10
Przygotowania do balu w posiadłości Bakugou wrzały. Katsuki właśnie pomagał założyć Ochako gorset, który ta na siłę zaciągała. Różowo-biała suknia z czarnymi akcentami stała niedaleko niej na manekinie, prezentując się przy tym wybornie. TetsuTetsu ubierał się w tym samym pokoju za parawanem. Jego strój składał się z koszuli w kolorze khaki i szarej marynarce oraz tego samego koloru spodni, na które nałożone miał czarne kozaki.
-Mocniej! -krzyknęła dziewczyna trzymając się z całej siły za filar łóżka. Sceptycznie nastawiony do tego blondyn pociągnął mocniej za sznurki, zapinając ciaśniej gorset brunetki. Następnie nałożyli na nią specjalny szkielet, który miał przytrzymywać jej suknie w górze. Ochako wraz z Tetsu trajkotała radośnie o księciu.
-Ciekawe jaki on jest? -zapytał niby sam siebie Katsuki.
-A kogo to obchodzi? -odparł lekceważąco siwo-włosy- Ważne, że ma kasy jak lodu i własny pałac, a to jaki jest? Mamusia mówi, że w tych czasach liczy się wygląd, a nie charakter.
"Zwłaszcza, gdy jest tak paskudny jak ten twój?" zapytał blondyn sam siebie w myślach. Wolał nie wiedzieć, co by go czekało za tak śmiałą uwagę.
-Cóż skąd możesz wiedzieć, że się dogadacie, jeśli ocenisz go tylko po wyglądzie?
-Widać, że ty to nic się na facetach nie znasz -powiedziała złośliwie Ochako, obierając na siebie swoją suknię. -Pewnie nawet z żadnym nie rozmawiałeś.
-A z jednym owszem- Katsuki uśmiechnął się na wspomnienie Tycia, tak bardzo chciałby pójść na ten bal –Jest czeladnikiem na zamku.
-Cóż to jesteście siebie warci- podsumował Tetsu, zapinając guziki swojej marynarki. Katsuki zignorował ta uwagę, mimo faktu, że odrobinę go zabolała.
Chłopak jeszcze przez godzinę pomagał dziewczynie wykonać makijaż oraz ułożyć włosy. Następnie udał się do macochy, której również pomógł. Jego kolejnym zadaniem było wykonanie, kolejnej góry prania, wysprzątanie w kuchni oraz salonie, umycie okien oraz wypastowanie wszystkich butów. Załamany blondyn udał się wykonać zadaną mu pracę, nie śpiesząc się nawet jakoś. I tak wiedział, że nawet gdyby zdążył to przecież nie ma stroju na bal. Widząc to zaprzyjaźnione z nim trzy myszki, postanowiły mu pomóc. W jego pokoju znalazły pudełko z nićmi oraz kilka starych materiałów, które ktoś tu zaniósł. Nie potrafiły szyć, ale dla Katsuki'ego mogły zrobić wszystko. Nawet jeśli miałoby to być wbiegnięcie do legowiska kota.
Słońce już powoli zachodziło, sprawiając, że wszystko naokoło pochłaniał mrok. Smutny blondyn, mając w oczach łzy udał się do swojego pokoju, gdzie chciał spędzić ten wieczór na płaczu. Jakie było jego zdziwienie, gdy na drzwiach swojej szafy zobaczył naprawiony strój swojego ojca, w którym ten zazwyczaj chodził na bankiety. Składał się on z białej koszuli o bufiastych zakończeniach na rękawach. Zwykłego brązowego bezrękawnika zapinanego na czarne guziki i tego samego koloru spodni za kolano. Obok stroju leżały dwa czarne kozaki, sięgające czubkami za kolano. Blondyn nie zrozumiał co się właśnie stało. W ten z pod szafy wybiegły jego ulubione trzy myszki.
-To wasza sprawka? -zapytał mając w oczach łzy, w odpowiedzi otrzymał tylko krótkie piski –Tak wam dziękuje!
