Rozdział 44
Harper zapamiętała tę noc do końca życia.
Przez długi czas nie mogła zmrużyć oka. Wpatrywała się w sufit i rozmyślała.
Nie wiedziała, dlaczego, ale w szesnastce nie czuła się jak w domu. Wszystkie meble, wszystko dookoła jakby krzyczało do niej: Nie pasujesz tutaj!
Dziewczyna czuła, że spędzi tu cudowne chwile.
Co chwilę spoglądała na zegarek. Kiedy wybiła pierwsza w nocy, Damien White zaczął gadać przez sen, co ostatecznie doprowadziło ją do szału.
- Zabić - mruknął. - Nienawidzę ludzi. Wszystkich. Kocham cię, Chiara... Mmm...
Przewrócił się na brzuch i kiedy zaczął gadać w poduszkę, Harper nie wyłapała słów.
Zaczęła myśleć o swojej rozmowie z ojcem. Opowiedziała mu o wszystkim, usiłując powstrzymać drżący głos. Pan McRae odpowiedział, że martwi się o nich, ale wszystko rozumie. Harper obiecała mu, że przyjedzie na lub po świętach.
Teraz jednak w jej głowie pojawiły się wątpliwości. A co, jeśli znowu będzie jakiś atak? Co, jeśli wszystko się opóźni? Albo nie spotka go już więcej?
Nie myśl tak, skarciła się w duchu.
Doszła do wniosku, że już nie zaśnie. Była zbyt spięta. Zczołgała się powoli z łóżka, starając się nie budzić braci. Owen spał jak zabity. Damien nadal gadał, a teraz dodatkowo walił lekko pięściami w materac.
Harper usiadła na podłodze i poprawiła bluzkę od piżamy. Czuła, że jej włosy są poczochrane, więc wolała nawet nie patrzeć w lustro, żeby się nie wystraszyć. Zerknęła na półkę stojącą w rogu.
Och, no tak... Jej rzeczy. Nie pakowała się jakoś dokładnie na ten wyjazd, ale kiedy pożyczała samochód od ojca, wzięła tylko trochę ubrań, kosmetyczkę i portmonetkę. Oprócz tego miała w plecaku brudnopis i szczotkę do włosów, bo książki i podręczniki wyciągnęła.
Co ona tam jeszcze wzięła? Ach, no tak - tę spinkę, która zmieniała się w włócznię. Gumową piłeczkę, na wypadek, gdyby się jej nudziło albo gdyby chciała poćwiczyć celowanie w głowę brata.
Wtedy Harper sobie przypomniała. Zabrała jeszcze tabliczkę czekolady! Wiedziała, że nie powinna jeść jej w nocy, ale poczuła nagłą i silną potrzebę. Nie pamiętała, jaki rodzaj wzięła - gorzką, mleczną, białą czy tę z orzechami - ale to nie było ważne. Córka Nemezis lubiła wszystkie czekolady oprócz czekolady z rodzynkami.
Podpełzła do półki. Oczywiście, rozpakowywali się z Owenem na szybko, więc wepchnęli wszystko w jedno miejsce i nie poukładali. Dziewczyna bardzo uważała, wyjmując jego rzeczy.
Nie zepsuję mu nic, myślała. Nie będę aż tak wredna.
Każdą własność Owena kładła po jednej stronie, a swoje rzeczy - po drugiej. W końcu znalazła swoją czekoladę - była na samym dnie. Wyciągnęła ją i rozpakowała. Papier zaszeleścił.
Harper serce podskoczyło do gardła. Owen bardzo delikatnie się poruszył. O nie. Nie mógł się dowiedzieć, że grzebała w jego rzeczach.
Zerknęła na dobytek brata i zaczęła wszystko powoli i bezszelestnie wkładać, przy okazji się przyglądając. Nie zabrał niczego niesamowitego, co mogłoby zwrócić jej uwagę. Miała problem z włożeniem jego ubrań w szeleszczącej reklamówce, ale dała radę. Na końcu ułożyła jego komiksy i wróciła do łóżka.
Przykryła się kołdrą. Odpakowała czekoladę bez obaw, że Owen obudzi się i zobaczy ją grzebiącą w jego rzeczach.
Wzięła do ust pierwsze dwie kostki. Ledwie zdążyła je pogryźć, a usłyszała huk za oknem.
Czekolada wypadła jej z rąk. Damien od razu zerwał się na równe nogi. Miał mocno przekrwione oczy i wory pod nimi.
- Gdzie?! - krzyknął. - Gdzie mogę umrzeć?! Chcę tam iść!!!
Owen jęknął.
- Chłopie, nie drzyj się tak. Miałem dziwny sen. Czy moje ma... - zerknął na Harper. - Czy ty coś jesz?
Dziewczyna zakryła buzię ręką.
- Nie!
Owen chciał do niej podejść, więc wsunęła tabliczkę pod kołdrę. Jednak wtedy Damien przetarł oczy i najwyraźniej zaczynał dochodzić do siebie.
- Hej, stop - warknął. - To coś na dworze.
