Rozdział 14

Minął już miesiąc od przyjazdu nowych, tajemniczych uczniów. Miesiąc od początku roku. A Owen McRae nadal nie wiedział, jak tu zagadać do Laurel.

Malutka część jego umysłu kazała mu spytać siostrę o radę. Większa odpowiadała jednak: "Zwariowałeś? Harper da ci jakieś przypałowe wskazówki celowo i ośmieszysz się przed dziewczyną, która ci się podoba".

Tak więc siedział na ławce przed klasą w towarzystwie Percy'ego i Leona, rozmawiających żywo ze sobą. Laurel zasiadywała naprzeciwko niego, otoczona wyłącznie damskim towarzystwem: Annabeth, Hazel, Piper i Kalipso. Gawędziły wesoło. Śliczna blondynka co chwilę śmiała się i odgarniała kosmyki włosów za ucho. Wyglądała bardzo ładnie w pomarańczowej spódniczce, czarnej bluzce na ramiączkach i białych adidasach.

- Hej, co ty taki smutny? - Leo trącił Owena w ramię.

W tym momencie Laurel odwróciła się w ich stronę. Spojrzała Owenowi prosto w oczy. Chłopak chciał się wyprostować, żeby lepiej się prezentować, ale zapatrzył się w jej piękne, błękitne tęczówki. Córka Afrodyty na chwilę wyłączyła się z rozmowy koleżanek. Patrzyła na niego, a on na nią - i to spojrzenie było trochę za długie.

Laurel po chwili otrząsnęła się. Poprawiła włosy, szturchnęła Hazel i wróciła do rozmowy.

Percy i Leo wymienili spojrzenia.

- Och, to tak się sprawy mają - wymamrotał Jackson.

Owen zamrugał.

- Co? Yyy, nie, nie!

Wstał, podniósł plecak i odszedł.

- Zaczekaj! - krzyknął za nim Leo.

Owen się nie odwrócił. Szkoda, bo nie zobaczył, że zanim zniknął za zakrętem, Laurel rzuciła mu krótkie, ale uważne spojrzenie.

Tymczasem Nico di Angelo klęczał w męskiej toalecie. Drzwi zamknął na klucz. Skulił się, rozłożył dwa zeszyty - swój i Franka - i zaczął przepisywać zadania domowe z matematyki. Trochę inaczej układał odpowiedzi, żeby nauczyciel nie zauważył.

Nagle usłyszał śmiechy w sąsiedniej kabinie. Zamarł. Ścisnął dwa zeszyty i długopis, stanął na kibelku i zajrzał z góry do środka. Tam jakiś koleś - chyba z drugiej b - siedział na toalecie (siedział, co oznaczało, że załatwia grubszy interes i biurze) i oglądał śmieszne filmiki. W uszach miał słuchawki.

Nico tak się zdziwił, że upuścił rzeczy. Wtedy zdał sobie sprawę, że powinien zatrzasnąć klapę. Krzyknął rozpaczliwie, widząc potrzebne na następną lekcję zeszyty i długopis w sedesie.

(Na szczęście, jego sąsiad miał słuchawki, więc chyba go nie słyszał).

Wydobywanie długopisu szczotką klozetową nie należało do rzeczy najprzyjemniejszych.

Później Nico poprosił jeszcze Leona, by trochę osuszył róg jego zeszytu, który się zmoczył. Na szczęście, ten Franka w miarę ocalał, więc syn Hadesa mógł mu go oddać. I oboje nie dostali nieprzygotowań.

Niestety, nie mogło być tak pięknie. Nico prawie się rozpłakał, kiedy usłyszał słynne, nauczycielskie: "Wyciągamy karteczki". To poczucie bezsilności...

Wyrwał kartkę z notesu i wyjął długopis. Oczywiście, kiedy wydobył go z sedesu, wziął go przez chusteczkę i tak właśnie zaniósł go pod kran. A potem jeszcze, na wszelki wypadek, umył ręce. Will zawsze przesadnie starannie mył dłonie.

Właśnie, Will...

- Panie di Angelo! - odezwała się nauczycielka. - Kartkówka.