Chłopak zobaczył, że pod dom podjechała kareta, więc musiał się sprężać. Szybko obmył się z brudu i ułożył włosy. Następnie przywdział strój i pędem zbiegł na parter. Macocha wraz z dziećmi właśnie wychodziła z domu.
-Proszę poczekać! -zawołał chłopak. Kobieta zatrzymała się i stanęła w ganku wpatrując się w chłopaka. -Powiedziała Pani, że będę mógł pójść, jeśli będę miał strój. Nic nie kosztował! Należał to taty.
-No widzę właśnie- odparła kobieta podchodząc bliżej do chłopaka- Nie mogę jednak pozwolić sobie na taką kompromitacje, że niby ja? Oraz zwykły pomywacz? Nie ma opcji!
-Ale...
-Żadnych "ale"! -krzyknęła zbulwersowana- Dbam o twój honor moje dziecko, zresztą te szmaty są tak stare, że dziurawią się bez powodu. -Kayama chcąc udowodnić chłopakowi swoją racje, złapała skrawek koszuli na jego ramieniu i z całej siły pociągnęła. Blondyn usłyszał szarpanie się materiału, a po chwili przypatrywał się ogromnej dziurze w koszuli. Był bliski płaczu. -Ups...
Czarno-włosa nie zważając na Bakugou wraz z dziećmi udała się do karety, którą odjechała w kierunku pałacu. Katsuki nie wytrzymał już tego dłużej. Z jego oczu poleciały łzy, a ust wydarł się szloch. Miał już tego wszystkiego dość. Cały zapłakany udał się do ogrodu, gdzie padł na kolana, a głowę schował w ramionach.
-Mamo, ja już dłużej nie potrafię -wyszlochał- Już nie umiem być dobrym i odważnym. Przepraszam, zawiodłem cię.
Chłopak był zajęty płaczem tak bardzo, że nie zauważył nawet pewnego człowieka, idącego w jego kierunku. Mężczyzna przyodziany był w czarny płaszcz, zasłaniający jego wysoką sylwetkę, spod którego wystawało kilka blond kosmyków.
-Przepraszam cię młodzieńcze- podszedł bliżej zapłakanego chłopaka, który słysząc nieznany mu głos, podniósł głowę ku górze- Czy mógłbym prosić o szklankę wody?
-Tak oczywiście! -odparł natychmiastowo blondyn widząc wędrowca- A może jest pan głodny? Zostało mi trochę chleba z kolacji, miał być to mój posiłek, ale chętnie go Panu odstąpię, jeśli jest Pan głodny. -dodał nalewając wody do glinianego kubka, a następnie podając go obcemu.
-Masz bardzo dobre serce Katsuki -odpowiedział mu mężczyzna, ukazując swoją w połowie zakrytą twarz. Napił się z kubka wody i odłożył go na murek. -Ale trzeba cię jeszcze wyszykować na bal moje dziecko.
-Skąd wiesz, jak się nazywam? -zapytał zdziwiony chłopak.
-Bo jestem twoim ojcem chrzestnym- odparł spokojnie mężczyzna. Ściągnął z siebie płaszcz ukazując eleganckie ubranie. Jego talia pokryta była dżinsami w kształcie cylindra, zakrywała mu usta i posiadała dżinsową kurtkę z rękawami. -Jestem Best Jeanist i jestem twoim ojcem chrzestnym. A teraz musimy cię wyszykować na bal. Masz tu może arbuza? Albo dynię?
-W szklarni powinna być dynia -odparł skrępowany, mając wiele pytań do ów mężczyzny. Gdy zobaczył, że ten udał się w wskazane miejsce, ruszył zaraz za nim.
Jeanist podszedł do jednej z większych dyń, a z rękawa wyjął biały długi patyk. Następnie uderzył w warzywo patyczkiem, a ta zaczęła szybko rosnąć, zmieniając swoją barwę na złotą. Z łodyg ukształtowały się koła i podwozia. Zaraz później pojawiło się miejsce dla woźnicy. W ciągu kilku minut przed blondynem znalazła się złota kareta. Chłopak przypatrywał się temu w zadumie. Nie rozumiał co się właśnie stało. Nie rozumiał tego.
