Rozdział 5
Leo nie był tak szczęśliwy, jak inni.
Złapał Percy'ego za ramię.
- Błagam, Wodniku, przyznaj, że to niesprawiedliwe.
- Niesprawiedliwe, ale jednak jest.
Po tych słowach Percy najzwyczajniej w świecie wyszedł wraz z innymi. Leo nie mógł uwierzyć, że ten chłopak rzuciłby się jeszcze raz do piekła, by pomóc przyjaciołom, ale w liceum wystawiłby ich podczas sprawdzianu.
Ale teraz Leo miał inne zmartwienie. Właśnie podchodziła do niego Kalipso. Jej migdałowe oczy błyszczały groźnie, a kosmyki nasuwały się na twarz, na co kompletnie nie zwracała uwagi. Była taka piękna, gdy nie dbała o własny wygląd. Zapragnął ją pocałować, lecz akurat się wściekała, więc raczej nie przyjęłaby miło takiego gestu.
Siedząca obok niego Piper zachichotała, zarzuciła plecak na ramię i wyszła.
Och, świetnie. Teraz, kiedy jego dziewczyna miała zły humor, musiał stracić ekspertkę od spraw miłosnych.
W klasie został tylko on, Kalipso i nauczycielka. Ale i ta ostatnia po chwili skierowała się do wyjścia.
- Wychodzicie? - zapytała.
Kalipso wzięła głęboki oddech.
- Eee, chcielibyśmy się tu chwilę pouczyć, pani profesor.
Nauczycielka zmarszczyła brwi.
- Ale przecież nie przerobiliśmy nawet materiału.
- No tak... A-ale, my bardzo chcemy przybliżyć się do nauki, pani profesor! Zwłaszcza Leo - spojrzała na niego, jakby chciała sprawdzić, czy ośmieli się zaprzeczyć. - Przejrzymy następny temat z podręcznika.
Nauczycielka zgodziła się. Zostawiła nawet uczniom klucz na stole. Potem wyszła z klasy.
Kiedy tylko drzwi się zamknęły, zapłonęły ciemne oczy Kalipso.
- Jak?! - wykrzyknęła. - Chcesz, żeby cię wyrzucili? Papierowe kulki są tak stare i głupie...
- Skąd wiesz, przecież tkwiłaś na Ogygii, słonko - wypalił Leo.
Nagle Kalipso zmarszczyła brwi.
- No tak, ale... Apollo! Poza tym nasze liceum w Indianie... Mam tam kilka koleżanek. Staram się być nowoczesna.
- Idzie ci świetnie, kotku.
Leo uśmiechnął się. Potrafił się tak uśmiechać do wszystkich dziewczyn, które mu się podobały: Chione, Thalii, Hazel i Echo. Ale ten uśmiech był zarezerwowany dla jego PRAWDZIWEJ miłości. Dla Kalipso.
No, może był też trochę wymuszony. Chciał z nią poflirtować, żeby go nie udusiła.
Ale czarodziejka w porę się zorientowała. Zacisnęła pięści.
- Nie jestem Narcyzem, Leonidasie. Nie próbuj kupić mnie komplementami. Ale, teoretycznie... Chcę tylko, żebyś opanował ADHD.
Teraz w jej głosie brzmiała prośba, nie gniew.
- No dobrze - powiedział Leo. - Postaram się, Kali.
Ich usta złączyły się w jednym, namiętnym pocałunku.
I los wybrał tę chwilę, by weszła jakaś dziewczyna.
Po chwili Leo rozpoznał jej ciemne oczy i włosy - Harper McRae, półbogini pochodzenia nieznanego.
Nastolatka oblała się rumieńcem na ich widok.
- Och... Ja tylko po zeszyt.
Zwinęła notes z blatu ławki i zamknęła drzwi z głośnym trzaskiem.
Kalipso odwróciła się do Leona i westchnęła.
