Rozdział 1
edit (20.02.2021): szybki komentarz na początek, którego nie zamieściłam we wstępie - możecie być rozczarowani, że początkowe rozdziały są pełne rażących błędów, przynudzające itd; zaznaczam jednak, że pisząc tę książkę dopiero zaczynałam z Wattpadem i nawet nie miałam na nią szczególnych planów. ale z czasem opowieść rozwija się i poprawia (przynajmniej mam nadzieję, że tak jest), a nawet powstają kolejne tomy, więc proszę, żebyście dali szanse i z góry dzięki (dopiero uczę się pisać)
_________
Dokładnie o godzinie siódmej dwadzieścia dwa w małym mieszkaniu w Nowym Jorku szesnastoletnia Harper McRae siedziała oparta o ścianę i odbijała gumową piłeczkę.
Powinna już szykować się do szkoły, o czym doskonale wiedziała. Ale odbijanie piłki było niezwykle uspokajającym zajęciem.
Piłeczka wędrowała tą samą trasą przez dłuższy czas: z ręki Harper do podłogi, z podłogi do ściany, ze ściany do ręki Harper. I tak cały czas. Zdawało się, że może to trwać całą wieczność.
Ale nagle do pokoju nastolatki wsunął głowę jej brat Owen i zabawa się skończyła.
Właściwie nikt by nie pomyślał, że ten chłopak to jej bliźniak. Mieli takie same ciemne oczy, lecz nic poza tym. Ze swoim niskim wzrostem, niesfornymi brązowymi włosami i zadartym lekko nosem Owen w ogóle nie przypominał swojej siostry. Włosy Harper były czarne, długie i jedwabiste, rysy tak poważne, że niemal królewskie, a skóra - śniada. Ojciec zawsze jej powtarzał, że po prostu bardziej przypomina matkę. Ale nigdy nie mogła przekonać się o prawdziwości tych słów, ponieważ nigdy nie miała okazji poznać swojej matki.
- Nie idziesz do szkoły? - zapytał Owen.
Łypnęła na niego.
- Idę.
Owen wywrócił oczami. Spojrzenia Harper były przerażające - wszyscy jej to mówili i dlatego nikt nie odważył się wprost jej wyśmiać. Nawet dzieciaki w szkole, które doskonale wiedziały, że ma dysleksję i ADHD.
- A nie sądzisz - odezwał się chłopak - że powinnaś zacząć się szykować?
- Zdążę.
Owen wzruszył ramionami i wyszedł. Harper złapała piłeczkę. Nie zamierzała powiedzieć tego wprost, ale brat miał rację. Już czas.
Wyjęła z szafy swoją granatową sukienkę. Kupiła ją tydzień temu, specjalnie na akademię. Wydała jej się ładna w swojej prostocie: jednolita z dekoltem krojonym w serek i rękawami do łokci.
"Nic się nie stanie", myślała Harper, odpinając zamek sukienki. "To tylko pierwszy dzień. Nawet nie będzie lekcji".
Ale ciężko jej było wierzyć swoim myślom.
Przebrała się i uczesała włosy. Pozostawiła je rozpuszczone, tak jak zazwyczaj, ale zrobiła przedziałek na bok i wpięła niewielką wsuwkę w taki sposób, by nie była widoczna, lecz utrzymywała jej fryzurę. Potem poszła do kuchni, gdzie brat i ojciec jedli już śniadanie - kanapki z masłem orzechowym i dżemem.
- Cześć, kochanie - ojciec skinął głową w kierunku jej miejsca, rzucając znaczące spojrzenie.
Dziewczyna usiadła. Już zamierzała wziąć się za jedzenie, gdy dostrzegła minę taty.
Błyszczące oczy, lekko drżące usta, szykujące się, żeby otworzyć je we właściwym momencie...
Dobrze go znała. Niewątpliwie szykował się, by im coś powiedzieć. I tak się stało.
- A przy okazji: dowiedziałem się, że do waszej klasy dołączą nowi uczniowie.
Spojrzał na swoje dzieci, jakby właśnie ogłosił, że wygrali milion dolarów. Ale oni nie podzielali tego entuzjazmu.
"Super", pomyślała Harper. "Dostawa głupich dzieciaków".
Nie powiedziała tego na głos. Tylko Owen rzucił szybkie: "Aha", po czym wpakował sobie resztę kanapki do ust.
- Hej! - zawołał pan McRae. - Nie cieszycie się?
- Cieszymy - głos Harper był pozbawiony jakichkolwiek emocji.
Ojciec objął ich ramionami.
- Nie zakładajcie wszystkiego w czarnych barwach. Kto wie, może okażą się całkiem w porządku.
Owen zwilżył usta.
- To się okaże.
Tato uśmiechnął się blado.
- To co, jesteście gotowi na nowy rok szkolny?
Harper uznała, że przecząca odpowiedź nie zostanie przyjęta, więc potaknęła i dopiła do końca herbatę. Jednego mogła być pewna: to nie będzie zwykły rok szkolny.
***
Pan McRae wysadził ich przed szkołą i odjechał. Najgorsza część tego dnia: bycie sam na sam z irytującym bliźniakiem.
Bystre oczy Owena rozglądały się, jakby szukając czegoś, co można zniszczyć i uciec z miejsca zdarzenia.