-Ja chyba śnię -powiedział po dłuższej chwili ciszy- Przecież magii nie ma!
-A właśnie, że jest moje dziecko- odpowiedział mu blondyn rozglądając się na około- Teraz potrzebujemy woźnicy, lokai oraz koni. -mężczyzna zauważył człapiącą kaczkę, kiwnął głową z uznaniem i skierował różdżkę w kierunku ptaka. Po niecałej minucie kareta była już wyposażona w woźnicę, którym był Pan Kaczor, lokai, którzy zezłoszczeni zasyczeli na Beat Jeanist'a oraz trzy konie, na które ochoczo zgłosiły się wierne myszki Bakugou.
-No dobra, zostałeś mi już tylko ty- wskazał końcem różdżki na chłopaka- Trzeba ci stworzyć coś nowego, coś co wprawi w drżenie innych gości.
-Nie! Błagam nie! -zaprzeczył chłopak -To strój taty, bardzo bym chciał w nim właśnie pójść.
-No cóż...rozumiem- odparł sceptycznie to tego nastawiony mężczyzna- A może tak go odrobinę podrasować? Na przykład na czarno?
Chłopak w odpowiedzi pokiwał tylko zgodnie głową. To wszystko było dla niego jak sen, niczym niezwykły sen, z którego zaraz się obudzi. Wiązka magii trafiła prosto w niego. Blondyn poczuł mrowienie, a już po chwili otoczyła go czerwona mieniąca się mgła. Katsuki widział jak jego strój zmienia swój kolor, jak i częściowo krój. Zamknął oczy rażony tym jasnym światłem.
Kiedy je otworzył ujrzał zupełnie inny strój niż ten, który miał na sobie. Z pod czarnego bezrękawnika, którego kołnierz sięgał mu prawie do szczęki, wystawała czerwona koszula z bufiastymi rękawami. Czarne opinające spodnie sięgały mu za kolana, wypasane w czerwone skarpety. Na to miał założone jego stare lekko podarte buty, które podarował mu ojciec.
-O mój Wszechmocny...ściągaj te buciory! -rozkazał mężczyzna przypatrując się im załamany.
-Nikt ich nawet nie zauważy -odparł chłopak, chcąc znaleźć się jak najszybciej na balu.
-Nie ma takiej opcji, niszczą całą stylówkę, już ściągaj!
Chłopak wedle rozkazu ściągnął z siebie buty i postawił je przed mężczyzną. Ten popatrzył na nie chwilę. Następnie wypuścił kolejną wiązkę światła, która otoczyła buty, zmieniając ich całkowity wygląd. Zwykłe czarne podeszwy wraz z obcasem zamieniły się w ciemne szkło, buty ozdabiały jeszcze złote sznurowadła po samo kolano i kilka kwiaciastych wzroków, które widniały również na marynarce blondyna.
-No teraz możesz już iść- powiedział mężczyzna pewny siebie. Był zadowolony ze swojej pracy.
-Ale co z macochą? Rozpozna mnie -odpowiedział zmartwiony Katsuki przywdziewając na siebie obuwie. Mężczyzna niezauważalnie się uśmiechnął i rozsypał nad chłopakiem błyszczący się pyłek. Katsuki zakręcił nosem, a następnie kichnął.
-Teraz już im się to nie uda.
-Tak bardzo ci dziękuje -blondyn przytulił swojego ojca chrzestnego i wsiadł do karocy- Jak ja ci się odpłacę?
-Za dobroć nie trzeba płacić mój drogi- odpowiedział mu Best i kiwnął głową na znak, że może ruszać. Po chwili jednak zatrzymał karocę i spojrzał na zadowolonego blondyna -Pamiętaj Katsuki ta magia nie trawa wiecznie, kiedy zabije ostatni dzwon o północy, wtedy wszystko zniknie, jak sen.
