Rozdział 20

Leo był załamany.

Tej nocy rozmyślał dużo o tym, co powiedział Kalipso. Bogowie, jak on mógł to zrobić? Kochał ją. Kochał ją całym sercem. Była piękna, mądra i... wspaniała pod każdym względem. Jej pocałunki smakowały cudownie. Chłopak uwielbiał jej długie, karmelowe włosy, no i te oczy, te czarne oczy...

Leo zasnął najpóźniej i najpóźniej się obudził.

Rano wyglądał jak strasznie. Jak zombi.

I to tak strasznie jak zombi, że nawet Nico wyglądał lepiej. Szczerze mówiąc, syn Hadesa skrzywił się na jego widok.

- Chłopie... ty jesteś gotowy iść dziś do szkoły? - zapytał, po czym, nie czekając na odpowiedź, wyszedł.

Szare oczy Annabeth rozbłysły.

- Bogowie, Leo.

Valdez usiadł na łóżku.

- Ja... nie wiem.

Piper usiadła obok niego. Jej tęczówki przybrały kolor ciemnego brązu, prawie czerni. To przypominało Leonowi Kalipso, a te wspomnienia bolały. Właściwie... gdzie była Kalipso? I Hazel?

- Leo, zostajesz dziś - zdecydowała Piper. - A ja z tobą.

- Zapytałbym, po co Piper - rzekł Frank - ale muszę do łazienki.

I pobiegł.

Percy skrzyżował ręce na piersi. Wyglądał dziś irytująco wyjątkowo dobrze: oczy koloru morza albo oceanu, czarne włosy przerzucone na bok, pomarańczowa bluza z kapturem i z nadrukiem: Obóz Herosów i dżinsy, i białe adidasy. No błagam, wiadomo, że na takie ciacha lecą wszystkie dziewczyny. Zwłaszcza takie, których imiona zaczynają się na A lub K, ale Leo chciał, żeby te na K go sobie odpuściły.

- Skoro Frank poszedł, ja zapytam - zdecydował Percy. - Piper, po co...

- Muszę pogadać. - Piper się do niego uśmiechnęła. - Annabeth, dasz mi potem lekcje?

Annabeth uśmiechnęła się.

- Jasne - obiecała.

Pocałowała przyjaciółkę w policzek, po czym skierowała się do wyjścia. Ona i Percy założyli kurtki, po czym spojrzeli na siebie nieśmiało. Czy ich relacje były tak mocne jak dawniej?

Nie, brzmiała odpowiedź. Ale chyba powinni próbować je wzmocnić.

Złapali się za ręce i wyszli.

Tymczasem Piper wlepiła oczy w Leona.

- Dobra, Valdez - oznajmiła. - Powiedz mi, co...

Przerwał im głos z łazienki: - Jeszcze ja wyjdę!

Frank wyślizgnął się z apartamentu.

Piper jeszcze raz westchnęła.

- Okej. Co się stało, Leo?

Leo przetarł ręką oczy. Pewnie, że Pipes zawsze była jego dobrą przyjaciółką. Jako córka Afrodyty pomagała mu w miłosnych sprawach. Ale czuł się skrępowany, kiedy miał jej opisać coś tak poważnego.

- Ja... powiedziałem jej... no, trochę mnie poniosło...

Piper wybałuszyła oczy.

- Leo... Czy ty... Czy wy...

- Zerwaliśmy - wyparował.

I opowiedział jej o wszystkim. O tym, jak dokładnie wpakował się w tarapaty z Nikiem i Hazel, jak Kalipso czekała na niego przy apartamencie. Opisał nawet szczegóły ich kłótni i zazdrość o Percy'ego, a potem, jak oboje wykrzyczeli sobie w twarz te słowa... tamte słowa...

Leo zakończył opowieść łamiącym się głosem.

Czekał na reakcję Piper. Wyśmieje go? Powie: Jak mogłeś, Leonie Valdez, jesteś wstrętny? A może strzeli mu z liścia w policzek?

A wtedy Piper go przytuliła.

- Och, Leo... rozumiem - powiedziała.

Valdez odetchnął z ulgą.

- N-naprawdę?

Piper się roześmiała.

- Jasne! Przecież ja też zerwałam z Jasonem.

Imię Jasona zawisło nad nimi jak burzowa chmura.

- Eee... Ach, no tak - mruknął Leo.

