Rozdział 28

Po Bożym Narodzeniu nikomu nie chciało się wracać do szkoły. 

Oczywiście, to nic nowego. Ale akurat Nicowi nie chciało się wyjątkowo. 

Dlaczego? Powód był prosty. Nie chodziło nawet o te kartkówki, nudne lekcje, stosy prac domowych i wieczny ból psychiczny większy niż zwykle. Nie. Chodziło tylko o Willa, z którym znowu musiał się pożegnać. 

Pamiętał, jak Will odjeżdżał. Czekali we dwójkę przed apartamentem, aż podjechał samochód. Z niego wychyliły się dwie głowy: Argus, wielooki gość z Obozu Herosów, oraz piegowata dziewczyna o imirowo-zielonych włosach, Kayla Knowles. 

Nico pamiętał, jak Will go pocałował. I pamiętał jego słowa: "Zobaczymy się niedługo, słoneczko. Pa". 

"Hej!", pogoniła ich Kayla. "Wiem, że ciężko wam się rozstać, chłopcy. Ale Chejron kazał przyjeżdżać szybko". 

Nie mieli więc dużo czasu. Nico jeszcze raz pocałował Willa. Wymamrotał:"No jasne. Pa". 

I koniec. Will wgramolił się na tylne siedzenie samochodu i odjechał. 

Teraz, idąc do szkoły, jak zwykle samotnie, Nico zastanawiał się, dlaczego tylko on nie może zabrać chłopaka na tę misję. Hazel miała Franka. Kalipso - Leona, Annabeth - Percy'ego. Owen chyba podkochiwał się w Laurel. Harper i Diana spędzały ze sobą dużo czasu. No dobrze, tylko Piper była sama, ale jej chłopak... No. 

A Will był żywy. Jednak mimo to nie mógł przyjechać z Nikiem. Delikatnie mówiąc - niesprawiedliwe. 

Przed wejściem do szkoły Nico musiał wziąć głęboki oddech. Czy on właśnie sam przyszedł do piekła? Hmmm, chyba tak. 

I wszedł do środka. 

***

Laurel czuła się jak gorący toster, kiedy w poniedziałek rano zobaczyła w szkole Owena siedzącego na ławce z Percy'm i Leonem. Zebrała całą odwagę i podeszła do niego. 

- Hej - przywitała się. 

- Hej - odparł Owen. - Ja... eee, powiedziałem im - wskazał na kolegów. 

Laurel odetchnęła z ulgą. 

- Naprawdę? Bogom niech będą dzięki, już myślałam, że nie wytrzymam i ja się wygadam. Harper wie? 

- Wie - potaknął Owen i streścił jej rozmowę z siostrą. 

Córka Afrodyty zmarszczyła brwi. 

- Hmmm. Ciekawe. Co one robiły w tym parku? 

Owen wzruszył ramionami. Po czym poklepał miejsce obok siebie. Laurel usiadła i kontynuowała: 

- No bo, wiecie... Może spotkały jakąś inną boginię  i dostały przepowiednię, a może... Och, nie wiem. Myślę, że chodzi o coś poważnego. 

Leo potaknął gorliwie. 

- Tak. To śmiertelnie poważne. Idę kupić żelki, ktoś ze mną? 

- Ja! - zgłosił się Percy. - Owen, Laurel, idziecie? 

Wymienili oboje spojrzenia. I pokręcili głowami. Percy i Leo udali się więc do szkolnego sklepiku we dwójkę. Zanim zniknęli za rogiem, Percy rzucił Owenowi ostatnie spojrzenie. Morskozielone oczy miał szeroko otwarte, na ustach miał uśmiech, jakby mówił: "No dawaj". 

Owen i Laurel zostali sami. Dziewczyna się do niego przysunęła. Siedzieli teraz tak blisko, że stykali się udami. 

- Harper nie ma? - spytała Laurel. 

- Eee, nie - odpowiedział chłopak. - Powiedziała, że wyjdzie później. 

Laurel wywróciła oczami. 

- O rany, tak samo, jak Diana! Może będą przez całą drogę rozmawiać o tym czymś, co ukrywają? 

- Może powinniśmy podsłuchać? - zaproponował Owen. 

Laurel zamyśliła się. 

- To wcale nie jest głupi pomysł - rzekła. - Trzeba tylko wybrać... No wiesz. Odpowiedni moment. 

*** 

Harper i Diana wchodziły razem do szkoły. Przez całą drogę rozmawiały o spotkaniu z Nemezis. Ale żadna z nich nie poruszyła tematu pocałunku w parku. Żadna z nich nie miała jeszcze odwagi. Starały się poza tym mówić tak, żeby śmiertelnicy ich nie słyszeli. 