-Rozumiem i dziękuje za wszystko!
Mężczyzna pokiwał głową, a następnie oddalając się od karety zniknął w błyszczącej mgle. Szczęśliwy Katsuki siedział w karecie, podpędzając co jakiś czas Pana Kaczora. Nie mógł się doczekać spotkania z Tyciem. Nie interesował go książę. Niech ten sobie wiedzie swoje życie w sielance wraz z próżnymi ludźmi, on chciał tylko ponownie spotkać tajemniczego Tycia.
Dojechali do pałacu, gdzie stało mnóstwo karet. Odrobinę zmieszany chłopak wyszedł z pojazdu i udał się do środka, starając się odnaleźć odpowiednią salę. Jak można się domyślać, do najłatwiejszych to nie należało.
Kirishima w tym czasie, uważnie poszukiwał wzrokiem swojego lubego. Zbliżał się powoli czas pierwszego tańca, a naprawdę wolał uniknąć tych wszystkich zdesperowanych kobiet. Teraz siedział wraz z księżniczką Neijre, która równie jak on nie była nim zainteresowana. Kobieta przyznała mu się, że od dawna ma potajemny romans ze swoim strażnikiem Mirio. Szkoda tylko, że nie interesowało to arcyksięcia.
-Czyżby piękny nie znajomy miał się nie zjawić?- zagadał złośliwie Monoma do króla, który był zniecierpliwiony bezczynnością syna.
-Zamilcz- warknął czerwono-włosy.
W ten jak za sprawą magicznej różdżki w drzwiach pojawił się tajemniczy chłopak, który wzrokiem krążył po sali. Eijiro od razu rozpoznał tego chłopaka. Niewiele myśląc wstał od stołu i po przeproszeniu księżniczki udał się w kierunku blondyna. Ten niczego nieświadomy krążył wokół ludzi, szukając tego jedynego. Nie zauważył nawet gdy ktoś stanął za nim. Mężczyzna położył swoje dłonie na jego tali i delikatnie obrócił go w swoją stronę. Przestraszony Bakugou ujrzał czerwono-włosego Tycia, którego poznał w lesie. Uśmiechnął się do niego promiennie.
-Czy mogę prosić? -zapytał Kirishima wyciągając swoją dłoń w kierunku chłopaka, którą ten przyjął od razu.
Razem udali się na środek, gdzie stanęli naprzeciwko siebie patrząc sobie w oczy, co było dla blondyna trudne zważywszy na wysoki wzrost jego wybranka. Wyższy położył jedną ze swoich dłoni na tali Katsuki'ego, a drugą złapał tą mniejszą należącą do Bakugou. Blondyn z kolei umieścił wolną dłoń na ramieniu księcia. Obaj zaczęli poruszać się w rytm granej przez muzyków, melodii. Dla obu mężczyzn dla chwila była tą niezwykłą. Tą, którą każdy z nich chciałby zatrzymać i trwać w niej wiecznie. Obaj poruszali się z gracją, patrząc sobie głęboko w oczy i nic nie miało prawa tego momentu zepsuć. Czuli na sobie ludzkie spojrzenia, ale nie przejmowali się nimi. Eijiro wiedział, że jego ojciec wraz z Arcyksięciem przyglądają mu się dokładnie, natomiast blondyn czuł na sobie spojrzenia pełne nienawiści.
Katsuki śnił o takich chwilach, jednak żaden z nich nie był tak przyjemny jak wydarzenia w rzeczywistości. Nie było żadnej mowy o podobnych przeżyciach, bo te prawdziwe były o kilka set razy lepsze niż te, o których marzył każdej nocy na zimnym strychu. Wiedział, że jeśli to miała być ostatnia taka chwila w jego życiu to nie żałował. Miał obok siebie swojego Tycia i to mu wystarczyło.
