Byłeś?

Harry siedział w jednym z przedziałów, znajdujących się na początku pociągu. W samotności obserwował ślizgające się po szybie krople deszczu. Od ponad trzech dni padało nieprzerwanie i chłopak powoli zaczynał tęsknić za drobnymi przejaśnieniami na niebie. Z tego powodu Vivid spędzał więcej czasu w zamknięciu i powoli mały zimorodek stawał się markotny. Jednak mimo tej drobnej nostalgii zielonooki znajdował się w wyjątkowo dobrym humorze. Właśnie wracał do Hogwartu. Nie chodziło o to, że tęsknił za innymi uczniami lub za samym budynkiem. Był znacznie bardziej przywiązany do samotności i małego domu niż wielkiego zamku. Szczęście przynosił mu jednak fakt, że udało mu się o coś zawalczyć. Jego opiekun po przeczytaniu w gazecie o ucieczce Syriusza Blacka, Trzynastolatek nie mógł od czasu opublikowania tamtego artykułu wychodzić na spacery do lasu ani opuszczać domu. Dodatkowo, gdy starszy mężczyzna zmuszony był opuścić swojego podopiecznego z powodu własnych obowiązków, niemal zawsze wracał spanikowany i wypytywał o jakiekolwiek niecodzienne zjawiska w okolicy. Zajęło to ponad miesiąc, aby przekonać zawziętego Mistrza Eliksirów do zmiany zdania.

Harry argumentował, że w Hogwarcie będzie o wiele bezpieczniejszy. W otoczeniu tylu uczniów oraz wykwalifikowanych nauczycieli występowały o wiele mniejsze szanse, że ktoś go zaskoczy i zostanie bez pomocy. Wokół starożytnego zamku podobno istniały też totemy uniemożliwiające wejście do środka komuś ze złymi intencjami, choć to nie było od końca pewne. Dodatkowo, gdyby chłopiec zostawał w domu sam, jego opiekun za bardzo bałby się o niego, aby całkowicie skupić się na swoich zajęciach. Jako najważniejszy argument posłużył fakt, że gdyby nadal istniały pewne zastrzeżenia co do bezpieczeństwa, zielonooki mógł w ostateczności, zamiast w dormitorium spać w kwaterach Snape'a. W ten sposób mężczyzna mógłby mieć go ciągle na oku. To ostatecznie podziałało i teraz trzynastolatek mógł się cieszyć długą podróżą. Ponieważ na razie nie był zmuszony rozmawiać z nikim, postanowił przeczytać książkę z transmutacji. Był to jeden z niewielu przedmiotów, w których Harry przestrzegał tempa swoich rówieśników, więc nie znał jeszcze materiału na ten rok. Właśnie zagłębiał się w teorię o różnorodności otaczającej materii, gdy pociąg zaczął gwałtownie zwalniać.

Zaniepokojony nastolatek z trzaskiem zamknął swoją książkę, czym obudził śpiącego obok zimorodka. Ptak ćwierknął najpierw z wyrzutem na swojego właściciela, ale po chwili chyba musiał wyczuć jakieś niebezpieczeństwo. Mały łebek zaczął nerwowo poruszać się dokoła, a później małe zwierzątko w jednej chwili wleciało do jednej z kieszeni szaty Harry'ego. To na pewno nie było normalne, podobnie jak przeraźliwy chłód, który pojawił się w przedziale. Starając się nie panikować, trzynastolatek wstał ze swojego siedzenia i chciał udać się na korytarz, aby zapytać innych uczniów czy nie wiedzą, o co chodzi. Zamarł jednak w bezruchu, gdy na szybie drzwi nagle pojawiła się, przyciśnięta do niej szkieletowata dłoń. Palce wydawały się dziwnie powyginane, a wokół nich na szkle zaczął tworzyć się szron. Drewniane drzwi otworzyły się powoli, a w powstałym przejściu pojawiło się dziwne stworzenie. Wyglądało niemal jak unoszący się w powietrzu, podarty płaszcz. Tajemnicza postać zaczęła zbliżać się do zastygłego w bezruchu chłopaka. Im bliżej się znajdowała, tym większy chłód panował w małym pomieszczeniu. A wraz z tajemniczą obecnością Harry zaczął odczuwać niepokojące uczucie. To tak jakby nagle wszystkie emocje w nim przestały istnieć, był jakby pusty. Tak samo czuł się u Dursley'ów, gdy odrzucał od siebie wszystko, ponieważ utrudniało to jego istnienie. Dla zielonookiego były to najgorsze wspomnienia, największym strachem było powrócenie do tamtych momentów. Chciał się bać, płakać, zawodzić, ale dziwne stworzenie odbierało mu nawet te negatywne emocje. Nie przejmując się jego stanem postać zawisła niemal centralnie przed nim, a szkieletowata dłoń zbliżała się do jego twarzy. Kościsty palec zatrzymał się minimetry nad skórą policzka. Zjawa zdawała się zamrzeć w bezruchu, a następnie jakby wiedziona jakimś dziwnym sygnałem, po prostu opuściła przedział.

