Rozdział 74
Wtorkowe popołudnie nadciągało wielkimi krokami, a ja z każdym kolejnym dniem miałam coraz to więcej wątpliwości. Może złym pomysłem było prosić o pomoc Aiden'a. Thomas przecież nie ostrzegł mnie przed nim bez powodu. Musiał znać go o wiele bardziej i wiedzieć do czego był zdolny. I może poprzednim razem dosyć jasno dał mi do zrozumienia, że pomagał mi jedynie by zaspokoić swoją potrzebę rozrywki, to jednak w jakimś stopniu mogłam mu ufać, że faktycznie zaprowadzi mnie do Ben'a. Miałam wyrzuty sumienia za każdym razem, gdy widziałam Thomas'a, bo okłamałam go, że więcej się nie spotkam z wampirem. Zrobiłam dokładnie to za co go oskarżałam. Okłamałam go. Była to całkiem inna sytuacja. W końcu on ukrywał przede mną fakt, który był dla mnie tak znaczący, ale to nadal mnie nie usprawiedliwiało. Moje kłamstwo było mniej znaczące, ale liczyło się to, że w ogóle było. A Thomas jak na złość ponownie zaczął mnie od tamtego dnia odbierać ze szkoły. Jednak nie było to już to samo co wcześniej. Wciąż z tyłu głowy miałam to, że miał dziewczynę, a ja nie chciałam zrobić czegoś co w oczach innych mogłoby wyglądać nieodpowiednio. Dlatego to raczej on był głównym rozmówcą podczas naszych krótkich spotkań, a ja tylko odpowiadałam zdawkowo.
Dopiero gdy nastał ten dzień. Zadziwiająco piękny, słoneczny, wtorkowy poranek, zdałam sobie sprawę jak ciężko będzie mi wywinąć się z dzisiejszego spotkania z Thomas'em. Z Aiden'em miałam spotkać się jeszcze przed drugą po południu. By to zrobić musiałam zerwać się z ostatnich lekcji. Rzadko kiedy to robiłam, więc już od samego rana czułam się jak przestępca. Może wydawało się to śmieszne. Byłam przecież w ostatniej klasie liceum, a stresowałam się na myśl o małych wagarach, ale taka już byłam. Do tego nie pomagały mi moje myśli, które starały się ułożyć jakąś dobrą wymówkę, by Thomas nie musiał po mnie przyjeżdżać. Tylko że jak na złość nic nie przychodziło mi do głowy.
Szczotkując zęby już od dobrych pięciu minut, moje myśli wciąż odbiegały w jednym kierunku. Dlatego omal nie wsadziłam sobie szczoteczki do gardła, gdy podskoczyłam wystraszona dźwiękiem wibracji w telefonie leżącym na umywalce. Wypłukałam usta woda i odblokowałam ekran urządzenia, patrząc na imię nadawcy.
Od: Thomas
Przepraszam, nie będę mógł dzisiaj po ciebie przyjechać. Proszę wróć z Edwin'em.
Wpatrywałam się w ekran telefonu i pomimo że powinnam odczuć ulgę, to jedyne co poczułam to smutek. Czyli znowu mieliśmy przestać się widywać. Na pewno tak byłoby lepiej, nie wiem czy dla niego, ale dla mnie na pewno. Powinnam przestać w końcu o nim myśleć. Pojąć w końcu, że nie miałam u niego już żadnych szans. Ale ja tak nie potrafiłam. Stara Tess pewnie wydarłaby się na mnie i potrafiłaby porządnie kopnąć w dupę, jednocześnie każąc mi się ogarnąć jak i zwyzywałaby Thomas'a, że nie wiedział co traci. Byłam na nią cholernie zła, ale tak bardzo jej potrzebowałam.
Odparłam dłonie na umywalce i zagryzłam wargę, czując jak pojedyncze łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Byłam beznadziejna.
》☆《
Równo z głośnym dźwiękiem oznaczający koniec lekcji wyszłam powoli z klasy, tylko po to by później prawie biegiem ruszyć na parter i czym prędzej opuścić budynek. Nie chciałam przypadkowo natknąć się na Edwin'a albo chociażby Kirę. Musiała już pamiętać o której skończyłam lekcje, skoro Thomas tak często mnie odbierał. A teraz nie chciałam, by wiedziała że wróciłam wcześniej.
Wyszłam na dziedziniec, ale nie zatrzymałam się jak to przeważnie robiłam. Tym razem z opuszczoną głową szłam przed siebie, wpatrując się w piękną mozaikę popękanych płytek chodnikowych. Miałam pół godziny by dostać się do domu, odnieść plecak i dojść na miejsce umówione z Aiden'em. Zostało mi bardzo mało czasu, a on nieubłaganie leciał do przodu. Dlatego przyspieszyłam tempo, dobrze wiedząc, że już za chwilę dostanę zadyszki.
