Rozdział XVII

- Nadal nie mam pojęcia co się stało - powtórzyłem. Stali nade mną, a ja czułem, że coraz bardziej wzbiera we mnie gniew.
- Nie pamiętasz czegokolwiek? - upewniła się niska dziewczyna o burzy czarnych włosów.
- Nic przecież nie pamiętam!

[Kilka dni wcześniej...]

Przeszukaliśmy cały budynek - nikogo oprócz nas i tajemniczego Eartha nie było. Tyr nadal milczał na jego temat. Nie chciał zdradzić kim jest i jak się poznali. Jeszcze większą zagadką był sam budynek w którym nas przetrzymywano. Znaleźliśmy tablicę upamiętniającą z przed trzydziestu lat mówiącą, że to miejsce to "Szpital dla Psychicznie Chorych i Upośledzonych Umysłowo im. Świętego Jana Bosco".
- Jan Bosco? - przeczytała na głos Zara. Tyr zastanowił się przez chwilę, a potem pstryknął palcami.
- Patron dzieci i młodzieży - wypalił. Nikt nie skomentował. Tyr coś potem paplał o świętym, ale mnie bardziej zastanowiły słowa "Szpital dla Psychicznie Chorych...". Czyli był tu kiedyś odpowiednik Szkoły, ale bardziej jak z horrorów niż... no, jak miejsce dla dzieci.
Ciekawiło też mnie, dlaczego tylko my zostaliśmy uprowadzeni. Może innym udało się zwiać? A może nie byli celem Eartha? Wszystko było zbyt zagmatwane, aby powiedzieć wprost, co tu się wydarzyło. Zara nadal powtarzała o konieczności odnalezienia dyrektora, ale po przeszukaniu budynku straciłem nadzieję, że gdzieś ten tajemniczy dyrektor może być. Zara jednak tej nadziei nie straciła, bo nadal myszkowała po szpitalu. Tyr obiecał, że będzie z nią chodziła dla bezpieczeństwa.
Podzieliśmy się na dwuosobowe grupy.
- Tyr i Zara;
- Artmate i Zector;
- Hell i Julie.
Jak się pewnie domyślacie, ja z Julie pilnowaliśmy Deana leżącego cały czas w sali medycznej. Reszta łaziła po szpitalu szukając jakichś wskazówka. Albo wyjścia.
No właśnie, należało by o tym wspomnieć. Nigdzie nie było wyjścia. Żadnych drzwi prowadzących na zewnątrz. Dlatego Zara była cały czas pewna istnienia jakichś tajnych pomieszczeń bądź korytarzy, które by prowadziły do dyrektora i wyjścia. Okna jako wyjście zostały wykluczone jako pierwsze.
- Szyba kuloodporna - zauważył Zektor stukając kostkami w zakurzone okno.
Kratki wentylacyjne?
- Za małe, a do tego wygląda na to, że to jakiś strasznie skomplikowany system - westchnął Artmate. Posłałem im obojgu sceptyczne spojrzenia.
- Kurde, nikt nie ma jakichś pomysłów? Jakichkolwiek? - zapytałem jeszcze raz.
Wszyscy siedzieliśmy z Deanem w sali medycznej. Julie siedziała na łóżku chłopaka machając nóżkami i opierając się o Deana. Wszyscy milczeli, ale w powietrzu wisiało niezadane pytanie. Czekałem, kto w końcu odważy się je zadać...
- Musimy przesłuchać Eartha - powiedziała stanowczo Zara. Tyr walnął pięścią w kolano.
- Zostaw Eartha w spokoju...
- O, niee - warknęła dziewczyna. Wstała z krzesła, a gdyby jej oczy były karabinami maszynowym, miałbym trudności ze zidentyfikowaniem ciała Tyra.
- Masz zamiar bronić wroga?!
- Nie jest naszym wrogiem - teraz i Tyr wstał i zaczął mierzyć się z Zarą wzrokiem. Wraz z bliźniakami odsunęliśmy się pod ścianie, a Julie wtuliła się w Deana jeszcze mocniej. Oto starcie tytanów.
Za chińskiego smoka nie wiem co tych dwoje tak poróżniło, ale naprawdę to musiało być coś poważnego...
- Jak to nie?! Zaatakował Szkołę, porwał dyrektora i uprowadził nas!
- Ale nie znasz jego dotychczasowy doświadczeń! Earth za dużo przeszedł!
- Skoro, ty wiesz co przeszedł, to łatwiej ci będzie go przesłuchiwać - zauważyła Zara. Tyr wyglądał jakby miał zaraz eksplodować.
- Nic o tym nie wiesz bachorze!
- Teraz jestem "bachorem"?! Powiedział starzec w skórze nastolatka!
- Zmieniasz temat, Xanthopoulos!
- Spieprzaj! Musimy znaleźć dyrektora i czym prędzej uciekać stąd do Szkoły!
- Nie mam zamiaru szukać twojego dyrektora i wracać do tej bud... - Nie zdołał dokończyć. Zara strzeliła mu pięścią w nos. Tyr zakołysał się i z powrotem usiadł na krześle. Ocho, doszło do rękoczynu.
- Hej ludziki, koniec kłótni! Nie mam zamiaru zdrapywać was ze ścian. Mam gdzieś, jak bardzo siebie nienawidzicie. Chcę tylko jednego... - wszyscy spojrzeli na mnie wyczekująco. - Chcę tylko wrócić do jedynego domu jaki teraz mam - zakończyłem ponuro. Tyr, z lekko rozkwaszonym nosem, spojrzał na mnie, a potem wzrok mu się prześlizgną na Deana całego w bandażach, trzymającego małą Julie.
Jęknął. Ocierając krew rękawem koszulki wstał i spojrzał na mnie.
- Hell... Earth chciał by porozmawiać. Ale rozmowa z nim może namącić wam w głowach. Nie jest do nas wrogo nastawiony...
- Pff - Zara prychnęła, a Tyr postanowił ją zignorować.
- ... Tylko, bardzo pogubił się w życiu - wyjaśnił. Potarłem skroń.
- To ja z nim pójdę pogadać - zaoferowałem się. Dean prawie spadł ze swojego łóżka.
- Ooo nie! Koleś chciał cię torturować, albo co tam by mu do głowy przyszło. Nie zgadzam się. Widzisz jak przez niego skończyłem?!
- Dean, pomyśl - westchnąłem. - Dołączyłem do Szkoły niedawno, a mój poziom psychicznego świra jest chyba na jednym z niższych stadium. Z resztą, Earth wyraźnie czegoś ode mnie chciał, skoro umieścił mnie w osobnej izolatce - powiedziałem. Artmate pokiwał głową.
- Hell ma rację. Powinien tam iść i z nim po prostu pogadać - poparł mnie kolorowy. Zector tylko skinął głową. Zara powarkiwała pod nosem coraz to ciekawsze przekleństwa. Ale w końcu warknęła.
- Jestem za. - Najpierw o to wojuje, a potem jeszcze na mnie warczy...
- Ja jestem nadal przeciwny! - zauważył Dean.
Uśmiechnąłem się do niego chamsko.
- A od kiedy w Szkole Morderców istnieje demokracja? - zapytałem sarkastycznie i wyszedłem z sali, a z ust nie schodził mi szeroki uśmiech. Ale to była tylko przykrywka. Tak naprawdę bałem się jak diabli. Czego?
A no właśnie. Nie wiem czego się tak bałem. Człowieka, który skrzywdził moich przyjaciół, czy może człowieka, który uciekł ze Szkoły, tak jak ja bym chciał...

