1. Ja nie zaznam snu

Duża, dębowa, zakurzona skrzynia leżała w piwnicy od niepamiętnych czasów. Nawet, jeśli była chroniona runami, Arthur mógł bez problemu ją otworzyć. A jednak coś w jego głowie mówiło, by tego nie robił.

Już nie pamiętał, kiedy po raz pierwszy zwrócił na nią uwagę. Zapytał wtedy rodziców, czym jest ów przedmiot, jednak ci nie potrafili odpowiedzieć. Z każdym kolejnym dniem skrzynia coraz mocniej tkwiła w umyśle chłopaka. Dziecięcą ciekawość powstrzymywała jedynie mentalna blokada – przeczucie, że będzie żałował, jeśli ją otworzy.

Dni zmieniły się w tygodnie, miesiące, a w końcu w lata. Arthur dorósł, a tajemnica, kryjąca się w najgłębszych zakamarkach piwnicy, wydawała się jedynie wytworem dziecięcej fantazji. Niektórzy mieli zmyślonych przyjaciół, on wymyślił magiczną skrzynię. Tak sądził, aż do momentu, gdy ponownie ją znalazł.


***


Osiemnastolatek dmuchnął na dębowe wieko. Chmura kurzu rozeszła się po piwnicy. Chłopakowi na sam ten widok zachciało się kaszleć i kichać, ale stłumił reakcję. Skrzynię wciąż pokrywała gruba warstwa pyłu, który zbierał się od wielu lat. Arthur chwycił jakąś starą ścierkę i dokładnie wytarł drewnianą powierzchnię. Musiał mieć pewność, że nie zostanie na niej nawet odrobina brudu. Nie miał pojęcia, jakim cudem taka warstwa kurzu uchowała się przed nim. Regularnie sprzątał wszystkie zakamarki niemal każdego dnia. Kiedy w końcu upewnił się, że drewno jest idealnie czyste, przyjrzał się obiektowi.

 Gdy był dzieckiem, nie zwracał uwagi na piękne, bogate zdobienia, jakimi przedmiot był pokryty. To była naprawdę misterna robota, a patrząc na wyrzeźbione motywy, mógł stwierdzić, że miała co najmniej sto lat. I z pewnością była warta niemałą sumę.

Młody Anteryjczyk przypatrzył się runicznym wiązaniom, wyrzeźbionym wzdłuż bocznych krawędzi. Były dość przestarzałe. Może i niegdyś takie zabezpieczenie uchodziło za porządne, ale w sześćset dwudziestym roku Trzeciej Ery, każdy, kto skończył drugą szkołę, mógł je złamać. Arthur w mgnieniu oka dojrzał kilka bram, czyli symboli złożonych z trzech run, które stanowiły słabe punkty całego wiązania. Wystarczyło je nadpisać, by podnieść wieko.

Nagle pewna myśl sprawiła, że serce chłopaka zabiło mocniej. Myśl, że w środku znajdzie coś... Nawet nie umiał tego określić. Prawdopodobnie jego umysł sam stworzył tajemnicę starej skrzyni, próbując odnaleźć coś niezwykłego w szarej codzienności. Nic dziwnego, kiedy żyje się w miejscu takim jak Kaelen, zazwyczaj brakuje adrenaliny.

A jednak Arthur zawahał się. Po kilku minutach namysłu wstał i opuścił pomieszczenie.


***


Gdy leżał w łóżku, pod ciepłą pierzyną, myśl o skrzyni wciąż nie dawała mu spokoju. Nurtowało go to do tego stopnia, że był przekonany, iż dębowy przedmiot mu się przyśni. A jednak się mylił. Choć w istocie ten sen był inny, niż dotychczasowe. Już sam fakt, że Arthur zdołał go zapamiętać, był niezwykły, lecz było w nim coś niepokojącego.

