Rozdział 40

Ledwo Chejron zdążył to powiedzieć, a do pokoju wszedł on.

Był to chłopak w wieku jakiś osiemnastu lat, a więc był o rok starszy od Harper i Owena.

Hmmm, pomyślała Harper. Czyżby mamusia rzuciła jednego i od razu znalazła nowego? Dziewczyna nadal nie potrafiła zrozumieć Nemezis. Ta bogini działała jej na nerwy. Wiedziała, że może ją to zgubić. Pamiętała, co powiedział jej ten głos z otchłani. Kusił ją, żeby zbuntowała się przeciw matce. Harper starała się więc jej nie nienawidzić, ale po prostu nie mogła.

Poza tym, ten chłopak miał jak oni zimne, brązowe oczy. Jego włosy były w kolorze hebanu. Zwykłą pomarańczową koszulkę wypuścił na czarne dżinsy.

Nijak nie przypominał Owena, jeśli nie liczyć oczu. Natomiast nietrudno było myśleć o nim jako o bracie Harper. Otaczała go jednakowa aura: królewska i poważna, ale trochę wybuchowa. Mieli podobne rysy.

Chejron odchrząknął.

- Harper, Owen, to jest Damien White. Damienie - Harper i Owen McRae'owie.

Chłopak zmierzył ich wzrokiem.

- Widzę - odparował, po czym wyciągnął rękę. - Cześć.

Oboje uścisnęli mu dłoń.

- No dobrze - powiedział Chejron i zwrócił się do Damiena: - Oprowadzisz ich po obozie, prawda?

Nastolatek wywrócił oczami.

- No, oczywiście. Chodźcie.

Ubrali się ciepło i wyszli. Damien odchrząknął i wyciągnął rękę.

- No więc to jest Wielki Dom - oznajmił. - Budynek administracyjny. Tu odbywają się narady grupowych. Dalej pokażę wam domki.

Damien szedł wyprostowany i sprawiał bardzo uroczyste pierwsze wrażenie - jak ci ludzie, przy których trzeba siedzieć prosto i zachować kulturę. Jednak on dodawał do tego odrobinę luzu, co stanowiło dziwne połączenie.

Poza tym, kiedy tylko podeszli do pierwszego domku, ta poważna atmosfera zniknęła. Damien westchnął z irytacją, wywrócił oczami i machnął ręką.

- Bogowie, dobra, tu jest jedynka. W środku stoi Zeus Hipis. Nikt tu nie mieszka. Dalej, dwójka, Hera, ta suka. Ona jest dziewicą. - Zmarszczył brwi, jakby coś do niego dotarło. - Yyyy...

- Chwileczkę, kolego - odezwał się Owen. - W jedynce nikt nie mieszka? Dlaczego?

Damien był wyraźnie zadowolony, że może pogadać o czymś innym niż Hera.

- No, była tu jedna dziewczyna. Thalia Grace. Dołączyła do Łowczyń Artemidy, czyli grupki nieśmiertelnych dziewiczych dziewcząt służących tej bogini. Później... - Urwał.

- Co później? - spytała Harper.

- Przybył jej brat, Jason - odparł Damien. - Rzymianin w greckim obozie. Długa historia. Były chłopak Piper McLean, zginął. Dalej.

Harper i Owen wymienili zaniepokojone spojrzenia. Żadne z nich się nie odezwało, ale rozumieli się bez słów - muszą sami dowiedzieć się czegoś więcej o Jasonie Grace. To najwyraźniej delikatny temat wśród obozowiczów.

- Trójka - ciągnął ich przyrodni brat. - Posejdon. Ojciec Percy'ego. Cztery. Demeter.

To tutaj były te dwie dziewczyny pielęgnujące kwiaty. Teraz jedna z nich się odwróciła i uśmiechnęła promiennie.

- Hej, Damian! - krzyknęła, po czym zerknęła na Harper i Owena. - Och... nowicjusze?

- McRae'owie! - zawołała do niej Harper.

- Ci specjalni! - dodał Owen. - Miło nam!

Dziewczyna się zaśmiała.

- Billie Ng!

- I Miranda Gardiner! - dopowiedziała jej towarzyszka.

Po czym obie wróciły do swoich zajęć. Dzieci Nemezis ruszyły dalej.

Kiedy przechodzili obok piątki, Harper od razu się wyrwała.

- Tutaj jest Ares, prawda? Bóg wojny.

Pamiętała, że Diana jej o tym opowiadała - że mieszka w piątce.

Szli dalej. Koło szóstki, domku Ateny, nikogo nie zastali. Według Damiena mieszkał tu Malcolm Pace, ale poszedł akurat nad jezioro.

Z siódemki dochodziły głosy Nica i Willa. Damien wywrócił oczami.

- Och, tak. Znacie ich. Nie muszę mówić, czyj to domek.

Wiedzieli: Apollina.

