4. Jutro będę spać

– No nie daj się ciągnąć za język! – zniecierpliwił się. – Po prostu wyjaśnij mi to w pełnej i zwartej wypowiedzi.

Popatrzyła na niego z ukosa.

– Dobrze. Istnieje sześć klanów, a każdy ma swojego stwórcę, czyli wampira czystej krwi. Ale zacznijmy może od tego, jak powstali czystokrwiści. Jesteś Anteryjczykiem, więc na pewno znasz Kult Kryształów i nie muszę ci opowiadać o tych wszystkich bogach.

Skinął głową na potwierdzenie.

– Świetnie. Nie wiem, czy kojarzysz Cymosa – trzeciego wyklętego boga – ale to nieistotne. Wystarczy, jeśli powiem, że to on stworzył wampiry. Byli to Erwan Pierwszy, czyli założyciel Pierwszego klanu, oraz Gwanaelle Druga – założycielka klanu Drugich. Oboje całkowicie się od siebie różnili. Erwan mógł chodzić za dnia, gdyż słońce w ogóle na niego nie wpływało. Ponadto jego regeneracja przekraczała najśmielsze wyobrażenia – był w stanie uleczyć niemal każdą ranę. Za to Gwanaelle miała już nigdy nie ujrzeć blasku słońca, które stanowiło dla niej śmiertelne zagrożenie. Za to potrafiła kryć się w cieniach – stawiała kroki bezszelestnie oraz stawała się niewidoczna, gdy tylko chciała.

Castia przerwała na chwilę wywód, by napić się wody. Od dawna tyle nie mówiła, więc jej gardło szybko się męczyło.

– Przed przemianą byli zwykłymi ludźmi, ale, skuszeni wizją nieśmiertelności, zgodzili się na przyjęcie wampiryzmu. Przez następne lata tworzyli swoje klany, przemieniając innych ludzi. Cały ten proces obserwowała Deidre, czyli ta słynna quaramska bogini księżyca, której czczenie jest zakazane.

– Czekaj, mówiłaś o bogach z Kultu Kryształów. Czemu nagle przeskoczyłaś do całkiem innych wierzeń?

– Uważasz, że Nadistoty z pozostałych religii nie istnieją?

– Zacznijmy od tego, czy w ogóle w kogokolwiek wierzę. Ale rozumiem, że to tylko takie mity o powstaniu wampiryzmu, więc przyjmijmy, że i Kryształowi Bogowie i Deidre istnieją.

– Na czym skończyłam? A tak. Deidre po raz kolejny postanowiła zrobić wszystkim na złość. Stworzyła klan Trzeciego, którego protoplastą był Wilfrid. On i członkowie jego ,,rodziny'' spotkali się z pogardą ze strony pozostałych klanów. W sumie nic dziwnego, bo dla Trzecich wampiryzm był prawdziwą klątwą. Podczas nowiu niemal nie różnili się od zwykłych śmiertelników, lecz wraz ze wzrostem księżyca ich siła rosła. W trakcie pełni całkowicie tracili nad sobą kontrolę, zabijając każdego, kto stanął na ich drodze.

– Prawie jak wilkołaki – wtrącił Arthur.

– Wilkołaki nie istnieją – odparła blondynka poważnym głosem.

– Szkoda, to dość ciekawe stworzenia.

– Kontynuując: do tej całej gry wtrącił się kolejny bóg – Brieris, Pan Zagadek. Stworzył dwa kolejne wampiry – Azareę Czwartą i Sylvaina Piątego. On jednak nie pytał śmiertelników o zgodę. Po prostu ,,obdarzył'' ich mocą. Czwarta postanowiła nigdy nie tworzyć klanu, przez co została prześmiewczo nazwana Samotną Królową. Z tego co wiem, potrafiła całkowicie się dematerializować oraz podróżować pod postacią mgły, jednak znacznie częściej i mocniej odczuwała głód krwi. Piąty pogodził się z nowym życiem i zaczął tworzyć swój ród. Jednak jego krew miała specjalne właściwości – była trucizną dla innych wampirów. Z tego powodu Klan Piątego stał się celem łowców, którzy, jak nietrudno się domyślić, wykorzystywali ich do polowań na pozostałych krwiopijców. Z czasem także pozostałe wampiry zaczęły wybijać Piątych, by uratować własną skórę. Potomków Sylvaina została ledwie garstka, a on sam zniknął.