Znajdował się w zimnym pomieszczeniu o niezwykle wysokim suficie. Sala była tak długa, że nie widział jej końca. Ściany i podłoga zostały zrobione z jasnych kamieni. Na niektórych wyryte zostały proste obrazki.

Nastolatek ruszył przed siebie. Nie miał innego wyjścia, był zamknięty w tym pomieszczeniu. Szedł przez długi czas, nie widząc końca sali. Po obu stronach znajdowały się puste stoły. A przynajmniej były puste, dopóki Arthur nie zwrócił na to uwagi. Nagle pojawili się przy nich ludzie... Cóż, tak wyglądali na pierwszy rzut oka. Gdy im się przyglądał, z każdą chwilą wyglądali mniej ludzko. Ich twarze były trupio blade, a skóra wydawała się przeźroczysta – przebijały spod niej nawet drobne żyły. Z bielą skóry kontrastowały oczy, których białka miały rażąco czerwoną barwę. Gdy jedna z postaci zauważyła, że chłopak jej się przygląda, zaśmiała się, a z ust wyleciała struga krwi. Nagle cała sala zanosiła się krwawym śmiechem. Na podłodze zbierała się coraz większa kałuża czerwonej cieczy.

Arthur pobiegł przed siebie najszybciej, jak umiał. Miał jednak wrażenie, że stoi po kolana w mule, bo poruszał się niezwykle wolno. Po chwili zauważył, że każdy jego ruch, nawet mrugnięcie, trwał dobrą chwilę. Za to przerażające postaci nie miały tego problemu. Zbliżały się do niego, wciąż plując krwią. Chciał krzyczeć, ale nie mógł. Wiedział, że jeśli otworzy usta, stanie się to samo, co z ,,ludźmi'' obecnymi na sali.

Myślał, że to jego koniec, lecz wtedy dostrzegł koniec pomieszczenia. Pod ścianą, na tronie zrobionym z kryształów, siedział wysoki, szczupły mężczyzna. Jego skóra również była niemal przeźroczysta, a oczy płonęły czerwienią, jednak w porównaniu z pozostałymi, wydawał się... ludzki. Było w nim coś niepokojąco fascynującego. Arthur wyciągnął ku niemu dłoń, a mężczyzna odwzajemnił gest. Ich palce prawie się zetknęły, kiedy postać na tronie zmieniła się w kryształ. Nie, prawdopodobnie była nim cały czas, to osiemnastolatek tego nie zauważył... Figura zaczęła pękać. Chłopak rozejrzał się w panice. Wszyscy stali się kryształami i wszyscy rozsypywali się na drobne kawałki. W zimnej, jasnej sali ubrudzonej krwią, rozbrzmiał odgłos pękającego szkła.

Chłopak otworzył oczy. Leżał na podłodze, tuż obok swojego łóżka. Poduszka znajdowała się po drugiej stronie pokoju, a kołdra wisiała na krawędzi materaca. Wstał powoli, ale i tak zakręciło mu się w głowie. To był najdziwniejszy sen, jaki kiedykolwiek mu się przyśnił. Od razu zaścielił łóżko. Po prostu nie mógł tego nie zrobić. Osiemnastolatek przebrał przepoconą koszulkę, którą schludnie złożył i wrzucił do kosza na pranie, i z runiczną latarką w ręce, zszedł do piwnicy.


***


,,Dobrze, że nie ma rodziców'', pomyślał. Jednak po głębszym zastanowieniu wolałby, żeby byli obok. ,,Jesteś dorosłym mężczyzną, weź się w garść'', dodawał sobie otuchy.

