Rozdział 7

Percy od początku wiedział, że będzie źle. I nie chodziło tu o zwykłe potwory.

Zaczęło się od trenera.

Jackson niezbyt chciał mieć WF z trenerem Hedge, ale teraz wiele by dał, by tak się stało. Ich nauczyciel wychowania fizycznego wcale nie przypominał sportowca. Był wysoki i tęgi, co trochę nadawało mu wyglądu trolla. Jego kręcone ciemnoblond włosy rzedły coraz bardziej. Miał na sobie dresy, oryginalną bluzę i gwizdek przewieszony przez szyję. Wyprostował się, próbując udać, że się na czymkolwiek zna.

- Dwa okrążenia - powiedział. - A później zagrajcie w piłkę nożną.

Po czym opadł jak słoń na ławkę i wyjął paczkę czekoladowych kuleczek.

"Świetnie", pomyślał Percy. "Po prostu świetnie".

Zaczął biec. Szybko zrównał tempo z Owenem i szepnął mu na ucho:

- On zawsze taki jest?

McRae zaśmiał się i przegładził ręką włosy.

- Zawsze. Ale spoko, przyzwyczaisz się.

- Wierzę. Miałem różnych nauczycieli.

"Na przykład demoniczną nauczycielkę matematyki". Nie powiedział tego na głos.

Przyspieszył trochę. Owen również. Wkrótce uczniowie ustawili się w rzędzie. Annabeth, Kalipso i jakiś chłopak zgłosili się na kapitanów. Zagrali w papier-kamień-nożyce, po czym zaczęli wybierać zawodników.

Nieznajomy śmiertelnik wybrał jakąś dziewczynę. Sądząc po tym, jak na siebie patrzyli, musieli być parą. Percy przekonał się o tym dodatkowo, kiedy ta cmoknęła go w policzek. Miała różowe włosy i fioletowe tęczówki. Hazel patrzyła na nią z ukosa.

Potem przyszła pora na Annabeth. Blondynka rozglądała się uważnie, jej oczy błyszczały. A na koniec zrobiła coś, czego niemal każdy się spodziewał. 

Powiedziała:

- Percy.

Syn Posejdona uśmiechnął się promiennie i podszedł do niej. 

Następna była Kalipso. Rzuciła Annabeth dziwne spojrzenie, po czym wybrała.

- Leo.

Ostatecznie składy wyglądały tak: w drużynie nieznajomego chłopaka znaleźli się sami śmiertelnicy. Córka Ateny miała w swoim składzie Percy'ego, Piper, Franka i kilkoro zwykłych ludzi, których uznała za godnych współpracy z nią. Kalipso oprócz swojego chłopaka miała Hazel, Harper, Owena, Nica oraz jakiś śmiertelników.

I nagle do Percy'ego coś dotarło: była władczyni Ogygii gra przeciw jego dziewczynie. To się nie może dobrze skończyć.

"Cicho", uspokajał się. "To już za nami. Kalipso jest moją przyjaciółką. Niedługo pewnie pogodzi się także z Annabeth".

Jak zwykle, rzeczywistość nie okazała się tak optymistyczna.

Ich drużyny miały zmierzyć się pierwsze.

Annabeth wszystkich dobrze ustawiła. Frank stał na bramce. Ona, Percy i Piper - na ataku. Przeciwnicy także byli gotowi. Co gorsza, Kalipso także atakowała. Dlaczego nie mogła dostać miejsca na obronie? Albo na bramce?

Trener potrudził się, by zagwizdać. Piłka wleciała na boisko.

Piper zaatakowała pierwsza. Dopadła piłkę i zaczęła z nią biec. Po chwili podała ją Annabeth. Córka Ateny zaczęła ostrzejszą grę.

Przyspieszyła. Percy biegł obok niej, gotowy na podanie w razie wypadku, choć wiedział, że jego dziewczyna jest bardzo wysportowana.

I wtedy do gry wkroczyła Kalipso. 

O nie.

Czarodziejka popędziła na córkę Ateny. Rozpętało się piekło. Obie dziewczyny próbowały przejąć piłkę. Kalipso miała wojownicze spojrzenie migdałowych oczu, ale wzrok Annabeth wcale nie był mniej odważny.

Percy zdołał wydać z siebie tylko jęk. Biedna piłka otrzymała już conajmniej pięćdziesiąt kopniaków. Trener nic nie zauważył. Był zajęty jedzeniem słodyczy. Niećwiczący śmiertelnicy wpatrywali się w tę scenę z równą fascynacją jak inni.

Jackson nie mógł tego tak zostawić. Podbiegł i bez namysłu kopnął piłkę na aut. Annabeth i Kalipso przerwały jatkę. Leo wyjątkowo nie wiedział, co zrobić z rękami. A pozostali po prostu gapili się.

Harper odważyła się pójść po piłkę. Tymczasem jej brat przysunął się do Percy'ego.

- Rany, Jackson - wyszeptał z podnieceniem. - Ta z ciemnymi oczami to twoja ex czy co?

