4

Dni mijały spokojnie, a młody Katsuki dorastał pod czujnym okiem ojca oraz Pani Yoihany, która starała się zastąpić chłopakowi matkę. Blondyn był jej wdzięczny za to wszystko, jednak nikt, nigdy nie zastąpi mu jego ukochanej mamy. Czerwonooki starał się ze wszystkich sił zminimalizować ból po stracie matki, ale jak miał to robić, gdy wszystko mu o niej przypominało? Nawet jego własne odbicie w lustrze wydawało mu się paskudne. Ludzie zazdrościli mu wyglądu jak i dobroci serca, uważali, że jako szlachcic ma wszystko na tacy. Nikt nie pomyślał nawet, że dobrym człowiekiem nie jest się ze względu na stan majątkowy czy wygląd zewnętrzny. To życie kształtuje każdego z nas. Nikt nie rodzi się zły lub dobry, każdy z nas ma tyle samo dobroci co zła. To my wybieramy drogę, którą chcemy się kierować.

Blondyn był właśnie w salonie, sprzątając strych znalazł chustkę, którą zaczęła haftować jego matka, jednak nie udało jej się tego skończyć. Katsuki postanowił, że zrobi to za nią. Haft nie był dla niego obcą czy też trudną sztuką, więc siedział w salonie i dokańczał bramować kwiat róży, wyszyty czerwoną nicią. W pewnym momencie chłopak usłyszał gnające konie, których okute podkowami kopyta, uderzały o kamienną drogę, ciągnąc za sobą masywną karocę. Chłopak natychmiast zerwał się z niebieskiego fotela i wybiegł na dwór, stając obok niewielkiej studni. Brązowa karoca z miedzianymi zdobieniami zatrzymała się niedaleko stajni, a niewielkie drzwi otworzyły się z impetem. Ze środka wyszedł średniej wielkości mężczyzna o roztrzepanych brązowych włosach i niewielkich okularach. Pod pachą trzymał swój nie zawody neseser. Zapłacił woźnicy i z pomocą pracowników zabrał swoje bagaże.

-Tato! -zawołał Katsuki biegnąc w kierunku ojca. Cieszył się, że w końcu go zobaczył po tak długiej rozłące. -Te cztery tygodnie dłużyły mi się niemiłosiernie!

-Katsuki moje ukochane dziecko- mężczyzna otworzył ramiona, z czego skorzystał chłopak wtulając się w rodzica. -Dniami i nocami myślałem tylko o tobie- odparł po chwili.

-Ale już jesteś, Bogu dzięki, że wróciłeś- odpowiedział mu chłopak. Odsunął się od Masaru i zabrał ze sobą część bagaży.

-Musiałem wrócić. Dziś jest bardzo ważne święto- mężczyzna zatrzymał się wraz z synem w salonie, odebrał od niego bagaż i zaczął czegoś w nim szukać. Blondyn nie zrozumiał ojca. Skoro to takie ważne, to dlaczego on nie pamiętał?

-Święto? - zapytał cicho, przyglądając się szatynowi- Tato o czym ty mówisz?

-Jak to o czym? -odpowiedział spokojnie, wyciągając z torby kilka torebek i podchodząc bliżej syna- Dziś 20 kwietnia synku. Wszystkiego Najlepszego! - dodał podając woreczki blondynowi.

-To już dziś? -zapytał chłopak sam siebie. Niepewnie otworzył jeden z woreczków. W środku znajdowały się jakieś nasiona. Spojrzał nie zrozumiale na ojca.

-Wiem, że uwielbiasz róże, więc gdy spotkałem jakiegoś kupca z kwiatami, to uznałem, że na pewno je polubisz- mężczyzna uśmiechnął się niepewnie do chłopca- Masz tu takie jak „Ena Harkness", Old Fragrance, Papa Meilland, "Casanova" oraz „Athena". Jestem pewny, że jak tylko urosną to ozdobią nasz dom swoimi niezwykłymi odcieniami.

-Dziękuje tato, ty zawsze wiesz czego mi potrzeba! -chłopak rzucił się na ojca, przytulając go mocno- Posadzę kilka z nich przy mamie, na pewno się ucieszy, też je kochała.

-Ona sama o nie za pewnie zadba.

