rozdział idk który
Podczas pełni księżyca z mych oczu wypływały kolejno to nowe i nowe łzy
Już dawno straciłem nadzieję na odnalezienie jedynej osoby która mnie kocha i na której mi zależy.
Bałem się coraz bardziej gdy słyszałem wycie wilka lub głośne kroki w tak ciemnym i opuszczonym lesie
Traciłem wszystkie swoje siły
Nogi uginały się pod ciężarem mojego ciała więc upadłem na dróżkę wyłożoną różnej wielkości i kształtu kamieniami.
Z mojego czoła zaczęła sączyć się szkarłatna ciecz.
Ostatnie co zobaczyłem w tej chwili był biały cień podchodzący do mnie coraz bliżej i bliżej. Nie miałem siły walczyć po kilkugodzinnej wędrówce
Musiałem się pogodzić ze swoim losem
Zemdlałem
***
Tajemnicza postać powoli wyłaniała się z mroku podczas gdy polska leżał wykończony i zapłakany na ścieżce.
Postać uklęknęła cicho obok chłopaka lustrując go wzrokiem.
- wstań, podnieś się, walcz o swoje i nigdy się nie poddaj- wyrzekła postać cichym ale poważnym i zimnym tonem- a upragniona ci rzecz przyjdzie szybciej niż myślisz
Postać wstała bez trudu i spojrzała na Polskę poraz ostatni
Rozłożyła skrzydła i już jej nie było. Oczy chłopaka otworzyły się automatycznie.
***
Otworzyłem oczy nawet nie wiem dlaczego, nie wiem co mi pomogło ale poczułem się zupełnie lepiej i narastającą we mnie nadzieja na odnalezienia ojca pozwoliła mi stanąć o własnych siłach na nogach.
Lecz wiedziałem że na długo nie wystarczy
Idąc wzdłuż ścieżki około kwadransu przypomniałem sobie że mam telefon
Sięgnąłem do kieszeni ale go nie było
Musiał wypaść mi podczas biegu
Zgubiłem się
Nigdy nie byłem w tej części lasu
***
Po chwili chłopak przypomniał sobie o zlepkach piór które miał na plecach
Jego skrzydła były silne lecz nigdy nie próbował na nich latać po tym co stało się w 1939roku
Bal się że pozostawione w nieładzie od tamtego czasu i zakrwawione skrzydła nie dadzą mu żadnej rady w tej sytuacji.
Ale musiał to zrobić
Choćby dla swojego ojca który mógł być teraz w jeszcze gorszych torturach niż samopoczucie polski teraz.
Rozwinął skrzydła z trudem i machnął nimi raz a potem drugi, a potem trzeci tworząc przy tym niezwykle silny wiatr który porywał ze sobą wszystkie liście i kwiaty wokół niego.
Po chwili jego stopy oderwały się od ziemi i zanim się obejrzal wzbił się w górę ponad ciemny las.
Wypatrując miejsca gdzie las się kończy natrafił na małą polankę. Zniżając się ostrożnie by nie uszkodzić tak delikatnych i pięknych skrzydeł obserwował okolice natrafiając swoim wzrokiem na drewnianą chatkę.
Gdy wylądował udał się tam ostatkami sił i dopadł okna przez które zauważył ciemną sylwetkę innego kraju. Był to mężczyzna, bardzo wysoki o idealnie błękitnych oczach
Jednak nie wydawał się on miły sądząc po jego minie i tego że w ręce obracał pistolet. Po chwili ustawił swój palec na spuście pistoletu uśmiechając się do kogoś przybitego do ściany domku.
Jego figura była dla Polski bardzo znajoma.
Doskonale wiedział kto to
Już miał rozbić szybę gdy usłyszał fragment rozmowy z ust mordercy oraz
ojca polski jak sądził on sam.
- ostatni raz się pytam, albo zostaniesz ze mną na zawsze i będziesz po mojej stronie albo zginiesz- powiedział z przekonaniem zimny męski głos doprawiony odrobiną szaleństwa
- wolę zginąć niż być w rękach potwora- odpowiedział mężczyzna z ciemnoszkarłatnymi włosami potarganymi i rozrzuconymi we wszystkie strony.
- naprawdę tego chcesz? Zabije wszystkich których kochasz, zabije twoją rodzinę i każdego kto postanowi cię ochronić- odpowiedział uradowany głos mężczyzny zwanego Prusami
- możesz zabić mnie lecz nie tych których kocham- odpowiedział Rzeczpospolita Obojga Narodów starając opanować łzy
- jeszcze możesz się cofnąć i zostać ze mną-
- nigdy!- odpowiedział mu zdecydowany zrozpaczony głos mężczyzny o jasnozielonym spojrzeniu
- mój drogi, popełniasz naprawdę wielki błąd- odpowiedział Prusy przysuwając się do RON'a i przykładając mu do głowy pistolet- pożegnaj się z życiem, powiedz pa pa
Lecz R.O.N nie odpowiedział nic tylko spojrzał ostatni raz na swojego mordercę.
Polska zanim zdążył zainterweniować usłyszał stłumiony strzał i krzyk swojego ojca.
Łzy automatycznie zalały mu całą twarz.
Zdążył zobaczyć tylko wychodzącego mężczyznę z miejsca zbrodni i rzucił się rozbijając okno którego odłamki szkła zraniły chłopaka w pióra skrzydeł i ręce.
- tato proszę nie opuszczaj mnie, błagam cię!- wykrzyczał zalany potem i łzami polska
Mężczyzna jedynie uśmiechnął się delikatnie i podał mu białą różę
- cieszę się że mnie odnalazłeś, nie winie cię że nie na czas, zanieś to na grób swojej matki i pomódl się do matki boskiej o błogosławieństwo dla naszej rodziny, oraz zapamiętaj że cię kocham i jestem z ciebie dumny niezależnie od sytuacji- wyjąkał z odstępami ojciec chłopaka.
Po chwili z jego ust zaczęła się wylewać krew i ostatnie słowo które wypowiedział to:
- uciekaj
***
———————————————————
Japier xD nie wiem co to miało być ale jakby co nie jest to zależne od reszty książki więc kolejny rozdział dalej będzie głupi śmieszny itd.
Pozdrawiam wszystkich i przepraszam za popsucie psychiki 👍
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top