Rozdział 38
Dla jasności: jest przeskok w czasie o parę dni. Miłego czytania!
Owen otworzył książkę do matematyki i przybrał teatralną pozę, jakby recytował Szekspira.
- Mary ma latarkę - przeczytał. - John kupił dwa jabłka i jedno z nich dał siostrze. Korzystając z tych informacji, oblicz, jaki kolor włosów ma niewidzialna dziewczyna.
- Owen! - zawołała zirytowana Harper. - Już koniec czasu na naukę, mogłeś zacząć wcześniej. Niedługo przychodzi Hazel.
Chłopak westchnął i wrzucił podręcznik do plecaka. Nienawidził matematyki, ale panowanie nad Mgłą okazało się jeszcze trudniejsze. Po prostu mu nie wychodziło.
Harper też nie opanowała jeszcze tej sztuki do perfekcji, a jednak była na dobrej drodze: a na pewno na lepszej, niż jej brat. Ostatnio, dokładnie wczoraj, udało jej się na ułamek sekundy zmienić piłkę do ręcznej, którą znaleźli w jakimś starym pudle, w piłkę do siatkówki. Na krótko, ale jednak.
- Posprzątałeś przy biurku? - zapytała Harper.
- Co? - wymamrotał Owen. - Yyy, jasne.
- Mówiąc posprzątałeś, mam na myśli, że naprawdę zrobiłeś porządek, a nie wepchnąłeś wszystkie śmieci do szafki - sprecyzowała dziewczyna.
- No to nie posprzątałem.
- Owen!
- No ale o co ci chodzi?
- Będziemy mieć przecież gościa - odparła Harper takim tonem, jakby tłumaczyła coś trzyletniemu brzdącowi.
- Daj spokój, to tylko Hazel. Ona jest spoko i na pewno nie będzie zaglądała do moich szafek.
Harper wyglądała, jakby chciała mu przyłożyć, ale wtedy rozległ się dzwonek do drzwi. Dzieci Nemezis usłyszały głos ojca, informujący, że ktoś przyszedł. Oboje wstali i pobiegli otworzyć.
Czasami Hazel Levesque przychodziła z Frankiem, Kalipso albo Piper. Dzisiaj jednak zjawiła się sama. Przez ramię miała przerzucony plecak - zapewne z rzeczami, które można będzie zamieniać w inne przedmioty za pomocą Mgły. W oczach heroski błyszczało wyzwanie.
- Cześć - przywitała się. - Już jestem.
Owen i Harper zaprosili ją do środka. Hazel zdjęła kurtkę i buty, po czym wszyscy troje weszli do pokoju bliźniaków.
- Okej - powiedziała córka Plutona. - Dzisiaj stosujemy inną taktykę. Panowanie nad Mgłą to nie magia jak zaklęcia z Hogwartu. To jakby... wydobywanie różnych wizji z głębi ludzkich pragnień.
- Rany, dzięki - odparł Owen. - Teraz wszystko rozumiem.
Hazel uśmiechnęła się słabo.
- Przepraszam. Nie wiem, jak to wytłumaczyć. Nawet moja mistrzyni, Hekate, nie nauczy nikogo panowania nad Mgłą, jeśli on sam nie otworzy na to umysłu. Spróbujcie spojrzeć na świat oczami innych.
Włożyła rękę do swojego plecaka i wyciągnęła dwie małe butelki wody. Rzuciła je swoim przyjaciołom.
- Zacznijcie od czegoś prostego - zaproponowała.
Harper zacisnęła mocno powieki. Już po chwili woda w jej ręce zamieniła się w małą butelkę coca-coli.
Owenowi opadła szczęka.
- O rany! - zawołał. - I to smakuje... jak cola?
Harper wzruszyła ramionami i odkręciła picie. Wzięła potężny łyk.
- Jak cola - potaknęła.
Owen postanowił zrobić to samo. Zamienianie wody w colę... Hazel mogła sobie mówić, co chciała, ale to było trochę jak transmutacja w Hogwarcie.
Chłopak czuł jednak, że butelka się nie zmieniła. Otworzył oczy. Nadal miał tylko wodę.
Hazel westchnęła.
- Skup się, Owen! I bez pośpiechu.
To sprawiło, że chłopcu jeszcze bardziej się spieszyło. Usiłował zamienić wodę w colę, a potem jeszcze w sok jabłkowy i fantę. Na próżno.
Harper zmrużyła oczy.
- To trochę dziwne. Robimy wszystko tak samo.
- Niezupełnie tak samo - mruknęła Hazel. - Poćwiczmy jeszcze trochę. Muszę wyłapać, gdzie jest różnica.
Wyjęła parę innych rzeczy. Harper nie dała rady dokonać wielkich zmian, ale wyszło jej parę drobnych. Owen naprawdę się irytował, bo on nie umiał jeszcze nic.
W końcu zapadł zmrok. Hazel musiała wracać.
- Obserwowałem cię, Owen - rzekła, zakładając kurtkę. - Już rozumiem, gdzie robisz błąd. Nie potrafisz pojąć, że połowa magii to blef.