Trzynaście, czternaście... I w końcu piętnaście.
Drzwi kliknęły cicho, a ja wsunąłem się ostrożnie do celi. W środku leżał mężczyzna z maską na twarzy, tak jak go pozostawiłem, przykutego, na każdy możliwy sposób.
Gdy zamknąłem za sobą drzwi i przekręciłem klucz, aby nikt nam nie przeszkadzał, maska wydała z siebie cichy wdech i wydech, a głowa Eartha uniosła się. Przekręcił ją, jakby ze zdziwieniem.
- Fascynujące... byłem przekonany, że pierwszym, który mnie odwiedzi będzie Tyr.
- Przykro mi, że cię rozczarowałem - powiedziałem starając się opanować emocje.
- To nie jest rozczarowanie - zapewnił. - Nie wierzyłem, aby dali przyjść takiemu chłoptasiowi, aby mnie przesłuchać.
- Nie chcę chcę cie przesłuchiwać. Chcę pogadać - sprostowałem.
Idę o zakład, że pod maską malowało się zdziwienie!!!
- Po... pogadać? - powtórzył. Usiadłem po turecku przed zamaskowanym.
- Tak.
- A... ech... dawno z nikim tak po porostu nie rozmawiałem.
- To może zacznę - zaproponowałem. - Uciekłeś ze Szkoły, szczerze gratuluję tak na marginesie, ale ciekaw jestem co robiłeś przez ten czas - powiedziałem. Earth przez chwilę wpatrywał się we mnie z milczeniem.
- Po upływie stu jednego dnia byłem wolny. Wynająłem mieszkanie, a dzięki mojej nauce wyniesione ze Szkoły Morderców zostałem pracownikiem w kostnicy - powiedział niezmiennym, zimnym tonem. Dreszcz przebiegł mi po plecach, ale szybko się opanowałem.
Praca przy trupach to nadal tylko praca...
- Noo dobra... A dlaczego nas porwałeś?
- Sądzisz, że ci odpowiem? - zapytał z drwiną w głosie.
- Tak - powiedziałem jak najłagodniej potrafiłem. Znów chwila ciszy. Potem Earth przesunął twarz do mnie, tak, że prawie dotknął maską czubka mojego nosa. Siłą woli powstrzymałem się od cofnięcia.
- Widzisz, potrzebuje Tyra...

