Rozdział III

Kolejne korytarze, tak znajome, a tak... Stare. Jakbym widział to przez mgłę, senny koszmar.
Nie chciałem wracać do Szkoły. Nigdy. To jest jakaś moja cząstka domu, ale nie taka jaką chce. To złota klatka, więżąca najniebezpieczniejszych ludzi w kraju, a może i na świecie. Wyrwałem się już raz, w trosce o ochronę serum i - bądźmy szczerzy - z egoistycznych pobudek. A teraz ten Trzeci...
Zacisnąłem usta patrząc znów na Zarę. Zmieniła się. Pamiętam ją jeszcze jak udawała mordercę, potem jak wszystkie maski opadły i jej zachowanie zmieniło się o 180 stopni... A dziś... którą twarz mi pokazuje? Zlustrowałem ją uważnie wzrokiem i coś błysnęło mi w świetle letniego słońca. Uniosłem brwi.
- Pierścionek zaręczynowy? - zapytałam zaskoczony. Mina jej zmieniła się natychmiast z obojętnej na rozmarzoną.
- Trzy miesiące temu Tyr mi się oświadczył... - powiedziała całkiem łagodnie. Jeśli to możliwe, uniosłem brwi jeszcze wyżej.
- Eee mam składać gratulacje...? - upewniłem się. Zara spojrzała na mnie cierpko.
- Tak. Masz gratulować.
- Ale nie sądzę by to było coś dobrego, jesteś teraz uzależniona od jednego faceta, no i Tyr jest długowieczny i... Oooou... - spojrzałem uważniej na jej minę. - Nie jestem pewien czy to podpada pod sytuację gdzie powinnaś przyjąć serum - orzekłem niepewnie. - No wiesz, łapie, miłość i te inne reakcje chemiczne, ale to...
- Wyszarpię Ci ten przepis z tych kudłów, przysięgam. Zresztą Trzeci pewnie będzie chciał z tobą o tym pogadać - skrzyżowała ręce na piersi stając przed drzwiami gabinetu. Potem jeszcze raz zlustrowała mnie wzrokiem.
- A... I moje kondolencje Hell...
- Nie chcę o tym rozmawiać - uciąłem szybko i popchnąłem drzwi z kamienną miną.
Mogły mi brwi odfrunąć z czoła na widok nowego Dyrektora?
a) Mogły;
b) To fizycznie nie wykonalne.
Podpowiem, pierwsza litera alfabetu nie kłamie.
Wysoki mężczyzna. Stał do mnie tyłem, odwrócony w stronę okna. Włosy zaczesane do przodu, chyba ciemne, ale trudno było określić przed światło. Był umięśniony. Cholernie dobrze zbudowany. Tyr? Może Azrael... Nie. Takie mięśnie, takie lśniące włosy widziałem u tylko jednej osoby. Mogłem się założyć, że gdyby się odwrócił, zabłysłyby zielone niczym szmaragd oczy.
- Dean...? Ty jesteś Dyrektorem? Moją matkę na koniec życia odmóżdżyło?! - podniosłem głos lekko piszcząc. Mężczyzna w końcu się di mnie odwrócił i obrzucił mnie lekko znudzonym wzrokiem.
- Hell Aliquid, powiernik serum długowieczności... - westchnął patrząc na mnie. Zacisnąłem dłonie w pięści, prostując się dumnie.
- Dean Pitters, największy gejas świata i jak widzę Trzeci Dyrektor Szkoły Morderców. Widzę, że nie chcesz doczekać spokojnej starości - wysyczałem. Dean parsknął i wskazał mi fotel. Sam rozsiadł się wygodnie na dyrektorskim miejscu. Miejscu mojej matki.
Nie ruszyłem się z miejsca.
- Czemu mnie sprowadziłeś i czy ktoś mi w końcu powie, jak zginęła moja matka - powiedziałem gardłowym głosem. Dean nie kwapił się odpowiedziami. Po prostu mi się przyglądał wręcz z dziecięcą ciekawością. Jakby znalazł dawno zaginioną zabawkę...
Zadrżałem po uświadomieniu swojego miejsca w tym porównaniu.
- Usiądź Hell - poprosił jedwabiście. Zacisnąłem zęby i pokręciłem głową.
- Nie ruszę się, dopóki nie odpowiesz mi na moje pytania - warknąłem patrząc intensywnie w te zielone, znacznie bardziej niż kiedyś, przerażające oczy.
- No to mamy impas, bo ja nie mam zamiaru odpowiadać na jakiekolwiek twoje pytania jeśli nie usiądziesz - zauważyła nad wyraz spokojnie.
Zacisnąłem zęby, prawie słysząc niszczące się szkliwo. Niesamowite, jak człowiek może się zmienić przez pięć lat.
- Hell, nie bądź dzieckiem i usiądź jak człowiek - westchnął w końcu Dean wyraźnie znudzony moim zachowaniem.
- Dlaczego miałbym cię posłuchać - parsknąłem drażniąc się z nim i testując granice. Trochę się przejechałem. Mężczyzna nim zdążyłem mrugnąć wyciągnął spod biurka odbezpieczony pistolet.
- Usiądź do cholery - warknął teraz już zirytowany. W końcu usiadłem na fotel, na którym siedziałem ostatnio przed matką.
Emocje opadły. Dean odłożył pistolet na blat, a sam rozsiadł się wygodnie w fotelu. Uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Wyrosłeś na seksownego faceta Hell. Tylko ta bródka ci ni...
- Skończy z tym - uciąłem udając nie wzruszonego. Nadal na mnie leci? Rany Boskie ile to może trwać? Myślałem, że po pięciu latach mu przejdzie...
- Jakim cudem zostałeś dyrektorem? - zacząłem przecierając skroń. Brunet westchnął i wyciągnął z szuflady jakąś kartkę i podał mi ją.
Wyrwałem ją pośpiesznie z jego cholernie dobrze umięśnionych rąk i podsunąłem tekst pod nos.
Ogółem straszny bełkot prawniczy, co jakiś czas urozmaicony jakimś przekleństwem w stylu mojej matki, bądź szewca z dalekiego Targówka, ale co by w tym tekście nie było, jedno zapisane było wręcz z podkreśleniem.

