Ogień
Madame Amelii Bones na pewno nie można było nazwać emocjonalną kobietą. Sprawiedliwą owszem, ale nie rozklejała się ona, widzą płacz oskarżonych, tylko kierowała się prawem i faktami. Nie była też nadmiernie okrutna, potrafiła współczuć i głosować za niższą karą lub uniewinnieniem, gdy uważała, że dana osoba na to zasługuje. Ale to, co obecnie leżało na jej biurku, sprawiało, że łamała wszystkie dawno wyznaczone sobie standardy. Miała ochotę zabić sprawców, bez dochodzenia prawdy, albo po prostu dać im ten sam los, jaki oni zafundowali swojej ofierze. Nie mogła uwierzyć w takie bestialstwo, ale wszystko świadczyło przeciwko niej. Akta były autentyczne, zarówno na kopercie, jak i na dokumentach widniała oficjalna pieczęć Klinik Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga. Dodatkowo na ostatniej stronie złożony został podpis uzdrowiciela Richarda Keriata, jednego z najbardziej szanowanych osób świata medycyny z powodu jego odkryć w dziedzinie leczenia chorób u osób z niestabilnym rdzeniem, głównie dzieci.
Zdarzali się też dorośli, ale najczęściej były to przypadki skrajnej głupoty lub braku odpowiedzialności. U dzieci musiał minąć co najmniej rok, w którego czasie używały różdżek, aby w pełni zespolić rdzeń. Działanie na niestabilnym źródle mocy magicznej było bardzo problematyczne, ponieważ nie można było użyć większości zaklęć ani mikstur, nie ryzykując pogorszenia stanu. Uzdrowiciel Keriat nie tylko odkrył sposób, aby tego uniknąć przez wymyślenie nowych zaklęć, ale też opracował specjalną serię eliksirów na przypadki beznadziejne, które dofinansowywał.
Widzą takie dowody przed sobą, kobieta mimo wszystko nie była w stanie uwierzyć. Harry James Potter, urodzony 31 lipca 1980 roku, nazywany tym śmiesznym tytułem, którego całkowicie nie tolerowała, Chłopiec-Który-Przeżył lub Wybawca/Zbawiciel, miał mieć sprawę w Wizengamocie i to w dodatku w sprawie przemocy domowej. Bones nigdy nie poświęcała temu dziecku zbyt wiele swoich myśli, a teraz dopiero uderzyło w nią, jak duży był to błąd. Mimo że większa część polityków nie chciała tego przyznać, to dziecko miało o wiele większą moc polityczną niż oni. Mogło jednym gestem zmienić sytuację, panować nad tłumem. Taka moc w ciele zaledwie jedenastoletniego dziecka, ale wciąż dziecka. Mimo jego statusu i pozornej wielkości powinien być chroniony; a może właśnie ze względu na swoją moc? Ktoś powinien był go sprawdzić, zobaczyć warunki, w jakich żyje. Wszyscy byli przekonani o jego niezniszczalności z powodu wydarzeń z 1981 roku. Teraz kobieta siedziała na fotelu przed biurkiem, a jej błąd kuł ją w oczy z bladego pergaminu.
Przed sobą widziała pełną historię medyczną Pottera oraz niedawne wyniki specjalistycznych badań i wywiad z samym zainteresowanym.
Jestem dziwakiem
Słowa niemal płonęły przed jej rękami. Jak można być tak zepsutym człowiekiem, by doprowadzić, nie tylko dziecko, a jakąkolwiek istotę do stanu by myślała o sobie jako o czymś nienaturalnym, wynaturzonym? Na szczęście nie musiała się w tej sytuacji hamować. Stuknęła różdżką w stos dokumentów, tworząc dwie kopie. Oryginały schowała do specjalnego sejfu w rogu pokoju. Dwa pozostałe stosy włożyła do kopert i opatrzyła specjalną pieczęcią. Z przodu dodatkowo dopisała czerwonym atramentem wezwanie do natychmiastowej reakcji. Ruchem różdżki zmieniła je w papierowe samoloty i wypuściła na korytarz, aby dotarły do swoich adresatów. Gdyby mogła, zareagowałaby osobiście w chwili, gdy zapoznała się z pełnymi aktami, niestety w przypadku oficjalnego przesłuchania, musiała mieć przy sobie jednego aurora i świadka. Auror miał być formą ochrony dla urzędnika w czasie załatwiania oficjalnych spraw, a świadek, najlepiej ktoś z innego departamentu, musiał poświadczyć o zgodnym z prawem pozyskaniu dowodów. To wydłużało czas działa, a ona nie miała go zbyt wiele.