Schody skrzypiały bardziej niż zwykle. W piwnicy panował okropny chłód. Arthur szybko znalazł jego źródło – zapomniał zamknąć małe okienko umieszczone tuż pod sufitem. Dobrze, że przynajmniej ubrał skarpety. Zszedł najciszej, jak potrafił, a jednak wydawało mu się, że narobił niemało hałasu. Poświecił latarką dookoła, by upewnić się, że nic nie czyha na niego w ciemnościach. Nagle coś go oślepiło. Nieprzyzwyczajone do światła oczy zapłonęły bólem. Serce nieomal wyskoczyło mu z piersi. Oczekiwał nieuniknionego, jednak nic się nie działo. Minęło dobrych kilka sekund, nim się wyprostował, a cokolwiek dojrzeć mógł dopiero po około minucie. Tuż przednim, spod starej chusty wystawał fragment lustra. Zupełnie o nim zapomniał i skierował strumień światła na taflę. Arthur klepnął się dłonią w czoło i zaśmiał cicho. Nagle piwnica nie była już takim strasznym miejscem. Była zwykłym, przesiąkniętym wilgocią, gdzieniegdzie porośniętym grzybem, pomieszczeniem. Chociaż w sumie wizja zapleśniałych ścian była dość straszna... Postanowił, że za dnia koniecznie to sprawdzi i pozbędzie się ewentualnych plam z pleśni.

Młody Anteryjczyk starannie zasłonił lustro i skierował się ku stercie gratów, które niedawno wyczyścił i ułożył według rozmiaru, za nią ukryta była skrzynia. Ponownie obejrzał jej wieko. Nawet w środku nocy, w świetle latarki był w stanie przełamać wyryte wiązania. Zaraz... Dlaczego właściwie nie zaświecił światła? Znowu klepnął się w czoło. Odszukanie przełącznika nie sprawiło mu problemu. W końcu mógł się swobodnie poruszać.

,,Czas na męską decyzję'', pomyślał. Chwycił mały nożyk, który leżał na niskim stoliku, i zaczął ryć symbole, mające na celu przełamanie bariery ochronnej. O działaniu run decydowały nawet najmniejsze kreski, więc, mimo że trzęsły mu się ręce z zimna, cierpliwie i starannie operował ostrzem.

Minęła może godzina, kiedy skończył. Znaki, wyryte przez niego wyglądały tak biednie, w porównaniu ze starannymi runami i wplecionymi między nie zdobieniami. Przez chwilę żałował, że zniszczył drogocenny przedmiot, jednak w środku mogło znajdować się coś o wiele bardziej wartościowego.

,,Właściwie... To dlaczego rodzice przez tyle lat się tym nie zainteresowali?'', ta myśl już nie raz nie dawała mu spokoju. Jednak za każdym razem, gdy próbował zwrócić ich uwagę na skrzynię, kazali mu zapomnieć i zmieniali temat.

Nadeszła ta chwila, na którą czekał od lat. W końcu miał podnieść wieko i zobaczyć, co jest w środku. Tylko dlaczego wciąż się wahał? Dziwna blokada psychiczna, którą zdołał przełamać na tyle, by poradzić sobie z zabezpieczeniem, była tylko jednym powodem. Naszła go myśl, że jeśli znajdzie w środku coś bezużytecznego, spotka go zawód. Cała tajemnicza otoczka, którą budowała jego wyobraźnia przez lata, pryśnie. Magia kryjąca się w piwnicy zniknie.

Przez moment chciał odejść, lecz przecież był już dorosłym mężczyzną. Powinien po prostu otworzyć skrzynię, nie przejmując się dziecinnymi wyobrażeniami.

Chwycił pokrywę z dwóch stron i zaczął odliczać szeptem.

– Raz. – Wstrzymał oddech.

– Dwa. – Serce chyba też mu na chwilę stanęło.

– Trzy! – Szarpnął w górę, unosząc wieko i przewrócił się w tył.

Nie sądził, że będzie tak lekkie. Pośpiesznie się podniósł i zajrzał do wnętrza skrzyni.

Spodziewał się wszystkiego, nawet wiekowych zwłok, ale to, co znalazł w środku, kompletnie go zaskoczyło.