Piper spojrzała mu prosto w oczy, które zrobiły się niebieskie i nie przypominały już mu o Kalipso, tylko o Piper, jego bezdyskusyjnie najlepszej bff.

- Leo... ja też nie chciałabym o nim rozmawiać. Ale... to dawniej. Teraz wiem, że on jest przy mnie, zawsze... Nawet jeśli nie materialnie, to... duchowo. - Uśmiechnęła się. - On tu jest. Czuję to.

Położyła rękę na sercu. Leo uznał to za słodkie, ale sam nie do końca pogodził się ze śmiercią Jasona. Zacisnął usta.

- Kochałam go - ciągnęła Piper. - Zawsze. Nigdy nie przestałam. Ja po prostu... Czułam się winna. Poznaliśmy się w taki nietypowy sposób. Myślałam, że jestem jego dziewczyną. Jakby narzuciłam mu związek. Wiedziałam, że on się później we mnie zakochał. Ale i tak uważałam, że to nie w porządku. Rozumiesz?

Leo potaknął cicho.

- Ty, jak widzę, jesteś w innej sytuacji - powiedziała Piper. - Leo, byłam na tym WF-ie. Tak, Annabeth i Kalipso ewidentnie rywalizują. Może Kalipso wraca to dawne zadurzenie, wiesz?

- Yhy.

- Ale skończy się dobrze. Reyna też była smutna, kiedy dowiedziała się, że chodzę z Jasonem. A potem zostałyśmy przyjaciółkami. Tak, to zerwanie było głupie, ale... powinieneś odpocząć, zanim wrócisz do związku. Idź się ubierz, okej?

Leo uświadomił sobie, że Piper używa czaromowy. Ale nie potrafił pokonać uroku. Magiczny głos poprawił mu nastrój.

- Jesteś boska, Królowo Piękności - oznajmił.

I poszedł się ubrać.

***

Owen czuł się tak dziwnie, jak tylko to możliwe.

Nie wiedział, jak ma na imię jego matka. Pytał ojca o imię, ale pan McRae zawsze jakoś się wywiązywał i go nie zdradzał. Jakby było jakieś niebezpieczne. Absurd.

Nie odpowiedział więc na pytanie, a matka nie dała mu odpowiedzi. Uśmiechnęła się tajemniczo, po czym powiedziała, że dziś ma nie iść do szkoły, co Owenowi odpowiadało.

Chwilę później siedział w jej samochodzie - luksusowym Mercedesie. Jak to możliwe, że ma tak bogatą matkę i nic dotąd o tym nie wiedział?

Poza tym, matka siedziała sztywno za kierownicą. Owen czuł się nieważny. Dlaczego nie wpadła w dziki, radosny szał na jego widok? Nie widzieli się szesnaście lat!

- Przepraszam, że mnie nie było. - Kobieta dobierała ciepłe słowa, ale w jej tonie brakowało uczuć. - Kocham cię. Musiałam się ukrywać.

- Ukrywać. Dlaczego?!

Matka zmarszczyła brwi.

- Jesteś trochę poddenerwowany. Wiem. Musisz zrozumieć, nie mogłam cię widywać osobiście, ale obserwowałam was... w inny sposób.

- Inny sposób.

- Nie powtarzaj tak, dobrze? Owenie, ciebie i twoją siostrę bliźniaczkę czeka ważne zadanie. Mogę wam pomóc. Pod jednym warunkiem.

Owen zamrugał.

- Warunki? Jesteśmy twoimi dziećmi. Nie powinnaś dawać nam fory? I dlaczego zachowujesz się, jakbyś nie była ze mnie zadowolona.

W czekoladowych oczach matki nie dostrzegł żadnych konkretnych emocji.

- Kocham cię - zapewniła - ale trzymam się zasad. I sprawiedliwości. Nie mów nikomu, że się spotykamy. Zwłaszcza nie uczniom z wymiany. Twojej dziewczynie Laurel też nie.

Twarz Owena zrobiła się czerwono-pomarańczowa. Może i jego mama jest chłodna i surowa, ale, jak każda mama, potrafi zrobić przypał dziecku.

- Laurel nie jest moją dziewczyną! - krzyknął. - I skąd znasz uczniów z wymiany? I dlaczego mam im nie mówić.

Matka westchnęła, wymamrotała pod nosem coś w stylu: Poczekaj. Zaparkowała samochód przy jakimś sklepie, zdjęła kurtkę i wyszła. Czy nie było jej zimno?

