Rozdział 17

Minął już prawie miesiąc od akcji z Chimerą. Dzięki czaromowie Laurel i Piper oraz sztuczkom Hazel ani Harper, ani Owen nie pamiętali nic z owego wieczora. Mieli jedynie przebłyski, których nie zdołali poskładać w całość. Percy i Annabeth nadal byli razem, ale czuli między sobą pewien dystans, którego nie potrafili pokonać.

Leo też ucierpiał na ich miłosnej sytuacji. Kalipso ciągle zerkała na Percy'ego, co było nie do zniesienia.

Aby zapomnieć o bólu, chłopak skupił się na swoim planie. W ciągu tych tygodni nie nadarzyła się ani jedna sytuacja, podczas której mogliby poznać, jak sprawiedliwy jest Owen. Przyszedł czas, aby sami to sprawdzili.

Zdołał przekonać Nica i Hazel, by wzięli w tym udział. I choć nie ociekali entuzjazmem, zgodzili się mu pomóc. 

Cała trójka wstała bardzo wcześnie rano. Dla Nica było to niemałym wyzwaniem. Hazel mówiła mu, żeby położył się spać trochę wcześniej, ale czy posłuchał? Teraz jadł pospiesznie małą kanapkę i popijał ją kawą. Jedno oko miał bardziej przekrwawione i otwarte od drugiego. Jego tęczówki wydawały się ciemniejsze niż kiedykolwiek, właściwie to prawie czarne. Pod oczami miał wory, a jego włosy sterczały we wszystkie strony.

- Czy ty w ogóle spałeś? - zapytała Annabeth, która siedziała już na łóżku, ale zamierzała wyjść do szkoły później.

Nico owinął się czarnym szlafrokiem.

- No tak, dwie minutki nad ranem się zdrzemnąłem - burknął.

- Bogowie, co robiłeś wcześniej? - jęknąła Hazel, upijając wysoko włosy.

Nico wlepił wzrok w podłogę i wymamrotał coś o tym, że nieważne.

Kalipso stęknęła cicho, po czym odkopała się spod kołdry.

No nie, pomyślał Leo. Czy wszyscy muszą wcześniej się budzić akurat dzisiaj?

- Heeej - mruknęła Kalipso. - Coś przegapiłam?

- Nie - odparła Hazel.

Kalipso usiadła na łóżku i przegładziła ręką bluzkę od piżamy. Nawet rano, rozczochrana, była bardzo ładne dla Leona. Bardzo chciał, żeby mimo wszystkiego ich związek przetrwał.

- Nadal trzymacie przy swoim? - zapytała Kalipso. - Po co idziecie do szkoły tak wcześnie?

- Też tego nie wiem - warknęła Annabeth. - Pójdę do łazienki.

Kalipso wpatrywała się w nią swoimi migdałowymi oczami, aż zniknęła w toalecie. W jej wzroku Leo nie dostrzegł nienawiści czy zazdrości, tylko skupienie. Może jednak Kalipso nadal go kocha?

A jednak chłopak powstrzymał chęć pocałowania jej.

Kalipso spojrzała na niego, po czym spuściła wzrok. Leo przypomniał sobie tę chwilę na Ogygii, kiedy opowiadał jej o założeniu wspólnego warsztatu. Przez chwilę była znowu tą nieśmiertelną boginią, która naprawdę chciała spełnić marzenia, ale klątwa jej na to nie pozwalała.

Powinniśmy naprawić relacje, pomyślał Leo. Przydałaby się randka czy coś.

Ale niczego takiego nie zaproponował.

- No to ja się uczeszę - burknęła Kalipso.

Zanim sięgnęła po szczotkę, podeszła do Leona i pocałowała go w policzek, ale chłopak czuł, że nie zrobiła tego tak czule jak wcześniej.

Po czym udała się do drugiej łazienki i zamknęła za sobą drzwi.

Leo miał ochotę się załamać, ale postanowił nie myśleć o swoich problemach miłosnych.

Odwrócił się do Hazel i Nica. Zmusił się do uśmiechu.

- No! - oznajmił. - Pamiętacie wszystko?

