Rozdział 29
Po lekcji wuefu Owen przebrał się tak szybko, jak tylko potrafił. Zamierzał już wybiec z przebieralni, kiedy jeden z chłopaków z jego klasy, Paul, złapał go za ramię i zatrzymał.
- Hej, stary - powiedział. - Zapomniałeś czegoś.
I skinął głową w kierunku butelki wody. Owen zaklnął pod nosem. W tej butelce nie zostało dużo picia, bo sporo mu się wylało, ale mógł się jeszcze trochę napić, bo zmęczył się po meczu siatkówki.
- Dzięki - mruknął, zabrał wodę i wybiegł.
Stanął obok drzwi do damskiej przebieralni, po czym oparł się o ścianę. Ręce skrzyżował na piersi. Musiał porozmawiać z Harper. Nie był pewien, czy faktycznie zobaczył to, co zobaczył.
Czekał chwilę. "Czy ona musi się tak długo przebierać?", myślał.
Wtedy drzwi się otworzyły. Owen bardzo delikatnie wsunął głowę i... no dobra, nie wyszło mu delikatnie.
Ale wiele nie zobaczył - tylko, jak Laurel szybko wsuwa na siebie jaskraworóżową koszulkę i wygładza ją ręką. Potem widok zasłoniła mu rozgniewana twarz Annabeth. Jej szare oczy płonęły.
- A TY TO GDZIE?! - wrzasnęła.
- N-nie! - wydukał Owen. - J-ja t-tylko...
Za późno. Annabeth uderzyła go z całej siły pięścią w nos i zatrzasnęła drzwi, wcześniej przytrzaskując mu nimi kolano. Ból przeszył Owenowi całą twarz i nogę. Chłopak jęknął i osunął się w dół.
Wtedy zobaczył przechodzącego Paula, który na widok Owena parsknął śmiechem.
- McRae, masz minę, jakbyś cię ktoś pobił!
- Bo tak było - mruknął Owen, ale Paul już odszedł.
Owen próbował zgiąć nogę, ale wtedy ból się powiększył. Syn Nemezis zacisnął zęby. Próbował pójść za Paulem. Mógł jednak tylko kuśtykać. Och, no i bolał go jeszcze nos, więc musiał go sobie masować.
Wtedy z przebieralni dziewczyn wyszła Laurel. Jej długie miodowe włosy były nadal związane z tyłu fioletową gumką-sprężynką, przez co jej duże niebieskie oczy wydawały się wyraźniejsze i bardziej zdumiewające.
- Hej, Owen, dzisiaj na wuefie... - zaczęła, po czym spojrzała na chłopaka. - Hej, Owen, coś ty taki poturbowany?
Półbóg odjął rękę od nosa.
- N-nie, dobrze jest - wymamrotał.
Pomyślał, że przy Laurel musi się zachowywać w miarę dzielnie i poważnie. Niekoniecznie mu się udawało. Wyprostował się i próbował pójść naprzód, ale znów poczuł ten okropny ból w nodze. Upadłby, gdyby córka Afrodyty nie podbiegła i go nie podtrzymała.
- Dostałeś od Annabeth, tak? - spytała. - Czy ty sobie przypadkiem nie stłukłeś kolana?
Owen zamrugał. Przecież niedawno dowiedział się, że jest herosem i być może będzie musiał pokonywać potwory... A teraz nie potrafi zaimponować dziewczynie, która mu się podoba, bo Annabeth Chase stłukła mu kolano? Świetnie. Ależ on miał szczęście w życiu.
- Eee, chyba nie - wydukał. - Poboli i przestanie.
- Nie jestem pewna - mruknęła Laurel. - A w ogóle, co robiłeś przy dziewczyńskiej szatni, hę?
Spojrzała na niego z wyrzutem. Owen spłonął rumieńcem, kiedy zdał sobie sprawę, że dziewczyna oskarżyła go o... o...
- To nie było tak! - zawołał. - Zupełnie nie tak! Miałem ważną sprawę do... Harper!
Laurel wywróciła oczami.
- Tsa, jasne.
- Nie wierzysz mi?
- Hmmm, no wiesz... Niby co było takiego ważnego?
- To tajna i bardzo skomplikowana sprawa, Laurel.
- Więc nie chcesz mi zaufać?
Owen ze zdumieniem wykrył w jej głosie żal. Czyżby Laurel... na nim zależało? Tak naprawdę zależało, tak mocno jak jemu na niej?
"Nie, to niemożliwe", pomyślał. Przecież był tylko Owenem McRae. Nastoletnim i trochę bladym chłopcem. Był synem Nemezis, ale nie wyglądał na pewnego siebie i twardego herosa, który walczy o sprawiedliwość. Co mógł jej zaoferować? Poważne tarapaty? Chyba tylko tyle.