- Powiedzieliśmy tacie o wszystkim - rzekła Harper. - No i, eee... Owen ma na mieczu literę Z. To jest chyba "zemsta". 

Diana skinęła głową. 

- Chyba tak. 

Córka Aresa przyjrzała się przyjaciółce. Miała na sobie nowe ciuchy, które chyba dostała na święta: lekko naddarte czarne dżinsy, białą koszulkę z krótkim rękawkiem i nadrukiem oraz ciemny, przedłużany sweterek, a poza tym swoje stare białe tenisówki. Włosy miała podpięte na bok magiczną wsuwką. 

Cholera, Diana musiała pogadać z Harper o pocałunku.  Tylko jak? 

Weszły na górę. Zobaczyły, że na ławce siedzą Percy, Leo, Owen i Laurel. Ci dwaj pierwsi byli zajęci pochłanianiem misiowych żelków, ale Owen i Laurel przyglądali się im nieufnie. 

"Czyżby coś podejrzewali?", pomyślała Harper. "Nie, oby nie". 

Nie zdążyli jednak pogadać z nimi. Dziewczyny przyszły dość późno, więc już rozległ się dzwonek na pierwszą lekcję - WF. 

Pobiegły razem z innymi nastolatkami z ich klasy do szatni. Szybko wskoczyły w stroje gimnastyczne, po czym ustawiły się przed salą sportową, czekając na chłopców. 

Wtedy się zaczęło. 

Laurel podeszła do Harper. 

- Hej, możemy pogadać? - spytała. 

Harper zamrugała. O czym miałaby rozmawiać z córką Afrodyty? 

Ale się zgodziła. Laurel odciągnęła ją lekko na bok. Po czym spojrzała na nią bystrymi, jasnymi oczami. 

- Harper, co się stało w parku? 

- No... walka z Minotaurem - odpowiedziała dziewczyna. 

Laurel pokręciła głową. 

- Nie o to chodzi. Ty i Diana... coś ukrywacie. 

- Wcale nie. 

- A właśnie, że tak. Nie jesteśmy głupi. No i chcemy wam pomóc. Jeśli to coś złego, możecie śmiało powiedzieć. Albo podejrzanego. 

Złego. Podejrzanego. Harper o mało nie wybuchnęła śmiechem. Ale zacisnęła tylko zęby. 

- Nie. Laurel, to nie tak. My... 

Urwała. My się pokłóciłyśmy i chciałam umrzeć, ale wtedy Diana mnie pocałowała. Tak brzmiało najprostsze streszczenie wydarzeń w parku. Ale jak miała to powiedzieć? No pewnie, że zakochała się w Dianie. Tylko że to zdanie nie przechodziło jej przez gardło. 

Wtedy przyszedł trener. Zagwizdał na uczniów i kazał im wbiegać na salę i ustawić się w rzędzie. Po przebiegnięciu kilku kółek wszyscy ustawili się w rzędzie. 

Nauczyciel wuefu zlustrował klasę wzrokiem. 

- Gramy w siatkówkę. Podział na cztery drużyny. Wybierają... Diana, Hazel, Percy i Harper. Migiem

Po czym opadł na ławkę i wyjął swój standardowy ekwipunek - czekoladowego batonika, kanapkę, telefon i dziennik. 

Wkrótce składy zostały wybrane. Drużyny Percy'ego i Hazel zaczęły grę. Z półboskich uczniów syn Posejdona miał Leona i Kalipso, a Hazel - Franka, Owena i Laurel. 

Harper i Diana usiadły na ławce obok siebie. 

- A te dwie zawsze razem - szepnęła jedna z popularnych dziewczyn z klasy. 

- No tak, zauważyłam! - potaknęła jej jej pomocniczka. 

I zaczęły się plotki. Ale Harper i Diana się tym nie przejmowały. 

Drużyna Hazel zaczęła prowadzić. Owen i Laurel świetnie współpracowali. Co chwilę odbijali do siebie piłkę i perfekcyjnie ją rozgrywali. Przebijali przez siatkę bezbłędnie, choć nie byli szczególnie wysocy. 

Nagle trener podsunął Harper na kolana dziennik. 

- Hej - powiedział - zanieś ten dziennik do piątki, dobrze? Możesz wziąć koleżankę, jak tam chcesz. 

I wepchnął sobie do ust resztę batonika. Palce miał ubrudzone czekoladą. 

Oficjalnie uczniom nie było wolno nosić dzienników, ale nikt tego nie przestrzegał. Harper potaknęła, po czym się podniosła. 

- Idę z tobą - zaoferowała się Diana. 

