Rozdział 49
- Spróbuj jeszcze raz - zachęcała Hazel. - Więcej pewności siebie.
"Gdyby to było takie proste", pomyślał Owen.
Zacisnął mocno powieki, aż po jego skroni spłynęła kropelka potu. Kiedy otworzył oczy, zawiódł się. Przed nim nadal leżało jabłko, które uparcie nie chciało zamienić się w gruszkę. Skoro chłopak nie potrafił dokonać nawet tak prostej transmutacji, jak poradzi sobie z wrogiem potężniejszym od Matki-Ziemi?
Jakby tego było mało, Owena przytłaczały też inne problemy. Był już kwiecień. Za dwa tysiące kończył się rok szkolny - niecałe, właściwie. Nauczyciele narzucali więc szybszy tok nauki. McRae najbardziej martwił się o matematykę. A jeśli nie zda?
Ta myśl była co najmniej śmieszna. Heros, który ma uratować świat, przejmuje się ocenami z matmy. Och, no i z angielskiego - tutaj sprawy też nie wyglądały zbyt kolorowo. Czy Nemezis nie mogła napisać mu jakiejś karteczki? Do wychowawcy: Hejka, tu grecka bogini! Mój syn zajmuje się powstrzymywaniem Wielkiego Mrocznego Kolesia z głębi przed zawładnięciem nad planetą, proszę dać mu spokój z nauką i przepuścić go do następnej klasy!
Najwyraźniej nie.
Harper już opanowała władanie Mgłą. Jej głos rozbrzmiewał Owenowi w głowie: To wcale nie jest takie skomplikowane. Ta magia musi płynąć naturalnie.
Niekoniecznie pomagało.
Owen jęknął. Jeśli dało się przemęczyć wyobrażaniem sobie różnych rzeczy do tego stopnia, żeby prawie zemdleć, to jemu właśnie się udało.
Hazel położyła mu rękę na ramieniu. Jej twarz przykrywał cień, przez co złote oczy wydawały się ciemne i smutne.
- Dasz radę, Owen - powiedziała. - Wierzę w ciebie.
Chłopiec naprawdę nie chciał jej zawieść. Ale nie potrafił spełnić jej oczekiwań. Dlaczego to on musiał dźwigać taki ciężar? On i Harper byli jeszcze dziećmi, jakby nie patrzeć. Oczywiście, Owen zdawał sobie sprawę, że na świecie istnieli też inni herosi - a oni dawali radę. A jednak... wydawało mu się to... przytłaczające.
Nie użyłby słowa "niesprawiedliwe". Jako syn bogini równowagi i sprawiedliwości, nie był zadowolony ze swojej powinności, ale nie twierdził, że jest niesprawiedliwa. Inni mieli gorzej.
Choć w sumie... Skoro to sprawiedliwe, to co mi nie pasuje? - pomyślał nieprzytomnie. Czuł, że głowa za chwilę mu pęknie.
- Czas na odpoczynek - oznajmiła w końcu Hazel. - Rozluźnij umysł.
"Naturalnie", przypomniał sobie chłopak. "To ma płynąć naturalnie".
W teorii brzmiało świetnie. W praktyce nie było jednak za ciekawie.
Harper weszła do pokoju.
- Jak wam idzie?
Owen westchnął. Hazel rzuciła córce Nemezis spojrzenie mówiące: "Fatalnie, ale nie powiem tego na głos, rozumiesz, no nie?"
Harper zagryzła wargę i wypaliła:
- J-jeszcze się ułoży.
Bardzo się starała, ale nie zabrzmiało obiecująco. Owen wolałby, żeby ona i Hazel darowały sobie te wszystkie zachęcające i motywujące gadki, które były beznadziejnie optymistyczne i nie pomagały, a on sam, pomimo długich ćwiczeń, nie zrobił nawet maleńkiego postępu.
Przez chwilę między tą trójką panowała bardzo niezręczna cisza. W końcu Harper otworzyła szerzej drzwi i się uśmiechnęła.
- No dobra! Czas na przerwę. Przerwa jest ważna. Chcecie po kubeczku czekolady?
Och, czekolada! Jedna z niewielu pięknych rzeczy w życiu. Owenowi trochę się poprawił humor. On i Hazel kiwnęli głowami i już niebawem siedzieli wszyscy w salonie, pijąc gorący napój. Pan McRae nie wrócił jeszcze z pracy, więc półbogowie mieli cały dom do dyspozycji.
