Rozdział V

Nowy dzień. Wstałem, po raz pierwszy od pięciu lat, wypoczęty. Materac odpowiednio miękki, pościel odpowiednio cienka, a ja odpowiednio zmęczony, by myśleć o śnie. Nie wstałem zaraz po przebudzeniu. Nie miałem ochoty wstawać, to było za dużo, dla mojego odprężonego ciała.
Po prostu leżałem i wpatrywałem się w biały sufit. Która mogła być godzina? Wczoraj wypiłem sporo kawy, a gdy kofeina przestała na mnie działać, ległem na łóżko jak martwy. Zastanawiając się, obróciłem głowę w bok, i zmrużyłem oczy, gdy oślepiło mnie światło wpadające przez szczelinę w zasłonach. Kto je zasunął? Bo na pewno nie ja...
Przed oczami przewinął mi się obraz, jak Dean wchodzi gdy ja śpię...
Cholera, oby nie.
Odrzuciłem kołdrę i podrapałem się po nagim torsie. Zasnąłem tak jak zwykle - bokserki, a ubrania gdzieś w kącie. Czułem jak śmierdziałem i zmarszczyłem nos. Kiedy ja się ostatnio wykąpałem? W tamtym strumyku z kilkanaście lat temu? Albo goliłem...? Gościu lata z brzytwą, a nie umie się ogolić.
Z westchnieniem podniosłem się do pozycji siedzącej i przypomniały mi się koszmary o tym pokoju. Że budzę się, muszę tu żyć, znów jestem uczniem Szkoły...
A nie, chwila.
Przetarłem oczy i przeczesałem palcami włosy, rozglądając się znów, a mój własny odór skutecznie pobudził myśli.
To nie koszmar, to rzeczywistość. Moja matka nie żyje, Dean został dyrektorem, a ja mam w głowie zakodowane serum długowieczności.
Gdyby za chwilę wszedł Earth ze śniadaniem w różowym fartuszku pani domu, to w 100% były mój koszmar.
Odczekałem kilka chwil, jakby w obawie, że Earth faktycznie zaraz może wejść niespodziewanie, ale w końcu dotarło do mnie, że moja matka już skutecznie uniemożliwiła mu poruszanie się, głównie przez zabicie.
W końcu zsunąłem się z łóżka i stanąłem na nogach. Podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej jakieś... Cholera.
Ktoś podmienił ubrania, na mój rozmiar. Znów przewinął mi się obraz Deana nocą, który układa mi ubrania w szafie i całuje na dobranoc. No tak, ale gdyby tak było, jestem pewien, że obudziłbym się bez spodni.
Westchnąłem na głos, bo co mi innego zostało i zgarnąłem z szafy jakieś ciuchy.

Przyszedłem na śniadanie, tylko po to by przekonać się, że zostawili. Znalazłem karteczkę od Artmate, że leci na zajęcia, ale niewiele mi to powiedziało, więc po prostu zignorowałem informację. Zabrałem się za śniadanie i gdy nasypałem sobie płatków do miski, stanąłem w oknie. Obserwowałem chwilę horyzont i doszedłem do wniosku, że straszliwie mi się nudzi. Rozejrzałem się za czymś do roboty, ale nie znalazłem nic ciekawego.
Potem znów spojrzałem na krajobraz za oknem i akurat w tamtej chwili znalazłem sobie idealne zajęcie.
Odstawiłem miskę z niedokończonym śniadaniem i wyszedłem z pokoju.

[Perspektywa Julii Bonnet]