- Wiesz, gdzie są ci nowi? - zapytał.
- Nie i nie radzę ci ich szukać.
- Ale dlaczego?
Harper zamyśliła się, po czym wskazała palcem w jakimś kierunku.
- Och, popatrz! To chyba oni!
Owen odwrócił się, podekscytowany, po czym zmarszczył brwi.
- Ale tam nikogo nie ma...
Harper machnęła plecakiem i uderzyła go w nos.
- Au! - zaprotestował.
- Może to cię czegoś nauczy. Chodźmy.
Mimo wszystko Harper też dyskretnie rozglądała się za nowymi uczniami. Po drodze udała zainteresowanie w rozmowie z tatą i dowiedziała się paru rzeczy na ich temat. Aż osiem osób, wszyscy się znali. Czy to jakaś mafia?
Na razie jednak dziewczyna widziała same znajome twarze. Dostrzegła grupkę modnisi ze swojej klasy, które dyskutowały, wymieniały się kosmetykami i porównywały buty. Nieco dalej - paczka chłopaków podkładających nogę każdemu, kto przechodził: nawet nauczycielom. Na szczęście nigdy nie udało im się zaskoczyć Harper. Co innego z Owenem... Ale to już inna historia.
Bliźnięta udały się na salę gimnastyczną. Była przystrojona na tę akademię i kilka osób już się po niej kręciło. Harper pociągnęła brata za sobą i usiedli w ostatnim rzędzie ustawionych krzeseł - tam nikt nie mógł zaczepić ich z tyłu.
Dzieciaki zaczęły się zbiegać, wrzeszcząc do siebie i rzucając się na krzesła w szalonym tempie. Nauczycielom trudno było ich uspokoić. Kiedy trochę uciszono wszystkich, Harper wydawało się, że widzi chłopaka, którego wcześniej tu nie było. Miał zawadiacki uśmiech i zielone oczy. Nie zdążyła mu się lepiej przyjrzeć, bo widok zasłonił jakiś tęgi osiłek z trzeciej d.
Tymczasem Owen wyciągnął z kieszeni spodni gumową piłeczkę.
- Hej! - zaprotestowała Harper. - To przecież moje!
Owen parsknął, ale siostra szybkim ruchem wyrwała mu piłeczkę. Burknął i skrzyżował ręce na piersiach, podczas gdy dyrektor zaczął przemowę. Harper usiłowała się skupić, ale zapamiętała tylko tyle, że trwało to długo, a nikt nie powiedział nic przydatnego. A nie, wyczytano nazwiska nowych uczniów!Rzeczywiście, mieli dołączyć do klasy drugiej b - do jej klasy.
Później wszyscy rozbiegli się do swoich sal. Gromadka pierwszaków stanęła zdezorientowana pod ścianą, a starsi uczniowie się z nich śmiali.
- Ciekawe, czy są choć bliscy określenia w porządku - wymamrotał Owen.
- Nie są. To seryjni mordercy.
- Bardzo śmieszne.
Ale wtedy Harper jeszcze nie wiedziała, ile prawdy jest w jej słowach.
Bliźniaki weszły do klasy. Dziewczyna zaczęła się rozglądać. Zobaczyła gromadkę nowych uczniów. Niektórzy z nich nerwowo stukali palcami w blat, poprawiali kołnierze i robili mnóstwo innych rzeczy, jakby mieli ADHD, co, oczywiście, nie było możliwe. Nie cała ósemka.
Chyba...
Wychowawczyni odchrząknęła. Nazywała się pani Doods i uczyła języka angielskiego - najgorszego przedmiotu dla dyslektyków. Włosy miała ciasno upięte, a wzrok równie nieprzyjazny jak zawsze. Mimo swojego wieku, sięgającego już z pewnością pięćdziesiątki, nosiła czarną sukienkę i skórzaną kurtkę z ćwiekami.
- Zaczynamy nowy rok szkolny - rzekła takim tonem, jakby mówiła, że zaczynają naukę chińskich hieroglifów - w którym dołącza do nas ósemka nowych... uczniów. Myślę, iż poznacie się na przerwie.
Słowa nowi uczniowie brzmiały w jej ustach jak przekąski, których jeszcze nie próbowałam.
Zielonooki chłopak, którego Harper widziała na akademii, zmarszczył brwi. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął długopis, którym zaczął nerwowo stukać o kolano. Pani Doods spojrzała na niego i zmrużyła oczy. Po czym odwróciła się do klasy że sztucznym uśmiechem.
- Macie jeszcze jakieś pytania?
Milczenie. Jedynym pytaniem, jakie cisnęło się do ust Harper, było: "Czy mogę rzucić tę szkołę?". W dodatku znała odpowiedź nauczycielki: "Nie".
Gdy zadzwonił dzwonek, wszyscy skierowali się do wyjścia. Popularne dziewczyny zbiły się w grupkę, chwyciły torebki i wybiegły pierwsze. Za nimi podążyli nowi uczniowie, następnie pozostali, gawędzący ze sobą głośno i bez skrupułów. Harper i Owen szli na końcu.
Kiedy tylko dziewczyna przekroczyła próg sali, ktoś złapał ją za rękę. Odwróciła się. To był ten zielonooki chłopak, a za nim stała cała jego drużyna.
- Hej - przywitał się. - Chcecie zabić z nami nauczycielkę?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top