Na czarnym aksamicie, w pozycji embrionalnej leżała ludzkich rozmiarów lalka. Jej jasne, długie do pasa, falowane włosy zakrywały twarz. Odsłonił ją delikatnym ruchem. Skóra na policzku była lodowato zimna, ale jednak miękka... Nie miał pojęcia, z czego figura została wykonana, lecz wyglądała na bardzo drogą. Same ubrania były dziełem sztuki – czarny, misternie zdobiony złotą nicią gorset, czerwona, falbaniasta sukienka po kolana, obszyta czarną koronką, która pełniła także rolę rękawów.. Na szyi lalki widniał złoty wisior, a uszy zdobiły kolczyki, prawdopodobnie rubinowe. Jedynie stopy pozostały nagie, nie miała ani butów, ani żadnych skarpet, czy rajstop.

Gdy chłopak skończył podziwiać strój, przyjrzał się jej twarzy. Była niemal biała, co kontrastowało z ciemnymi, pełnymi ustami. Prawie idealna. Jedyną skazę stanowiły drobne, liczne piegi, pokrywające zadarty nos. Jednak dla Arthura plamki dodawały lalce uroku. W niemym zachwycie nie mógł się powstrzymać i położył dłoń na zimnym policzku. Miał ochotę wyciągnąć ją ze skrzyni i wziąć w ramiona. W sumie nic go przed tym nie powstrzymywało. Osiemnastolatek delikatnie wsunął jedną rękę pod kolana, a drugą pod łopatki. Spróbował ją unieść. Była o wiele cięższa, niż myślał. Zupełnie jak normalna dziewczyna.

Włożył w to lekki wysiłek, ale udało mu się. Wieloletnia praca fizyczna wyrobiła mięśnie chłopaka. Stał tak, wpatrzony w bladą twarz, trzymając postać w ramionach. Wyglądała jakby spała, pogrążona w letargu. Arthur nie miał pojęcia, skąd lalka wzięła w jego piwnicy. Rodzice z pewnością by jej nie kupili, wyglądała na wartościową, a oni nie byli zbyt majętni. Prezent także odpadał, nie znali nikogo, kto mógłby podarować coś takiego.

W wyobraźni osiemnastolatka nagle pojawiła się dziwna myśl. Jeśli lalka tak mocno przypomina prawdziwą dziewczynę, to jak wygląda pod ubraniem? Twarz Arthura zaczerwieniła się lekko. Tak szybko, jak o tym pomyślał, odrzucił fantazję. Mógłby sobie wmówić, że chciał tylko obejrzeć przedmiot w całości, by móc go wycenić, ale z tyłu głowy miałby wspomnienie rozbierania lalki, by móc rozkoszować się widokiem jej nagiego ciała. A to wydawało mu się niepoprawne. Jednak, choć chciał odłożyć ją do skrzyni, nie mógł tego zrobić.

,,Ma samotnie spędzić kolejne lata w zapomnieniu?'', pytał sam siebie. To tylko figura, tylko przedmiot... Nie potrafił tak o niej myśleć. Z bladą postacią w ramionach, ruszył po schodach na górę, gasząc wcześniej światło.


***


Położył ją na swoim łóżku i przykrył. Nie chciał, by się wychłodziła.

,,Ja mogę spać na podłodze. Albo na kanapie w salonie'', planował. Po chwili potrząsnął mocno głową. ,,Co ja wyprawiam? Do reszty mi odbiło?''

Przecież to była tylko lalka. Tylko... Spojrzał na nią jeszcze raz i serce mu stanęło. Patrzyła prosto na niego, a jej oczy były okropne. Białka miały mocno czerwony kolor, zaś niebiesko-zielone tęczówki wydawały się lśnić złowrogim blaskiem, choć jednocześnie były mętne niczym woda w stawie. Arthurowi przypomniał się sen – postaci, które pluły krwią. I choć chwilę wcześniej był sparaliżowany, rzucił się w stronę drzwi. Drobna blondynka skoczyła za nim, łapiąc go delikatnymi dłońmi za szyję.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top