Nastała chwila ciszy. Arthur miał w głowie mnóstwo pytań, w końcu dziewczyna właśnie opowiedziała historię własnego klanu. Wstrzymał się jednak i pozwolił jej mówić wedle uznania.

– W międzyczasie powstał ostatni klan. Valentina Szósta sama błagała bogów, by zesłali na nią moc. W końcu Brieris wysłuchał jej próśb i ją przemienił. Kobieta była zachwycona nowymi umiejętnościami – potrafiła manipulować umysłami zwykłych śmiertelników oraz tworzyć proste iluzje. Postanowiła stworzyć największy i najsilniejszy klan, więc masowo przemieniała ludzi, którzy przemieniali kolejnych i tak dalej. Ich liczba rosła w zastraszającym tempie. Erwan i Gwanaelle ubłagali Cymosa – swojego stwórcę – by coś z tym zrobił. Bóg przekonał Brierisa, aby ten odebrał szóstym możliwość tworzenia kolejnych krwiopijców. Przez to ani Valentina, ani jej Półkrwi i Ćwierćkrwi nie mogą nikogo zmienić.

– Półkrwi i Ćwierćkrwi?

– Tak. Na czele klanu stoi protoplasta, czyli wampir Czystej krwi. Osobę, którą przemieni, nazywa się Półkrwi, a jej ,,dziecko'' Ćwierćkrwi. Kolejne rangi nie mają nazw, choć niektórzy używają określenia ,,Dalszej krwi''.

– A ty jesteś...

– Półkrwi. Zmienił mnie Sylvain Piąty.

Arthur gwizdnął z podziwem.

–Nieźle. Ale jedno mnie zastanawia... Dlaczego zgodziłaś się opowiedzieć to wszystko tak po prostu? Myślałem, że istnienie wampirów to jakaś wielka tajemnica i w ogóle...

– W gruncie rzeczy to jest tajemnica, ale historia o powstaniu wampiryzmu jest dostępna dla zwykłych ludzi. Została opisana zarówno w Boskich Księgach jak i w ,,Skażonej krwi'' Malora z Olwen.

– Nie czytałem. Jakoś religia mnie średnio interesuje.

– A szkoda, bo jest w niej sporo prawdy.

– Trochę mnie dziwi, że jesteś wierząca.

–Dlaczego?

– Jakoś zawsze Istoty kojarzyły mi się z zaprzeczeniem założeń religijnych. A przynajmniej Kultu Kryształów.

– Ty naprawdę mało wiesz. Edukacja w tych dziwnych czasach jest na bardzo niskim poziomie. Przecież Istoty pochodzą bezpośrednio o Nadistot.

– I chcesz powiedzieć, że ten mit, który mi opowiedziałaś, jest prawdziwą historią? Że tamtych ludzi naprawdę przemienili bogowie?

– Owszem. Tak łatwo uwierzyłeś w to, kim jestem, a teraz masz wątpliwości?

– To chyba nie jest takie dziwne. Wampir wydaje się być po prostu przedstawicielem innego gatunku. Ale całe to gadanie o Nadistotach i Istotach... W to ciężko uwierzyć. Zwłaszcza komuś takiemu jak ja, kto wychował się w ateistycznej rodzinie.

Castia westchnęła głęboko. Ta rozmowa zaczęła ją męczyć. Odnalezienie wspólnego języka z człowiekiem, który urodził się w innych czasach i do tego ma ledwie osiemnaście lat, nie było proste. On zbyt mało widział, zbyt mało doświadczył.