Pod Harry'm nogi się ugięły i wylądował na drewnianej podłodze. Dyszał ciężko, próbował się zebrać. Całe to zdarzenie było bardzo niepokojące i nie wiedział w sumie, co się nawet wydarzyło. Spojrzał jeszcze na drzwi, aby upewnić się, że postać na pewno zniknęła i postanowił zmusić się do wstania. Położył ręce przed sobą na podłodze, chcąc się na niej zeprzeć, ale wtedy zobaczył kolor swojej skóry na dłoniach. W niektórych miejscach występowały nietypowe niebieskie ślady, otoczone szronem. Prawie jakby skóra w tych miejscach została zamrożona na kość. Co prawda z każdą kolejną chwilą były coraz mniejsze, a szron znikał z powierzchni, ale jednak. Czy te stworzenia były w stanie zamrozić człowieka samą swoją obecnością? Najpierw unieruchamiały ofiarę, później zamrażały; tylko po co? Żeby zjeść człowieka? Zabrać jego myśli? Co w ogóle one tutaj robiły? W głowie krukona kłębił się ciąg pytań, gdy ponownie próbował wstać z podłogi. Szarpnięcie pociągu, który najwyraźniej postanowił akurat w tym momencie wystartować, sprawił, że znowu upadł, tym razem dość boleśnie uderzając głową w ścianę pod oknem.

Trzynastolatek, patrząc ze swojej pozycji na sufit, myślał o tym, że ten rok raczej nie będzie należał do najbardziej udanych.

---

Siedząc przy stole Revenclawu, chłopiec miał ochotę schować się w kwaterach swojego opiekuna. Zapomniał, jak głośno mogło być na uczcie powitalnej w Hogwarcie. Wokół niego wszyscy uczniowie rozmawiali między sobą, często się przekrzykując nawzajem. Tworzył, się z tego niesamowity rumor, który szargał nerwy Harry'ego. Dodatkowo kilka osób zdołało jakoś go rozpoznać i powoli po Wielkiej sali niosła się wieść, że Wybraniec powrócił do szkoły. Po wydarzeniach w pociągu hałas i ciągła uwaga były ostatnimi rzeczami, na jakie miał ochotę. Na szczęście Vivid siedział w jego włosach, przynosząc mu małe pocieszenie. Jego opiekun też był obecny na uczcie i skoro nie przybył jeszcze z apteczką i nie zażądał wizyty w skrzydle szpitalnym, oznaczało, że nie wiedział o sytuacji z pociągu. Tylko te dwa elementy sprawiały, jakoś utrzymywały go wśród niepokojącego tłumu.

