Rzałoba
Byłam zrozpaczona...po stracie Dżeffa nic nie mogło mnie ukoić. Mój ukochany, Osamu Dazai, od tej pory spał u Igora. Tak sądzę, bo nie widziałam go już. Nie zastanawiało mnie to, dlaczego Igor nie ma współlokatora i czy w ogóle można tak zrobić, że nie mówiąc nikomu bierze się manatki i przeprowadza, ale wiedziałam jedno: moja samotność nie miała granic...całymi dniami nie robiłam nic prócz pisania smutnych wierszy. Przestałam również chodzić na lekcje. Byłam zdruzgotana.
Chodziłam właśnie po korytarzu, gdyż spacery były jedyną rozrywką nadającą sens memu smutnemu jak kariera Krzysztofa Krawczyka życiu. Oczywiście wychodziłam na nie po zmroku, bo przypominam, że od tygodnia już mnie nikt nie ruchał. Moje libido nie mogło tego wytrzymać. Chodziłam więc wesoło po miejscach, po których chodzić nie powinnam w nadziei, że ktoś mnie wreszcie zgwałci, jednak nic takiego się nie stało. Zamiast tego spotkałam jedynie profesora Naruciaka, który stał pod ścianą i palił papierosa.
– Angela? – zapytał zaskoczony, gdy mnie ujrzał. – Co ty tu robisz? Jeszcze cię ktoś zgwałci, tak jak ten morderca którego ostatnio zabrali...okropny typ...
– Dżeff nie jest okropny!!! – wrzasnęłam na cały głos. – Może był zabójcą i nekrofilem, ale ja go kochałam! A jebana policja zaprała mi senpaia sprzed nosa! – Moje smutne krzyki niosły się holu, aż pękły szyby w oknach. Znowu, to już któryś raz w tym miesiącu.
– Ojej, to strasznie przykre. Dlatego nie chodzisz na lekcje? – spytał przenikliwie. Jego inteligencja sprawiła, że zrobiło mi się mokro...ale przecież profesor Naruciak był moim nauczycielem???
– Tak. Nie chodzę na lekcje bo nikt nie koi mojej depresji!!! Dazai senpai porzucił mnie dla Igorka, a Dżeff został aresztowany...nie mam co z sobą zrobić! Nawet do starych wrócić nie mogę, bo matka przecież nie żyje a ojca zabiłam...
– Ojej. – Skwitował mężczyzna. Przez chwilę staliśmy w niezręcznym milczeniu, gdy pan Naruciak usiłował palić, ale non stop krztusił się jak dzieciak z gimbazy. Było to bardzo seksowne. Kocham, gdy moi faceci są niedojebani umysłowo...mmm....
– To ja sobie idę – powiedziałam wreszcie i nachyliłam się, pokazując nauczycielowi swoje gigantyczne bimbały. Profesor Naruciak przykucnął i zaczął je oglądać od dołu.
– Niee, nie idź...cóż za interesująca fizyka...jakim cudem twój kręgosłup je utrzymuje...? – Zastanawiał się głośno. Po paru minutach wstał i nachylił się nad moimi cyckami, bezwstydnie je macając.
*macu macu mac mac*
– Ja pierdolę, to jest ogromne...czekaj, zawołam pana Czuuxa od biologii, bo nie wiem, czy to jest w ogóle możliwe...
– Niii, ja już idę – rzekłam uwodzicielsko i poszłam se, pozostawiając profesora Naruciaka w zadumie nad fizyką moich kosmicznych piersi. Podnieciło mnie to, chociaż nauczyciela najwyraźniej nie, bo nadal słyszałam w holu jak sam do siebie powtarzał słowa:
– Nie no, niemożliwe...jak ona wstaje jak się wyjebie na ryj???
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top