Obie szybko pomknęły do piątki. Oddały dziennik, po czym skierowały się do sali gimnastycznej. 

- Ej - odezwała się Diana. - Wiesz co, trener i tak nie zauważy naszej nieobecności. Muszę do łazienki. Popilnujesz mi? 

Harper się uśmiechnęła. 

- Jasne. 

Pobiegły do toalety. Diana weszła do kabiny, a Harper oparła się o drzwi. Ręce skrzyżowała za plecami. I czekała. 

W pewnym momencie weszła jakaś dziewczyna. Spojrzała na pilnującą łazienki Harper jak na kosmitkę (Harper nienawidziła tych dziwnych dziewczyn) w szkole, weszła do łazienki i szybko wyszła. 

Chwilę później wyszła i Diana. Poprawiła ramiączka czarnej, markowej koszulki. 

- Ty też chcesz? - spytała. 

Harper pokręciła głową. Diana umyła jeszcze ręce i wyszły na korytarz. 

- Widziałaś Owena i Laurel? Jak ładnie razem grają - powiedziała Diana. 

- Och, tak - rzekła Harper. - Szykuje się związek. Są tacy uroczy. 

Diana nie wytrzymała. Chciała powiedzieć: "Ty też jesteś urocza", ale się opanowała. Za to złapała ją za rękę. 

- Czekaj. 

Harper się odwróciła. Jej oczy błyszczały. Wiedziała już, o co chodzi. 

- Chcesz pogadać o... parku? 

Diana zwilżyła wargi. 

- Tak, właśnie. 

Stały na korytarzu. Może to nie było dobre miejsce na rozmowę. Ale obie miały to w nosie. Musiały to z siebie wykrztusić. 

- Posłuchaj, Harper - wydusiła Diana. - Ja... no, jeśli nie... to rozumiem, ale... 

Córka Nemezis zacisnęła palce na jej dłoni. 

- Nie - powiedziała. - To znaczy... nie-nie. To znaczy... tak! Na początku nie byłam pewna, no ale... No, podobasz mi się. 

Dianie zaparło dech w piersiach. 

- A więc, jeśli ktoś spyta, czy jesteś zajęta... 

- Powiem, że tak. Dokładnie. 

I ją pocałowała. Diana jeszcze nigdy nie czuła się tak szczęśliwa... Może poza dniem, w którym jako mała dziewczynka została przez przypadek zamknięta w sklepie z zabawkami. Oddech Harper pachniał - kto by się spodziewał - czekoladą. 

Czy ona piła albo jadła czekoladę przed szkołą?, pomyślała nieprzytomnie Diana. Czy ona zawsze ma przy sobie tabliczkę? I, co najważniejsze, czy może mi trochę dać? 

Ale nie spytała ją o to. Zacisnęła mocno powieki i oddała pocałunek. Podeszły bliżej do ściany. Diana otworzyła na chwilę oczy. 

- Jesteś pewna? - szepnęła. 

- Jasne. Chyba, że ty... 

- Ja? Na bogów olimpijskich, ja cię kocham! - zawołała Diana i ją pocałowała. 

I to był pocałunek, który trwał... odrobinę za długo. 

A dokładniej: wystarczająco długo, by na korytarz wyszedł Owen. Kozłował piłkę do siatkówki i popijał zwykłą wodę z butelki. 

- Hej, dziewczyny - odezwał się. - Teraz wy gracie, więc trener... 

I wtedy uniósł wzrok. Diana i Harper odskoczyły od siebie jak poparzone. Owen ze zdumienia upuścił piłkę i drgnął, ulewając się wodą. 

- EEE?! - krzyknął. Kropelki kapały mu z podbródka. 

Diana nie była pewna, która twarz zrobiła się bardziej czerwona: jej, Harper czy Owena. 

- My tylko... 

W tym momencie wyszła Hazel i poprawiła kucyk. Spojrzała na całą trójkę z irytacją. 

- No i co wy tu robicie? Wyglądacie wszyscy jak napompowane czerwone balony. Nie chciałabym być niemiła, ale możecie już iść? Przecież zaraz gracie! 

Wtedy jej ozdobna gumka do włosów nie dała sobie rady z długimi, gęstymi lokami Hazel, pękła i odleciała do tyłu. Hazel zacisnęła pięści. 

Harper zaszurała nogą. 

- No - wymamrotała. - Idziemy. 

I żwawym krokiem ruszyła na salę, unikając wzroku brata. Owen rzucił Dianie pytające spojrzenie. 

Córka Aresa przygryzła wargę. 

- Chodźmy - powiedziała cicho. 

I poszła za Harper, a Owen i Hazel ruszyli w jej ślady. 





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top