W ósemce nikogo nie było. Damien powiedział, że czasami zatrzymywały się tam Łowczynie Artemidy - ale bardzo rzadko. Dziewiątka była domkiem Hefajstosa i to tam mieszkał Leo Valdez.

Z kolei dziesiątka wyglądała jak miejsce, do którego trafiają na starość supermodelki.

- To jest domek Afrodyty? - zgadywał Owen. - Tu...

Ugryzł się w język. Chciał powiedzieć: Tu jest domek Laurel, ale sobie darował.

Jedenastka przypominała domek letniskowy najbardziej ze wszystkich, bynajmniej jak dotąd. To tu herosi spotkali te dwie rozchichotane dziewczyny. Teraz ich nie było.

- Jedenaście - powiedział Damien. - Tu trafiają dzieci Hermesa, ale także nieuznani półbogowie. Rozumiecie, bóg podróżników nie jest zbyt wybredny w przyjmowaniu gości. Uważajcie na tutejszych mieszkańców.

- Kiedy szliśmy, siedziały tu dwie dziewczyny - rzekł Owen. - Julie...

- Julia - poprawiła go Harper. - I Alice. Czy one są grupowymi?

Damien wywrócił oczami.

- Przede wszystkim, są nie do zniesienia. Ale tak, to grupowe. Damska wersja braci Hood.

- Kogo? - zapytała Harper.

- Ach... no tak - mruknął Damien. - Przez parę lat bracia Hood robili... - szukał odpowiedniego słowa - różne rzeczy. Numery, takie różne. Ostatnio starszy z nich wyjechał na studia, więc ten drugi trochę złagodniał. No, ale ich obowiązki przejęły te dwie. Idziemy dalej. Dwunastka, yyy, Dionizos.

Damien pokazywał im kolejne domki: Hadesa, Iris. Numer szesnaście należał do Nemezis.

Grupowy uśmiechnął się pod nosem i oparł ręce na biodrach.

- No - oznajmił, unosząc brwi. - To nasz domek. Szału nie ma i na kolana nie powala. Ale nie jest źle. Idziemy dalej.

Następna była Nike, a za nią Hypnos. W końcu dotarli do dziewiętnastki.

- To Tyche, bogini pomyślnego losu - oświadczył Damien. - Tutaj grupową jest Chiara Benvenuti.

Zawiesił głos. Owen i Harper spojrzeli na niego. Był do siebie niepodobny, miał dziwną melancholię w oczach i rozmarzony wzrok. Owen często wpadał w identyczny stan, kiedy mówił, myślał albo patrzył na Laurel - czyli kiedy był zakochany.

Po chwili Damien odwrócił się. Jego wzrok ztawrdniał.

- No co? - warknął chłopak.

Owen uniósł ręce i zagwizdał.

- Nic takiego, chłopie.

Damien pokazał im ostatni domek, Hekate, a potem wzięli się za zwiedzanie reszty obozu: ścianki wspinaczkowej, gdzie Sherman gawędził z Dianą, areny do szermierki oraz łucznictwa i wielu innych, bajecznych miejsc. W końcu przystanęli nad jeziorem, z którego niedawno odszedł Malcolm Pace.

- Bosko tu - westchnął Owen. - Gdybym wcześniej wiedział, że mogę spędzać czas tu zamiast w szkole...

Damien się roześmiał.

- Ta. Dlatego jestem całoroczny.

Harper spojrzała w taflę jeziora. Słowa brata zabrzmiały jej w głowie.

Dlatego jestem całoroczny.

Może i ona spędzałaby tu cały rok? W końcu nie miała dużo czasu. Po skończeniu liceum chciałaby znaleźć sobie jakieś fajne studia, co wiązało się z wyjazdem. Ostatnie miesiące mogłaby przeżyć w tym cudownym obozie, w dodatku razem ze swoją dziewczyną. Czy można sobie wymarzyć coś piękniejszego?

A jednak... pomyślała o swoim ojcu, który jakimś sposobem uchronił ich przed światem potworów przez ponad szesnaście lat. Była mu za to ogromnie wdzięczna i, jako córka bogini sprawiedliwości, chciała dać coś w zamian. A ona rozważała wyjazd na cały rok. Poczuła się okropnie.

Harper była tak zamyślona, że nawet nie zauważyła biegnącego ku nim chłopaka. Dostrzegła go dopiero, kiedy krzyknął: - Ej!

Chłopak bardzo przypominał Alice i Julię, więc Harper pomyślała, że to ich brat. Ale nie miał na twarzy tyle radości i beztroski. Zziajał się, a jego oczy błyszczały niepokojem. I strachem.

- Nie, żeby coś - powiedział. - Ale chyba powinniście wiedzieć, że atakują obóz.

_____

Znowu nocna wena!

Mam też pytanie: chcecie, żebym w media wstawiała jakieś obrazki z postaciami, które będą występowały w rozdziale?

Ave!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top