Za dokładnie tydzień zaplanowana została sesja specjalistyczna w sprawie jednego z większych przekrętów handlowych. Z powodu statusu Pottera niestety jego sprawa, gdyby była prowadzona jako samodzielne wydarzenie, zostałaby natychmiast pochwycona przez media i roztrząśnięta na wszystkie strony. Można było tego uniknąć, podpinając ją do jednego z większych procesów. Istniała opcja, aby zrobić to za tydzień lub dopiero w sierpniu, gdy została ustalona data dość głośnej sprawy rozwodowej jednej z par czystej krwi. Bones nie mogła tyle czekać, byłoby po prostu o wiele za późno, a mogło nie być żadnej innej okazji. A aby to zrobić, musiała dostarczyć pełne sprawozdanie najpóźniej trzy dni przed procesem. Dodatkowo musiała starać się o niejawność, aż do czasu ogłoszenia oskarżenia na rozprawie inaczej ten pośpiech byłby bezsensu. Tym bardziej nie mógł dowiedzieć się o tym opiekun magiczny Pottera.
Albus Dumbledore
Kobieta osobiście miała go dość. Nie chodziło o jego infantylne zachowanie, czy dziwne przysposobienie, a o fakt, że wtrącał się do każdej sprawy. Czasem podawał całkowicie absurdalne wyjaśnienia dla własnych decyzji. Sama Amelia do niedawna nie wiedziała, dlaczego dyrektor Hogwartu postępował tak, a nie inaczej. Zajęło je to kilka miesięcy pracy i analizy różnych spraw. Sytuacje, gdy wyrok został bardzo złagodzony, gdy w dziwnych okolicznościach proszono o amnezję, czy o wiele ostrzejszą karę. Teraz te osoby zajmowały fotele partii Światła lub były wysoko postrzeganymi osobistościami, a z kolei fotele zwolenników mroku pozostawały puste. Ich właściciele siedzieli sobie potulnie w więzieniu lub zostali zrujnowani majątkowo. To nie powinno być możliwe przy ich systemie, ale jednak. Dyrektor posiadał zarówno siłę, władzę, jak i autorytet. Gdy spodziewał się jakiegoś wyniku, uzyskiwał go, ale teraz kobieta nie mogła tego zignorować. To do czego doprowadził ten człowiek, wołało o pomstę - ktoś, kto na co dzień zajmował się bezpieczeństwem prawie wszystkich dzieci magicznego społeczeństwa Wielkiej Brytanii. Bez dzieci nie było przyszłości, a naród powierzył je w ręce tak niewłaściwej osoby.
Pukanie wyrwało ją z jej ponurych myśli. Zaprosiła przybyszy do środka. Przez drzwi jej gabinetu wszedł John Dawlish oraz Dirk Cresswell. Auror Dawlish był wysoko wykwalifikowany i posiadał odpowiedni status do tej sprawy. Miał poważanie między ludźmi i dodatkowo był osobistym ochroniarzem Ministra Magi, dlatego nikt nie mógł łatwo podważyć jego słów. Z kolei Crasswell był mniej znany, ale posiadał inną grupę wsparcia, a dokładniej jedną konkretną osobę - Horacego Slughorna. Z powodu swojego talentu stał się jednym z jego ulubieńców w czasie nauki i nadal utrzymywali kontakty, a przynajmniej tak usłyszała na ostatnim balu w Ministerstwie od profesora. Pan Dirk obecnie pracował w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. Miała do niego na tyle zaufania, aby wtajemniczyć go do tej sprawy. Dodatkowym faktem przemawiającym za nim było to, że on sam posiadał dzieci, przez co powinien zrozumieć powagę sytuacji.
