Rozdział 32
Jakby co, jest przeskok do dnia zabawy. Miłego czytania :3
Annabeth odrzuciła włosy na jedno ramię.
- Hej, Pipes - powiedziała, odsłaniając zamek. - Pomożesz?
Córka Afrodyty uśmiechnęła się na widok przyjaciółki w szarej sukience, która podkreślała kolor jej oczu. Osobiście, oczywiście, wolała eleganckie spodnie i krótki top w komplecie.
- Jasne! - zawołała i zapięła zamek.
Percy wystawił głowę z korytarza, poprawiając koszulę. Zerknął na Annabeth.
- Wyglądasz ślicznie, Mądralińska.
Annabeth się zarumieniła.
- Dzięki, Glonomóżdżku.
Piper parsknęła śmiechem. Tymczasem Hazel wyszła z łazienki w połyskliwej złotej sukience. Włosy miała upięte z boku brylantową spinką. Do toalety natychmiast wpadła Kalipso, kurczowo ściskając lokówkę i strój.
Leo wszedł do pokoju. Trzymał ręce w kieszeniach i pogwizdywał.
- Wszyscy wyglądacie niesamowicie, a ja jeszcze lepiej - oznajmił.
Piper opadła na kanapę i parsknęła.
- Jakiś ty skromny, Valdez!
Leo rozłożył ręce.
- Jak zwykle, Królowo Piękności.
Wtedy wszedł Frank, zapinając jeszcze ostatnie guziki swojej koszuli. Kąciki ust miał lekko uniesione.
- Ta impreza była dobrym pomysłem - oznajmił, zajmując miejsce obok Hazel.
Córka Plutona ścisnęła jego rękę. Jej oczy błyszczały radośnie. W skomponowaniu z tą sukienką wyglądały na jeszcze większe i jaśniejsze niż zwykle.
- Tak. I, wiecie, fajnie by było, gdybyśmy poszli wszyscy.
Mówiąc to, zerknęła na siedzącego w kącie Nica. Chłopak przykrył się czarnym kocem. Z rozczochranymi włosami i książką zakrywającą twarz, delikatnie mówiąc, nie rzucał się w oczy.
- Odczep się - wymamrotał.
Percy i Leo wymienili spojrzenia, po czym usiedli po jego obu stronach. Nico podniósł znad książki dziki wzrok.
- Słuchaj, stary - zaczął Leo. - Nie lubisz ludzi? Okej, rozumiem. Ale nie uważasz, że powinieneś, no nie wiem, raz gdzieś wyjść?
- Właśnie - poparł go Percy. - Tylko na tę jedną imprezę.
- Nigdzie nie idę, wypchajcie się, śmiecie! - krzyknął Nico, chwycił z parapetu latarkę i zniknął z nią pod kocem.
Hazel westchnęła, jakby miała jeszcze jakieś resztki nadziei, że jej brat zjawi się na szkolnym balu.
- No dobrze - mruknęła. - Jeszcze tylko Kalipso wyjdzie.
Ledwie to powiedziała, a z łazienki wyłoniła się czarodziejka. Leonowi opadła szczęka. Piękna była już wcześniej, ale w inny sposób. Teraz w tak krótkim czasie z dziewczyny w kucyku, koszulce i legginsach zmieniła się w perfekcyjnie umalowaną boginię o karmelowych lokach spływających na ramiona. Miała na sobie czerwoną sukienkę przewiązaną w talii paskiem podkreślającym jej szczupłą talię. Jej ramiona zdobiły złote bransolety. Leo poczuł się jak na początku ich znajomości, kiedy Kalipso była jeszcze nieśmiertelną nimfą zaczarowanej wyspy. Poza tym... No dobra, Valdez nie był ekspertem od makijażu, ale chyba nałożenie go zajmowało trochę czasu. Tymczasem jego dziewczyna... tak szybko...
Nico wystawił głowę spod koca, zamknął Leonowi buzię, po czym znowu się zaszył.
- No to co? - Kalipso zerknęła na zegarek wiszący na ścianie. - Idziemy?
Leo pokiwał głową i podniósł się jak w transie. Percy roześmiał się, podszedł do Annabeth i ujął jej dłoń.
- No dobra - oznajmił. - Czeka nas zabawa. Dziś idziemy do szkoły wszyscy razem.
***
Harper na nią czekała. Była zła. I wyglądała świetnie.
Długie ciemne włosy były jak zwykle podpięte spinką, ale tym razem zakręcone na lokówce. Pod lekką skórzaną kurtką, ciemnobrązową jak jej oczy, miała krótką, obcisłą i prostą sukienkę, która swoim odcieniem bieli podkreślała lekko miedzianą skórę dziewczyny. Na jej uszach wisiały złote okrągłe kolczyki. Makijaż miała - jak zwykle - delikatny i subtelny.
- Hej! - Diana ją pocałowała.
Harper wywróciła oczami, po czym oddała pocałunek.
- Hej - powiedziała.
Diana zerknęła na wejście do sali. Stały w kącie, gdzie nikt nie wiedział ich pocałunku. Córka Aresa przyjrzała się minie swojej dziewczyny.
