Rozdział VI
Kiedy wyszedłem z pokoju, było już ciemno. Zanim się uspokoiłem i opanowałam minęło trochę czasu, a kiedy zacząłem się nad tym zastanawiać...
To nie miało sensu. I dlatego postanowiłem to wyjaśnić.
Pod ścianą naprzeciwko drzwi siedział Artmate. Bawił się kolczykami na swojej brwi, a gdy zobaczył jak wychodzę uniósł szare oczy. Poderwał się z miejsca i posłał mi szeroki uśmiech.
- Nie chciałem ci przeszkadzać, ale kolacja na stole... czekamy tylko na ciebie - powiedział chłopak. Pokiwałem głową i ruszyłem za kolorową czupryną Artmate. Miał na sobie zdecydowanie za dużą, lekko naniszczoną bluzę z kapturem z wielkim napisem "O.K." i spodenki do kolan. Z kolorowymi włosami i tyloma kolczykami wyglądał śmiesznie, ale cały czas musiałem się upominać, że to psychole. Wszyscy. Mordercy zdolni zabić bez mrugnięcia.
- Hell, uspokoiłeś się już? - zapytał Dean gdy usiadłem przy wyspie kuchennej obok Artmate. Pokiwałem w milczeniu głową i wlepiłem wzrok w blat. Po chwili Tyr podał na białym talerzu udko kurczaka i pieczone ziemniaki z pomidorkami koktajlowymi. Moje ukochane danie. Uniosłem wzrok na jednookiego chłopaka i znów miałem wrażenie, jakbym wpatrywał się w starszego pana, który mógłby być moim dziadkiem.
- Pomyślałem, że nie powinienem cię tak naskakiwać. Po prostu przypomniałeś mi starą przyjaciółkę i pomyślałem, że jesteś jej synem... ale zaraz przypomniało mi się, że to niemożliwe.
- Synem? - powtórzyłem. - Ile ty masz lat? - zapytałem, nie siląc się na delikatność. Tyr odwrócił twarz w stronę okna i zapatrzył się w dal.
- Wiele, drogie dziecko...
Ja się automatycznie bałem.
Nie wiem czy baliście się kiedyś czegoś tak bardzo, że Was paraliżowało na samą myśl, ale to był właśnie tego rodzaju strach.
Kolacja przebiegała w absolutnej ciszy, a ja - choć głody i zachwycony daniem - ledwie zdołałem przerzuć pomidora.
Wstałem od stołu dopiero kiedy zrobili to moi współlokatorzy, a potem nadal w milczeniu włożyliśmy naczynia do zmywarki. Ja swoje prawie nie tknięte jedzenie schowałem do lodówki.
- Zaprowadzę cię do twojej sypialni - zaoferował się Tyr. Wiedziałem, że to oznaczało kilka pytań, ale wiedziałem też, że z pytaniami wiążą się odpowiedzi.
Bez słowa pożegnałem Deana i Artmate, a potem ruszyłem za Tyrem. Jednak zatrzymaliśmy się już w salonie.
- Jak miała na imię twoja mama?
- Mia. Mia Aliquid - odparłem bez zawahania. Tyr zesztywniał, ale zaraz spojrzał na mnie ze smutkiem w... oku.
- Tak myślałem... Jesteś jej kopią co do milimetra...
- Ale ustawa...!
- Hell - tym razem spuścił na chwilę głowę i kontynuował o połowę ciszej. - W naszym życiu ślepe przestrzeganie praw, jest niemożliwe. Mia musiała mieć powód... albo po prostu miała dość...
- Z całym szacunkiem, ale mówisz jakbyś ją znał osobiście, a nawet jeśli, to nie mam zielonego pojęcia w jaki sposób - wyrwało mi się. Tyr spojrzał na mnie z cieniem uśmiechu.
- Fakt. Nie powiedziałem ci tego... bo to trochę absurdalne i niemożliwe, ale...
- Mów - powiedziałem twardo, a przynajmniej starając się, aby tak to brzmiało. On tylko się uśmiechnął, a potem z ust wypłynął mu bełkot tak absurdalny, że nie wiem czy on kłamał, czy opowiadał najprawdziwszą prawdę.