Nico zacisnął zęby. Spojrzał na pytania. Zdołał je odczytać mimo swojej dyslekcji, ale zrozumiał mniej więcej tyle, ile z bezsensownej mieszaniny liter. Złapał się za głowę.

- Hej - usłyszał głos za sobą.

Odwrócił się i zobaczył Harper. Jej ciemne oczy błyszczały. Wskazała w dół i wtedy Nico zauważył, że na kolanach trzyma otwarty podręcznik. Spojrzał na nią ze zdumieniem, ale nie narzekał. Spisał wszystko.

Po chwili nauczycielka zebrała kartki. Tym razem Nico nie czuł paniki, że coś spaprał. Reszta lekcji przebiegła w sumie spokojnie, no i nie zaatakował ich żaden potwór.

Na przerwie podszedł do Harper.

- Dziękuję - powiedział.

Spojrzała na niego ze zdumieniem.

- Za co? Ja się tylko odwdzięczyłam. Może ściąganie nie było w porządku, ale naciskanie na kogoś też nie. Nie martw się, ja nie zaglądałam do książki. Zobaczyłam tylko jedno zdanie, a to specjalnie napisałam źle.

Nico wybałuszczył oczy.

- Co? Dlaczego?

- No... Mam takie poczucie, gdzieś głęboko w sobie, że najważniejsza jest sprawiedliwość.

"Więc nie jest córką Hermesa", pomyślał Nico. Miała okazję do dobrej oceny przed nosem, ale zrezygnowała.

Pożegnał się z Harper i poszedł do Hazel. Opowiedział jej o wszystkim. Dziewczyna była na niego trochę zła za to ściąganie, ale zainteresowała się zachowaniem McRae.

- Hmmm, musimy to zapamiętać - zdecydowała. - Jest sprawiedliwa. Ale w sumie, jej ojciec to prawnik, więc mogła to po nim odziedziczyć. Musimy jeszcze zaobserwować Owena. Percy i Leo spędzają z nim najwięcej czasu.

Udali się na górny korytarz, gdzie Percy, Leo i Owen siedzieli ramię w ramię, rozmawiając o czymś. Hazel postanowiła, że zawoła tylko jednego z nich. Powiedziała Valdezowi, żeby poszedł z nią. Wraz z Nikiem zaciągnęła go na bok i opowiedzieli o Harper.

- Rany - wymamrotał syn Hefajstosa. - Di Angelo, trzeba było mi też dać spisać! Ja się nie przejmuję jakąś tam sprawiedliwością.

Hazel dała mu kuksańca.

- Ale czy Owen też tak robi?

Leo wzruszył ramionami.

- Nie zauważyłem nic u niego. Choć z drugiej strony, jeszcze nie było takiej sytuacji.

Nico zacisnął usta w wąską linię.

- Ta. Musimy w takim razie poczekać.

Leo zamyślił się.

- Hmmm, niekoniecznie. A gdybyśmy sami zorganizowali taką sytuację?

Hazel zerknęła na niego spode łba.

- Co masz na myśli, Valdez?

Wyszczerzył zęby.

- Powiem wam. Chodźcie, ludziki.

***

Kiedy Leo, Hazel i Nico rozmawiali, Percy zostawił na chwilę Owena. Poszedł do łazienki. Już po chwili wszedł jakiś koleś. Na jasną czuprynę wcisnął czapkę z daszkiem. Poza tym miał okulary przeciwsłoneczne i grubą, czerwoną bluzę z kapturem.

Zignorował cały rządek wolnych miejsc i stanął obok syna Posejdona, którego twarz przybrała kolor koszulek Obozu Jupiter.

- Musisz obok mnie? - warknął.

Nieznajomy podciągnął spodnie.

- Przepraszam. Chciałem się upewnić, czy to ty.

Percy stanął jak wryty. Przyjrzał się chłopakowi lepiej. Jego włosy wywijały się charakterystycznie nad uszami. Za szkiełkami okularów błyszczały niebieskie oczy, które niewątpliwie odziedziczył po swoim ojcu, Apollinie.

- Solace? - syknął.

Will uśmiechnął się.

- Aha. Właściwie nie pozwolili mi tu przyjeżdżać, więc muszę się ukrywać. Poczekaj... Gdzie jest Nico?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top