O nie, o nie, o nie, o nie, o nie...
Przeskoczyłam przez ogrodzenie, w którym prąd nie płynął od czasu "niezwykle zagadkowej" awarii i puściłam się pędem przez las należący już do obszaru Szkoły, by zaraz potem wybiec na błonia.
Byłam bardzo głupia jeśli myślałam, że zdążę wrócić do Szkoły przed nastaniem świtu, jednak nie pomyślałam o tym wczorajszego wieczoru, kiedy to zostałam u Amy.
Amy była moją koleżanką ze szkoły. Tak, prawdziwej szkoły, w której się naprawdę czegoś uczymy, a nie w kółko tylko to zabijanie, zabijanie, sposoby na zabijanie, metody zabijania, a jeśli dostaniemy jakąś misję - to zajęcia praktyczne z zabijania.
Wiedziałam, że nie zdążę wrócić, więc czemu tam zostałam?! Tato Dean będzie wściekły. Wiedział, że chodziłam do podstawówki, ale nie podobało mu się to, że długo nie wracałam po skończeniu lekcji. A droga była daleka. Musiałam autobusem pojechać do najdalej wysunięty przystanek, na skraju miasta, a potem czekał mnie jeszcze półgodzinny spacer z ciężkimi książkami. A teraz, nie dość, że biegłam z tym plecakiem, to nie było mnie w Szkole na noc. Tato Dean już mi nawymyśla.
W duchu bałam się, że może zakazać mi chodzenia do podstawówki, ale miałam nadzieję, że tego nie zrobi. Wiedział ile nauka tam dla mnie znaczy. Potem zaczęłam się też martwić o Amy. Oczywiście nie powiedziałam jej, ani jej rodzicom, że jestem ze Szkoły Morderców - tato tłumaczył mi już, że teraz Szkoła teoretycznie nie istnieje. Musiałam nieźle nakłamać skąd jestem i dlaczego rodzice nie przyjeżdżają po mnie, ale w końcu mama Amy zdecydowała, że mogę u nich przenocować. Bardzo mnie lubiła, a jej tata chyba nie do końca, a przecież mam świetne oceny i za chwilę na koniec roku, będę miała najwyższą średnią! I jeszcze nagrodę z wychowania fizycznego! Jestem kapitanem naszej drużyny szkolnej w siatkówce, choć wcale nie jestem taka wysoka. Za to wysoko skaczę, nawet nasza pani trener mówi, że myśli, że mam w nogach sprężyny!
Może tata Amy się domyśla? Że nie jestem do końca normalna? Choć tato Dean cały czas mi mówi, że nie różnię się od normalnych tak bardzo, tylko, że nie mam... chyba nazwał to sumieniem. Ale nie wiem po co miałabym mieć sumienie, chyba skoro jestem prawie jak normalna?
W każdym razie, miałam nadzieję, że tato Dean nie zabije całej rodziny Amy, bo byli dla mnie strasznie mili. Choć tyle raz powtarzał, że nie powinnam się za bardzo zaprzyjaźniać... Oj no nie wiem, jeszcze z nim porozmawiam.
Kiedy już byłam na Suchym Polu - choć wolałam je nazywać po prostu Polem, bo nie było takie "Suche" - zwolniłam biegu i poprawiłam sobie plecak na ramionach. Strasznie się zmachałam, ale w sumie dziś sobota, to nie powinno być żadnych wykładów u pana Honesta, ani panów bliźniaków. Ale chciałam jeszcze porozmawiać o tacie Amy z panią Sky, bo chciałam wiedzieć, czemu mnie tak nie lubi.
Pani Sky jest najmilszą osobą jaką znam, naprawdę! Mieszka w Szkole, razem z panią Zarą, ale nie jest zła. Jest strasznie fajna i to dzięki jej poparciu u starej dyrektorki poszłam do szkoły. Szkoda, że tamta dyrektorka zmarła, to było dziwne, bo wszyscy mówili o niej, że jest niezniszczalna.
Rozejrzałam się dookoła, czy nikogo nie ma, ale nagle usłyszałam strzały. Zdziwiłam się strasznie, bo to nie były strzały do celu, które czasem tato Dean ćwiczy na Polu, albo w lesie, ale strzały ostrzegawcze. Nikt u nas nie używa strzałów ostrzegawczych.
Zauważyłam, jak z cienia wyłania się jakaś postać. Była straszna. Lekko przygarbiona postura, ciemne włosy i twarz, która byłą spowita w cieniu. Przypomniał mi się mój prawdziwy ojciec, ale zaraz wyrzuciłam to z głowy - zabiłam go przecież.
To był ktoś kogo nie znałam, ale to on mnie ostrzegał, co uznałam za dość dziwne. Zmarszczyłam brwi i jeszcze uważniej przyjrzałam się kształtowi, który zmierzał w moją stronę, ale moja kolejna myśl była jeszcze bardziej absurdalna, choć teoretycznie bardziej prawdopodobna.
- Braciszek Hell?! - pisnęłam zaskoczona, a gdy mężczyzna uniósł trochę głowę i się wyprostował, naprawdę rozpoznałam z nim mojego braciszka. Niesłychane, nie widziałam go od pięciu lat, a teraz idzie w moją stronę z głupim wyrazem twarzy! Myślałam, że umarł, a tu proszę!
- Braciszek! Nie wiedziałam, że braciszek wraca! - zachwyciłam się i zrzucając plecak z ramion, wpadłam w ramiona braciszka. Braciszek Hell nadal jednak nie wyglądał na do końca przekonanego.
- Julie...? - zapytał powoli, jakby mu się wszystko dopiero przypominało. Uśmiechnęłam się do braciszka.
- No tak! Kiedy zniknąłeś byłam jeszcze mała, ale patrz, teraz wyrosłam! - zawołałam z dumą. Hell patrzył na mnie chwilę, a potem wybuchnął zduszonym śmiechem.
- Rany, Julie, zupełnie cię nie poznałem - przyznał się, a ja zawtórowałam mu śmiechem.
- Długo cię nie było, to dużo się zmieniło - przyznałam kiwając głową. Na te słowa braciszek spochmurniał.- Tsa, zauważyłem młoda - mruknął i spojrzał na porzucony plecak. - Gdzie byłaś? - zmarszczył brwi, w ten sposób, który tato nazywał "słodkim".
- W szkole i u koleżanki z klasy. - Mina Hella była jeszcze dziwniejsza, niż na początku.
- Chodzisz do normalnej szkoły...?! - zapytał podniesionym głosem, a ja pokiwałam tylko głową.
- Tak zadecydowała tamta stara dyrektorka... A tato Dean długo nie chciał, ale się zgodził -wyjaśniłam dodatkowo. Braciszek wyglądał jakby badał chwilę te słowa, ale w końcu skinął głową. Czy ja mówię w innym języku, że mnie nie rozumie?
- Braciszku, pójdziesz ze mną do taty? - zapytałam. - Tato będzie zły, bo nie wróciłam na noc, ale jak ciebie zobaczy, to na pewno nie zwróci na mnie większej uwagi - dodałam. Hell chwilę walczył z myślami, ale w końcu uśmiechnął się do mnie słabo.
- Jasne Julie - zgodził się i podniósł za mnie plecak. - O rany, ale ciężki - stęknął, a ja zaśmiałam się, bo wiedziałam, że udawał.

