Rozdział 3
Percy robił wszystko, co mógł, ale nie sposób było zakryć tę paskudną ranę na czole.
Przyjaciele mu pomagali, co niewiele dało. Kiedy tylko Leo z Kalipso wyprowadzili tych dwoje nowych półbogów, Erynia Alekto (znana też jako pani Doods) wypełzła z klasy i rzuciła się na nich. Percy szybko zamachnął się mieczem i byłoby po sprawie, gdyby i ona nie zdołała w ostatniej chwili zaatakować. Machnęła pazurami w stronę herosa, rozcinając mu czoło. Próbował leczyć się przy pomocy wody, a Annabeth zrobiła mu nawet okład. Ale mała rana wciąż nie znikała.
- Ma to swoją dobrą stronę - mówił Leo. - Jesteś teraz jak Harry Potter!
Percy wspominał, jak się dostał do tego liceum. Bogowie, pomyślał. Ci głupi bogowie znowu musieli wtrącić się w moje życie.
Zaczęło się w pewną niby spokojną sobotę. Percy cieszył się wakacjami. Jego mama, Sally Jackson, zajmowała się domowymi obowiązkami, a ojczym, Paul, pojechał na zakupy. Syn Posejdona pilnował więc swojej siostrzyczki, Estelle. Kiedy Paul przyjechał, Percy poszedł do swojego pokoju odpocząć.
Oczywiście, niewiele z tego wyszło.
Natychmiast przed nim zamigał tęczowy obraz. Chłopak zdumiał się, bo ostatnio Rzymianie utrudniali im kontakty ze wszystkimi.
A mimo to w wizji pojawił się Chejron, który wyjaśnił mi wszystkie szczegóły misji.
Tak, kolejnej misji. Bogowie uparli się, że półbogowie nie są tak zgrani jak kiedyś, a oni wyczuwają kolejne niebezpieczeństwo. Wówczas Atena (och, jak Percy uwielbiał tę boginię mądrości) zaproponowała, by wysłać grupę herosów do liceum.
"To najlepsza opcja", mówiła. "Walka i nauka razem wzięte, najbardziej korzystna opcja dla nich!".
Co było najgorsze?
Że miała rację.
Ale Percy czuł się wykorzystywany - to znaczy, bardziej niż zwykle. Miał swoje pięć minut, teraz inni półbogowie powinni ratować świat.
Jego przyjaciel, Grover Underwood, zajrzał do szkoły wcześniej i powiedział, że wyczuł dwójkę herosów - Harper i Owena McRae'ów. Percy miał cichą nadzieję, że kiedy ci dwoje poznają prawdę, on i jego przyjaciele będą mogli wrócić do normalnego życia.
Miał nadzieję.
Puk, puk!
Ten dźwięk wyrwał go z rozmyślań. No tak - bogowie załatwili im luksusowy hotel i to był jedyny plus tej głupiej misji.
- Proszę! - zawołał Percy.
Drzwi otworzyły się i zza framugi wychyliła się głowa Piper McLean.
- Hej, jesteś gotowy?
Dzisiaj był pierwszy dzień szkoły, w którym uczniowie zaczynają materiał. Percy obiecał sobie, że przyłoży się do nauki, choć nie wiedział, czy mu się uda. No i nie mógł pozbyć się tej rany.
- Nie mamy Willa Solace'a, Pipes - odpowiedział, masując czoło.
Półbogini uśmiechnęła się ciepło.
- Nie martw się, przekonamy wszystkich, że nie masz żadnego draśnięcia.
Percy jęknął.
- Dlaczego na to nie wpadłem?
- Chodź już, bo się spóźnimy pierwszego dnia.
Powiedziała to z taką mocą, że Percy mimo woli podniósł plecak i wyszedł z pokoiku. W korytarzu czekali już Frank, Leo i Kalipso. Reszta znudziła się i wyszła wcześniej.
- Nareszcie jesteś - Leo uśmiechnął się promiennie. - To co, idziemy?
- Idziemy - potaknęła Piper z czaromową i nikt nie śmiał protestować.
Percy zerknął kątem oka na Kalipso. Trochę bał się, jak czarodziejka dogada się z Annabeth. Obie dziewczyny ze sobą nie rozmawiały. Córka Ateny była dziewczyną Jacksona, podczas gdy tytanka cierpiała na Ogygii w samotności. W tym smutku przeklnęła półboginię, przez co Annabeth w Tartarze myślała, że Percy ją opuścił.
Syn Posejdona wiedział, że skoro Kalipso wybaczyła jemu, to nie jest zła na Annabeth. Młoda architektka z kolei nie mogła żywić wielkiej urazy do czarodziejki, ponieważ ta była teraz dziewczyną Leona. A jednak wizja heroski i tytanki w przeciwnych drużynach na WF-ie lekko przerażała Percy'ego. Dziękował bogom, że nie idą razem do szkoły.
