Napad na biedre
Ja i Colonel Sanders byliśmy niesamowitym duo. Byłam pewna, że wspólnie uda nam się ojebać wszystkie spożywczaki w okolicy z kisielków, ale chłopak był rozsondny i na razie chciał obrobić tylko biedronke. Weszliśmy do sklepu. Moją uwagę zwróciły wielkie dildosy na półkach działu higienicznego. Spojrzałam na Colonela z lennym na mordzie, jednak on skupiał się na celu naszej podróży.
Podszedł do kasjera który grał w Fortnite na telefonie i przystawił mu do skroni kiełbase. Sprzedawca się nie zorientował że to nie pistolet.
– Wyskakuj z kisielku frajerze, bo ciem zabijem – syknął jak prawdziwy bad boi. Zrobiło mi się mokro, gdy ujrzałam to z jakim umiłowaniem trzyma kiełbasę, jak ja jego kutanga niedawno. Musiałam jednak opanować pożądanie. To był napad.
Chłopak od razu się przeraził i wyjął spod lady dwie tony kisielku agrestowego.
– Dobra, to daj jeszcze truskawkowy bo nie będę agrestu żarł do końca życia – mruknął Colonel. Zszokowany kasjer spełnił jego polecenie. Od razu spakowałam łup do torby, jednak nie wszystko się zmieściło. Pozostały kisielek włożyłam sobie między cycki i pośladki.
– Chwila...to jest kiełbasa! – Poczułam dreszcz na plecach. Sprzedawca przejrzał nasz chytry plan! – Halo policja! Kisiele kradną! – wydarł się, a zza półek z gumą do żucia wyskoczyły wszystkie oddziały policji w kraju.
– Oddawaj kisielki chuju! – krzyknął umięśniony glina. Przełknęłam głośno ślinę (tak jak się przełyka coś innego), a Colonel Sanders zasłonił mnie swym męskim ciałem.
– Angela, uciekaj. Zanieś łup do lodówki. Ja dam sobie z nimi radę.
– S-senpai, na pewno? – zapytałam przerażona, a białowłosy potaknął. Spełniłam więc jego wolę i zaczęłam spierdalać. Biegłam tak szybko, że z dupy prawie powypadały mi te dwie tony kisielu agrestowego, ale robiłam wszystko by niczego nie opuścić.
Weszłam do pokoju i wjebałam cały łup do lodówki, tak jak kazał mi Colonel. Poszłam oglądać jakieś gorące yaoi, aż zorientowałam się, że minęły już dwadzieścia cztery godziny. A mojego senpaia nadal nie było! Przeraziłam się. Wyłączyłam yaoi które oglądałam na telefonie i zadzwoniłam do niego. W moich kontaktach magicznie zmaterializował się jego numer. Ale on nie odebrał!!!! Co mogło się stać??? Włączyłam telewizję. Jakiś chujek w garniturze który wyglądał jak cebula wypowiedział słowa, które skrzywdziły mą delikatną duszę jak ksiądz proboszcz bezkarnie krzywdzi ministrantów.
– No witamy w wiadomościach, dziś się stało takie coś że zastrzelono groźnego kryminalistę Colonela Sandersa, który uzbrojony w kiełbasę napadł na okoliczną biedronke. Jego celem były kisielki. Miał również towarzyszkę, jednak postanowiono ją uniewinnić gdyż była sexy więc spoko, nie ścigamy jej.
Wyłączyłam telewizor i zaczęłam robić płakanie. Jak to??? Colonel Sanders został...zastrzelony??? Moje krzyki bulu i rozpaczy niosły się po korytarzach szkoły dla senpaiów. Jak on mógł mnie zostawić??? Takom zupełnie samom??? Nie miałam już nikogo na tym świecie...Sebastiana zdematerializowałam, Colonel umor, a Dazai nadal rucha Igora...CO JA TERAZ ZROBIEM??? Może powinnam się zabić...nagle usłyszałam seksowny głos.
– Ej, bicz, czego się tak drzesz? – Uniosłam zapłakaną mordę i ujrzałam w drzwiach jakieś czerwone coś co wyglądało jak Szatan. Konkretniej, wyglądało tak:
– Jestem Alastor, współlokator Sandersa. Podobno umor. Dlatego płaczesz?
– No. Mam depresję przez to. – Przyznałam, pociągając nosem. Alastor potaknął.
– Dobra to wypierdalaj bo to moje mieszkanie.
– K – szepnęłam i poszłam sobie.
Alastor...to imię wierciło me myśli przez całą następną noc. Czy to możliwe, że...? Bóg zesłał mi kolejnego senpaia...?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top