Rozdział II
Skończyły się lekcje i ze szczerą radością opuściłem to betonowe pudełko zwane potocznie liceum. Początek września był piękny, ciepły i przypominał o niedawno zakończonych wakacjach. To jak dla mnie nie były dobre wspomnienia.
Wyszedłem na dziedziniec wypełniony uczniami. Odpiąłem rower od stojaka i już chciałem uciekać jak najdalej od ludzi gdy podeszła do mnie jakaś dziewczyna. Uparcie stała nade mną i wpatrywała się we mnie natrętnie. Miała dwa jasne warkocze sięgające prawie tali i wielkie oczy przypominające barwą świeżo prażoną kawę. Przesunąłem rower, bo w pierwszej chwili myślałem, że stoję jej na drodze, ale ona nie zwróciła na to większej uwagi. W końcu wprowadziłem rower przed szkołę i już zamierzałem wsiąść na niego, gdy straciłem cierpliwość do istoty która wciąż stała za mną.
Jak najłagodniejszym tonem zapytałem:
- Czego? - Moje słowa zostały chyba źle odebrane, bo dziewczyna zamiast się cofnąć, uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Cześć, jestem Alice - powiedziała jak gdyby nigdy nic. Szczególnie mnie nie obchodziło jej imię, ani w ogóle jej osoba. Ale jej upór był nadzwyczaj ciekawy.
- I w związku z tym...?
- Chciałam się z tobą zaprzyjaźnić - powiedziała pogodnie. Moje usta otworzyły się ze zdziwienia, a oczy miałem wielkości talerzy. Przynajmniej tak wnioskuję z chichotu tej całej Alice.
- Zaprzyjaźnić?
- Tak - zapewniła. - Z Tobą.
- Ja... - chciałem powiedzieć, żeby sobie nie pieprzyła głupot, bo i tak nikt się ze mną nie zadaje, ale zamiast tego z moich ust wydobyła się cichą odpowiedź. - Ja... nie mam nic przeciwko...
Nie wiem co miało na mnie taki wpływ. Nigdy nie brakowało mi towarzystwa innych - Ba! Wolałem unikać ludzi. Nawet ta dziewczyna nie wydała się tak ładna, aby w jakiś sposób mógł jej ulec. Jednak coś w jej sposobie mówienia, tej pewności było specyficzne. Nawet sama odwaga, polegającą na tym żeby do mnie podejść... to nie było zachowanie normalnych ludzi.
- Jaki miałaś wynik ostatnich badań? - zapytałem. Szliśmy przez piaskową ścieżkę w środku pola pszenicy. Malownicze, prawda?
- Nie pamiętam, ale skoro żyje, to nie mógł być zły wynik - odpowiedziała wymijająco. Szczerze mówiąc nie interesował mnie za bardzo jej wynik. To takie rutynowe pytanie którego uczyliśmy się od dziecka. Spodziewałem się, że zaraz zapyta mnie o to samo. Ale jak się już przekonałem, z tą dziewczyną było coś nie tak.
- Jak masz na imię? - zaciekawiła się. Odwróciłem się od niej i prawie szeptem odpowiedziałem.
- Hell. Nazywam się Hell Stigmatus... - Zrozumiem każde imię. Ale moje bije innych na głowę. Nazywając się "piekło" nie mam prawa być w pełni normalnym. Alice za to uśmiechnięta spogląda na otaczające nas ze wszystkich stron pole.
- Ładnie. Masz już szesnaście lat co nie? - gładko przechodzi to innego tematu. Zaskoczony odpowiedziałem natychmiast.
- Tak. - Może powiesz jej jeszcze co ci się śniło?! Nie mogę tak ględzić na swój temat! Niech się babsztyl odczepi!
- Wedle ustawy 7 powinieneś przyjść na ostateczne badania - zauważa. Przewracam oczami.
- Od dwóch nie byłem na badaniach i jakoś mi szczególnie nie zależy - odpowiedziałem. Po raz pierwszy uśmiech Alice znika, a na jego miejscu pojawia się powaga jakiej nie spodziewałem się po nastolatce o tak delikatnej twarzy.
- Musisz. - Jedno słowo sprawiło, że nabrałem ochoty zniknąć z powierzchni ziemi. Ale nie dam się tej jej chorej gierce!
- Nie - odpowiadam udając, że jej mina nie zrobiła na mnie wrażenia. Alice uniosła brwi, ale zaraz uśmiech znów pojawił się na jej twarzy.
- Ach tak? To ja ci teraz zrobię badanie! - zaproponowała, a na dźwięk tego słowa ciarki przeszły mi po plecach.
#Ech... nie lubię pisać na tej małej telefonicznej klawiaturze...
Długo mi to zajęło ale mamy rozdział drugi!!!
Szczęśliwi?
Bo ja tak!!!
😀
Pamiętajcie - jestem ciekawa waszych wrażeń, a żebym mogła je poznać, musisz zostawić komentarz ☺
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top