Wróciłem do sali medycznej na miękkich nogach, cicho zamykając za sobą drzwi. Nikt nie wyszedł, ani nie zmienił miejsca. Wszyscy czekali, a w sali narastało nieprzyjemne wyczekiwanie.
Usiadłem na swoim krześle i spojrzałem na Tyra.
- Earth chce zostać długowiecznym - wrzuciłem z siebie. - Okazało się, że wykryto u niego nowotwór, a on nie chce umierać.
- Co z tego, że nie chce umierać - warknęła Zara, szybciej niż inni dochodząc do siebie. Dean spojrzał na dziewczynę z mieszanymi uczuciami.
- Też bym nie chciał umierać - wyznał cicho. Wszyscy oprócz Zary skinęli głowami w milczeniu. Przewodnicząca szukała ratunku u małej Julie, ale ona również przytakiwała na słowa Deana.
- W każdym razie - Tyr zmienił szybko temat. - Nie mogę uczynić go długowiecznym. Nie ma szans - powiedział twardo jednooki.
Znów zapadła cisza. Głęboka, gęsta jak kleik macochy cisza. Nikt nie wiedział jak zareagować. W sumie to też bałbym się śmierci. I to jeszcze... nowotwór...
- Musi cierpieć - powiedział Zector, jakby czytając mi w myślach. Spojrzałem na ponurego nastolatka, ale znów nikt nic nie dodał.
W końcu Zara zerwała się z krzesła.
- Koniec dziecinady. Nie mam zamiaru tak tu siedzieć - wybuchła jak szampan na sylwestra. Prawie spadłem z krzesła, a trzeba było widzieć twarz Tyra.
Był wściekły. Ale nawet nie drgnął.
Zara wyciągnęła z tyłu, zza paska spluwę i sprawdziła magazynek.
- Rozstrzelam gościa, jeśli mi nie powie gdzie jest dyrektor - wycharczała, opuszczając pokój. Tyr nie ruszył się nawet o milimetr. Żaden z jego mięśni nie poruszył się, jednak na jego twarzy nadal malowała się furia.
- Nie mam zamiaru jej powstrzymywać. - Jego ton przypominał głos starego człowieka. Spojrzeliśmy po sobie, a ja westchnąłem.
- Czyli kto to zrobi? - zapytałem. Artmate wzruszył ramionami.
- Pytek - odparł spokojnie. Przewróciłem oczami, a znów podniosłem się z krzesła.
- Ale na dziś koniec z zabawą w chłopca na posyłki - uświadomiłem ich. Nikt nie skomentował, a Dean nawet spuścił głowę. Kiedy zamknąłem za sobą drzwi puściłem się pędem przez korytarz z nadzieją, że znajdę Zare i jakoś ją uspokoję.
(A tak nawiasem mówiąc, to skąd ona miała spluwę?! Skoro znalazła jakiś magazyn z bronią, to mogła mi powiedzieć! A ja jak głupi ganiam z tą samą brzytwą...)