Jego plan nie był jakoś strasznie szalony. Ale, z drugiej strony, narażali się na gniew nauczycieli. Niektórzy z nich nie byli potworami. Byli gorsi od potworów.

Hazel wlepiła wzrok w blat. Jej bursztynowe oczy wydawały się ciemniejsze, wpadały w odcień złotego brązu.

- Pamiętamy - mruknęła. - Ale... Nie chodzi o to. Leo, widzę...

Spojrzała w stronę, w którą udała się Kalipso. Otworzyła usta, by dokończyć wypowiedź.

Leo w porę interweniował.

- Świetnie, w takim razie! Wchodzę do łazienki po Kalipso. I, Nico, zaklepuję ci kolejkę po Ann. Nie obraź się, ale musisz dłużej się szykować.

Wkrótce Annabeth zwolniła łazienkę, więc Nico poszedł się ubrać. Hazel ustawiła się już pod drzwiami. W międzyczasie obudziła się Piper, której oczy o poranku były bardzo ciemne. Piper zaczęła szykować sobie śniadanie.

W końcu Kalipso wyszła z łazienki. Leo zaniemówił, ponieważ tego dnia wyglądała wyjątkowo pięknie, choć miała na sobie zwykłe dżinsy i czerwoną bluzę z kapturem. Karmelowe włosy związała w koński ogon, przez co jej czarne oczy wydawały się jeszcze ładniejsze, no i w ogóle była taka fantastyczna i...

Przestań, skarcił się Leo.

Ubrał się tak szybko, jak potrafił. Kiedy wrócił do pokoju, Hazel i Nico byli już ubrani, a Nico wyglądał odrobinkę mniej upiornie niż przed chwilą, włosy lepiej mu się układały. Twarz miał mokrą, więc chyba przemył ją wodą.

Piper była jeszcze rozczochrana, ale już położyła na krześle ubrania. Annabeth jeszcze nie jadła śniadania - była pochłonięta czytaniem podręcznika z matematyki. Kalipso pakowała książki do plecaka, a Percy i Frank dopiero wstali i rozmawiali o czymś, a Percy rozłożył na prześcieradle paczkę niebieskich żelków.

Już czas, pomyślał Leo.

- No - powiedział, podnosząc swój plecak. - To idziemy.

Annabeth parsknęła.

- Nadal uważam to za głupi pomysł. Możecie się lepiej pouczyć. Czy coś. A nie, stać tam jak kołki. A apartamencie jest spokój i w ogóle.

Leo uśmiechnął się.

- Oj tam. No, chodźcie. Pa wszystkim.

Niepewnie musnął ustami policzek Kalipso. Potem razem z Hazel i Nikiem założyli kurtki i buty, po czym wyszli na dwór.

Było zimno. Leo żałował, że nie włożył jakiejś ciepłej bluzy pod kurtkę. Mrozy przyszły bardzo wcześnie. Liście były szarobrązowe i w większości opadły już z drzew.

- Ale zimno - mruknęła Hazel. - Wam też?

- Mnie zawsze jest zimno - burknął Nico.

Leo się roześmiał.

- Nie ma problemu. Zbliżcie się, dzieci.

Bardzo delikatnie podgrzał dłonie - aby nie zapłonęły - i wyciągnął ręce.

Nico się cofnął.

- O nie. To ja sobie pomarznę.

- O rany, ese - jęknął Leo. - Po prostu podejdź bliżej.

Jego ręce zapłonęły. Nico i Hazel ustawili się po jego obu stronach.

- Widzicie? - zapytał Leo. - Jestem bardzo praktyczny.

Chwilę później musiał zgasić ogień. Przechodzili obok domu bliźniaków i zobaczyli w oknie znajomą postać - chłopaka z burzą brązowych włosów. Leo natychmiast opuścił ręce.

- Hej! - krzyknął Owen. - Czemu idziecie tak wcześnie?!

- Szybko się wyrobiliśmy! - skłamała Hazel.

Owen wyszczerzył zęby.

- Okej! Ale, Valdez...

