Rozdział VII
Obudził mnie Artmate.
Jeśli "obudził" mnożna nazwać wparowaniem do mojej sypialni, waląc przy tym łyżką kuchenną w patelnię.
- HELL! ŚNIADANIE! - wrzeszczał do rytmu uderzenia łyżką. Poderwałem się wyciągając z pod poduszki brzytwę, którą znalazłem w łazience.
Artmate wyglądał na zdezorientowanego na widok ostrza... A potem wybuchnął śmiechem.
- Skąd ty to... ha ha ghaha... kurde Hell przez chwilę naprawdę... naprawdę myślałem, że mógłbyś mnie zabić!
- Nie widzę w tym nic śmiesznego - warknąłem wyplątując się z fałd kołdry.
Wczoraj wieczorem po szybkim prysznicu, przy lustrze znalazłem odręcznie napisany liścik na jasno żółtym pergaminie.
"Nie znasz mnie i na razie to Ci wystarczy. Musisz uważać Hell. Dziś koniec naszego dnia miłosierdzia. Morderca, czy psychopata - nas nie powstrzymasz."
Szczerze mówiąc po przeczytaniu tego liściku, miałem już zbyt wiele powodów, aby nosić przy sobie coś ostrego.
Jednak Artmate... on wydawał się rozbawiony moją ostrożnością.
Gdy chłopak skończył z nabijania się ze mnie (a zajęło mu to chwilę) pokazał mi szafę.
- W środku powinny być najpotrzebniejsze rzeczy. Ubierz się i przyjdź na śniadanie. Dziś zaczynamy szkołę więc pośpiesz się - pouczył mnie, a potem wyszedł zostawiając mnie z mnóstwem pytań cisnących się na usta.
Gdy Artmate zamknął za sobą drzwi z powrotem upadłem na miękkie łóżko.
Dziś zaczynamy szkołę... Szkoła Morderców...
Do jasnej cholery, w co się wkopałem?!
Nie mogłem nadziwić się, jak ta szkoła była podobna do normalnej, prywatnej szkoły z internatem. W szafie, o której mówił Artmate znalazłem torbę na ramię, kilka pustych zeszytów i przybory piśmiennicze. Na wieszaku była zawieszona granatowa marynarka z godłem Szkoły Morderców.
Nóż, skrzyżowany z ołówkiem, wewnątrz czerwonej kropli krwi. Nie wiem, czy to był mój wymysł, ale byłem pewny, że marynarka w niektórych miejscach poplamiona zaschniętą krwią. Założyłem jedyną koszulkę jaką tam znalazłem i naciągnąłem czarne jeansy z dziurawymi kolanami. Spojrzałem na siebie w lustrze i stwierdziłem, że nie jest źle. T-shirt był z wielkim napisem
"Killing. Murder. Just for fun!".
Rozumiem - Szkoła Morderców i tak dalej, ale koszulki nie mogą być chociaż normalne?
Zrezygnowany wyszedłem z pokoju. Rzecz jasna z ostrzem w kieszeni.
Powitał mnie Dean. Cofnąłem się gwałtownie, ale chłopak jakby czytając mi w myślach uniósł ręce na znak pokoju.
- Już spokojnie Hell. Nic ci nie zrobię, przysięgam - powiedział. Nie uspokoił mnie zbytnio, ale uznałem, że nie będę się wygłupiać. Wyszedłem do Dean.
- Cześć... - przywitałem się niepewnie. Nadal kurczowo trzymałem brzytwę w kieszeni.
- Sorry za wczoraj - zaczął Dean. - Różni ludzie tu trafiają i trudno mi odróżnić kogoś niebezpiecznego od... no tych pokroju Ciebie i Tyra.
- Co masz przez to na myśli? - zapytałam z nutą oburzenia. Czy to była jakaś obelga...?
- No... ci, którzy nigdy nikogo nie zamordowali - wyjaśnił.
Emm... to chyba dobrze, że nikogo nie zamordowałem!
- Aha...
- Zrozumiesz - zapewnił. - Po prostu na początku wydawałeś mi się jakiś podejrzany... tyle razy już się pomyliłem, że powinienem przestać wierzyć swoim przeczuciom... - Chciałem dopytać o jakie pomyłki mu chodzi, ale weszliśmy do salony, w który nikogo już nie było.
- O cholera! Już lekcja! - zorientował się Dean i łapiąc mnie za nadgarstek wybiegł na korytarz akademiku, a potem na dróżkę w ogrodzie.
Wpadliśmy zdyszani do auli lekcyjnej i przeżyłem kolejny szok.
Tu było z trzydzieści osób.