- Wszystko okej?
Harper poprawiła kurtkę.
- Tak, tak... - wymamrotała, kręcąc na palcu kosmyk fioletowych włosów Diany, które, rozpuszczone, sięgały ramion, oraz przyglądając się błyszczącymi oczami jej obcisłym skórzanym spodniom i przezroczystej bluzce z czaszką zarzuconej na zwykłą czarną koszulkę pod skórzaną kurtką. - Po prostu... pamiętasz to nagranie? Z Owenem i Laurel?
Półbogini prychnęła.
- O rany, jasne, że pamiętam! Jak mogłabym zapomnieć? Przesłałam je reszcie!
- To dobrze, ale Owen się ze mną o nie strasznie pokłócił. No i... nie wiem... Jakoś po tej sprzeczce nie mam humoru.
Diana zmarszczyła brwi i chwyciła dziewczynę za rękę.
- Harper, daj spokój! Chodź, będzie fajna zabawa!
Skierowała się na salę, ale córka Nemesis przyciągnęła ją do siebie.
- Nie! - syknęła. - To kolejny powód, przez który się martwię! Ukrywałyśmy związek przez tydzień. Jak... no wiesz... zareagują ludzie?
Diana westchnęła.
- Przejmuj się zdaniem innych, a całe życie przeleci ci przed oczami. Chodź. Szybko.
W tym momencie drzwi, pod którymi obie stały, otworzyły się. Weszła cała ekipa półbogów - oprócz Nica.
- No hej! - zawołała Annabeth. - Jak tam, dziewczyny?
Harper zacisnęła usta. No tak, oni też nie wiedzieli, że chodzi z Dianą. Tylko Owen i ojciec byli wtajemniczeni.
- Hej - mruknęła dziewczyna.
Percy zatarł ręce.
- No dobra, gdzie Owen z Laurel, nasze gołąbeczki?
Frank się rozpromienił.
- Och, no tak! Prawie zapomniałem o tym nagraniu!
Harper zdobyła się na uśmiech, choć z trudem. Warto było pokłócić się z bratem o tak cenny filmik.
- No dobrze, idziemy ich poszukać, a potem pójdziemy na salę, co?
Percy skinął głową. Jego dłoń wsunęła się w rękę Annabeth.
- Pójdziemy od razu sprawdzić na sali - oznajmił.
Wprowadził Annabeth przodem i mrugnął do przyjaciół. Przekaz był jasny: "W sumie, to chcę po prostu z nią zatańczyć. Wy sobie szukajcie Owena i Laurel".
- Pójdziemy z nimi - mruknął Frank. - Prawda, Hazel?
Córka Plutona się zarumieniła, ale potaknęła. Czwórka półbogów zniknęła na sali.
Kalipso wywróciła oczami.
- No, dobra. Nie zatrzymamy ich. Chodźmy może na świetlicę, co?
Pozostali poparli jej pomysł i wszyscy udali się szukać dwójki przyjaciół.
***
Laurel mrużyła oczy, obserwując patrząc na napoje do zakupu.
- Myślę, że wezmę oranżadę - stwierdziła. - A ty?
Owen czuł, za wszystko się w nim gotuje, kiedy patrzył na dziewczynę. Bogowie, dlaczego tak podniecał go sposób, w jaki marszczyła brwi? W dodatku jej jasne włosy, opadające luźno na ramiona, tak miło pachniały... "Szampon jaśminowy?" - pomyślał chłopak, półprzytomnie.
Laurel coś do niego mówiła. Nie słuchał jej dokładnie. Tylko się wpatrywał. Miała mocniejszy makijaż nikt zwykle, ale na ten inny sposób równie śliczny. Delikatna, jasnoróżowa spódniczka wpuszczona w białą bluzkę tak ślicznie na niej leżała, zwłaszcza w połączeniu z jasnoróżowym... No właśnie, jak to nazwać? Był to jakby sweterek, ale wykonany z tego samego materiału co spódniczka.
W pewnym momencie Laurel przestała mówić i złapała chłopaka za ramię.
- Hej, to co bierzesz? - spytała.
Owen zamrugał. O nie! Już się natrudził, żeby córka Afrodyty zgodziła się z nim tu przyjść! Nie może palnąć niczego głupiego!
Co bierzesz... Chodziło o...
"Wyrzuć z siebie brudne myśli", powiedział sobie w duchu. "Chodzi o picie".
- Yyy... No... Też - wydusił, po czym sięgnął do kieszeni.
Kiedy kupili sobie oranżady, żadne z nich nie miało ochoty spędzać czasu z gromadą znajomych z klasy. Udali się na świetlicę, gdzie kręciło się niewiele osób. Usiedli przy losowym stoliku.
Serce Owena waliło jak szalone, kiedy Laurel siedziała obok niego. Zagadała go o szkolne sprawy. Na chwilę chłopiec zapomniał, że jest synem bogini zemsty i czeka go ważne misja. Czuł się jak zwyczajny nastolatek, starający się o względy dziewczyny.