Chłopak spojrzał prosto na niego. Serce Leona zaczęło bić szybciej. Widział ten ogień. Zacznie podejrzewać.

Ale wtedy z głębi domu Owena rozległ się stłumiony, dziewczęcy głos. Szatyn się odwrócił.

- Idę! - wrzasnął. - Nienawidzę cię, Harper!

Odwrócił się do znajomych.

- W porządku, nieważne. Muszę spadać. Do zobaczenia.

I zniknął, a biała firanka opadła na szybę.

Hazel odetchnęła z ulgą.

- Było blisko.

- Może nie zapalaj sobie rąk - poradził Nico.

Leo westchnął.

W końcu dotarli do szkoły, która była jeszcze zamknięta. Omówili cały plan jeszcze raz, po czym Nico przeteleportował się cieniem do pokoju nauczycielskiego. Leo i Hazel zostali sami. Leo poczuł się jak w drodze do otwarcia Wrót Śmierci, kiedy zostali oddzieleni od reszty przyjaciół.

Hazel jęknąła.

- Powinnam z nim pójść.

- Jeszcze nie potrafisz dobrze podróżować cieniem - oznajmił Leo. - Nico sobie poradzi.

Hazel gapiła się w szybę, w drzwi szkoły.

- Ale... Jeśli będzie długo szukał, a przyjdzie ktoś otworzyć szkołę? Albo...

- Hazel Levesque, nie bądź pesymistką. Nico ma różne sposoby. Chcesz zobaczyć, jaki jestem gorący?

Hazel zmarszczyła nos.

- No dobrze.

Przez chwilę siedzieli, grzejąc się przy ogniu Leona i czekając na Nica. Minęło jakieś pół minuty, kiedy Hazel się odezwała.

- Leo - powiedziała. - Ja... Chcę z tobą porozmawiać. O Kalipso.

Leo żałował, że nie wziął czapki. Jego uszy zrobiły się karmazynowe.

- Wszystko u nas w porządku.

Hazel pokręciła głową.

- Nie, Leo. Nie jestem Piper, ale wyraźnie widzę, że...

Nie dokończyła, bo nagle pojawił się Nico.

- Już wiem - oznajmił. - Wiem, gdzie jest nasz dziennik. Musimy tylko... O.

Leo odwrócił się. Zobaczyli niebieski samochód podjeżdżający pod budynek. Wysiadła z niego pani woźna, która podreptała ku nim z kluczem w ręce.

- Co tak wcześnie - burknęła.

Leo nienawidził tej kobiety. Nie wiedział, jak się nazywa, ale on i jego półboscy przyjaciele nazywali ją po prostu Panią Jędzą. Miała tak ostre rysy, że niemal męskie, a poza tym małe, czarne oczy, zawsze spoglądające mściwie, no i kasztanowe włosy z siwymi odrostami, bardzo zniszczone i sięgające ramion. Miała na sobie jasnobrązową kurtkę, ale Leo powiedział, że nosi pod nią jaskrawy, niebieski fartuch założony na zwykłe ubrania.

- Jesteśmy bardzo chętni do nauki - powiedział Leo.

To brzmiało śmiesznie w jego ustach.

Pani Jędza warknęła i otworzyła drzwi. Leo, Hazel i Nico pobiegli do szatni, gdzie się rozebrali, po czym udali się na górny korytarz.

Nico wyjrzał przez okno. Zaczęli nadjeżdżać nauczyciele. Pani Jędza przeszła przez korytarz.

Leo spojrzał na jej twarz. Jej oczy były czarne, jak Kalipso, ale mniejsze i o innym kształcie.