Gdy muzyka zaprzestała grać, wyższy nie puścił dłoni blondyna, w zamian uśmiechnął się do niego i ciągnąc go za sobą wybiegł z sali. Katsuki dokładnie przyglądał się obrazom na korytarzu, widząc na nich jego Tycia. Dopiero wtedy zrozumiał, skąd go znał. Tyciu to tak naprawdę książę Kirishima Eijiro. Z jednej strony poczuł się oszukany, jednak z drugiej rozumiał, że ten mógł bać się mu powiedzieć prawdy. Kirishima zaprowadził chłopaka na zewnątrz.
-Gdzie mnie prowadzisz? -zapytał uśmiechając się delikatnie.
-W pewne miejsce- odparł zadowolony książę- Matka mnie tam często zabierała przed śmiercią, a ja później chodziłem tam z siostrą. Możesz mi wierzyć bądź nie, ale to miejsce jest magiczne...
-Każde miejsce w jakie mnie zabierzesz, nabierze magii-odpowiedział mu flirciarsko blondyn, nie siląc się nawet na odrobinę taktu. Czerwono-włosy poczuł uderzenie gorąca, a po chwili na jego policzki wdarł się szkarłatny rumieniec.
-Jesteśmy -mężczyzna otworzył przed chłopakiem drzwi do ogrodu. Blondyn z początku trochę się wahał, jednak ostatecznie wszedł do środka.
To co ujrzał było czymś niezwykłym. Po środku znajdowało się niewielkie jeziorko, oświetlone teraz przez księżyc. Po prawej od oczka stało grube i wysokie drzewo, na ramieniu którego zawieszono drewnianą huśtawkę. Całość dopełniały różnorakiej maści róże, rosnące dosłownie wszędzie. Blondyn zachwycony podszedł do tych o barwie białej i delikatnie zaciągnął się ich aksamitnym zapachem.
-Uwielbiam różę- powiedział cicho, zupełnie zapominając o przystojnym towarzyszu.
-Również je lubię -Kirishima wyszeptał mu te słowa subtelnie do ucha, chcąc zakłopotać niższego, co mu się udało. Już po chwili zauważył na jego policzkach przepiękną czerwień.
Katsuki uśmiechając się nieśmiało, odwrócił się w kierunku mężczyzny, położył dłonie na jego umięśnionej klatce piersiowej i spojrzał głęboko w oczy, zatracając się w krótkiej chwili szczęścia.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś? -zapytał cicho, jakby bojąc się, że ktoś ich usłyszy- Książę Eijiro Kirishima, a ja głupi szukałem jakiegoś tam marnego czeladnika Tycia.
-Bałem się, że przestaniesz się przy mnie czuć komfortowo, gdy się dowiesz- odpowiedział mu lekko strapiony, bał się, że jego piękny chłopiec odwróci się od niego -Zresztą jestem czeladnikiem, uczę się fachu...fachu monarchy, ale kto by na to patrzył.
-Może masz trochę racji- odparł zadowolony z odpowiedzi Katsuki. Jedna z jego rąk przeniosła się na policzek księcia. Na jego skórze czuł powoli wyrastającą brodę, przez co czuł delikatne łaskotanie. -Zresztą wolę tego czeladnika Tycia.
-Niestety, ale księcia dostajesz w gratisie- odpowiedział mu uśmiechając się Kirishima. Tego co się później stało, nie spodziewał się żaden z nich.
Było to tylko krótkie muśnięcie się ich warg, jednak towarzyszące temu uczucie były czymś niezwykłym. Oboje zapragnęli więcej. Katsuki zapominając już kompletnie o dobrych manierach, wbił się brutalnie, aczkolwiek subtelnie w usta księcia, a ten nie pozostawał mu dłużny. Całowali się zachłannie, zapominając o otaczającym ich świecie. Teraz liczyli się tylko oni, nikt więcej. Z ust blondyna wyszedł krótki, acz uroczy jęk, gdy ostre zęby księcia zahaczyły o jego delikatne wargi. Mężczyźni odsunęli się od siebie, nabierając szybko i głośno powietrza. Obaj byli cali czerwoni, jednak nie żałowali tego co się stało.