Odstawił na chwilę butelkę i zaczął bawić się zegarkiem na ręce. Laurel wypytywała go o sprawdzian z historii, który miał się odbyć dwa dni po zabawie. Na to pytanie chłopak lekko się uśmiechnął i rozluźnił. Historię nawet lubił, miał z niej zwykle czwórki.
- W porządku, trochę się nauczyłem - oznajmił.
Laurel upiła łyk swojej oranżady, po czym też odłożyła butelkę i pomasowała kącik oka.
- No, nawet łatwe materiały - stwierdziła.
Tymczasem na świetlicy została tylko jedna dziewczyna. Po chwili jednak wyszła, a wtedy Laurel nieoczekiwanie odetchnęła z ulgą.
- Nareszcie - mruknęła.
Owen zmarszczył brwi.
- Yyy, ale co?
Półbogini poderwała się z miejsca. Pobiegła do drzwi, ale nie uciekła, tylko rozejrzała się, czy ktoś nie idzie, po czym je zamknęła. I wróciła do Owena.
- Słuchaj - powiedziała. - Chciałam ci o czymś powiedzieć, ale na osobności.
Chłopak poczuł się, jakby miał piłeczkę pingpongową w gardle. Nie mógł wydusić z siebie słowa.
- Mmm, ale...
- Słuchaj - powtórzyła Laurel, po czym złapała go za ramiona i spojrzała mu głęboko w oczy.
"To się nie dzieje naprawdę", myślał Owen. "Nie. Niemożliwe".
Laurel jakby lekko się zawahała, ale potem zbliżyła swoją twarz do jego. Serce chłopaka podskoczyło.
I kiedy ich usta dzieliły tylko milimetry, drzwi świetlicy się gwałtownie otworzyły. Weszła nauczycielka matematyki.
"Cudownie", pomyślał Owen, kiedy błyskawicznie odskoczyli od siebie z Laurel i zajęli się swoimi napojami. "Fantastycznie. Rewelacyjnie i wyśmienicie".
Nie był pewien, czyja twarz jest bardziej czerwona: jego czy Laurel. Nauczycielka rzuciła im tylko spojrzenie, jakby mówiła: "Ha, zepsułam wszystko". Większość matematyczek to potwory.
Kobieta przeszła do ostatniego stolika, wzięła torebkę, którą zostawiła, po czym wyszła.
Owen odchrząknął i zerknął na Laurel.
- Um, no więc...
Nie mieli jednak ani chwili prywatności dłużej, bo na świetlicę weszła kolejna grupa: Leo, Kalipso, Harper, Diana i Piper.
- No hej! - zawołała Kalipso. - Nie przeszkadzamy?
Nie czekała na odpowiedź. Wszyscy pięcioro przysiedli się do nich.
- Szukaliśmy was - oznajmiła Piper. - Kupiliście picie? A nie byliście jeszcze na sali?
Laurel westchnęła.
- Mamy przed sobą całą zabawę. Jeszcze pójdziemy. Prawda, Owen?
Chłopak zaciskał żeby ze złości, ale potaknął. Harper spojrzała na niego spode łba. Ciekawe, czy powiedziała już o swoim związku z Dianą? Chyba nie. Za jej rozbawionymi brązowymi oczami krył się cień niepewności i podenerwowania. Owen mógłby jej trochę współczuć, gdyby nie rozesłała filmiku z nim i Laurel.
- Swoją drogą - powiedziała Kalipso - śliczny strój, Laurel. I ładny naszyjnik - wskazała biały perełkowy naszyjnik dziewczyny. - Aha, tak z innej beczki, słyszałam, za facet od historii ma wziąć zwolnienie na dłużej, parę miesięcy.
- Hmmm - mruknął Leo. - Szybko wczułaś się w rolę licealistki, biorąc pod uwagę, że przez parę tysięcy lat nie wiedziałaś, co to liceum.
Zaczęła się rozmowa. Owen naprawdę chciał się cieszyć jak jego przyjaciele, ale był zbyt przygnębiony. Sądząc po minie Laurel, ona tak samo.
- Ej - odezwała się nagle Diana. - Wszystko w porządku z wami?
Owen zamrugał.
- Niby dlaczego...
I zamarł. Spojrzał nieco dalej. W progu drzwi stała starsza kobieta w dżinsowej sukience. To nie była żadna z nauczycielek. Trzymała na smyczy psa, a małe, paciorkowate oczy wlepiła prosto w Owena.
- Ona nie jest człowiekiem - mruknął chłopak.
Harper spojrzała na jego oranżadę, jakby się zastanawiała, czy nie ma tam czegoś mocniejszego. Ale on miał to gdzieś. Ta kobieta go niepokoiła.
- Dobrze się czujesz? - spytała Kalipso. - I ty, Laurel?
Córka Afrodyty zmarszczyła brwi. Zacisnęła palce na pasku od torebki.
- Ja... O, nie.
Ledwie zdążyła to powiedzieć, a pekińczyk nieznajomej kobiety zamienił się w ogromnego stwora i zionął ogniem.
Pisałam to półprzytomna, więc wybitne nie jest 😅 Ale mam nadzieję, że było spoko.
Ave!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top