Odwaga opuściła Leona. A jeśli plan się nie uda? W tym całym pomyśle chodziło o to, żeby nie odrobić lekcji, schować również zeszyt ćwiczeń Owena z jego pracą domową (jeśli ją odrobił, bo jeśli nie, mają problem z głowy), po czym zgłosić nieprzygotowanie z angielskiego. Potem mieli porozmawiać z Owenem - całkowicie luźno, może o zbliżającym się sprawdzianie - i zacząć temat swojego pochodzenia, po czym urwać - w takim momencie, żeby Owen chciał ich wypytywać o wszystko. Oni by jednak milczeli, doprowadzając go do szału. Na przerwie Hazel zajęłaby czymś nauczycieli w pokoju, wyjawiając ich z tego pomieszczenia. W tym czasie Leo i Nico ukradliby dziennik i wykasowali swoje nieprzygotowania. Hazel by podeszła do Owena i zaprowadziła go w jakieś miejsce, gdzie akurat - oczywiście przypadkiem - Leo i Nico przeszukiwaliby dziennik. Pytanie, czy Owen by doniósł? Przecież on nigdy się nie skarżył.

Był to tak skomplikowany plan, że Leonowi pękała głowa. Spotkali się w szkole wcześniej, żeby wszystko omówić jeszcze raz. Nico zajrzał wcześniej do pokoju nauczycielskiego, by dowiedzieć się, gdzie trzymają dziennik ich klasy - ponieważ nauczycielka angielskiego zawsze odnosiła go do pokoju po lekcji. Oczywiście, mogła położyć go w innym miejscu, ale wtedy Nico i Leo będą po prostu dłużej szukać.

Leo usiłował zachować optymizm.

- No to co? Gotowi?

- Nie - odpowiedzieli równocześnie.

- To świetnie. Teraz pozostaje tylko czekać.

***

Czekanie nie było najgorsze, ale i tak było złe.

Hazel przysiadła się do Franka. Nico z Leonem siedzieli na najbardziej oddalonej ławce. Czekali na Owena.

W końcu Owen przyszedł. Wyglądał lepiej niż wcześniej. Miał mniej potargane, brązowe włosy. Jego brązowe oczy błyszczały. (Pewnie ma je po matce, bogini, pomyślał Leo. Ale która bogini ma takie oczy?). Był ubrany w markową bluzę i czarne dresy.

- Hej. - Uśmiechnął się.

- Cześć, siadaj - powiedział Leo.

Owen zajął miejsce obok nich. Przez chwilę rozmawiał z nimi... No dobra, z Leonem. Nico gapił się na przechodzących uczniów, jakby byli jego wrogami. Oni się odsuwali.

Harper też przyszła. Siedziała na schodach z Dianą. Dziewczyny prowadziły zawziętą dyskusję, dopóki Jędza nie podeszła i ich nie wygoniła. "Są ławki", gderała. Harper i Diana poszły na drugi koniec korytarza, więc Leo ich już nie widział.

Wkrótce zjawiła się grupka herosów - Percy, Annabeth, Kalipso i Piper. Leo pomyślał, że czas przejść do rzeczy. Zaraz przylezie Laurel i mózg Owena się wyłączy.

Leo westchnął. Usiłował zachować spokój. W sumie, to mogliby poprosić kogoś innego o wymyślenie planu. Annabeth... Ona by się nadawała. Wymyśliłaby coś sensownego. Plany Leona były beznadziejne.

Ale już się w to, na bogów, wpakował.

- Nienawidzę liceum - burknął, obejmując wzrokiem korytarz. - Chcę je jak najszybciej skończyć.

Owen uśmiechnął się.

- Rany, kto nie chce? Ja tylko jeszcze nie mam planów na przyszłość.

Leo westchnął.

- Ja mam. Chcę zostać mechanikiem.

Owen zamrugał.

- Co? Ale... Ach. W sumie niewielkie zaskoczenie - stwierdził.

Może się uda, pomyślał Leo. Odetchnął i powiedział:

- Taa, no, moi rodzice byli mechanikami. Właściwie, to tato nadal jest.

Oczy Owena, w kolorze ciemnej kawy, rozbłysły. 

- Twój tata... Mieszka za granicą, tak?

- Nie - odpowiedział Leo.

Owen zmarszczył nos.

- Jak to: nie? Pierwszego dnia mówiłeś, że tam jest, razem z rodzicami Kalipso. Wrócił już?

- Nie! - warknął Leo. - W ogóle...

Wstał i odbiegł.

Może trochę lepiej zagrał, ponieważ Owen wspomniał imię Kalipso.