Kirishima ponownie zniżył głowę, chcąc poczuć znów rozkosz miękkich ust chłopaka, jednak przerwał mu to głośny dzwon zegara. Przestraszony Kopciuszek odsunął się gwałtownie od księcia. Chłopak pokręcił głową chcąc coś z siebie wydusić, jednak nie wiedział co.
-Wybacz, ja muszę już iść- odparł szybko uciekając w stronę wyjścia- Ojciec chrzestny, magia i myszy, dużo by wyjaśniać!
Chłopak zostawił zszokowanego królewicza w ogrodzie, samemu wracając biegiem do zamku, gdzie wpadł na kilku ludzi, których nie miał niestety czasu przeprosić. Zostało mu coraz mniej czasu. Chłopak wpadł na jakąś kobietę ubraną w długą różową suknię z mnóstwem falban.
-Proszę mi wybaczyć! - krzyknął pośpiesznie pomagając kobiecie wstać. Za sobą słyszał krzyki księcia, który prosił go o zatrzymanie się, ale ten nie mógł wykonać jego prośby. Katsuki gdy dotarł do schodów dzielących go od jego karety, upadł. Jeden z butów rozwiązał się i zsunął z jego nogi. Nie mając czasu na złapanie go, ściągnął go z nogi, zostawiając go na schodku. Chłopak niemal wbiegł do karety i pośpieszył zaspanego Pana Kaczora. Ptak natychmiast ruszył pędem. W ten jedna z jaszczurek, zauważyła ponowne pojawienie się swojego ogona, co mogło oznaczać, że zostało im niewiele czasu. Wszyscy usłyszeli stukot kopyt o kamienie i krzyki. Katsuki wyglądnął z okienka, na to co się dzieje. Zobaczył tłum strażników goniący go. Przestraszył się nie na żarty. Musiał coś wymyślić.
Na całe szczęście jego zwierzęcy pomagierzy mieli łeb na karku i w odpowiednim momencie, zamknęli bramę pałacu. Szczęśliwy blondyn zaśmiał się serdecznie, nie przejmując się już nawet zmniejszającą się coraz to bardziej karetą. Blondyn w pewnym momencie wyskoczył z jadącego pojazdu, gdy ten stawał się już za ciasny. Jego piękny strój znów stał się obdartymi łachmanami, a lokaje i konie, zamieniły się w rozbrykanych małych koleżków. Śmiejąc się serdecznie, wziął na ręce swoich mysich kolegów i krocząc obok kaczki, udał się w drogę powrotną. Nie przejmował się padającym deszczem czy butem, który magicznie pozostał na swoim miejscu. Teraz liczyło się dla niego wspomnienie magicznej nocy, którą przeżył. Śmiejąc się głośno wszedł do domu. Kilka minut później do domu weszły trzy osoby. Dwie z nich były rozanielone, a jedna rozwścieczona. Katsuki szybko zdjął z siebie eleganckiego kozaka i schował go w jednej z szafek. W ten do kuchni wbiło zadowolone rodzeństwo, prosząc go o herbatę i herbatniki.
Zaraz za nimi wkroczyła Kayama z grymasem na twarzy.
-Nawet na was nie spojrzał kretyni-odpowiedziała złośliwie, uciszając kłamstwa swoich dzieci- Był zajęty tym urodziwym nieznajomym.
-Bardzo sympatyczne określenie-odpowiedział chłopak, nalewając herbaty do filiżanek.
-Ta szuja zasługuje na gorsze- odparła niezadowolona kobieta- Zresztą książę i tak jest obiecany księżniczce Neijre, bal był tylko przykrywką.
-To niesprawiedliwe! -zbulwersował się Tetsu.
-Cóż...-odpowiedziała mu kobieta przypatrując się dokładnie szczęśliwemu Kopciuszkowi, który podrygiwał się w takt śpiewanej sobie melodii-Takie jest życie.
-------
AAA Best Jeanist! Chciałam dodać jeszcze coś z tym jego układaniem włosów, ale odpuściłam to sobie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top