Iskierka
Gdy ostatni z uczniów opuścił salę Severus nie mógł powstrzymać się od szyderczego spojrzenia na swoich współpracowników. Byli tak samo spanikowani, jak ich podopieczni kilka minut temu. Nie mieli żadnego planu i biegali w kółko, nie wiedząc co robić. W takich czasach mężczyzna doceniał Dumbledore'a. Mimo że w ostatnim czasie z pewnych powodów, jego lojalność wobec tego człowieka zmalała, teraz czerpał pożytek z jego umiejętności. Kilkoma słowami dyrektor był w stanie zebrać profesorów i ustalić sposób działania. Wierząc, że jego przełożony zajmuje się tą sprawą, Snape miał zamiar udać się do lochów w celu ochrony swoich węży. Niestety czasem nawet najjaśniejsi przywódcy robili spore błędy. Nie dotarł nawet za drzwi, gdy jego umysł zdał sobie z czegoś sprawę, Quirrell zniknął. Jeszcze dosłownie chwilę temu mężczyzn leżał rozłożony krzyżem podłodze, zmuszając uczniów do omijania centralnego przejścia między stołami, a teraz go nie było. Czarnowłosy rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniu, ale bez nadziei na odnalezienie czarodzieja. Mając ochotę warczeć, ruszył przez korytarze na trzecie piętro. Musiał powstrzymać tego idiotę przed zdobyciem kamienia. Artefakt nawet w rękach głupca mógł wyrządzić wiele szkód. Był już prawie przy klatce schodowej, gdy zauważył zwiniętą przy ścianie postać. Przeklinając w myślach, zatrzymał się przy uczniu, konkretniej kimś z młodszych roczników, sądząc po posturze. Mimo wszystko był profesorem i najważniejsze było dobro uczniów.
Podszedł do ucznia, a jego kroki wyraźnie było słychać w pustym korytarzu, ale nie widział śladów reakcji. Dopiero gdy znalazł się kilka kroków od postaci, rozpoznał czarne włosy. Oczywiście, ze wszystkich uczniów w tym zamku to musiał być akurat Potter. Starając się ukryć gniew z powodu opóźnienia, zawołał chłopca po nazwisku. Zmarszczył brwi w zdziwieniu, gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Chłopiec zawsze był niezwykle czujny, nieważne czy to na lekcjach, czy w korytarzu. Brak reakcji mógł być bardzo złym znakiem. Znajdując się bezpośrednio nad dzieckiem Severus w zauważył nienaturalną bladość i dreszcze u jedenastolatka, ale także fakt, że był przytomny. Uklęknął przed nim i potrząsnął ramieniem. To wreszcie wywołało jakąkolwiek reakcję, choć zupełnie nie taką, jakiej się spodziewał.
- Proszę, pomóż mi...
Zachrypnięty głos dotarł do jego uszu, wyraźnie było w nim słychać strach i ból. Zaklną, choć tym razem na głos. Delikatnym ruchem podniósł głowę chłopca, aby sprawdzić, czy ma gorączkę. Nie mógł zrobić tego za pomocą magi, ponieważ nie wiedział, z czym ma do czynienia, więc zostały mu tylko mugolskie sposoby. Gdy spojrzał w prawie całkowicie matowe oczy, pojawiło się w nim złe przeczucie. Dla pewności przyłożył dłoń do czoła jedenastolatka i potwierdził wtedy swoje przypuszczenia. Potter miał gorączkę i to bardzo wysoką. Nie myśląc wiele o tym, co robi, wziął ucznia w swoje ramiona. Był niepokojąco lekki, co udowodniło jego teorię o warunkach, w których się wychował, a dodatkowo Snape czuł każde drżenie małego ciała w swoich ramionach, co potęgowało jego zmartwienie. Odwrócił się z zamiarem pójścia do skrzydła szpitalnego, gdy do głowy przyszedł mu o wiele lepszy pomysł, zarówno dla swojego sumienia, jak i zdrowia Pottera. Skierował swoje kroki do tej samej klatki schodowej, w której stronę zmierzał, ale zamiast wspinać się w górę, szedł w dół. Hogwart jakby wyczuwając jego intencje, układał schody, aby jak najbardziej ułatwić mu drogę. Dotarł do lochów w bardzo szybkim tempie. Jego ostatecznym celem był jego gabinet, a dokładniej sieć Fiuu.
