Epilog
Harper zarzuciła plecak na ramię.
- Będziemy tęsknić, tato - powiedziała.
Pan McRae opierał się o framugę drzwi. W podkoszulku z krótkim rękawem i szortach nie wyglądał wcale jak prawnik, ale jak zwykły, energiczny człowiek podchodzący już pod pięćdziesiątkę.
- Ja za wami też. Nie wpadnijcie w kłopoty... o ile to możliwe dla herosów.
Owen złapał Laurel za rękę.
- Błagam, tato. Czy my kiedykolwiek wpadliśmy w duże kłopoty?
Teoretycznie rzecz biorąc - nie, nie wpadli. To, co wydarzyło się w labiryncie - Chaos rozdzielił się na dwie części. Jedną z nich pokonała Harper swoją tarczą. Drugą Owen McRae wypędził, wywołując eksplozję. Ostatecznie jednak nie zginął, bo Jimmy Moss i Liam Cage się poświęcili, zanim wyzionął ducha, więc chłopak teleportował się na salę gimnastyczną. Leo Valdez omal nie zginął przez Eris, boginię kłótni. Labirynt Mroku się zapadł. Nemezis spotkała się z Owenem i wyjaśniła mu, że Chaos nie zginął całkowicie. Był zbyt potężny, by dać się takiej jednej akcji. Po prostu stracił na jakiś czas trochę mocy i zaczął zbierać ją na nowo, by ponownie zaatakować - i bliźniaki znów miały temu zapobiec. No, co tam - normalny dzień z życia herosów.
Harper i Owen wyjeżdżali na obóz. Zamierzali nacieszyć się swobodą, póki mogli. Nie wiedzieli, czy na rok szkolny wrócą do domu. Prawdę mówiąc, nie wiedzieli, czy dożyją do roku szkolnego. Ale się tym nie przejmowali. Potrzebowali odpoczynku.
Laurel przyszła do nich rano. Odkąd wczoraj wieczorem Owen się obudził, porozmawiał z nią i zaczęli oficjalnie ze sobą chodzić, byli jak papużki nierozłączki. Teraz w trójkę mieli dołączyć do reszty i razem z nimi jechać do obozu. Harper uśmiechała się na myśl, że ich podróż będzie wyglądała jak ta pierwsza, kiedy prowadził Percy Jackson.
Pożegnali się z ojcem i ruszyli. Szli w milczeniu, rozkoszując się letnim słońcem. Zapowiadały się cudowne wakacje.
Nagle Harper przystanęła. Złapała się za głowę.
- No nie! - jęknęła.
Laurel zmarszczyła nos.
- Co się stało?
Harper westchnęła.
- Zapomniałam czegoś. Zaraz wrócę! Obiecuję!
Obróciła się na pięcie i pobiegła.
W innym wypadku Owen by się na nią gniewał. Ale tym razem nie potrafił. Właściwie to się cieszył. Mógł spędzić trochę czasu ze swoją dziewczyną.
Nie ulegało wątpliwości - wyglądała dziś wyjątkowo pięknie, w sandałkach, zwykłej obozowej koszulce i krótkich dżinsowych spodenkach w kolorze rozwodnionej jasnoniebieskiej farby. Owen nigdy nie widział jej w specjalnie upiętych włosach, nie licząc niedbałych kucyków, jakie robiła sobie na wuef. Teraz jednak dwa długie warkocze spływały spod słomianego kapelusza z różową wstążką.
Laurel podniosła głowę do góry.
- Piękna pogoda - westchnęła.
- Racja - potaknął Owen. - Czekają nas super wakacje.
- Aha. Bo jesteśmy razem.
Córka Afrodyty się uśmiechnęła. Na chwilę zapadło milczenie. W końcu półbogini ujęła chłopaka za rękę i spojrzała na niego jasnymi, niebieskimi oczami.
- Owen... - spuściła głowę.
- Tak?
- Zapomniałam ci o czymś powiedzieć. - Zarumieniła się lekko, przez co wyglądała uroczo. - Tam, w labiryncie... Byłeś gotów się poświęcić. To wymagało niemałej odwagi. W dodatku... ty sam zrozumiałeś, co trzeba zrobić, by pokonać Chaos. Poświęcić się. Jak mogłam nie dostrzec tego w pierwszej chwili, gdy cię spotkałam? Ty, Owenie McRae, jesteś niesamowicie bystry.
