Rozdział 4

Pierwszą lekcją był angielski.

Hazel skupiła się, jak mogła. Weszła razem ze wszystkimi do klasy i usiadła obok Annabeth.

Dzieciaki zaczęły nerwowo rozglądać się po klasie, pytając o panią Doods.

Córka Ateny skinęła Hazel głową. Dziewczynka stanęła na ławce. Czas zacząć przemowę.

- Posłuchajcie! - zawołała. - Nigdy nie było żadnej pani Doods. Uczy nas, eee... Inna nauczycielka! Teraz po nią pójdę!

Hazel użyła Mgły tylko na śmiertelników. Jej przyjaciele z Obozu Herosów i Jupiter nie nabraliby się. Natomiast Harper i Owen byli trochę zmieszani, ale nic nie powiedzieli, kiedy ich znajomi szeptali między sobą: "Nigdy nie było pani Doods".

Po wyjściu Hazel z klasy, Percy postanowił rozwiać wątpliwości bliźniaków i tym razem nie palnąć niczego głupiego. Podszedł do Owena i uśmiechnął się promiennie.

- Mogę się dosiąść, koleś?

Chłopak ścisnął mocniej swój podręcznik i rozejrzał się nerwowo po klasie.

- Jasne, Jackson.


Kalipso usiadła z Harper, Leo - z Piper, a Frank - z Nikiem. Po chwili do sali weszła Hazel w towarzystwie pani White, która dotąd uczyła literatury i sztuki, ale zgodziła się, że powinna przeprowadzić lekcje angielskiego z klasą drugą b. Podeszła do biurka i uśmiechnęła się.

- Dzień dobry, dzieci!

Odpowiedziało tylko kilka osób. Nauczycielka skrzywiła się. Jej umysł musiał wciąż się przystosowywać.

- Eee, tak... W tym roku mamy nowych uczniów. Może ja odczytam imię, a ta osoba opowie coś o sobie. Co wy na to?

Papierowa kulka potoczyła się po podłodze. Pani White wzięła taki głęboki wdech, jakby miała zionąć ogniem.

- Ach, ktoś chce dostać uwagę już pierwszego dnia? Kto rzucił tę kulkę, niech się przyzna, bo cała klasa dostanie naganę!

Spojrzenie Annabeth było tak mordercze, że każdy by się przyznał. Wstał Leo.

Pani White przygryzła wargę.

- Jeden z nowych. Tak dbasz o dobre rozpoczęcie roku?

Leo wzruszył ramionami. Percy parsknął śmiechem. Kalipso popatrzyła na nich ze złością.

Pani White popatrzyła na Jacksona.

- Jeszcze jedna taka akcja...

Nie musiała kończyć. Wszyscy doskonale wiedzieli, co by powiedziała dalej.
Hazel nerwowo ścisnęła zeszyt do angielskiego. Jeśli zostaną wyrzuceni ze szkoły, cała misja pójdzie na marne, a bogowie za tę porażkę porażą ich piorunami i będzie po sprawie.

Pani White zaczęła tłumaczyć. Mimo swojej wredności, nie była potworem, co nie oznaczało, że nie ma ich tu więcej.

Kolejna papierowa kulka przeleciała przez salę. Można było zauważyć, że rzucił ją Percy. Hazel odwróciła się do Annabeth. Córka Ateny zaciskała pięści. Levesque nie chciała być w ciele Jacksona po całym dniu szkoły.
Pani White podniosła kulkę i położyła ją na biurku. Jej zimne, bursztynowe oczy rozbłysły.

- Hmmm. Możesz mi powiedzieć, jak się nazywasz?

Percy ścisnął Orkana w formie długopisu.

- Ekhem, ja...

- Wstań.

Syn Posejdona podniósł się. Owen przypatrywał się tym scenom, a w jego ciemnych oczach błyszczały diabelskie iskierki. Hazel prosiła bogów, by McRea nie dołączył się do psot.

- No więc... - zaczął Percy. - Jackson. Perseusz Jackson.

Pani White skinęła głową, po czym wskazała na Leona.

- A ty?

Półbóg spojrzał na nią, zszokowany.

- Ale ja wcześniej...

- NAZWISKO!

Na dźwięk jej tonu Hazel przypomniała się ta okropna nauczycielka, pani Leer, która przyklejała jej ręce taśmą do ławki i wyzywała jej matkę. Heroska poczuła niechęć do pani White.

- Valdez - wymamrotał Leo.

Kalipso rzuciła mu karcące spojrzenie.
Pani White pokiwała głową z tym irytującym, nauczycielskim spokojem. Skupiała się tylko na nowych uczniach, podczas gdy reszta klasy spokojnie gawędziła i chichotała. Gdzie tu sprawiedliwość?

- Oboje zostaniecie po lekcjach.

Głos podniósł się po sali jak wyrok śmierci.

Leo podniósł nieśmiało rękę.

- Ale, proszę pani, ja miałem mieć tylko ostrzeżenie...

- Chcesz ze mną dyskutować? - huknęła nauczycielka.

Percy spojrzał na Valdeza, jakby chciał powiedzieć: "Nie ma rady. Idziesz ze mną do tego piekła, koleś".

Było to trochę ironiczne, ponieważ Jackson był w piekle.

Leo usiadł.

Nagle ktoś szturchnął Hazel. Levesque odwróciła się i zobaczyła jakąś dziewczynę z fioletowymi soczewkami w oczach i lokami do pasa farbowanymi na wściekle różowy kolor. Biały top pasujący do prostej spódniczki odsłaniał kolczyk w jej pępku.

- Hej - odezwała się dziewczyna, przewracając kartki w zeszycie i ukazując różowe tipsy. - Nie jesteś za młoda?

Annabeth też się odwróciła i przyglądała, jak Hazel poradzi sobie z omamieniem tej śmiertelniczki.

- Nie, wcale nie - powiedziała łagodnie Levesque. - Nie jestem za młoda na liceum. Nie przejmuj się.

Dziewczyna zamrugała.

- Och... - wymamrotała. - Och, no tak. Czym ja się przejmuję?

Annabeth spojrzała z uznaniem na Hazel.

- A w ogóle - ciągnęła nieznajoma - to jak macie na imię? Ja jestem Lily.

- Nazywam się Annabeth - rzekła Chase - a to moja przyjaciółka, Hazel.

Lily pokiwała głową. Wciąż wyglądała jak uśpiona w transie.

- Hmmm. Niech będzie.

Pani White robiła wykład o tym, jak nie wolno dyskutować z nauczycielem, a potem zabrała się za materiał. Nie zdążyła wiele zrobić, bo rozbrzmiał dzwonek.

Klasa ryknęła z radości.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top