Czyli... aż trzydzieści osób wolało zabijać, niż umrzeć? To... to się nie zgadza z filozofią jaką nam wpajano od kołyski!
- Dean! Hell! - To Artmate machnął do nas ręką pokazując dwa wolne miejsca w jego rzędzie. Usiadłem między Deanem i jakąś blondynką z dwoma wielkimi kucykami. Spojrzała na mnie i pierwsze co mi się rzuciło w oczy to jej usta. Były pomalowane szminką, tak czerwoną, że wyglądała jakby krwawiła. Intensywne wpatrywała się we mnie swoimi niebieskimi oczami.
- Hej... - przywitałem się, czując, że dziewczyna tego właśnie ode mnie oczekuje.
- Cześć, jestem Hariet - wyciągnęła do mnie rękę. Ja po doświadczeniu z Deanem wolałem nie ściskać dłoni nieznajomym, więc wymusiłem na sobie tylko uśmiech.
- Miło mi, jestem Hell.
- Wiem - zapewniła. - Wszyscy wiedzą kim jesteś. Wczoraj wieczorem Tyr zawiadomił samorząd o odnalezieniu potomka krwi Aliquid - zaćwierkotała. Zamrugałem kilkakrotnie, a moje spojrzenie powędrowało do Tyra siedzącego rząd przede mną. Podpierał głowę ręką i pisał w jakimś zeszycie.
- Jestem z Zarą w pokoju więc wiedziałam od razu, ale nie mogłam uwierzyć, że jesteś jej synem... no wiesz, nie wyglądasz na mordercę, albo psychopatę - stwierdziła. Miałem ochotę wywrzeszczeć jej w twarz, że nie nie mam zamiaru wyglądać jak morderca, ale w tym momencie wszedł nauczyciel.
Przypominał mojego nauczyciela literatury. Miał taką samą marynarkę jak wszyscy, tyle że bordową z łatami na łokciach, a pod marynarką ciemno zielony golf. Miał okrągłe okulary, zjeżdżające mu z nosa i rozwiane wypłowiałe włosy. Pod pachą trzymał spory plik materiałów i kilka teczek.
- Wybaczcie za spóźnienie - wydyszał. Kilka osób mruknęło "nic się nie stało". Kiedy nauczyciel odłożył teczki na biurko rozejrzał się po auli.
- Powodem mojego spóźnienia była wizyta u dyrektora. Nie uwierzycie w jakiej sprawie - zaczął podekscytowany, jednak jego entuzjazm ostudziła Zara, która chrząknęła znacząco z pierwszego rzędu.
Nauczyciel zająknął się, ale zaraz z poważniał.
- Zapomniałbym o nowych uczniach... wstąpcie tu na środek. - Przełknąłem ślinę i modląc się w duchu zszedłem na środek auli i stanąłem obok nauczyciela. Oprócz mnie, obok nauczyciela stanęła niska i drobna dziewczyna.
Miała białe jak śnieg włosy i czerwone oczy. Albinoska. Był śliczna i słodka, jak porcelanowa laleczka, ale nie wiem kto chciałby posiadać laleczkę o tak wyzywającym spojrzeniu.
- Przedstawcie się może - zasugerował nauczyciel. Spojrzałem na albinoskę, ale zanim nasze spojrzenia się spotkały, ona już przemawiała.
- Nazywam się Gumi. Gumi McLand. Zabiłam swoją klasę w liceum, bo wytykali mnie palcami. Potem chciałam zabić siebie, ale delegacja Szkoły Morderców mnie powstrzymała - ostatnie zdanie prawie wywarczała, jakby miała im to za złe.
Fajnie - morderczyni i niedoszła samobójczyni.
- Teraz ty chłopcze - zwrócił się do mnie nauczyciel. Pokiwałem głową i zacząłem mówić.
- Nazywam się Hell... - zawahałem się. Które nazwisko powiedzieć?
Niech mają do Ciebie respekt!
- Nazywam się Hell Aliquid. Nigdy nikogo nie zabiłem. Moje badania mówiły, że jestem psychopatą. Zostałem tu ściągnięty podstępem ze względu na moją matkę. Nie mam zamiaru zostać mordercą - powiedziałem z nieznaną dla siebie pewnością.
W auli zapadła cisza. Nawet nie słuchać było tykania zegara. Czułem, że wszystkie oczy są zwrócone we mnie.
Czy dobrze zrobiłem?
#Heej! Choruje ostatnio i pisanie jest odrobinkę trudniejsze, ale nie mam zamiaru przestać! Dziękuję za ostatni komentarz. Uwierz, lub nie, ale dzięki Tobie aż chciało mi się wstać z łóżka pomimo chorych nerek! To Tobie należą się brawa 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top