!- zawołał.
-A niby dlaczego?!- syknęła, wyrywając rękę z jego uścisku.
-Ponieważ jemu nie zależy na tobie tak bardzo, jak mnie!
Samuraj do końca nie wiedział, dlaczego tak powiedział i czy na pewno był to on. Jednak już nie dbał o to. Musiał teraz wszystko dokładnie skończyć.
Aishi wyglądała na lekko zaskoczoną.
-Nie wiedziałem jak wiele mam, póki Kenji cię nie skradł. Jeśli cię stracę, Aishinsui, życie nie będzie już takie samo. Nie rób żadnych głupstw. Możesz przecież jeszcze tak wiele zrobić.
Kenji nie mógł znieść jak wojowniczka patrzy się niczym zahipnotyzowana w oczy samuraja.
Odwrócił się, spojrzał w górę i kiwnął głową.
-UWAGA!- wydarł się Fuwa, stając w wejściu kościoła.
Usagi wraz z Aishi usłyszeli to już jako echo i bynajmniej nie była to wina budynku. Rōnin złapał dziewczynę za ramiona, ku jej zdezorientowaniu po czym popchnął na bok. Sama zauważyła już ostrze wbijające się w jego ciało jak przez mgłę. Rozszerzyła oczy, rzucając się mu na pomoc.
Padła przed nim na kolana, unosząc mu głowę. Była przerażona. Strzała tkwiła w brzuchu. Z ust samuraja zaczęła wypływać krew.
-Mój Boże- szepnęła.
Zamrugała jeszcze raz oczami i teraz była w nich furia.
-Kenji!- zawołała pełną gniewu.
Odwróciła się w jego stronę. Była tak dziko rozzłoszczona, jakby zamierzała go rozszarpać.
Zerwała welon z głowy i rozpuściła włosy. Kwiaty spadły na podłogę.
-Nie bój nic, moja droga, asystent nadchodzi!- zawołał Fuwa, biegnąc w stronę oprawcy.
Dołączyło do niego kilku ludzi. Chłopak miał problem. Rzucili się na niego jednocześnie.
Aishi chciała do nich dołączyć, jednak Usagi ponownie chwycił ją za rękę, ciągnąć do siebie.
-Usagi, ani waż się zasypiać, bo cię zdzielę po twarzy!- wołała.
-Aishi, chcę tylko, byś wiedziała, że nigdy nie chciałem, żebyś czuła się z mojego powodu...
-Wiem, wiem! Nic ci nie będzie, ja ci to mówię!
-Już za późno, Aishi. Za późno.
Ponownie wypluł z siebie krew. Zamknął oczy.
㊗
Aishinsui czuwała przy samuraju od wielu godzin. Liczyła, że zdążyła w ostatniej chwili. Pergamin musiał zadziałać. On nie mógł umrzeć. Był zbyt silny.
Nagle usłyszała szmer. Fuwa wpadł jak szalony do pokoju.
-Aia, Kenji zwiał- wydyszał lisek.
Wojowniczka skamieniała.
....................
Ależ to był dziki pęd by zdążyć i skończyć pierwszy rozdział w dzisiejszy dzień. Szczęśliwych Walentynek jak i jutro Dnia Singla! ❤/ 🙅
Wracamy do opo! (I nie liczcie, że z Usagim wszystko będzie w porządku, na pewno nie tak prędko xd)
*shoji- japońskie drzwi rozsuwane, obite drewnem i papierem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top