Obaj stali przed nią w milczeniu z determinacją w oczach, potwierdzając jej dobry widok.
- Panowie, mam nadzieję, że uważnie przeczytaliście to, co wam przekazałam. Ufam także, że zachowacie wszytko, czego się dzisiaj dowiecie w ścisłej tajemnicy. Mam zamiar doprowadzić tę sprawę do końca i uczciwie ostrzegam, że nie będę przebierać w środkach. Jeśli któryś was chce teraz zrezygnować, nie będę mu miała tego za złe. Nie będzie to ani proste, ani tym bardziej przyjemne, a przez najbliższe dni, żaden z państwa nie zazna zbyt wiele snu i odpoczynku. Czy mimo wszystko chcecie wziąć udział w tej sprawie? - Zapytała kobieta, patrząc na nich uważnie, a nie zauważając zawahania, na jej ustach pojawił się ostry uśmiech. - W takim razie panowie, zapraszam do Atrium. Czas przenieść się do naszego celu; Privet Drive 4.
Podróż była krótka. Wydostali się z pokoju i ruszyli w stronę głównego pomieszczenia Ministerstwa. Tam z pomocą sieci Fiuu przenieśli się na jeden ze wspomnianych adresów w tym obszarze. Kominek przeznaczony do podróży do hrabstwa Surrey znajdował się w opuszczonym domu, po jakieś czarodziejskiej rodzinie. Nałożone bariery gwarantowały, że jest on niewidoczny dla mugoli i odporny, na ewentualnych przeciwników obecnej władzy. Cała trójka nałożyła na siebie zaklęcia odpychające uwagę i następnie za pomocą zaklęć lokalizacyjnych aportowali się w określonym kierunku. Już przy drugim przemieszczeniu znaleźli się naprzeciwko swojego celu. Dom stał w szeregu całkowicie identycznych domów, na dziwnie aklimatycznej ulicy. Nawet trawnik, na przecież nie połączonych podwórkach, zdawał się przycięty na dokładnie tę samą wysokość. Mając dość tego surrealistycznego widoku, Madam Amelia Bones po ponownym upewnieniu się, czy na pewno stoi przed numerem czwartym, zadzwoniła do drzwi. Najpierw jednak zmieniła zaklęcie odpychające uwagę na zaklęcie iluzji, nie mogła pozwolić sobie na przyciągnięcie uwagi. Jej towarzysze pozostali jednak niewidoczni.
Wewnątrz rozległ się trzykrotny sygnał obwieszczający przybycie gości. Zaledwie kilka sekund później drzwi otworzyła niezwykle chuda kobieta. Spojrzała wprost na Bones oceniającym wzrokiem, a gdy ujrzała gwarantowaną przez iluzję wizję drogich ubrań, od razu uśmiechnęła się. Blondynka przesunęła się w drzwiach, gestem zapraszając do środka urzędniczkę Ministerstwa. Za nią niezauważeni weszli także mężczyźni. Bones słuchała tylko jednym uchem jak gospodyni, w teatralny sposób wita się obok niej, przeprasza za nieistniejący bałagan, a także niby dyskretnie, próbuje poznać tożsamość swojego gościa i cel wizyty. Z wymuszonym uśmiechem na ustach Amelia szybko przerywa kobiecie, gdy ta zrobiła przerwę, by zaczerpnąć tchu.
- Pani Petunia Dursley, jeśli się nie mylę... - Lekko przeciągnęła ostanie słowo, ale na szczęście blondynka zrozumiała aluzję i kiwnęła potwierdzająco. - Och w takim razie dobrze trafiłam. Mam pani do przekazania delikatną sprawę i wolałabym to zrobić w bardziej komfortowym otoczeniu. Mogłybyśmy przejść do salonu, tam będzie o wiele wygodniej.