- Urodziłem się na początku wielkiej epidemii dżumy we Francji. Pamiętam, że urodziłem się w bogatej rodzinie. Rzecz jasna zachowałem. Dla małego dziecka nie szukano nawet lekarstwa, ale w tamtym okresie pracowano nad cudownym lekarstwem. Potrzebowali jedynie królików doświadczalnych - wskazał na siebie. - Po co martwić się o kogoś kto i tak nie miał prawa przeżyć?
- Niech zgadnę: tobie jednak lek pomógł i stałeś się nieśmiertelny, ale receptura zaginęła na przestrzeni wieków? - wyrecytowałem scenariusz drugorzędnego filmu fantasy. Tyr pokiwał głową.
- Nie. Zmarłem, ale powstałem z martwych. Wolno dorastam. Znam recepturę, ale jest to najpilniej strzeżony sekret tej Szkoły. - Zbliżył swoje usta do mojego ucha. Jakby chciał zdradzić mi coś przerażającego.
- Serum długowieczności. - Odskoczyłem od chłopaka, wpatrując się w jego poharataną twarz.
- Czyli... ty nie żyjesz?
- Tak i nie. Serum powróciło mnie do życia i uczyniło mnie długowiecznym. I przy okazji psychopatą. Ale to nabyłem w wieku stu trzynastu lat. Zaczęło mi odbijać.
- Czyli kiedyś umrzesz?
- No pewnie! Ale na razie mam 670 lat, a wyglądam na 17. Powinienem przeżyć jeszcze dwa razy tyle.
- To.. to... - nie wiedziałem jak ubrać w słowa "To absurd", aby nie urazić Tyra. Jakby nie patrzeć nadal jest mordercą.
- Wiem, wiem. - uprzedził mnie i westchnął - To jest niemożliwe. Ale taka prawda. Nie do końca wiadomo jak to się stało i jak lekarze z tamtego okresu odkryli coś tak abstrakcyjnego i chcieli to wrzucić do kominka. A nawet jeśli wiadomo, to też jest tajemnicą. - mruknął do mnie z uśmiechem. - W każdym razie...
- Jak cię znaleźli? - zapytałem. Tyr uśmiechnął się szeroko, przypominając mi robotyczny uśmiech Alice.
- Wiesz, to akurat miałem ci opowiedzieć! Sam wiesz, po setkach lat ostrożności, musiałem w którymś momencie się potknąć. Rząd i Szkoła Morderców od dawna miała mnie na oku, ale kiedy już mieli absolutną pewność, wysłali za mną pościg. W składzie pościgu była niejaka Mia Aliquid.
- Mama? - zapytałem szeptem, a Tyr pokiwał głową.
- Tak. Mia... ona była dobrym człowiekiem. Dobrym psychopatą... Także nie chciała być w Szkole. Tak jak ty. Chciała się wyrwać. Ale była posłuszna. Usłyszała rozkaz i miała go spełnić. I tak za jej sprawą trafiłem tutaj - z uśmiechem rozdział się na kanapie. Zamrugałem. Moja mama miała sprowadzić gościa, który uciekał od dekad, do Szkoły Morderców i to zrobiła, bo taki miała rozkaz? Gdyby kazali jej przenieść górę, też by to zrobiła?
- Zaprzyjaźniliśmy się. Ona uwielbiała moje opowieści, a ja lubię jak się mnie słucha... Ale potem ona uciekła... A kilka miesięcy później ją znaleziono. Już martwą.
- Popełniła samobójstwo - dokończyłem. Znałem tą część historii. Tata mi mówił. Nie chciał mieć przede mną tajemnic.
- Ale zrodziła wcześniej dziecko - uśmiechnął się - Ciebie Hell.
- Wiem, ale z tą wiedzą... Jakoś inaczej wyobrażałem sobie rozmowę o mamie...
- Musisz odpocząć - zauważył Tyr i wstał z fotela. Pokazał mi moją sypialnię i gdzie jest reszta pokoi.
- Jakbyś miał jakieś problemy, to będę w pokoju na końcu korytarza - powiedział, a potem pożegnał mnie słowami:
"Życzę koszmarów, Hell"
Jednak wolę zwykłe dobranoc, ale nie będę wybrzydzać...
# Heej! I jak opowieści Tyra? Trochę absurdalne, ale kto wie co jeszcze skrywa Tyr?
(Tak naprawdę nawet ja tego nie wiem)
ołulpyw ęiC ołkeiP
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top