6
Tak jak zapowiedział to Masaru Bakugou, następnego dnia z samego rana jego karoca wyruszyła w kolejną podróż. Katsuki odprowadził ją aż pod samą bramę, a jego rodzeństwo krzyczało tylko żeby pamiętał o tym o co prosili. Bakugou miał ochotę nawtykać im ich próżność, ale wiedział, iż nie przystoi to mu. Wziął głęboki oddech, wiedząc, że teraz czeka go długi miesiąc wraz z nową rodziną, która nie wyglądała jakby pałała do niego zbyt wielką sympatią. Kobieta potrafiła to jeszcze zamaskować pod maską kiepskich żartów, ale jej dzieci nawet nie szczędziły sobie komentarzy na temat jego zachowania. Ta dwójka nie potrafiła robić nic po za leżeniem całymi dniami oraz niezbyt skutecznymi lekcjami śpiewu i grania na altówce.
Jedną z tych lekcji chłopak mógł usłyszeć, gdy za prośbą macochy zrobił jej herbaty, nie chcąc narażać na jej komentarze reszty służby, która w pocie czoła pracowała by zadowolić delikatne podniebienia nowych domowników. Katsuki skrzywił się trochę słysząc fałsz wychodzący z ust Ochako, oraz pomyłki Tetsu, który uczył się grać na altówce. Oczywiście nie umknęło to uwadze Kayama'i, która spojrzała krzywo na blondyna. Kobiecie nie podobał się fakt, że musi znosić towarzystwo tego chłopca. Czerwonooki zniżył zawstydzony głowę i udał się do kuchni, w celu odstawienia tacy.
Katsuki korzystając z chwili wolnego postanowił udać się na przejażdżkę koniem. Wszedł do stajni, gdzie przywitała go dwójka starszych mężczyzn odpowiedzialnych za karmienie zwierząt i czystość w stajni. Podszedł do boksu, w którym stał śnieżno biały koń. Blondyn przywitał się z nim, a następnie osiodłał i powoli wyjechał z obory.
Chłopak galopował w stronę lasu, gdzie o tej porze dnia jest przyjemny dla ciała cień. Nie przejmował się śliskim błotem po nocnej ulewie, czy chociażby dzikimi zwierzętami, które mogły go zaatakować. Jedyne o czym marzył to chwila spokoju. Był niesamowicie szczęśliwy, manewrując między drzewami. Koń galopował szybko omijając drzewa. Blondyn śmiał się przy tym i delektował chłodnym wiatrem we włosach. Niestety i tą chwilę coś musiało zniszczyć.
Choć kto wie? Może to "coś" ją wzbogaciło?
Chłopak zobaczył śmigający cień, a następnie mocne szturchnięcie, gdy koń gwałtownie zahamował. Blondyn wypadł z siodła wprost w kałużę błota leżącą przed nim. Upadek zabolał go i otumanił na tyle, by przez kilka minut leżał z twarzą w błocie. W końcu wstał, gdy Perła szturchnęła go pyskiem w ramię.
-Najmocniej Pana przepraszam! -Katsuki podniósł wzrok na młodzieńca siedzącego na czarnym koniu. Czerwono-włosy zsiadł z wierzchowca i podszedł do otumanionego chłopca. Bakugou przyjrzał się mu bliżej, analizując jego ewentualne zamiary. -Zauważyłem panicza odrobinę za późno i nie byłem w stanie zatrzymać Roit'a.
-Nic się nie stało-odparł chwytając wyciągniętą przez młodzieńca dłoń- Jestem tylko odrobinę brudny. Od błota jeszcze nikt nie umarł, a przynajmniej nic o takim przypadku nie słyszałem. -blondyn w odpowiedzi usłyszał tylko cichy śmiech nieznajomego, który przypadł mu do gustu, a przynajmniej był lepszy niż rechot przybranego brata.
-Chodźmy, kilka metrów stąd jest studnia, obmyjesz się- Bakugou pokiwał głową na znak zgody i wraz z nieznajomym udał się do krynicy. Błoto nieprzyjemnie zasychało na jego skórze i podrażniało otwarte oczy.
Czerwono-włosy pomógł mu podejść do ujęcia wody i delikatnie obmył płynem jego twarz. W ten ukazał mu się niezwykły widok. Blada i gładka niczym porcelana skóra, duże wąskie czerwone oczy przyozdobione długimi rzęsami, mały i lekko zdarty nos oraz wąskie różowe usta. Mężczyzna pierwszy raz widział kogoś o tak niesamowitej urodzie. Mógłby przysiądź, że na krótki moment wstrzymał oddech i odebrało mu głos.
-Czy coś się stało? -zapytał zdziwiony chłopak, wycierając swoją twarz w biały fartuszek.
-Nic, po prostu nigdy nie wiedziałem kogoś równie pięknego jak ty- odpowiedział bez zastanowienia czerwono-włosy młodzieniec. Katsuki zarumienił się w odpowiedzi na jego odzew. Wielu ludzi mówiło mu to, jednak ta osoba miała w sobie tajemniczą aurę, która przyciągała blondyna.
-Wiele osób mi to mówi jaśnie Panie- wzruszył ramionami chłopak- Jednak dla mnie wygląd jest niczym piękna okładka książki o kiepskiej tematyce. Ludzie oceniają okładkę nie przejmując się co może kryć się w środku.
-Jednak nie wyglądasz na kogoś złego- mężczyzna podszedł bliżej Bakugou, chcąc przyglądać się jego urodzie z bliska- Pozwól więc, żebym mógł ocenić cię jako piękną całość.
-Pozwolę więc i postaram się ciebie nie zawieść-chłopak uśmiechnął się nieśmiało w kierunku młodzieńca- Wybacz, że przerywam tą chwilę, jednak muszę już wracać, domownicy będą się niepokoić.
-Przyjmij na pożegnanie me ponowne przeprosiny i wybacz moją nieuwagę- czerwono-włosy ukłonił się przed Katsuki'm i łapiąc za jego dłoń, ucałował ją delikatnie.
-Żegnaj więc, nieuważny nieznajomy!
-I ty żegnaj piękny!
Blondyn wsiadł na Perłę i machając nieznajomemu odjechał w kierunku domu. Jego serce biło szybko, nie chcąc się uspokoić. Czerwonooki nie mógł uspokoić nie tylko kołatającego serca, a i poplątanych myśli krążących wokół nieznajomego. Nie mógł przestać myśleć o tym mężczyźnie. Był dla niego taki tajemniczy i w dodatku biła od niego jakaś silna aura. Wydawał się być taki dostojny.
Katsuki po rozsiodłaniu konia wszedł do domu, gdzie znowu powitały go głośne śmiechy i chaotyczne rozmowy gości. Nie chcąc przeszkadzać macosze w przyjęciu udał się do kuchni, gdzie zjadł resztki kolacji, a następnie udał się do swojego pokoju na strychu. Przebrał się w świeże ciuchy i położył się na twardym łóżku. Próbował zasnąć, jednak dzisiejsze wydarzenia i głośny bankiet mu na to nie pozwalały.
Chcąc zagłuszyć hałas i swoje myśli, chłopak zaczął nucić sobie piosenkę, którą zawsze śpiewała mu matka. Przyglądał się z dokładnością oknu, za którym widział zachodzące powoli słońce. Z oczu poleciały mu łzy na wspomnienie tych kilku radosnych chwil z matką, a jego jedynymi towarzyszami w tej chwili były trzy uważnie słuchające go myszki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top