Mistrza Eliksirów nie obchodziło co pomyśli o nim Albus. Dyrektor nie chciał rozgłosu związanego z Harry'm Potterem, a wizyta w szpitalu najpewniej przyciągnie uwagę wielu ludzi, ale była to ostateczna decyzja Severusa. Poppy Pomfrey mogła służyć pomocą w przypadku grypy czy małych magicznych wypadków, ale była tylko pielęgniarka. Nie miała takiego samego doświadczenia ani sprzętu, jakim operują pełnoprawni uzdrowiciele. Nie myślał o konsekwencjach swojego czynu. Aktualnie nie wiele myślał, bardziej działał, co było do niego bardzo niepodobne, ale nie mógł nic na to poradzić. Robił to dla Lili... dla jej dziecka. Upewniając się, że mocno trzyma jedenastolatka w swoich ramionach, złapał garść proszku.
- Szpitala Świętego Munga! - Krzyknął, wchodząc w zielone płomienie.
Wszedł w zatłoczonym korytarzu. Podróż przez Fiuu, może nie była najlepsza dla pacjenta, ale o wiele bezpieczniejsza niż aportacja, choć i tak najlepsza byłaby lewitacja z całkowitym usztywnieniem. Na szczęście nie musiał fatygować się tłumem, ponieważ po kilku sekundach przybiegła do niego jedna z pielęgniarek. Była w średnim wieku i posiadała długie brązowe włosy spięte w ciasny warkocz. Spojrzała, oceniając stan chłopca w jego ramionach.
- Profesorze Snape, co się stało?
Choć wyraźnie przejęta, u kobiety nie było widać śladu paniki. Natychmiast w jej dłoniach pojawił się pergamin i pióro, gotowe, aby spisać wszystkie szczegóły. Najwyraźniej była jedną z jego uczniów w Hogwarcie. Jego wygląd nie łatwo było pomylić, więc nie dziwił się, że go rozpoznano. Nie przejmując się tym faktem, szybko wymienił wszystkie objawy. W czasie tłumaczenia ruszyli szybkim tempem w stronę jeden z sal. Opisał gorączkę, dreszcze, matowe spojrzenie i małą reakcję na bodźce zewnętrzne. Wspomniał też o zbyt małej wadze, co było istotne, ponieważ mogło przyczynić się do dłuższego leczenia i o fakcie, że nie wie, co mogło spowodować ten stan. Pielęgniarka kiwnęła głową, przyjmując wszystko, co powiedział. Po chwili machnęła różdżką, zmieniając swoje notatki w papierowego ptaka, najwyraźniej wzywając uzdrowiciela. Czasami jego reputacja się przydawała. Z powodu swojego tytułu musiał przejść odpowiednie przeszkolenie, w tym podstawowy kurs pierwszej pomocy. To wystarczyło, aby wierzyć jego osądowi.
Został wprowadzony przez drzwi do jednego z gabinetów i polecono mu, aby położył Pottera na łóżku. Po kilku chwilach do środka przybył uzdrowiciel. Był to starszy mężczyzna, siwizna pokryła już całą jego głowę. Ubrany był w standardowy strój; biały, prosty kitel. Nie przejmując się przywitaniem, od razu podszedł do swojego pacjenta. Najpierw mugolskimi metodami sprawdził stan źrenic, puls, ocenił kolor skóry oraz sztywność kończyn. Najwyraźniej to, co zaobserwował, musiało mu dać jakieś wskazówki co do stanu zielonookiego, ponieważ po chwili wysunął różdżkę. Z ust starszego mężczyzny wyszły pierwsze zaklęcia, a ręka poruszała się rytmicznie wokół pacjenta. Uzdrowiciel powtórzył skany kilka razy, za każdym razem zmieniając inwokację, skanując inny obszar. Sprawdzał ciało pod względem fizycznym, psychicznym i magicznym. Na pomarszczonej twarzy pojawił się grymas, nie wiadomo czy zmartwienia, czy złości.