Katsuki wraz z ojcem zjedli obiad w towarzystwie opowieści Masaru o niezwykłych stworzeniach i różnorakich roślinach. Chłopak słuchał jego opowieści z zapartym tchem, jak zwykle. Kochał opowieści ojca o jego podróżach już od najmłodszych lat. Często marzył o tym by ten zabrał go razem ze sobą, na choć jedną, ale gdy zmarła Mitsuki, chłopak zajął się domem. Nie miał czasu na podróże, był "Panią Domu", znał swoje powinności. Nie czuł się też z tego powodu smutny, w końcu miał tu oddanych przyjaciół i przyjemną atmosferę.

Katsuki po ciężkim dniu chciał się już położyć, jednak przerwał mu jego ojciec, prosząc go ze sobą na ostatnią tego dnia rozmowę. Mężczyzna chciał mu coś zakomunikować. Chłopak niepewnie wszedł do gabinetu Masaru. Jego ojciec wyglądał na przejętego i zmartwionego, ale gdy tylko zobaczył uśmiech na twarzy syna zrozumiał, że nie ma się czego bać. Jego ukochane dziecko na pewno go zrozumie.

-Wiesz Katsuki... -zaczął trzęsącym się z nerwów głosem- W czasie podróży poznałem kogoś. Pewną wdowę, która straciła już drugiego męża. Sam nie wiem jak to się stało, ale ona potrafi załatać w moim sercu dziurę, po stracie Mitsuki i wiem, że za pewnie nie spodoba Ci się to, ale bardzo chciałbym ją poślubić.

Blondyn przypatrywał się ojcu zszokowany. Nie podobała mu się ta wizja. Już miał matkę i żadnej innej mieć nie chce, jednak w oczach Masaru zobaczył pewien błysk, ten sam, który pojawia się zawsze, gdy mówi o jego mamie. Zrozumiał, że nie może stać na drodze jego szczęścia.

-Masz rację tato- odparł spokojnie- Nie podoba mi się ta wizja, jednak, jeśli to ma uczynić się szczęśliwym, to i ja radować się będę. Wierzę, że ta kobieta jest wspaniała, skoro potrafi cię uszczęśliwić, to ja na twojej drodze stawać nie będę.

-Dziękuje synku- Masaru uśmiechnął się do niego z wdzięcznością- Wdowa ta ma jeszcze dwójkę dzieci. Córkę oraz syna, więc mam nadzieję, iż nie będzie to dla ciebie problem.

-Im nas więcej tym lepiej- odpowiedział spokojnie blondyn- Zachęcam, aby ona wraz z dziećmi wprowadziła się do nas. W końcu i tak mamy być rodziną, a ślub zorganizujemy wspólnie.

-Masz takie dobre serce Katsuki- Masaru zdawało się przez chwilę, że rozmawia ze swoją żoną- Cieszę się, że zrozumiałeś.

Chłopak pokiwał głową w geście zrozumienia i wyszedł z gabinetu. Udał się do swojego pokoju, gdzie już czekali na niego jego wierni towarzysze. Mówiąc towarzysze, miał na myśli garstkę mysich przyjaciół o niesamowitym zabarwieniu. W końcu niecodziennie mysz ma zielone futerko. Katsuki wszedł do pokoju, a spod swojego białego fartuszka wyjął kawałek sera. Już na wejściu przywitał go jego malutki koleżka, którego nazywał "Deku", zaraz za nim zjawił się "Mieszaniec" wraz z "Mic'iem". Cała trójka zapiszczała radośnie i zaczęła się rozglądać na boki.

-Już wam daje wy łakomczuchy- zaśmiał się cicho chłopak i podarował zwierzątkom upragniony ser- Już niedługo nie będziemy tu sami, ojciec sobie kogoś znalazł. Nie mogę narzekać, w końcu pragnę by był szczęśliwy.

Blondyn otrzepał ręce z kurzu i wytarł je o ściągnięty z siebie fartuch. Następnie położył się spać, czekając na dzień, który obróci jego życie do góry nogami. 

---------

Witam moje kochane precelki!

Kto zgadnie kim będą te trzy kocmołuchy? Jeśli chcecie możecie pozgadywać ,a ten kto to zrobi dobrze, dostanie dedyk!

Do później!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top