Levesque popełniła błąd, usiłując jeszcze raz poruszyć temat panowania nad Mgłą.
- Co do tych lekcji, Owen - powiedziała - ja też długo się uczyłam. Podróżowaliśmy na "Argo II", statku zbudowanym przez Valdeza. Był z nami taki trener. Miał kij bejsbolowy. Próbowałam go w coś przemienić, ale się nie udawało. Dopiero w obliczu zagrożenia mi się udało.
Syn Nemezis uniósł brew.
- Tak? A jak długo się uczyłaś? Bo ja już miesiące. Ty niby dłużej?
Hazel spuściła wzrok.
- No... nie.
- Właśnie.
Harper roześmiała się nerwowo, usiłując rozładować napięcie.
- Yyy. Co dostałaś z kartkówki z historii, Hazel? My z Owenem czwórki.
Córka Plutona jakby oprzytomniała. Odjęła kubek od ust. Chyba zrozumiała, co zamierza zrobić Harper - sprowadzić rozmowę do zwykłych tematów, jakby wszyscy byli zwyczajnymi nastolatkami gadającymi o szkole.
- Pięć - odpowiedziała. - Którą mieliście grupę?
Temat się przyjął. Rozmawiali jeszcze chwilę o kartkówkach i sprawdzianach, aż wreszcie Hazel oświadczyła, że musi iść. Bliźniaki zachęcały ją, by została. Levesque wyjaśniła jednak, że jest umówiona z Frankiem i czmychnęła.
Harper i Owen odprowadzili ją do wyjścia. Kiedy tylko dziewczyna zamknęła za sobą drzwi, córka Nemezis oparła się o framugę. Jej oczy w kolorze gorzkiej czekolady (którą tak lubiła) błyszczały.
- Słuchaj, musisz poćwiczyć.
Owen spuścił wzrok.
- Co ty nie powiesz - mruknął.
Harper westchnęła.
- Nie mówię tego, żeby... - zacisnęła pięści. - Martwię się o ciebie. Odpocznij. Wiesz, skoro ja też umiem panować nad Mgłą, mogę cię podszkolić. Fakt, Hazel ma w tym więcej doświadczenia, ale mimo wszystko...
Urwała.
- Na razie odpocznij - wymamrotała, po czym ruszyła przed siebie, wymijając brata i wchodząc do kuchni.
Owen wziął głęboki wdech i nerwowo zaczesał ręką włosy do tyłu. Martwię się o ciebie. To było irytujące, jak wszyscy na niego liczyli. Nie chciał widzieć zawodu w ich oczach, jeśli ich wszystkich rozczaruje.
"Choć jeśli dam plamę, to oni zginą, więc się nie rozczarują", pomyślał Owen.
O, jeszcze bardziej beznadziejnie optymistyczne niż gadka Hazel i Harper!
Oczywiście, nie zamierzał trzymać się tej myśli. Będzie musiał dać z siebie wszystko. Jego bliscy nie mogą zginąć. Choćby miał zginąć, by ich uratować.
Ale... co, jeśli nie da rady ich ocalić i umrze, próbując? Cóż, chyba nie zostanie zapamiętany jako superheros, tylko jak kretyn. O ile będzie wtedy istniał ktoś, kto mógłby o nim albo kimkolwiek pamiętać. To całkiem możliwe, z jego szczęściem.
Owen zacisnął pięść. W drugiej ręce trzymał swój kubek po gorącej czekoladzie.
Nie. Nie mogę dopuścić do tego, żeby...
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Chłopak drgnął i omal nie upuścił kubka. Usłyszał kroki w dalszej części mieszkania i po chwili z kuchni wychyliła się Harper.
- O-otworzę - zapewnił Owen.
Odłożył szybko kubek na szafkę. Jego siostra ponownie zniknęła w kuchni. Półbóg otworzył drzwi, zastanawiając się, kto mógł przyjść. Może tato już wrócił z pracy? To w końcu ta godzina.
W progu stanął jednak ktoś inny, na kogo widok Owen poczuł się tak, jakby ktoś wylał mu tę gorącą czekoladę na twarz. Była to, naturalnie, Laurel Spencer.
Uśmiechnęła się.
- Hej, nie przeszkadzam? - spytała, ale zanim chłopak zdążył odpowiedzieć, dodała: - Wiesz, ja tylko tak wpadłam na chwilę. I... chciałam spytać... mógłbyś gdzieś ze mną wyjść, Owen?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top