- Ciekawe, czy natkniemy się na tych nowych półbogów - zamyślił się Frank.
- Eee, pewnie już są w szkole - odparł Leo.
Kiedy mijali dom Harper i Owena, spojrzeli na niego. Nikt nie wychodził.
- Hej, a gdybyśmy porozmawiali z ich rodzicem? - zaproponowała Kalipso. - No wiecie, tym śmiertelnym.
Pipes wzruszyła ramionami.
- Dobry pomysł. Ale nie teraz, bo spóźnimy się do szkoły. I musimy się pilnować, żeby nie ujawnić swoich mocy.
Mówiąc to, spojrzała na Percy'ego. Chłopak uniósł ręce.
- Hej, nie jestem aż taki nieodpowiedzialny!
- A co powiedziałeś tym herosom na wstępie? - zapytała Kalipso.
- Ech, tak mi się wyrwało.
- I o to chodzi! - zawołała czarodziejka. - Nie może ci się wyrwać! Masz chyba największe ADHD ze wszystkich półbogów, ty i ten tu chochlik! - wskazała na swojego chłopaka.
- Ej! - zaprotestował Leo. - Wcale nie jestem chochlikiem!
Frank spojrzał na niego, jakby średnio chciał w to uwierzyć. Percy i Piper parsknęli śmiechem.
Herosi nawet nie zauważyli, kiedy dotarli do szkoły. Percy zmarszczył brwi. Nie miał dobrego doświadczenia z nauczycielami i uczniami. Tutaj chociaż miał jakiś przyjaciół, którzy wiedzieli, kim on tak naprawdę jest, a poza tym mogli mu pomóc zabić taką Erynię w ciele wychowawczyni klasy.
- Hazel już tu jest? - zapytał Leo. - Żeby, no wiecie, hm-hm? - poruszył sugestywnie brwiami.
Percy przypomniał sobie o ich planie - córka Plutona miała iść wcześniej do szkoły, żeby omamić wszystkich Mgłą. Po zabiciu pani Doods musiała wszystkim wmówić, że taka nauczycielka nigdy nie istniała.
Percy nigdzie nie zauważył reszty półbogów, ale dostrzegł Harper i Owena siedzących na ławce. Dziewczyna odbijała gumową piłeczkę o ścianę. Jackson pomachał i podszedł wraz z pozostałymi herosami.
- Hej - wyciągnął rękę. - Jestem Percy Jackson.
Gumowa piłka wypadła z rąk Harper i poturlała się po podłodze.
- Percy Jackson? Ten Percy Jackson?!
Syn Posejdona lekko się zmieszał.
- Eee, my się znamy?
Owen parsknął.
- Czytałem o tobie, chłopie. "Dwunastoletni gangster".
Percy odetchnął z ulgą. Kiedyś nieuczciwe oskarżono go o porwanie jego matki, którą w rzeczywistości uprowadził Hades i cała Ameryka żyła tym wydarzeniem.
- Ach, tak - wymamrotał, ignorując wzrok półbogów. - Tamto nieporozumienie.
Owen uśmiechnął się i podniósł piłeczkę siostry.
- Nieźle oberwałeś w głowę?
- Uch, to...
- Nic mu się nie stało - przerwała Piper. - Tego nie ma. Zapomnijcie o tym.
Bliźniaki przetarły oczy.
- Och, tak - wymamrotała Harper. - Nic mu się nie stało. Tego nie ma. I... zapomniałam, co mówiłam. A w ogóle, mam na imię Harper, a to jest mój brat Owen.
Córka Afrodyty uśmiechnęła się.
- Miło mi. Ja jestem Piper. To są moi przyjaciele: Kalipso, Leo, Frank, no i Percy.
Harper wyrwała Owenowi swoją piłeczkę.
- Kalipso i Leona już poznaliśmy. A ty... Piper? Jesteś podobna do Tristana McLeana, tego byłego aktora. Czyżbyś była jego córką?
Heroska zaśmiała się.
- Macie podejrzanie dużo informacji na nasz temat. Tak, jestem. Wczoraj widzieliście resztę naszych przyjaciół. Ta blondynka to Annabeth, czarnowłosy chłopak - Nico, a dziewczyna z kręconymi włosami - Hazel.
- Ci dwoje ostatni - odezwała się Harper. - Nie chcę być niemiła, ale... wyglądają na młodszych.
- O, nie - zaprotestowała Piper. - Wcale nie są za młodzi.
- Wcale nie są za młodzi - powtórzyła Harper jak w transie.
Córka Afrodyty uśmiechnęła się pod nosem.
I w tym momencie rozbrzmiał dzwonek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top