- No dobrze, kochanie. Powinniśmy już iść. Zanim przyjdą kolejni goście.
I wyszli z klasy.
***
Nico nie chciał zawierać nowych znajomości.
Właściwie, nigdy nie chciał nawet zaprzyjaźniać się z załogą "Argo II". Ale ponieważ pomogli mu, kiedy był więziony, nie potrafił nazywać ich inaczej niż "przyjaciółmi". Zwłaszcza, że Hazel była jego siostrą, Frank jej chłopakiem, a Percy - dawną miłością.
Chociaż, jeśli ktoś pomoże mu w nauce, Nico chyba powinien pogłębić tę relację. Bo w końcu klasówka jest tak straszna, jak Tartar.
Ale najbardziej tęsknił za Willem Solace'm. Za jego niebieskimi oczami, rozczochranymi jasnymi włosami i uśmiechem otoczonym piegami.
Niestety, Will nie został wybrany do misji. Musiał zostać w Obozie Herosów. Bogowie twierdzili, za lekarz zawsze był potrzebny innym
Pewnie, że potrzebny! - chciał krzyknąć Nico. - Potrzebny mi!
Ale wola Olimpijczyków, zwłaszcza Ateny, decydowała o wszystkim, co działo się na świecie.
Nico usiadł pod ścianą. Westchnął. Przypomniało mu się pożegnanie z Willem, przed tą całą misją.
Solace miał na sobie czerwone trampki, dżinsy, koszulkę obozową i niebieską bluzę, która podkreślała kolor jego oczu. Właśnie wyszedł z domku Apollina, gdzie leczył Paola Montesa z grypy. Tym razem Nico nie poczuł zazdrości o syna Hebe. Wiedział, że Will go nie zdradzi. Po prostu strasznie nie chciał go opuszczać.
Nienawidzę tych misji, wymamrotał syn Apollina.
Nico zaśmiał się gorzko.
Ja też, Solace. Ale obiecuję, że będę unikał podróży cieniem. I nie zamienię nikogo w... No wiesz.
"Ducha", chciał powiedzieć.
To zrobił Bryce'owi podczas misji z Ateną Partenos. Nie chciał do tego wracać. Po wybuchu mocy zaczął znikać, no i przestraszył swoich towarzyszy - zwłaszcza Reynę, która miała mroczną przeszłość związaną z duchami. A była jego najlepszą przyjaciółką.
Will schylił się delikatnie i pocałował go w czoło.
Nie wracaj do tego, Nico. Wierzę, że sobie poradzisz.
Uśmiechnął się tak cudownie, że syn Hadesa nie potrafił myśleć o wojnie z Gają.
Nagle rozległ się krzyk Austina Lake'a:
Nico, już przyszli!
Di Angelo odwrócił się i zobaczył czekających na niego przyjaciół - tych, którzy mieli wyruszyć na misję. Uśmiechali się do niego i machali.
No - powiedział Will. - Do zobaczenia, Kumplu Śmierci. Kocham cię.
Nico go pocałował.
Ja też cię kocham. Pa.
I tyle. Pobiegł przed siebie, a kiedy się odwrócił, Willa już nie było.
Nico ponownie westchnął. Nie zwracał uwagi na Leona i Kalipso wychodzących z sali. Powinien gniewać się na Valdeza i Jacksona za to, że już pierwszego dnia dali się ponieść ADHD. Ale w sumie go to nie obchodziło.
Do czasu.
- Hej, ty!
Nico odwrócił się.
W jego stronę szła grupka chłopaków. Chyba tworzyli zgraną paczkę. Jeden z nich był rudy, drugi miał blond włosy, trzeci był całkowicie łysy, a ostatni zarzucił na głowę czapkę, spód której wystawały brązowe loki.
Nico już wiedział, że czeka ich kolejne wyzwanie: szkolne łobuzy. Śmiertelnicy, których nie można zranić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top