Syn Posejdona nie wiedział, co powiedzieć. Na Ogygii... Owszem, zadurzył się w Kalipso. Ona też się w nim zakochała. Wyznała mu to, choć nie tak otwarcie. Ale czy ze sobą chodzili?

Zresztą, to nieważne. Przecież to tylko przeszłość. Teraz oboje ułożyli sobie życie. Percy był z Annabeth. Czarodziejka tworzyła uroczą parę z Leonem Valdezem. 

ADHD miało inne zdanie. Sprawiło, że chłopak pokiwał głową. Po czym zdał sobie sprawę, że to oznaczało - tak. 

- Eee... - podrapał się nerwowo po plecach. - To znaczy, nie tak oficjalnie...

Owen zaśmiał się i odszedł. 

Reszta zajęć przebiegała bez zarzutu. Kalipso i Annabeth nie rywalizowały ze sobą tak otwarcie. Ostatecznie wygrała drużyna przeciwna - głównie dlatego, że nie było tam więcej półbogów. Córka Ateny zachowała honor. Podeszła do czarodziejki i wyciągnęła dłoń.

- Gratuluję - powiedziała, choć jej głos brzmiał jak potłuczone szkło.

Uścisnęły sobie dłonie z całej siły.

Sytuację uratował pozornie nieprzydatny trener. Zagwizdał swoim plastikowym, zielonym gwizdkiem.

- Do szatni!

Większość dzieciaków zaczęła żywą rozmowę. Tylko przybysze ze świata bogów greckich i rzymskich nie byli podnieceni. Leo unikał wzroku wszystkich. Nico beznamiętnie bawił się sznurkami bluzy. Hazel i Frank trzymali się za ręce, marszcząc brwi. Piper obserwowała wszystkich, a jej oczy zrobiły się fiołkowe. 

Percy westchnął.

Gdyby tylko znalazł coś, co połączyłoby Kalipso i Annabeth...

***

To nie tak miało być. 

Czarodziejka wracała do apartamentu w towarzystwie Hazel. Percy i Leo musieli za karę zostać po lekcjach. Frank, Nico i Piper postanowili zbadać okolicę. A Annabeth została w bibliotece.

Właśnie... Annabeth.

Kalipso nigdy nie spotkała jej osobiście. Ta dziewczyna, która ukradła jej chłopaka i żyła z nim szczęśliwie, planując idealną, modelową przyszłość, powinna być... inna. Gorsza. Ale rzeczywistość różniła się od oczekiwań.

Annabeth wyglądała groźnie. Miała takie same szare oczy jak jej matka - Kalipso ją pamiętała. Stanowiła żywy dowód na to, że blondynki nie są głupie. Czarodziejce się to podobało. Nie cierpiała stereotypów - o dziewczynach, gejach, muzułmanach czy innych. W dodatku Chase, jako córka bogini mądrości, musiała naprawdę dobrze tkać. Tak jak córka Atlasa. A więc mogły być przyjaciółkami.

Ale nie. Kalipso postanowiła ją znienawidzić. Dla formalności. Bardzo chciała porozmawiać z Annabeth przyjaźnie, aczkolwiek nadal pamiętała to uczucie, kiedy Percy ją opuścił na tej magicznej tratwie. Wtedy z jej gardła wydobył się wściekły, rozpaczliwy krzyk na całą wyspę. Po czym usiadła i zalała się łzami.

Tak. To wszystko przez tę heroskę.

- Kalipso? - odezwała się Hazel.

Czarodziejka drgnęła. Chyba się zamyśliła.

- T-tak? - zapytała.

Córka Plutona wpatrywała się w jakiś punkt za nią. Kalipso odwróciła się i zrozumiała. To był dom bliźniaków. Doprawdy, jak mogła tak się zamyślić? 

- Och. Powinniśmy tam zajrzeć.

Hazel kiwnęła głową.

- Aha. Chodźmy. 

Obie dziewczyny podeszły do drzwi. Tutaj odbył się rytuał:

- Ja pukam, ty mówisz - syknęła Kalipso.

- Nie, ja pukam, a ty mówisz - zaprotestowała Hazel.

Po krótkiej kłótni doszły do porozumienia. Córka Plutona zapukała do drzwi frontowych.

Usłyszały kroki. Po chwili w progu pojawił się mężczyzna. Miał brązowe włosy, takie, jak Owen, ale krótko ścięte. Jego czy były niebieskie, co oznaczało, że jego dzieci odziedziczyły tęczówki po matce, kimkolwiek ona była. 

Trochę zmieszał się na ich widok. Zamrugał. Po czym przyjrzał się im lepiej. Na jego twarzy zawitał uśmiech.

- Witajcie. Jesteście nowymi przyjaciółmi Harper i Owena?

Kalipso pokiwała głową.

- Tak, proszę pana. Chcielibyśmy porozmawiać.

Była pewna, że mężczyzna wie o pochodzeniu bliźniaków. Pan McRae uśmiechnął się i otworzył szerzej drzwi.

- Wejdźcie, proszę. Omówimy wszystko na spokojnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top