Owen nic z tego nie zrozumiał, ale Hazel błyskawicznie się ubrała, pożegnała i wyszła.
Jej słowa, ta niezrozumiała rada, zapadła chłopakowi w pamięć.
Nie potrafisz pojąć, że połowa magii to blef.
***
Nadszedł marzec. Śnieg powoli topniał. Pogoda była dżdżysta i mokra, gdzieniegdzie wyrastały drobne kwiaty. Nie dało się pójść na dłuższą wycieczkę, unikając kałuży błota. Większość ludzi zaczęła już nosić wiosenne kurtki, ale do nich jeszcze kozaki.
Któregoś dnia Percy popełnił błąd. Szedł na randkę z Annabeth i włożył adidasy. Wracał później do apartamentu w beznadziejnym humorze.
- No jasne - mamrotał pod nosem. - Jeśli masz białe buty, to, oczywiście, musisz wdepnąć w błoto.
Jimmy Moss był przez cały ten czas bardzo zamyślony. Od tamtej pamiętnej nocy Liam więcej się nie pojawił. Syn Hebe zastanawiał się głęboko nad jego słowami: Może... może ty wcale mi nie pomagałeś. Może mnie tu w ogóle nie było.
Jimmy zaczął się zastanawiać, czy nie była to prawda. Może wcale nie spotkał żadnego Liama Cage'a. A jednak... jak w takim razie się tu znalazł, w tym hotelu? I zapisał do tutejszej szkoły?
"Może powinienem wrócić do obozu", myślał czasami, ale tego nie zrobił. Liam na pewno istniał. Kogoś takiego nie mógł sobie wyśnić. Pamiętał zaskakująco dużo szczegółów: tajemniczy błysk jego oczu, dźwięk jego głosu, kształt twarzy, a nawet zapach - jakby z cmentarza, co było trochę głupie i dziwne.
No dobra, nie trochę, tylko bardzo.
Któregoś razu Leo Valdez z Piper McLean zaczęli wypytywać go o misję z nimfami, ale Jimmy unikał tego tematu. Pamiętał ostatnią rozmowę z duchami natury i to nie było miłe wspomnienie.
Dziesiątego marca był wyjątkowy dzień - urodziny Owena i Harper. Oboje jednak uznali, że nie będą o tym wspominać. Nie chcieli świętować w takich okolicznościach.
Mimo to oboje skończyli już siedemnaście lat. Z opowieści swoich półboskich przyjaciół uznali, że przeżyli już długo jak na herosów. Ciężko było słuchać o dzieciach bogów, którzy zginęli w młodym wieku - Lee, Ethan, Luke i inni. Percy trochę im o tym opowiadał, choć niechętnie. Widać było, że po prostu nie chciał do tego wracać.
Dzień po urodzinach sprawy zaczęły się komplikować.
Zaczęło się w apartamencie herosów. Nico di Angelo wstał, jak zwykle, późno. Westchnął ciężko.
- Hazel? - odezwał się do siostry, która jadła śniadanie.
- Hmmm?
- Źle się czuję, właściwie to umieram. Możesz zadzwonić po Willa?
Dziewczyna rzuciła mu spojrzenie spode łba.
- Myślisz, że jestem głupia?
- Nie żartuję - odparł Nico. - Nie czuję nóg, a głowa mnie boli. To może być coś poważnego!
Próbował wstać i upadł na podłogę.
- Nie umiesz udawać, Nico - powiedziała Hazel.
Syn Hadesa parsknął i wrócił do łóżka.
- Nie szykujesz się?
- Mamy pierwszy WF.
Nico przyszedł dopiero na drugą lekcję, na historię. Wszedł do klasy jak zwykle, niezauważalne, po czym pomknął do swojej ulubionej ostatniej ławki.
Nauczycielka zrobiła kartkówkę. W trakcie jej pisania nagle rozbrzmiała rytmiczna piosenka z bajki.
Wszyscy oderwali się od zadań i rozejrzeli. Wzrok Harper natychmiast trafił na zaczerwienionego Percy'ego. Z jego odsuniętego plecaka błyskało światełko włączonego telefonu, kiedy leciała piosenka Under the sea z Małej Syrenki.
Percy schylił się i wyłączył dzwonek.
Po lekcji Diana spytała go, kto dzwonił o takiej porze. Syn Posejdona wymamrotał coś tylko pod nosem i pobiegł do łazienki, zapewne, żeby oddzwonić.
Półboscy przyjaciele z niecierpliwością na niego czekali. Harper odbijała od ściany swoją małą gumową piłeczkę i ją chwytała na zmianę.
- Ciekawe, o co może chodzić - odezwała się Kalipso.
Nagle pojawił się Percy. Wyglądał na poddenerwowanego. Oczy miał rozbiegane.
- Hej, chłopie - powiedział Leo. - O co chodzi?
Percy zacisnął palce na telefonie i rozejrzał się półobecnym wzrokiem.
- Dzwonił Chejron - rzucił. - Część z nas musi natychmiast jechać do obozu. I wy - spojrzał na Harper i Owena - wy koniecznie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top