Tymczasem Owen siedział na ławce, zdumiony dziwną reakcją Leona. Spojrzał niepewnie na Nica.

- Co mu jest? - zapytał.

Syn Hadesa spojrzał na niego.

- Nie wiem.

Po czym wstał i ruszył za Leonem.

- Udało się - mruknął.

Valdez skinął głową.

Wkrótce nadeszła lekcja angielskiego. Wszyscy troje zgłosili nieprzygotowanie. Nauczycielka nic nie powiedziała, ale miała minę, jakby chciała ich zamordować.

W końcu rozbrzmiał dzwonek na przerwę. Annabeth wychodziła z klasy zadowolona z siebie, ponieważ dostała dobrą ocenę za aktywność. A ponieważ była bystra, zauważyła niepokój Leona.

- Wszystko w porządku? - zapytała.

Chłopak przełknął ślinę. Kiedy pierwszy raz się spotkali, Annabeth wyraźnie go przerażała. Miała zbyt groźne szare oczy, była zbyt mądra. Po akcji z Gają nie mógł jej nie lubić, ponieważ walczyli ramię w ramię, razem z innymi. Teraz Leo czuł, że ich przyjaźń wzrasta - może dlatego, że dziewczyna Valdeza i chłopak Annabeth spędzali ze sobą dużo czasu.

- Jestem... Tylko trochę się nie wyspałem - burknął.

Córka Ateny nie wyglądała na przekonaną, ale nic nie powiedziała.

Leo i Nico pobiegli razem i schowali się za automatem, udając, że rozmawiają - w razie wypadku. Obserwowali, jak Hazel puka do drzwi pokoju nauczycielskiego i zagaduje nauczycielkę. Po chwili obie zaczęły wchodzić po schodach na górę.

- Teraz - syknął Nico.

Złapał Leona za rękę, po czym wtopili się w cień.

I odsunęli się, kiedy tylko wyskoczyli z cienia.

- Masz zimne ręce! - powiedział Leo.

- Moje nie są przynajmniej ubrudzone smarem - burknął Nico. - Valdez, mieliśmy angielski. Kiedy ty się niby wymazałeś?

- Dziennik, di Angelo!

Nico westchnął teatralnie i się odwrócił.

- Hmmm... - wymamrotał. - O, nie. Odłożyła go w inne miejsce.

- Pomóc ci szukać? - zaproponował Leo.

- Nie, ty stój na czacie. Nie mogą nas przyłapać.

Nico szukał jeszcze długo. Próbował odsunąć niektóre szufladki, ale były zamknięte na klucze, których chłopcy nie mogli znaleźć.

Leo próbował się naprawdę skupić. Zaglądał przez dziurkę od klucza i pilnował, czy przypadkiem ktoś nie idzie. Ale nie. Hazel musiała odciągnąć nauczycielkę jakimś bardzo skutecznym sposobem.

W końcu Leo zerkał przez dziurkę coraz rzadziej.

- Sprawdź tam - zaproponował, wskazując na turkusową szafkę.

Nico wymamrotał kilka niezbyt pochlebnych słów po włosku.

- Taaa, no - mruknął. - Sprawdzałem. Szukam klu... O, mam.

Wyjął mały klucz i podszedł do piłki. Przedmiot idealnie wszedł w zamek. Nico otworzył półkę i wyjął dziennik ich klasy.

Leo miał ochotę krzyknąć z radości. To faktycznie był ich dziennik, co oznaczało, że jego plan nie był tak bez sensu, jak myślał.

I właśnie wtedy drzwi się otworzyły i uderzyły Leona w twarz.

Nauczycielka angielskiego weszła do pokoju. Zastała Valdeza w rogu, masującego nos po uderzeniu i Nica z dziennikiem w ręku.

Za późno na wymówkę, że na kogoś czekali. Nico spojrzał na kluczyk do półki, leżący na stoliku.

Nauczycielka nie musiała nic mówić. Chłopcy wiedzieli, że to ich psychiczny koniec.

_____

Taaa. Rozdział jest późno. Ale jest długi ^^

Miłego czytania!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top