Dean Pitters zostaje moim następcą...

Szukałem jakichkolwiek wyjaśnień, poparcia dla tej decyzji, czegokolwiek... Nic. Matka kilka razy podkreśliła, że jej decyzja jest nienaruszalna, oraz, tu zacytuję "... żaden mądrala w prawiczkowatym garniturku nie ma prawa zmieniać moich, absolutnie anormalnych i psychopatycznych pomysłów". Zastanawiałem się, czy moja matka coś piła w trakcie pisania tego, gdy z mocą pocisku dotarło coś do mnie.
To jej ostatnia wola. Jej ostatnie myśli... Jej ostatnie słowa, przekleństwa, decyzje... Ostatnia namiastka jej.
- Jak... Jak umarła? - zapytałem lekko zachrypniętym głosem. Dean nawet nie ukrywał, że mi się uważnie przyglądał kiedy oddawałem mu kartkę.
- W walce, a gdzie indziej - odpowiedział opanowany głosem, choć już nie tak ostrym. - Wyruszyła na misję, choć nie tylko ja jej to odradzałem. Gangi, narkotyki - westchnął. - Pewnie wiesz, że normalni strasznie się rozbestwili po formalnym zamknięciu Szkoły. Pojechała zobaczyć na własne oczy, co się dzieje - wyjaśnił i chwilę zwlekał z wypowiedzeniem kolejnych słów. Jakby się nad czymś zastanawiał, bądź nie był pewien.
- Choć... chyba wiedziała, że to może być śmiertelnie niebezpieczne. Skoro spisała to wszystko... Nie od razu wiedzieliśmy o tym testamencie. Znaleźliśmy jej ciało kilka dni po jej wyruszeniu, a w trakcie jego przeszukania odkryto niewielką karteczkę z instrukcjami do odnalezienia tych dokumentów... Niektórzy... - zacisnął usta w wąską linię. Lekki, "niedzielny zarost", który tak przypominał mi twarz ojca, pasował do jego wyraźnej i mocnej szczęki i silnych ramion.
- Niektórzy...?
- Niektórzy uważają, że specjalnie wyruszyła na misję samobójczą i to wszystko zaplanowała. To było... jakby mentalne samobójstwo, choć ciało nie umiało tego zrobić - powiedział z tak idiotyczną czułością, jakby tłumaczył dziecku, skąd się biorą dzieci.
Pokręciłem głową, lekko załamany, choć trudno mi było określić czy byłem załamany matką, Deanem, czy samym sobą.
- To w jej stylu... Kiedy był pogrzeb?
- Kilka dni temu - odparł. Pokiwałem głową.
- Sprawdziliście uważnie ciało? To w stu dziesięciu procentach Mia? - upewniłem się wspominając ukartowaną "pierwszą śmierć" mojej matki. Dean powstrzymując uśmiech skinął głową.
- Osobiście przeprowadziliśmy z Tyrem sekcję...
- Dobra - machnąłem ręką. - Mam nadzieję, że ani ty, ani zakochaniec nie macie pobudek nekrofilicznych? - upewniłem się, wbrew pozorom całkiem serio. Tym razem już nowy Dyrektor nie wytrzymał i uśmiechnął się słabo.
- Mam tylko na jednym punkcie obsesję - parsknął. Zmarszczyłem brwi i za szybko zadałem pytanie:
- Na jakim punkcie?
- Twoim Hell - uśmiechnął się, jakby mnie podrywał.
Gdybyśmy nie byli mordercami, upomniałbym go o takcie. W czasie rozmowy o mojej zmarłej matce wyskakiwać z czymś takim? Nie wiem, czy to było obrzydliwe, czy bardzo w stylu Deana.
Wstałem z fotela.
- Na tym chyba skończę swoją wizytę - skwitowałem. - Będę prawdopodobnie na cmentarzu... Ale mnie nie szukaj - dodałem pośpiesznie. Dean zaśmiał się pod nosem i z szuflady wyciągnął kopertę, jeszcze zapieczętowaną, herbem Szkoły Morderców.
- To list specjalnie do ciebie. Od twojej matki - wyjaśnił. Chwilę wahając się wyciągnąłem do niego rękę i odebrałem kopertę. Schowałem ją do tylnej kieszeni jeansów.
- To wszystko?
- Mogę dla ciebie zrobić jeszcze więcej...
- To wszystko - uciąłem w pół zdania i bez słowa wyszedłem z gabinetu, oddychając z ulgą.