Zara...
Przysięgam, jeśli ktoś tam w górze, naprawdę mnie słucha to mam szczerą nadzieję, że zaplanował dla tej dziewczyny coś złego. Osobiście wyślę ją do piekła (powiedział "Hell", he he).

- Dziewczyno, naprawdę cię powaliło - podsumowałem.
- Zgadzam się z przedmówcą - dorzucił Earth, który nadal siedział w celi przykuty łańcuchami. Ciemnowłosa nie wiedziała na kogo wrzeszczeć.
- Chcę tylko wiedzieć, gdzie jest dyrektor - powiedziała po raz trzeci. Groziła już z kilkanaście razy. Sorry nie liczyłem.
Siedziałem sobie pod drzwiami i co jakiś czas uspokajałem przewodniczącą. Kto by pomyślał, że chłodny spokój Eartha może być silniejszy od płomiennej wściekłości Zary?
Pomijając mój szampański humor, dziewczyna był bliska odstrzelenia sobie łba. Earth cały czas odpowiadał tylko jednym słowem:
- Nie wiem.
I tak Zara zaczęła ci kopać, ubliżać mu, katować... co kilka chwil myślała na głos co by tu z nim zrobić. Takie typowe przesłuchanie. Jednak chyba zapomniała, że Earth też był kiedyś uczniem Szkoły...
- Hell, bądź tak dobry i powiedz mi, która godzina - poprosił nagle zamaskowany. Nie zwrócił się jeszcze bezpośrednio do mnie więc się trochę zdziwiłem, ale spojrzałem na zegarek.
- Za pięć szesnasta - odparłem. Earth zachichotał. Wstałem z lekką niepewnością wpatrzony w mężczyznę chichoczącego jak z dobrego dowcipu.
- Coś ukrywasz - zrozumiałem. Facet pokiwał głową.
- Gratuluję panie Aliquid... naprawdę twoja przenikliwość jest godna podziwu - stwierdził.
- Gadaj Earth, co znowu planujesz! - rozkazał Zara. Earth zignorował dziewczynę i nadal chichotał. Przewodnicząca nie bardzo wiedząc co ma zrobić rzuciła mi zaniepokojenie spojrzenie.
- Zostań z nim. Pójdę po resztę - powiedziała, a ja skinąłem głową. Dziewczyna wyszła, a ja wyciągnąłem brzytwę z kieszeni i otworzyłem ją, jakby mówiąc "koniec żartów".
- Co ty kombinujesz Earth?
- Sądzisz, że ci odpowiem? - Odczułem lekkie dejá vou.
- Tak.
- Ale nawet jak ci powiem, to ty i tak to zapomnisz drogi Hellu.
- Co... - Nie skończyłem.
Nagle - nie wiadomo kiedy - zaczął unosić się gaz. Szarawy dym przysłonił mi cały widok i nic już nie widziałem. Rzuciłem się do drzwi, ale nie mogłem ich otworzyć. Tylko cztery zamki... Zara musiała mnie zamknąć na więcej, na wszelki wypadek. Zacząłem się krztusić, a dym stawał się gęstszy i gęstszy. Opadłem z wycieńczenia na podłogę. Zobaczyłem naprzeciw Eartha. Śmiał się.
- Widzisz Hell, Piekło i Ziemia nie idą ze sobą w parze. Dziękuję za rozmowę, ale nadal będę usiłował zdobyć lek na śmierć - potem przerwał, jakby się nad czymś zastanawiał. - Choć nie wiem, po co ci to mówię. Istnieją małe szanse, zachowasz pamięć...