O dziwo sama uczta powitalna przebiegła dość sprawnie. Najpierw posortowano nowy rocznik. Do Revenclawu trafiło tylko pięciu uczniów, a do Gryffindoru aż jedenastu. Harry czasem się zastanawiał, jak punktacja mogłaby działać sprawiedliwie, przy takiej różnicy w ilości członków danego domu. Przy takich dysproporcjach chyba nie dało się rozstrzygnąć tego w żaden spójny sposób. Dalej dyrektor McGonagall przywitała wszystkich i podała najważniejsze zasady. W przeciwieństwie do tego, co trzynastolatek pamiętał z pierwszego roku, ta przemowa wywarła na nim większe wrażenie. Surowy ton w połączeniu z poważną miną dawnej profesor transmutacji gwarantował większe posłuszeństwo niż przyjaźnie napominający wyraz dawnego dyrektora. Wydawało się, że nawet starsze roczniki skrzywiły się lekko, najpewniej wspominając kary za swoje wybryki w ciągu ostatnich dwóch lat. Niektórzy z nich kończyli w tym roku Hogwart i po pięciu latach pobłażania najpewniej zderzyli się z konsekwencjami niczym ze złym murem na stacji King Cross. Następnie rozpoczęła się kolacja, a posiłek był tak samo bogaty, jak na pierwszym roku.

Surowsza atmosfera w Hogwarcie nie była jedyną zmianą. Przy stole pedagogicznym znalazło się kilka nowych twarzy. O dziwno najbardziej niezwykły wydawał się chudy mężczyzna siedzący obok opiekuna chłopca. Na twarzy obcego widać było kilka blizn, jakby kilkukrotnie ktoś ciął go płytko po skórze. Mimo tego, że wyglądał w miarę młodo, jego włosy pokrywała już siwizna. Zielone oczy patrzyły na uczniów, a na ustach migotał mały uśmiech. Ale wtedy właśnie mężczyzna złączył swój wzrok z Harry'm. Trzynastolatek nie potrafił tego logicznie wytłumaczyć, ale wokół profesora była obecna jakaś dziwna aura. Nie było to coś złowieszczego ani tym bardziej radosnego. To jakby inny rodzaj magii otaczał tego człowieka, to było jakby znajome i trochę niepokojące.

Wzajemne gapienie się niespodziewanie przerwał Vivid, który postanowił nagle odlecieć z głowy Harry'ego. Zamiast patrzeć na nieznajomego, chłopiec obserwował, jak zimorodek przeleciał przez część sali, aby usiąść na ramieniu drobnej blondynki. Mogła być ona tylko o rok młodsza od trzynastolatka, ponieważ nie kojarzył jej ze swojego pierwszego roku, a na pewno nie została teraz przydzielona. Dziewczyna na początku spojrzała zaskoczona na nagłego towarzysza, a później jej twarz rozjaśnił mały śmiech. Harry przełknął ślinę, czując, jak coś ciężkiego opada mu na żołądku. Ta dziewczyna miała podobne spojrzenie jak on sam.

Prawie tak samo złamane.

Była to lekko przerażająco realizacja i zielonooki nie wiedział, jak ma poradzić sobie z taką wiedzą. Świadomość, że gdzieś ktoś przeszedł coś równie okropnego, była przerażająca. To odkrycie sprawiło, że stracił cały apetyt i nie tknął nic, aż do końca kolacji. Obserwował za to swojego zwierzaka. Mały zimorodek radośnie ćwierkał i od czasu do czasu wzlatywał w górę, aby łapać podrzucane dla niego kawałki ryby. I, mimo że blondynka wydawała się radosna, jej oczy cały czas pozostawały zamknięte, jakby nawet w tak radosnej chwili chroniła się na swój sposób przed światem. Przynajmniej jakoś sobie radziła i nie rozpadała się w podobny sposób jak Harry na pierwszym roku, ale nadal było to dalekie od normalności.

Klaśnięcie wyrwało trzynastolatka z jego myśli. Dyrektorka wstała ze swojego miejsca i życzyła wszystkim uczniom miłej nocy. W swoim roztargnieniu chłopiec nie zauważył nawet, że cała zastawa i jedzenie zniknęły ze stołów, pozostawiając tylko puste blaty. Po prostu ruszył za starszymi uczniami do swojego dormitorium.

---

Bardzo źle mi się pisało ten rozdział, nie jestem z niego zadowolona, ale wiem, że nie jestem w stanie w żaden sposób tego poprawić. Mam nadzieję, że się nie obrazicie za tak długą przerwę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top