Stanąłem w drzwiach mojego starego pokoju. Aż śmiać mi się chciało, gdy usłyszałem, że ani matka, ani Dean nie pozwolili nikomu go zamieszkać. Wszystko było takie, jak zostawiłem pięć lat temu. Nawet łóżko było nie zasłane. Skrzywiłem się lekko wspominając moje pośpieszne opuszczanie Szkoły.

[Pięć lat wcześniej]

- Hell! Co ty wyprawiasz?!! - podniósł głos brunet, widząc jak miotam się po pokoju. Wrzucałem do torby wszystkie bronie, magazynki, naboje, wszystko co było groźne i akurat miałem pod ręką.
- Hell! - powtórzył, łapiąc mnie za ramię i odpychając od torby. Wyrwałem się z uścisku.
- Nie przeszkadzaj mi...
- Uciekasz?! - zapytał z niedowierzaniem, nawet nie słuchając mojej prośby. Jestem mordercą, psychopatą, ale przede wszystkim tchórzem, ucieczka to nasza specjalność. Jego naiwność była wprost nieproporcjonalna do inteligencji.
- Muszę się ukryć dla dobra wszystkich uczniów i dobra mojej matki. Jej pozycja dyrektorki nie jest pewna, a moja obecność...
- Musimy cię chronić - przerwał mi. Spojrzałem na niego przeciągle i musiałem, sam przed sobą ponownie przyznać, że miał piękne, zielone oczy.
- Ostatnio ta ochrona nie skończyła się za dobrze.
- Hell, daj spokój...
- Nie - uciąłem mu twardo i wróciłbym do pakowania, gdyby nie...
Dean złapał mnie mocno w pasie i przyciągnął do siebie. Na plecach poczułem jego wyrzeźbiony brzuch, a umięśnione ręce trzymały mnie w stalowym uścisku. Wyczułem jego oddech, który łaskotał mnie nieprzyjemnie w ucho.
- Proszę... Zostań z nami... Zostań ze mną... - szepnął całując mnie w ucho. Cały zesztywniałem, a dla osoby stojąc obok musiałbym wyglądać jak jeż, który próbuje nastroszyć kolce. Potem Dean całował mnie w kark. Chciałem się wyrwać od niego, ale był za silny. Długo ślinił mi szyję nim udało mi się wyrwać uderzając łokciem na wysokości jego żołądka. Chłopak zachłysnął się i wypuścił mnie z objęć.
- Wynoś się - syknąłem przez zęby.
- Hell...
- POWIEDZIAŁEM WYNOCHA! - ryknąłem czując palącą czerwień na mojej twarzy. Dean zawahał się, aż w końcu wycofał się z pokoju, z pokerową twarzą.

Dziwicie się mojej reakcji? Gościu wbija mi do pokoju i myśli, że jeśli mnie spróbuje zgwałcić, to zmienię zdanie? Rany koguta, to na pewno tak nie działa, ani u normalny, a już na pewno nie u psycholi.
Zamiast wejść do pokoju wycofałem się na korytarz i rozejrzałam. Stare dobre białe ściany, elegancki wystój wnętrz i lekka nutka wybielacza w powietrzu... Wszystko takie jakim zostawiłem.
Nagle usłyszałem jakiś dziwny hałas. Jakby krzyki, sapanie... Tortury?! Dean ma przecież swój plac zabaw, do cholery!
Pośpiesznym ale cichym krokiem ruszyłem w stronę dziwnych odgłosów. Oszacowałem, że muszą one dochodzić zza drzwi pokoju Artmatego... Ale Arti nigdy się nie zbliży do tortur. To nie w jego stylu...
Cichutko otwieram drzwi do pokoju, obecnie, rudowłosego i zamieram.
Zara, naga leży na łóżku., poznaje ją po lśniącym pierścionku zaręczynowym. To ona wydaje takie odgłosy. Nad nią Zector... oni...
Wycofuje się z pokoju niezauważony.
Mam mętlik w głowie. Jeśli Zara jest z Tyrem... Ale zdradza go z Zectorem...
Chryste, łatwiej było kiedy byliśmy szczylami!






#I witam. Nie wiem, jak was przepraszać... Bo najnormalniej w świecie nie umiałam pisać. Mam pomysły, ale zero sił, czy chęci. Więc... sorry, ale mam mały kryzys i wiem, niektórzy rozdziały trzaskają po kilka tysi z dnia na dzień, ale ja taka nie jestem i mam jakieś życie. Sorry, piszę to dla siebie, a jeśli ja nie mam siły to nie napiszę...

#CapricornussŁapieDoła

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top