Podszedł do okna i odsunął roletę. Owen zapomniał na chwilę o siostrze i poszedł za nim.
Harper pomyślała, jak dobrze byłoby teraz móc zapanować nad Mgłą w pełni, aby wmówić Owenowi, że niczego nie jadła. Przełknęła czekoladę i podbiegła do chłopców.
Zmarszczyła brwi.
- Nikogo nie ma - oznajmiła.
- To pewnie tylko te harpie - zasugerował Owen.
Damien się zamyślił.
- Możliwe - rzekł. - Ale możliwe też, że to niewidzialny wróg, który wyrżnie nas wszystkich w nocy. - Uśmiechnął się. - Wiecie, tak tylko sugeruję. Jaki miałeś sen, Owen? Twoje ma...?
Chłopak westchnął.
- Nieważne. Chce mi się spać. Harper, zostawisz mi trochę tego, co jesz, na rano?
- Jasne.
Owen uniósł brew.
- Przysięgnij na Styks.
Dziewczyna roześmiała się nerwowo i przygryzała wargę.
- Cóż, nic ci nie zostawię.
To znaczy - dodała w myślach - nie zjem całej, ale to, co zostanie, schowam. I ci nie dam.
Owen machnął ręką i wrócił do łóżka. Pewnie był zbyt zmęczony, by się z nią spierać.
Damienowi też opadały powieki. Rzucił się na materac i niemal od razu zaczął chrapać.
Harper stała jeszcze chwilę przy oknie. Chciałaby zasypiać szybko i spać mocno jak jej bracia. Ale tak nie potrafiła.
W końcu wróciła do łóżka. Otuliła się kołdrą szczelniej. Patrzyła na stojący na półce sześciopak coca-coli, którą Connor Hood przemycił dla niej z pobliskiego sklepu, a ona dała go Damienowi. Nie śmiała go tknąć.
Właściwie, pomyślała, to gdzie moja szczoteczka do zębów?
Po zjedzeniu czekolady będzie jej potrzebna, a Harper nie pamiętała, gdzie ją położyła. W tej szufladzie, w kosmetyczce? Czy w łazience?
Zjadła ostatnią kostkę z pierwszego paska i doszła do wniosku, że poszuka później. Jak zje jeszcze jeden rządek.
I wtedy w jej głowę wbił się ten głos.
Przepowiednia. Potrzebujesz przepowiedni, Harper.
Półbogini miała ochotę krzyknąć: "Wynoś się z mojego mózgu, Nemezis!".
Ale ból był zbyt silny, jakby jej ktoś wbijał miecz w czaszkę. Złapała się za głowę obiema dłońmi.
Przepowiednia. Musisz ją mieć.
Jaka przepowiednia?, pomyślała półprzytomnie.
A potem przypomniała sobie, że Annabeth opowiadała jej o swojej przyjaciółce Rachel Dare - wyroczni delfickiej. Może powinna do niej wpaść czy co?
Ból nagle ustał. Harper odetchnęła. Podniosła swoją tabliczkę czekolady.
"Teraz powinno być spokojnie", pomyślała.
Więc, oczywiście, nie było.
Odłamała drugi pasek czekolady, kiedy pojawiło się to dziwne wrażenie - wrażenie, że ktoś ją śledzi.
Rozejrzała się nerwowo po pokoju. Nadal miała to wrażenie.
Super, pomyślała Harper. Jak teraz wyjdę do łazienki?
Ale że nie miała nic do stracenia, pochłonęła jeszcze trzy kostki, które przed chwilą odłamała, po czym wsunęła resztę pod poduszkę.
Dziewczyna się położyła. Przykryła się kołdrą. Jej wsuwka leżała obok, na szafce nocnej. Może powinna ją założyć? Nie, jeszcze zsunie się w nocy.
Zdecydowała się spróbować zasnąć, ale kiedy opuściła powieki, poczuła, że boli ją lewe oko. Zaklnęła szeptem.
A potem... BUM!!!
Damien znów zerwał się na równe nogi i porwał swój oparty o ścianę miecz.
- Aaaach! - krzyknął. - Kto był na tyle głupi, by zakłócić święty sen syna zemsty?
Owen ziewnął i podszedł do okna. Tam wytrzeszczył oczy.
- Yyy, Damien, Harper? - odezwał się. - Chyba powinniście to zobaczyć.
Oboje podbiegli i oniemieli. Niebo rozświetlał ogromny czerwony znak przedstawiający pęknięte koło, symbol Nemezis - ich matki.
Pod Harper ugięły się kolana. Damien się do niej odwrócił.
- Ej, dobrze się czujesz?
Głos bogini wrócił do jej głowy.
To znak ode mnie. Zdobądź przepowiednię.
Harper słabo kiwnęła głową - nie wiedziała, czy do Nemezis, czy do Damiena. A potem weszła w stan nieważkości - poczuła się, jakby ktoś wyciągnął jej z głowy mózg, wyczyścił go z wszelkich potrzebnych informacji i włożył z powrotem, zupełnie jakby była na lekcji matematyki.
I nawet nie pamiętała, kiedy powieki jej opadły i straciła przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top