- Przynieś miksturę do płukania żołądka. - Uzdrowiciel powiedział to, nawet na chwilę nie przerywając pracy różdżką.
Snape zaniepokoił się, słysząc tę instrukcję. Stał w rogu pomieszczenia, próbując nie przeszkadzać w pracy, więc mimowolnie słyszał i widział wszytko, co zachodziło. Oczyszczanie żołądka miało miejsce tylko w przypadku przyjęcia szkodliwych substancji, które dostały się do organizmu do dziesięciu godzin wcześniej. Najwyraźniej jedenastolatek musiał spożyć coś niebezpiecznego. Obserwował uważnie, gdy zielonkawa mikstura została wprowadzona do żołądka. Chłopiec został przekręcony na bok i powoli wypluwał do specjalnego pojemnika wszystko, co zjadł tego dnia. Naczynie zostało przekazane pielęgniarce, która najpewniej weźmie zawartość do analizy. Było zbyt wiele substancji, które mogły wywołać złe skutki dla organizmu, a skany magiczne nie zawsze mogły powiedzieć jaka konkretnie, została użyta w danym przypadku. Ważne było, aby znać skład szkodliwej substancji, ponieważ różne neutralizatory mogły nie reagować albo wywołać o wiele gorszą reakcję. W czasie gdy kobieta zniknęła, uzdrowiciel najwyraźniej skończył wszytko, co mógł zrobić. Już teraz widać było poprawę u pacjenta. Skóra odzyskała trochę swojego koloru, a drgawki zniknęły.
- Czy jest pan uprawniony do przejęcia tymczasowej opieki nad panem Potterem?
Głos siwowłosego wyrwał Severusa z jego obserwacji. Zamrugał lekko zaskoczony tym pytaniem, jak i rozpoznaniem jego ucznia, ale podejrzewał, że to z powodu bardzo widocznej i charakterystycznej wskazówki na czole.
- Jestem jego profesorem, więc mam pewną swobodę decyzyjną, ale większe uprawnienia posiada opiekun jego domu lub dyrektor.
Uzdrowiciel spojrzał na niego oceniająco, po czym westchnął zrezygnowany. Jednym ruchem różdżki przywołał jedną z kartek z pokoju. Mrucząc pod nosem ciche zaklęcie, nanosił coś na papier. Zajęło to chwilę, ale najwyraźniej praca została zakończona. Kartka została przesunięta w stronę Mistrza Eliksirów.
- Wiem, kim pan jest, panie Snape. Pana reputacja dotarła nawet tutaj. Tylko dlatego przekazuję panu tę informację, mimo braku pana statusu prawnego opiekuna. Mam nadzieję, że zrozumie pan moje działania.
Niepewnie sięgając po ofiarowany przedmiot, Severus spojrzał kontrolnie na uzdrowiciela po czym, zaczął przeglądać zawartość. Zdziwił się, widząc, że trzyma pełną historię medyczną. Jego ostry wzrok ślizgał się po literach, widząc kolejne obrażenia. To, co miał w rękach to niemal podręcznikowa lista obrażeń maltretowanego dziecka. Wielokrotne złamania, niedożywienie, wyczerpanie organizmu, widać było pierwsze oznaki złej pracy narządów... lista była długa i zawierała wiele rodzajów urazów. Z każdym kolejnym słowem czarnooki stawał się coraz bledszy, a ręce zaciskały się na papierze, grożąc jego rozdarciem. Jego wspomnienia wrócił do pierwszej wizyty na Privet Drive 4. Emocje, które go po tym nękały, teraz znowu groziły ponownym uwolnieniem, tylko z o wiele większą siłą. Starając się nad sobą panować, czarnowłosy spojrzał na starszego mężczyznę.