Chwilę później wróciła, niosąc reklamówkę. Wrzuciła ją na tylne siedzenie, po czym usiadła za kierownicą.

- Co kupiłaś? - zapytał Owen.

Jej oczy rozbłysły.

- Trochę słodkości, wiesz? Choć nie sądzę, że te pyszności są takie super, ponieważ są inne... Jedziemy dalej.

Owen westchnął z irytacją.

- Dokąd właściwie jedziemy?

- Bądź cierpliwy.

Owen starał się być cierpliwy. Średnio się udawało. Po wierceniu się i kilku upomnieniach, dotarli na miejsce.

Mama chłopaka zaparkowała samochód przed białym domem, jakich wiele. Był otoczony małym podwórkiem, w którym rosły cudowne drzewa.

- Tu mieszkasz? - spytał Owen.

- Tu bywam - odpowiedziała. - Chodź. Chodź, synu.

Owen czuł się niekomfortowo. Jak mogła go tak nazywać kobieta, która zostawiła ich rodzinę na tyle lat? A co, jeśli się ukrywała, bo była seryjną morderczynią, która teraz chciała zrobić z niego wspólnika albo go zabić?

No tak, trzeba było pomyśleć wcześniej.

Przez ADHD Owen nie pamiętał wchodzenia do domu. Po prostu znalazł się w jej salonie. Siedzieli na zaskakująco miękkiej, skórzanej kanapie. Przed nim stał telewizor, ale był wyłączony. Chłopak trzymał w ręku kubek herbaty.

Matka obdarzyła go kolejnym cierpkim uśmiechem.

- Podobają ci się te udogodnienia? Nie martw się.

Owen musiał, że doda: "Bo to wszystko odziedziczysz".

- Bo w końcu nadejdzie cierpienie - oznajmiła jego matka.

Bosko.

- No dobrze, co mam ci wyjaśnić najpierw?

- Wszystko - palnął Owen. - Dlaczego się ukrywałaś?

Kobieta westchnęła, po czym poprawiła swoją skórzaną kurtkę, która leżała obok niej. Odgarnęła włosy do przodu.

- Owenie, czy znasz mity greckie?

Nastolatek wzruszył ramionami.

- Te historyjki? Trochę. Ci Helleni byli zdrowo stuknięci. Założę się, że imiona bogów wymyślali, miksując litery alfabetu.

Matka westchnęła.

- Powinieneś poznać te wierzenia lepiej. Bo one są prawdziwe.

Owen zamrugał. Czuł się jak zombi. Czy jego rzekomo martwa mama opowiada o bajkach? I twierdzi, że są prawdziwe? Och, proszę.

- Naprawdę - dodała kobieta. - Wiesz, a ci półbogowie... dzieci bogów i ludzi... Ty jesteś takim dzieckiem, razem z Harper.

Owen parsknął.

- Ta - mruknął. 

Był pewien, że matka żartuje. Bogowie greccy? Litości! Gdyby przeżyli te parę tysięcy lat, musieliby dostać cholernie wielkiego świra, racja? Tyle lat nieśmiertelności - przy tym nie da się zachować zdrowych zmysłów. 

Ale ciemnobrązowe oczy mamy nadal się w niego wpatrywały z ogromną powagą, jakby miała powiedzieć: "Jeśli nie uwierzysz, osobiście pokroję cię na kawałki żywcem i spalę twoje szczątki". 

Owen przełknął ślinę. 

- Fajna bajka. 

Oczy matki rozbłysły jeszcze mocniej, o ile to możliwe. 

- Ja nie żartuję, Owenie. Jestem boginią. Lepiej uwierz w moje słowa. Myślisz, że dlaczego wyglądam tak młodo? 

- Używasz tych samych zabiegów plastycznych co Maryla Rodowicz? 

- Co? Nie! Przestań bredzić, dobrze? Jestem boginią, nieśmiertelną Olimpijką, choć nigdy nie wybudowano mi tronu. Czy rozpoznajesz mnie z mitów? Na którą nieśmiertelną ci pasuję? 

- Eee.... 

Owena ogarnęła panika. Co on w ogóle pamiętał z mitologii? Historię stworzenia świata, może jeszcze imiona paru pomniejszych bogów, ale tylko męskich: Hypnos, ktoś tam jeszcze... Aha, kojarzył historię z Hadesem i Persefoną. Ale co poza tym? Wielka, czarna dziura. 