Chłopak roześmiał się.
- Daj spokój, bo się zarumienię. Tak, sam na to wpadłem. Ale tylko dlatego, że napędzała mnie jedna myśl: Muszę ocalić cały świat i wyznać uczucia najpiękniejszej dziewczynie na świecie.
Chciał dodać coś jeszcze, ale Laurel zamknęła mu usta pocałunkiem.
Tymczasem Harper wbiegła do pokoju i zaczęła grzebać w szufladzie, mrucząc pod nosem. Wreszcie wyjęła poszukiwaną rzecz - swoją bezbarwną pomadkę do ust.
- Jest - powiedziała do siebie triumfalnie.
Wsunęła ją do kieszeni spodenek i, nie podnosząc głowy, skierowała się do wyjścia. W progu jednak na kogoś wpadła. Spodziewała się ojca, ale kiedy podniosła głowę, zobaczyła boginię Nemezis.
Ku swojemu zdumieniu, nie poczuła złości na jej widok. Był upał, ale bogini zemsty nadal miała na sobie skórzane spodnie, czarną bluzkę i skórzaną kurtkę, na której z bliska widać było nietypowy wzór: poskręcane gałęzie jabłoni, na których gdzieniegdzie siedziały szkieleciki ptaków. Harper zauważyła zatknięty za jej pas zwinięty bicz. Gdyby tylko odmłodzić trochę twarz Nemezis, założyć opaskę na oko, zmienić jej strój i rozpuścić ściągnięte w koński ogon włosy, wyglądałaby identycznie jak jej córka.
- Przyszłam cię odwiedzić, Harper - powiedziała spokojnie.
Dziewczyna przekrzywiła głowę.
- Tato...
- Ciii! Nie powinnam go za często spotykać.
W jej oczach pojawił się ból. Harper zdała sobie sprawę, że Nemezis nadal kocha pana McRae'a. Heroska nawet trochę jej współczuła. Sama nie chciałaby, by rozdzielono ją z Dianą. W dodatku, Nemezis była boginią, więc jej tęsknota miała trwać wieczność. Kiedy dziewczyna pierwszy raz usłyszała o nieśmiertelności, pomyślała, że to super sprawa. Teraz zmieniła zdanie. Olimpijczycy popełnili w życiu wiele błędów i przestępstw, znosili wiele bólu - i nie mogli się od tego nigdy uwolnić. Wolała chyba umrzeć.
- Dobrze - wymamrotała. - Więc...
Rozłożyła ręce, jakby chciała spytać: "Po co tu jesteś?".
Oczy bogini rozbłysły.
- Przyszłam ci pogratulować. Rozmawiałam z Owenem. Nie ma co, nieźle sobie chłopak poradził. Jego umiejętności z Mgłą... przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Ale ty, Harper, także.
Jeszcze dwa dni temu, po usłyszeniu takich słów z ust Nemezis, Harper wpadłaby w szał i kazałaby bogini się wynosić. Ale teraz jakoś nie gniewała się już na Olimpijkę.
- Niezupełnie - mruknęła. - Liam, Jimmy...
Zamilkła. Strata po towarzyszach nadal ją bolała.
- Właśnie - powiedziała Nemezis. - Ich śmierć... To miało się wydarzyć. Taki los. Ale to, że po ich śmierci szłaś dalej... Ich poświęcenie nie poszło na marne.
Harper zacisnęła usta.
- Ja tylko...
- Zmieniłaś się - kontynuowała Nemezis. - Wydoroślałaś. Będzie z ciebie bohaterka, Harper.
Dziewczyna nawet nie usiłowała powstrzymać szerokiego uśmiechu, jaki cisnął się na jej usta.
- Wkrótce się zobaczymy - dodała Nemezis. - Do zobaczenia.
Harper potaknęła.
- Do zobaczenia... mamo.
Bogini rozpłynęła się we mgłę, a Harper pobiegła z powrotem do Owena i Laurel. Czekały ich niezłe wakacje.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top