- Rozumiem przyczynę pańskiego niepokoju, ale nie wiem, co mogę zrobić w tej sytuacji. Jeśli zna mnie pan, jest też pan pewnie świadomy mojego... statusu - prychnął na to słowo - prawnego. Nie miałbym szans na opiekę. Poza tym Dumbledore nadal pozostaje oficjalnym strażnikiem Pottera. Nawet jeśli mugole znęcali się nad Potterem, dyrektor może uciec, broniąc się nieświadomością stanu jego podopiecznego. Niestety nie widzę wyjścia z tej sytuacji. - Przyznał szczerze Mistrz Eliksirów.
Nie bał się ujawnić niektórych bardziej wrażliwych faktów człowiekowi przed nim. Uzdrowiciel starał się działać w imię dobra pacjenta. Oczywiście profesor nie mógł zdradzić wszystkiego, ale to, co ujawnił, powinno dać jakieś podłoża do działania, nawet dla zwykłego postępowania wyjaśniającego. Spojrzał w dół, nadal analizując listę w swoich dłoniach. Zobaczył wśród urazów ten, który sam spowodował, gdy spotkał jedenastolatka po raz pierwszy. Rozcięcie skóry głowy w części ciemieniowej czaszki patrzyło n niego kpiąco, z pomiędzy podrażnienia skóry przez środki chemiczne a siniakami w okolicy brzucha. Przełknął ślinę, która stanęła mu w gardle i nie chciała ruszyć dalej. Nie wiedział co robić. Sytuacja nie była dobra. Dziecko leżało w szpitalu w zagadkowym stanie, jego przełożony najwyraźniej popierał przemoc wobec dzieci, rok szkolny może dopiero się zaczął, ale sprawy o opiekę ciągnęły się strasznie długo. Chciał jęczeć, myśląc o swoich zadaniach. Musiał nadal prowadzić swoje lekcje, pilnować szlabanów, sprawdzać niepokojąco źle napisane eseje i jeszcze pilnować głupiego kamienia...
Mózg Snape potrzebował dosłownie sekundy, by dotarło do niego, że bardzo zawalił. Widząc Pottera na korytarzu, zapomniał o swoim pierwotnym zadaniu. A ponieważ, żaden z jego kompetentnych inaczej współpracowników nie zauważy zniknięcia nauczyciela OPCM, ten już najpewniej był poza terenem szkoły, a może nawet kraju. O ile w ogóle uporali się z trollem. Nie chciał myśleć o tym, jak wielki chaos panuje obecnie w Hogwarcie. Najpewniej Quirrell miał już dość czasu, aby ukraść kamień, a Albus obecnie rozbierał szkołę cegła po cegle, chcąc znaleźć swojego małego Zbawiciela. Dlaczego tak wiele rzeczy musiało pójść nie takim i czemu to wszystko zawsze miało związek z Potterem?
- Uzdrowicielu Keriat, dział analizy prosi pana o konsultacje.
Zawołała rudowłosa kobieta, wchodząc do pokoju. Najwyraźniej była kolejną pielęgniarką, choć nosiła normalne szaty. Siwowłosy tylko kiwnął głową, po czym ruszył przez pokój. Zatrzymał się na progu i odwrócił do młodszego mężczyzny.
- Musimy później dokładniej omówić sprawę. - Powiedział, po czym ruszył w swoją stronę.
W tym czasie nowo przybyła kobieta podeszła do pacjenta. Najwyraźniej była odpowiedzialna za opiekę nad nimi. Wprawnym ruchem narzuciła uroki monitorujące, które miały się uruchomić w razie gwałtownego pogorszenia się stanu zdrowia. Następnie przekręciła chłopca na plecy i zmieniła jego ubranie na zwykłą szpitalną koszulę. Zebrała wszystkie dokumenty i włożyła do specjalnego folderu, który umożliwiał przejrzenie ich tylko uprawnionym osobą. Przez chwilę spojrzała swoimi brązowymi oczami wprost na Snape'a, po czym ruchem różdżki wyczarowała krzesło i wyszła z pokoju. Nie mając wielkiego wyboru, usiadł na wyczarowanym meblu i potarł skronie. Zmęczenie powoli zaczynało go doganiać i zastanawiał się, jak wiele rzeczy może pójść jeszcze nie tak.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top