Laurel potrzasnęła nim lekko.
- Owen, zadałam ci pytanie.
Powrócił do rzeczywistości.
- Och, tak, przepraszam - mruknął. - No więc... nie. To znaczy, nie-nie. To znaczy, eee, Laurel, chciałbym ci zaufać. I w sumie, to muszę ci coś powiedzieć...
Jej oczy rozbłysły.
- Tak? - spytała.
"Cholera, teraz tego nie odkręcę", pomyślał nerwowo Owen. I wziął głęboki wdech.
- Eee, no, bo wiesz... Myślę, że ja za...
Urwał. "Myślę, że ja zakochałem się w tobie". Te słowa nie przechodziły mu przez gardło. Może by ją pocałować? Nie, trochę się bał. Jeszcze by go odepchnęła i uciekła albo coś w tym stylu.
Ale jeśli wyzna jej miłość słowami, to ona też może go odepchnąć i uciec. Super.
Chwilę później Owen zorientował się, że cały dygocze. Ból był nie do zniesienia. Stres przejmował nad nim kontrolę. Nie mógł już wytrzymać.
Laurel podtrzymała go mocniej.
- Hej, Owen, dobrze się czujesz?
Chłopak opanował dreszcze. Świetnie się popisał. Świetnie.
- T-tak - wydukał.
Laurel sięgnęła do plecaka.
- Dobra, wiem, co zrobimy. Siadaj, chyba mam ambrozję.
- Ambrozję? Czy to nie był ten superpokarm Olimpijczyków? Dzięki niemu... eee...
- Byli nieśmiertelni - dokończyła Laurel. - Tak. Ale herosi też mogą trochę skosztować. Amrozja i nektar ich uzdrawia. No, chyba, że zjedzą za dużo. Wtedy mogą spłonąć.
- Ciekawe lekarstwo.
- Siadaj, Owen.
Laurel opadła na ławkę i zaczęła grzebać w tornistrze. Syn Nemezis chciał usiąść obok niej, ale kiedy tylko zgiął kolano, ból się pogłębił. Chłopak wyprostował więc nogę i niezgrabnie usadowił się na ławce.
Półbogini wyciągnęła batonik z ambrozji i podała go Owenowi.
- Możesz zjeść całego, jeśli chcesz, ale to trochę ryzykowne. I ani trochę więcej.
- Oczywiście - powiedział Owen.
Ugryzł batonika. Poczuł smak świątecznych pierniczków według przepisu ojca. Robił je od małego razem z tatą i Harper. Nie przestał aż do tej pory.
- Lepiej? - spytała Laurel.
- Jasne. I jest pyszna, ta amrozja! - chłopiec pomachał batonikiem.
Córka Afrodyty posłała mu najpiękniejszy uśmiech świata.
- No pewnie - zaszczebiotała. - I jak, lepiej ci?
Owen zjadł jeszcze trochę batonika. Mógł już stanąć na nogi. Nos nie bolał go wcale.
- Pewnie - oznajmił. - Dziękuję.
Po czym, jakby pod wpływem impulsu, nachylił się i pocałował Laurel w policzek. Heroska się zarumieniła.
- Eee, nie ma sprawy. Jesteśmy p-przyjaciółmi. - Zawiesiła głos, a po chwili dodała: - Takimi... najlepszymi.
Owen również się zaczerwienił.
- Aha. Takimi bardzo najlepszymi. I wiesz co, dzięki tej ambrozji jestem gotowy na...
W tym momencie drzwi szatni dziewczyn się otworzyły. Wyszła Harper. Jedną ręką wygładzała bluzkę, a w drugiej trzymała szczotkę, którą jeszcze doczesywała swoje lśniące, czarne włosy. Na widok Owena zamarła w bezruchu.
Jej brat skrzyżował ręce na piersi.
- ...rozmowę - mruknął do Laurel, po czym spojrzał na Harper. - No siemka. Możemy pogadać, no nie?
Harper miała taką minę, jakby usiłowała połknąć mysz. Ale z bardzo, bardzo wielkim trudem pokiwała w końcu głową.
____
Hejka, people ^^
Ogólnie to mam taki pomysł. Mam konto na Riordanopedii, Wiki, cnie? No i mogłabym na swoim blogu (moja nazwa to Bianca1di1Angelo) stworzyć artykuły o moich OC z tego fanficton. Nie byłoby tam spoilerów, informacje pojawiałyby się w tym samym czasie, w jakim pojawiają się w książce. Wstawiłabym też parę ciekawostek.
Chcecie?
No więc, póki co... pa, ave i do następnego! ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top