Rozdział 39
Ściskając się w samochodzie, Harper miała dziwne wrażenie, że ktoś ją śledzi.
Nie wiedziała, dlaczego tak uważa. Siedziała z tyłu razem z Owenem, Dianą, Laurel oraz Leonem, który walczył z chorobą lokomocyjną. Miejsce pasażera zajmował Nico, a Percy prowadził.
- Zaraz zemdleję - jęknął Leo.
- To po co jechałeś? - warknęła Diana.
Leo wywrócił oczami.
- Jak to? Muszę wiedzieć, co się w obozie dzieje. Beze mnie nie ma zabawy.
- Niech się ktoś posunie! - krzyknął Owen.
Diana zamyśliła się.
- Racja, potrzebujemy więcej miejsca. Harper, właź na kolana.
- Co? Nie!
Leo odsunął szeroko okno.
- Zimno! - poskarżył się Owen.
- Ma ktoś foliowy woreczek? - spytał słabym głosem Valdez. - Potrzebuję foliowego woreczka do rzygania.
- ZAMKNĄĆ MORDY! - ryknął Percy.
- Może być papierowa torebka? - zapytał Nico. - Taka po frytkach z McDonalda?
- Może! Daj!
Leo wyrwał Nicowi torebkę i pochylił się nad nią, łapiąc się za brzuch.
Harper miała dość ściskania się między bratem a dziewczyną. Podniosła się i stała teraz w samochodzie, lekko pochylona.
- Słuchajcie - powiedziała. - Pomijając fakt, że to najgorsza podróż w moim życiu, to...
W tym momencie Percy gwałtownie skręcił. Leo zwymiotował. Harper poleciała do tyłu i w ostatniej chwili złapała się podparcia do głowy przy siedzeniu Nica.
- Ej! - zawołała.
- Mówiłam, na kolana - mruknęła Diana. - Będę cię trzymać.
Harper wymamrotała pod nosem parę niecenzuralnych słów, po czym usiadła jej na kolanach i ciągnęła.
- No więc, jak już mówiłam...
- ZAMKNIJ TO OKNO! - krzyknął Owen.
- Nie! - zaprotestował Leo.
- Ludzie! Czy tam zoo, za kogo się uważacie! - zawołał Percy. - Policja!
- To nic - powiedziała Diana. - Wystarczy, że najniższy z nas się schowa.
Najniższy z nas. Wszyscy spojrzeli na Owena; nawet Percy zetknął na niego przez swoje lusterko.
- Yyy, ja nie mogę - wydukał chłopak. - Za wygodnie mi tu. Poza tym, mam zapięte pasy. Valdez, ty się odpiąłeś.
- No ale...
Owen nie czekał na odpowiedź. Zepchnął Leona z siedzenia. Syn Hefajstosa ścisnął mocniej swoją torebkę pełną skarbów. Nie było czasu na kłótnie, więc Leo już został, a Harper szybko pomknęła na jego miejsce i zapięła pasy. Kiedy mijali policję, córka Nemezis na wszelki wypadek uśmiechnęła się do nich niewinnie. Policjant dziwnie na nią spojrzał.
Potem Harper szybko zeszła z miejsca. Leo usiadł z powrotem. Wyglądał, jakby go pociąg przejechał conajmniej pięć razy.
- O, Hefajstosie - szepnął. - Umieram.
Owen zasunął szybko okno.
- No, kurde! - zaprotestował Leo.
- To mój samochód! - przypomniał Owen.
- To taty samochód - poprawiła go Harper. - Mnie też jest duszno, odsuwaj okno.
- Nie!
- Ej, już niedaleko - wtrącił Nico. - Wytrzymacie. Widać już obóz!
- Nie wytrzymam - stęknął Leo.
- Owen! - wrzasnęła Harper.
- Nie, nie otworzę!
Wszyscy z tyłu zaczęli się przepychać. Leo schylił się, chroniąc torebkę po frytkach. Wreszcie Percy gwałtownie zaparkował przy obozie. Odwrócił się, rozgniewany.
- Proszę - warknął. - Dzicz wysiada.
Wyszedł z auta. Leo otworzył drzwi i dosłownie wyczołgał się na zewnątrz. Wzniósł ręce do góry.
- Nareszcie! Świeże powietrze!
Harper, Owen i Diana spochmurnieli, po czym niezgrabnie wygramolili się z samochodu.
Owen spojrzał na widoki.
- Ładnie tu - stwierdził. - Jak ukrywacie to przed śmiertelnikami?
Percy wzruszył ramionami. Teraz już się rozpogodził.
- No wiesz - powiedział. - Mgła. Oni myślą, że są tu plantacje truskawek.
Owen kiwnął głową.
Cała szóstka weszła do Obozu Herosów. Harper się rozglądała. Nie było tu tłumów, ale zobaczyła nielicznych herosów. Najmłodszy półbóg miał jakieś osiem lat, natomiast najstarsi wyglądali na jakieś osiemnaście albo dziewiętnaście. Wszyscy mieli pod rozpiętymi kurtkami obozowe pomarańczowe koszulki z logo pegaza i napisem: CAMP HALF-BLOOD.
Niektórzy nie zwracali na nich uwagi. Kiedy przechodzili obok domków, przy czwórce siedziały dwie dziewczyny, całkowicie pochłonięte roślinami. Na ściankę wspinaczkową wchodził jakiś muskularny chłopak z twarzą usianą bliznami po niezliczonych bójkach. Diana uśmiechnęła się do niego i pomachała.
- Cześć, Sherman!