A potem wszystko zniknęło. Przed oczami widziałem ciemność. Nie miałem już siły walczyć z sennością. Oddałem się w całości czerni, jaką zaczęła mnie okrążać i tylko niewinne pytanie zaświtało leniwie w moim umyśle:
Jak ja się właściwie nazywam?

...

...

...

Leżałem na metalowym łóżku w wielkiej sali, całej w bieli. Wyglądało to jak sala szpitalna dla całej armii zaprojektowana przez jakiegoś króla... wszystko wyglądało na zadbane, odkurzone i nowe...
- Nadal nie mam pojęcia co się stało - powtórzyłem. Stali nade mną, a ja czułem, że coraz bardziej wzbiera we mnie gniew.
- Nie pamiętasz czegokolwiek? - upewniła się niska dziewczyna o burzy czarnych włosów. Coś zakuło mnie z tyłu głowy.
- Nic przecież nie pamiętam! - powiedziałem już ze złością. - Czy ktoś może mi powiedzieć jak JA się nazywam?!
- Jesteś Hell. Hell Aliquid - powiedział chłopak z dziwną kolorową fryzurą i mnóstwem kolczyków. Płakał.
Znów to ukłucie... co to jest?
Potem ten sam chłopak spojrzał na innego chłopaka, bez oka i z licznymi bliznami.
- Czy... czy mu przejdzie? - zapytał. Jednooki pokiwał głową.
- Tak. Hell jest silny, ale potrzebuje kilku dni, aby odzyskać w pełni pamięć - powiedział spokojnie.
- Pamiętasz teraz coś? Może coś ci się przypomniało? - zapytał wysoki brunet o głębokich, zielonych oczach.
D... De...
- Czy... Ja... Twoje imię... - Moja głowa jest miażdżona, na każdy możliwy sposób, ale coś pamiętam. Chłopak usiadł na krańcu mojego łóżka.
- Tak?
- Chwila - mruknąłem rozmasowując sobie skronie. - Ty jesteś Zara - powiedziałem wskazując na dziewczynę. Ona pokiwała głową, a twarz jej pojaśniała.
- Ty... jesteś Artmate, albo Zector... te dwa imiona jakoś mi się zlewają - powiedziałem do chłopaka z kolorowymi włosami. Ten prawie znów się nie popłakał.
- Jestem Artmate, ale mam brata Zectora - powiedział nie kryjąc radości. Pokiwałem głową. Spojrzałem na jednookiego.
- Ty jesteś Tyr... chwila... Długowieczny? Co to znaczy? - zapytałem na wpół siebie, a wpół wszystkich dookoła. Tyr uśmiechnął się tylko.
- Przypomnisz sobie, spokojnie - zapewnił. Potem moje spojrzenie padło na chłopaka się siedzącego i wpatrującego się we mnie uparcie.
- A... ty... Pamiętam! Dean! - powiedziałem triumfalnie, a chłopak wyszczerzył zęby i mocno mnie uścisną.
- Nigdy więcej nas tak nie strasz - wyszeptał mi do ucha. Potem wszyscy do nas dołączyli.
Co z tego, że ledwie ich pamiętam. To chyba są moi bliscy, skoro tak im na mnie zależy, prawda?




#Opublikowano PRZED PÓŁNOCĄ! Tak udało mi się to skończyć!

Usuwał mi się początek. CAŁY CZAS. A potem jeszcze cały tydzień nauki. Nie jestem kujonem - ja po prostu musz3 się uczyć.
Ale hej - jest rozdział? Jest! Fanfary, szampan (jak kto woli - picolo) i kurka imprezę robimy.
No to jak? Wystraszyłam na początku?
Przyznajcie się 😉

#Capricorn

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top