Bogini wzięła głęboki wdech. Zamknęła oczy z irytacją. 

- Moją matką jest Nyks. 

Świetna wskazówka, kiedy Owen nie pamiętał, kim była Nyks. I, znając Olimpijczyków, babka musiała mieć pięć tuzinów dzieci. 

Chłopak rozłożył ręce. 

Jego mama westchnęła. 

- Dobrze. Może Harper ci pomoże w zrozumieniu, aczkolwiek sam powinieneś do tego dojść, chłopcze. Nie mów nikomu o naszej rozmowie, dobrze? Nie zobaczymy się jeszcze długo. Z twoją siostrą porozmawiam dopiero w święta. Dopiero po Wigilii będziesz mógł z nią o mnie porozmawiać. 

- Dlaczego? - jęknął Owen. 

- Słuchaj się matki! Wierzysz już w mity? 

- Szczerze? 

- Jasne, że szczerze. Co to w ogóle za pytanie? 

- No to nie wierzę.

Matka przez chwilę się w niego wpatrywała. Zrobiło się nieswojo. Z nadmiaru emocji Owen chciał dać nogę, ale wtedy bogini szybko przyłożyła palec do jego czoła. 

Tak, poczuł chłód. Ale nie to zwróciło jego uwagę. Przemknęły mu przed oczami wizje. Zobaczył kilkanaście lat młodszą wersję siebie. Mały Owen bawił się samochodzikami. Harper siedziała z boku, przyglądając się mu z mieszaniną fascynacji i przerażenia. 

I nagle rozległ się głos w jego głowie: damski i surowy. 

Pamiętam o tobie. Pamiętam o was.

Owen zamrugał. To nie był głos Harper, bo był zbyt surowy i dojrzały, a jego siostra była wtedy małą dziewczynką. Ale kto w takim razie powiedział te słowa? Owen tak się przejął, że przerwał zabawę. Harper też wybałuszyła oczy. 

"Ona też to usłyszała", pomyślał chłopiec. 

Ale zanim któreś z nich zdążyło się odezwać, ojciec zawołał ich na obiad. 

Późniejsze wspomnienie: Harper obejmowała Owena ramieniem. Złamała kostkę i musieli jakoś dostać się do domu, do szpitala - gdziekolwiek. Jego bliźniaczka klnęła tak soczyście jak na dziewczynkę w jej wieku, że Owen był pod wrażeniem. 

No i znowu ten głos... 

Ból będzie ci towarzyszył. Jeszcze długo. 

Później wróciło kilka wizji ze snu Owena: Laurel w stajni z pegazami, Kalipso ostrzegająca przed czymś Leona, niebieskooki blondyn nad nim i krzyk Harper, pełen bólu. 

A potem matka zdjęła palec z czoła Owena. 

Wzrok mu się wyostrzył. Chłopak spojrzał, zszokowany, na matkę. Zaśmiał się nerwowo. Czuł, że jego mózg topi się przez nadmiar informacji. 

- D-dobrze, wierzę - wydukał. 

Bogini uśmiechnęła się z satysfakcją. 

- Nareszcie. Musisz wiedzieć, że ty, razem z Harper, jesteście naprawdę wyjątkowymi półbogami, choć pomniejszymi. Czeka was zadanie. Będziesz dostawał wizje i musisz poskładać je w całość, coś z nich wywnioskować... Mimo, że nie masz do tego talentu. 

- Dzięki, mamo. 

- Pamiętaj, ani słowa nikomu. Dopiero po świętach, z Harper. Wystrzegaj się ataku potworów. 

Owen nie był pewien, czy to tylko wrażenie, czy obraz bogini (oraz wszystkiego przed nim) zaczyna bardzo powoli, ale w miarę wyraźnie blednąć. 

- Potworów? 

- Kibicuję tobie i Harper - ciągnęła matka. - Choć miłość życia twojej siostry może być w najbliższym czasie w niebezpieczeństwie. 

Owen zamrugał. 

- Miłość... Ale Harper się w nikim nie durzy. 

Bogini uśmiechnęła się tajemniczo, jakby chciała powiedzieć: "Wmawiaj to sobie". 

Reszty Owen nie pamiętał. Jego oczy wywróciły się białkami do góry i chłopak zemdlał. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top