Chłopak zeskoczył z bramki.
- No siema - oparł ręce na biodrach. Jego uśmiech był chyba szczery, ale sprawiał wrażenie, jakby za chwilę mógł zmienić się w gniew. - Jak było na misji?
- Długa historia - odpowiedziała Diana. - Teraz idziemy do Wielkiego Domu.
Przy jedenastce siedziały dwie dziewczyny. One od razu zwróciły uwagę na nowych przybyszów. Były bardzo do siebie podobne. Obie miały zadarte nosy, lekko uniesione brwi i psotne iskierki w oczach.
- O, hejcia! - krzyknęła jedna z nich. - Czyżby triumfujący herosi wrócili z wyprawy? Kim są ci nowi?
- Nie mamy czasu! - krzyknął Leo, po czym pomachał torebką. - Chcecie prezent?
- Valdez, nie - zaprotestowała Diana. - Julia, Alice, pogadamy później!
W końcu dotarli do Wielkiego Domu. Drzwi niemal od razu się otworzyły. Owen zobaczył mężczyznę z brązowymi oczami, rzadkimi włosami i kędzierzawą brodą, jadącego na wózku. Przypomniał sobie opowieści Laurel o kierowniku obozu - centaurze, który czasami ukazuje się jako facet na wózku.
- Witajcie! - zawołał. - Percy, Leo, Nico, Diana! A wy musicie być Harper i Owen, prawda? Miło mi was poznać, jestem Chejron. Musimy porozmawiać.
Wszystko to powiedział bardzo szybko. Sprawiał wrażenie zdenerwowanego. Diana zamrugała, bo jeszcze nigdy nie widziała go w takim stanie.
Kiedy Chejron uścisnął rękę Harper i Owenowi, spytała:
- Czy my też mamy porozmawiać z panem?
Centaur się uśmiechnął, zakłopotany.
- Och, wiecie, świetnie się spisaliście. Ale nie. Chciałbym pomówić tylko z tą dwójką. Możecie iść, gdzie chcecie.
***
Półbogowie szybko się rozbiegli. Nico di Angelo wpadł do siódemki jak burza, gdzie od razu w progu zastał Willa Solace'a. W ułamku sekundy zarzucił mu ręce na szyję.
Byli akurat sami w domku, bo Kayla i Austin poszli na trening łuczniczy. Will roześmiał się i przytulił Nica mocno.
- Hej, słonko - powiedział. - Wiedziałem, że przyjedziesz.
I pocałował go.
Diana pobiegła do Shermana i opowiedziała mu o wszystkim. Pominęła jeden szczegół: swój związek z Harper.
Równie dobrze możesz dowiedzieć się później, myślała, patrząc na brata.
Leo natomiast udał się do dziewiątki, gdzie zastał swoją siostrę Nyssę. Wymienili się niepokojącymi wieściami.
(Oczywiście, wcześniej Leo wyrzucił tę torebkę od Nica).
Tymczasem Harper pociły się ręce, kiedy siedziała z Owenem u Chejrona. Powróciło nieprzyjemne wrażenie: że ktoś ją śledzi, obserwuje.
Centaur poprosił o opowieść, więc Owen opisał ich wszystkie przygody od początku roku. Harper nie opowiadała i nie słuchała brata - nawet, kiedy zdradzał, że jego siostra chodzi z Dianą Granger. Rozglądała się tylko po pokoju.
Chejron wysłuchał chłopaka, po czym wziął głęboki wdech.
- No cóż, z tego, co mówicie...
W tym momencie jakiś kształt przemknął Harper za plecami. Stłumiła okrzyk, a wtedy Owen i Chejron dziwnie na nią spojrzeli.
- Ej, siostruś - powiedział syn Nemezis. - Wszystko gra?
Harper wzięła głęboki wdech. Zamierzała odpowiedzieć, że dobrze się czuje i tylko jej się coś wydawało.
Ale wtedy spostrzegła jego.
Stał za Chejronem, trzymając ręce w kieszeniach. Nastoletni, wysoki chłopak. Jego czarne oko błyszczało. Drugie miał zakryte włosami, prostymi i ciemnymi.
- Nie widzicie go?! - krzyknęła. - Kim jesteś?!
Chłopak zniknął, a dziwna atmosfera razem z nim.
Owen roześmiał się nerwowo i poklepał ją po ramieniu.
- Ojej - powiedział. - Proszę jej wybaczyć, jest zmęczona... Tak?
Chejron spojrzał na dziewczynę. Z jego twarzy zniknęło zamieszanie. Oczy miał z powrotem bystre i przenikliwe.
- Harper? - zapytał. - Kogo nie widzimy?
Półbogini pomyślała o tym chłopaku. Teraz, kiedy było już po wszystkim, wydawało jej się głupie, że zobaczyła kogoś takiego. Pewnie jej się wydawało.
- Nikogo - rzekła. - Yyy... no tak, zmęczona jestem.
Chejron zacisnął wargę. Nie naciskał na nią.
- No dobrze - powiedział, choć brzmiał, jakby nie do końca w to wierzył. - W każdym razie, postanowiłem, że skoro tak się sprawy mają, powinniście być tu, w obozie. Będziecie bezpieczniejsi.
Owen podniósł rękę, jakby nadal był mimo wszystko na lekcji.
- Yyy... ale samochód...
Chejron się uśmiechnął.
- Ach, pojazdem się nie przejmujcie. Dostarczymy go w odpowiednie miejsce. Póki co... - jego oczy rozbłysły. - Póki co, powinniście poznać swojego nowego grupowego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top