Petunia nie posiadała się z radości, że pozna delikatne informacje. Jej wścibska natura sprawiała, że potrzebowała takich wieści jak powietrza. Dodatkowo jej gościem była siwowłosa kobieta, najpewniej z wyższych sfer. Chodziła z prostymi plecami, jej mowa była bardzo wyrafinowana. A ubrania... blondynka dałaby się pokroić, aby zawiesić podobny sweter u siebie w szafie lub chociaż te zamszowe buty. Niestety teraz musiała zadowolić się tylko patrzeniem, ale miała nadzieję, że sama treść rozmowy złagodzi jej rozczarowanie. Zaprosiła więc swojego gościa, jak przystało na dobrą gospodynię do salonu. Zaproponowała nawet herbaty, ale siwowłosa odmówiła. Z uśmiechem zachęciła do rozmowy. Cała jej radość prysła, gdy kobieta przed nią wyjęła przeklęty patyk.
Bones nie specjalnie się z tym kryjąc, wyciągnęła swoją różdżkę z uchwytu na nadgarstku. Nie śpiesząc się, rzuciła, iluzję na okna oraz zaklęcie przeciwko podsłuchowi i wyciszające. Po chwili zastanowienia rzuciła jeszcze dyskretne zaklęcie na kobietę przed nią, które przykleiło ją do fotela. Przeczucie mówiło jej, że to może okazać się konieczne. W głowie sprawdziła, czy aby na pewno o niczym nie zapomniała. Pewna własnej skuteczności, swój wzrok skierowała na swoją podejrzaną.
- Zacznijmy więc. Nazywam się Amelia Susan Bones obecnie pełnię funkcję szefa Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów w Ministerstwie Magii. Jestem tu w sprawie, osoby pokrzywdzonej, a jednocześnie pani podopiecznego Harry'ego Jamesa Pottera. Pani Dudley oraz cała pańska rodzina jest oskarżona o znęcanie się nad małoletnim, oraz jego zaniedbanie. Czy ma pani coś na swoją obronę?
Petunia, która do tej pory wyglądała jak ryba wyjęta z wody, wreszcie odzyskała trochę swojego zwykłego opanowania po chwilowym szoku.
- Nic co mówi ten mały dzi... niewdzięcznik nie jest prawdą! - Krzyknęła z odrazą widoczną na twarzy. - Przygarnęliśmy go z mężem, gdy moja siostra została zamordowana, a mogliśmy go oddać do sierocińca! Tylko dobra wola mojego męża, by utrzymywać to dziecko, sprawiła, że nie wylądował on w jakimś przytułku. A on tak nam się odwdzięcz?! Wmawia wszystkim w swoim świecie, że ja z moim kochanym mężem znęcajmy się nad nim?! - Pod koniec blondynka była cała czerwona na twarzy, a jej nozdrza poruszały się w rytm jej wściekłych oddechów.
Gdyby nie akta, które czytała siwowłosa może i uwierzyła w te kłamstwa. Niestety kobieta przed nią nie miała szczęścia i musiała teraz zmierzyć się z konsekwencjami swoich czynów.
- Oskarżenie nie pochodzi od pana Pottera, a od oficjalnego uzdrowiciela i zostało potwierdzone jako autentyczne, Czy chce pani coś dodać do swojej wcześniejszej wypowiedzi? - Spytała całkowicie płaskim tonem.
Petunia właśnie miała wypowiedzieć kolejną żałosną wymówkę, gdy w pomieszczeniu zabrzmiał głos niespodziewanego gościa.
- Tunie, czy coś się stało? Nie odpowiedziałaś, gdy cię wołałem.