[Perspektywa Zectora Richardsona]

Patrzyłem, jak Zara w samej bieliźnie szuka swoich ubrań i po prostu uśmiechałem się zwycięsko. Bo dziś faktycznie wygrałem.
- Nie uważasz, że gdy mi się oddasz, seks jest przyjemniejszy...? - zauważyłem z wyższością. Ciemnowłosa dziewczyna, nadal tylko w bieliźnie, spojrzała na mnie ze wściekłością.
- Stul pysk - syknęła i podniosła swoje jeansy z podłogi. Powoli zaczęła je naciągać, wystawiając swój wielki tyłek w moją stronę. Znów nie mogłem powstrzymać wrednego, krzywego uśmieszku.
- Nie mów, że ci się nie podobało...? Jak wykrzykiwałaś moje imię...? Brzydkie słowa w ustach takiej dziewczynki...
- Zamknij się psycholu - warknęła i narzuciła na ramiona koszulę. - Nigdy więcej, rozumiesz?!
- Nie protestowałaś jak ostatnio. Byłaś nawet bardziej uległa...
- Już nigdy więcej mnie nawet nie dotkniesz - powtórzyła, z taką pewnością, że prawie w to uwierzyłem.
- Akurat. Nie będę musiał długo prosić. Jak było teraz? Krótka gra wstępna, a zaraz...
- Zamknij mordę! Jutro wraca Tyr. Jutro już nie będę z tobą, a z moim narzeczonym! - krzyknęła. Udałem odruchy wymiotne. Już była ubrana, więc nawet nie było co podziwiać.
- Tyr to, Tyr tamto... Ale co wyjeżdża, to o ile pamiętam, ja cię pieprzę, co nie? - uśmiechnąłem się marszcząc trochę nos. Zara spojrzała na mnie z obrzydzeniem. Często tak na mnie patrzyła. Jeśli jej przypadkiem nie ujeżdżałem.
- Żegnaj niewyżyty pojebańcu - warknęła i wyszła z sypialni.
Westchnąłem i położyłem się na poduszkach. Ile to się między nami ciągnęło? Już dłuższy czas... A obiecałem Artiemu, że z nią skończę...
A wylądowałem z Zarą w jego łóżku... Kur*a, zabije mnie.














#Ave narody! Powracam o dwutygodniowej przerwie. Przepraszam Was za to :/
Ale jestem! Przybywam z rozdziałem! Więc, zapraszam do czytania i komentowania ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top