– Zmieńmy temat. To nie jest dobra chwila na tego typu przemyślenia.

– W porządku. Więc co z przemianą? Ugryzienie wystarcza?

– I tak i nie. Wampir musi mieć wolę kogoś zmienić. Jeśli nie chce, bądź się waha, ugryzienie będzie zwykłą raną kłutą.

– Czosnek?

– Bzdura.

– Srebro?

– Nie działa w żaden specjalny sposób.

– Odbijacie się w lustrach?

– Tak.

Arthur zamilkł na chwilę. Nerwowo drapał się po czole, próbując wymyślić kolejne pytania. W końcu go olśniło.

– O, wiem! Masz jakieś specjalne moce?

– Owszem, choć pewnie nie takie, jak myślisz. Nie rzucam kulami ognia i nie zmieniam się w wielkiego nietoperza. Ale prawie umiem latać.

– Prawie?

– Tylko lewitować i tylko, jeśli jestem skupiona. Poza tym znalazłeś mnie, gdy byłam w letargu. To też jest umiejętność mojego klanu.

– Czyli potrafisz długo spać. Imponujące– droczył się nastolatek.

Nawet jego dziwił fakt, że był tak rozluźniony w towarzystwie blondynki. Być może to przez długotrwały brak kontaktu z innymi ludźmi. Poza rodzicami nikt nie chciał mieć z nim do czynienia. Ale Castia wydawała się inna – traktowała go jak... Człowieka. Zapewne dlatego, że sama nim nie była. Jednak dopóki nie stanowiła zagrożenia dla jego rodziny, nie dbał to. Własnym bezpieczeństwem i tak się nie przejmował. Resztki instynktu samozachowawczego oraz cała chęć do życia przepadły w momencie wypadku z drabiną.

Dziewczyna nie odpowiedziała na zaczepkę. Uśmiechnęła się tylko lekko, co jeszcze mocniej podkreśliło groteskowy wygląd jej twarzy. Osiemnastolatek nie mógł patrzeć bezpośrednio w czerwone oczy, zbyt mocno go niepokoiły. Nagle podskoczył w miejscu i szybko zerknął na zegar. Było już po dwunastej.

– Zaraz wrócą moi rodzice! Nie mogą mnie zobaczyć!

– Spokojnie, nie gorączkuj się tak.

– Jak ja im wyjaśnię tę sytuację? Powinnaś się schować.

– Myślę, że wszystko się jakoś ułoży.

Arthur patrzył na nią zdezorientowany. Panika w nim narastała, bo starsi mogli wrócić lada moment.

– Co ty mówisz? Nie daj się prosić i pozwól się zaprowadzić do piwnicy. W nocy będziesz mogła wyjść. No już, chodźmy tędy... – osiemnastolatek nerwowo przebierał nogami, a słowa padały z jego ust w takim tempie, że ledwo nadążał z łapaniem oddechu.

– Arthurze! – Castia po raz pierwszy podniosła głos, lecz jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. – Mam ponad trzysta lat. Dostrzegam rzeczy, na które osoba w twoim wieku nigdy nie zwróci uwagi, a ponadto przewyższam cię mądrością, inteligencją, sprytem i doświadczeniem. Po prostu usiądź i rób, co każę.

Młody Kelly zawahał się, ale posłusznie wrócił na swoje miejsce przy stole.

– No, grzeczny chłopiec. Przestań się tak przejmować. Uspokój się trochę i rozluźnij. Wszystko będzie dobrze, nie spotkają cię żadne problemy.

Anteryjczyk milczał. Wbił wzrok w blat i nie wiedział, co ma zrobić. Po chwili wstał i, nim blondynka zdążyła go upomnieć, powiedział:

–Chociaż naczynia pozmywam. – Zgarnął talerze po jajecznicy i oddał się jedynemu zajęciu, które mogło go odprężyć – sprzątaniu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top