Bones zamrugała kilka razy zdziwiona, widząc postać przed sobą, do pomieszczenia wszedł najgrubszy mężczyzna, jakiego w życiu widziała. Wyglądał okropnie, a jego wizerunek pogarszał absurdalny zarost. Nie był to na pewno atrakcyjny widok, a wrażenie było jeszcze bardziej komiczne, gdy porównało się go do chudości jego żony. Ta rodzina bardziej przypominała jakąś karykaturę niż prawdziwych ludzi.
- Wszytko w porządku kochanie. Mamy... gościa. - Ostanie słowo, Petunia wypowiedziała niepewnie.
Vernon jakby dopiero teraz zwrócił uwagę na otoczenie i na kanapie dostrzegł starszą kobietę. Była dobrze ubrana i siedziała całkowicie sztywno, ze złożonymi na kolanach rękami. Kalkulując te fakty w swoim umyśle, doszedł do wniosku, że albo musiała to być nowa sąsiadka, skoro numer dziewiąty od trzech miesięcy stał już pusty lub jedna nowych przyjaciółek jego kochanej żony. Nie chcąc wyjść na gbura, skłonił się lekko i przybrał swój najlepszy uśmiech.
- Witam. Miło panią poznać. Cóż to sprowadza panią w nasze skromne progi? - Zapytał, z zamachem pokazując swój salon.
Bones tylko uśmiechnęła się kpiąco.
- Pracuję w Ministerstwie Magi i jestem tu w sprawie znęcania się nad nieletnimi, a dokładniej nad pana podopiecznym Harry'm Potterem.
To było, jakby ktoś przekręcił jakiś niewidzialny mechanizm. W jednej chwili Vernon Dursley stał z uśmiechem na twarzy, w następnej jego twarz zmieniła się na czerwony kolor. Gniewne rumieńce pokrywały całe jego wiszące policzki, a ciało drgało z oburzenia.
- Jak śmiesz przychodzić dziwaku do mojego domu i mnie oskarżać?! - Wrzasnął mężczyzna. - Przygarnęliśmy dziwaka i go wychowaliśmy! Daliśmy mu wszytko, a ten niewdzięcznik nigdy nie powiedział, nawet dziękuję! On jest ciężarem, o który nigdy nie proiłem! Ale mimo wszystko przychodzisz tutaj do mojego domu i mówisz mi, człowiekowi, który z dobrego serca przygarnął to małe odrażające stworzenie, że się nad nim znęcam?! Nikt z was, z tą całą waszą m... ma... magi... z waszym dziwactwem go nie przyjął to, dlaczego my musieliśmy?!
Pod koniec wypowiedzi Vernon sapał ze zmęczenia. Petunia, chcąc ułaskawić męża, chciała wstać i do niego podejść. Znała temperament swojego ukochanego i nie chciała dopuścić, aby ten powiedział za dużo w złości. Też miała dość dziwaków, ale nie warto było sobie robić wrogów. Oparła się rękami na bokach fotela, ale nie była w stanie wstać, coś ją trzymało na miejscu. Niestety jej mąż to zauważył, a jego skóra zmieniała kolor z czerwieni na fiolet.
- Wstrętni dziwacy, co zrobiliście mojej żonie?! Nienawidzę was i całego waszego gatunku! Wasza nienaturalność nie ma prawa istnieć! Dziwak jest taki sam jak wy! Powinienem był go zabić, gdy znaleźliśmy go przed drzwiami! Mieliśmy go tylko zatrzymać dla ochrony! Starzec napisał, że żadni z waszego gatunku nie będą nas męczyć, więc odejdźcie! Nie macie prawa przebywać w tym domu, teraz ani nigdy!
Gdy mówił, Vernon Dursley przesuwał się coraz bliżej, aż stanął zbyt blisko Amelii Bones. Auror zareagował, błyskawicznie unieruchamiając mężczyznę, jednocześnie ujawniając swoją obecność. W jego ślady poszedł też Crasswell zrzucając z siebie zaklęcie.
- Dostaliśmy to, po co przybyliśmy, a nawet więcej. - Powiedziała siwowłosa, patrząc z góry na wściekłego mugola.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top