O wiele się nie pomyliła. Gdy wróciłam do pustego domu miałam jedynie przyspieszony oddech. Ale stając pod starym domem mało co nie wyplułam swoich płuc. Miałam wrażenie, że przebiegłam maraton, a przecież ja tylko szłam. Oczywiście czegoś podobnego nie mogłam powiedzieć o Aiden'ie, który jak gdyby nigdy nic pojawił się zaraz obok mnie, nie wyglądają na choćby odrobinę zmęczonego drogą jaką przebył w stosunkowo do jego prędkości krótkim czasie.
- Byłem prawie pewien, że się nie pojawisz.- pomimo że doskonale widziałam, że stał obok mnie to i tak dopiero gdy się odezwał przekonałam samą siebie, że był prawdziwy.
- Dlaczego?- zapytałam. Przecież zgodziłam się na jego propozycję. Nie śmiałam nawet odmówić, bo bałam się, że on mógł zrobić to również i mi. A to mi bardziej zależało na jego pomocy.
- Thomas z tego co wiem kazał ci mnie unikać. Nieładnie jest kłamać, prawda?- odparł uśmiechając się zaczepnie.
On naprawdę wiedział o wszystkim o czym rozmawiałam z Thomas'em. Miałam wrażenie, jakby znał nawet odpowiedź na pytanie co jadłam dzisiaj na śniadanie, albo jaki był temat na lekcji angielskiego. Obserwował mnie, ale ja nawet nie wiedziałam w którym momencie i gdzie był. Przerażało mnie to, tak jak cała jego osoba. Był całkowicie inny niż Edwin. On zdawał się korzystać ze swoich umiejętności w każdej możliwej chwili i lubił chwalić się swoją przewagą, a pewność siebie biła od niego we wszystkich kierunkach. Nie ważne czy stał do mnie tyłem. I tak czułam, że był nade mną. Podobnie czułam się przy Thomas'ie, ale przy nim było to uczucie, że jest silniejszy i mogę czuć się przy nim bezpiecznie. Tutaj, stojąc przed wampirem było całkowicie odwrotnie. To on był tym przed którym chciałam by Thomas mnie obronił.
- Z tego co wiem miałeś zaprowadzić mnie do domu Ben'a, a nie odgrywać role mojej matki.- odpowiedziałam mu dosyć nieprzyjemnym tonem i sama siebie tym zaskoczyłam, bo w środku byłam jak lękliwa myszka. Ale starałam się grać dalej.
- Co najwyżej ojca. Tak by chyba było bardziej na miejscu skoro tajemniczo zaginął, nie uważasz?- włożył ręce do kieszeni i ruszył przed siebie. Zacisnęłam dłonie w pięści na wzmiankę o tacie. Miałam wielką ochotę mu coś odpowiedzieć, ale obawiałam się że mógłby zmienić zdanie i zostałabym sama.- Oczywiście nie po to się spotkaliśmy, jednak myślałem, że nie wchodzisz do lasu w dzień pełni.- odwrócił głowę w moją stronę. Z jego twarzy nadal nie znikało rozbawienie. Ale nie takie miłe, bardziej coś w stylu tego drwiącego uśmieszka. Bawiła go zabawa mną? Ale sama byłam sobie winna skoro nie potrafiłam temu zapobiec.
- Bo nie wchodzę.- odpowiedziałam zaciskając zęby. Specjalnie wybrał taki dzień. Tylko co chciał tym osiągnąć? Mój strach? Przecież sam wiedział jak mógł mnie wystraszyć. Nie musiał się bawić w jakieś planowane spotkania czy tym podobne.
- Więc coś musiało się zmienić.- splótł dłonie na karku, nadal idąc odważnie przed siebie.- A może odkrywając sekret Thomas'a, zrozumiałaś że są tylko bandą kundli potrafiących jedynie gonić własny ogon?
- Nie zmieniłam o nich zdania.- skrzywiłam się, gdy w mojej głowie pojawił się obraz Dave'a w postaci wilka.
- Więc kim są?- zadał pytanie, choć doskonale znał na nie odpowiedź. Skoro mnie śledził słyszał ją już nie raz.- Hm?- ponaglał mnie, widząc że nie jestem skora do odpowiedzi.
- Bestiami.- powiedziałam pewna swojej odpowiedzi. Aiden zaśmiał się na moją odpowiedź.
- Do prawdziwych bestii dużo im brakuje, ale może dobrze że masz o nich takie zdanie. Może dzisiaj ci się to przyda?- odparł zagadkowo, a ja zaczęłam nabierać wątpliwości czy dobrze robiłam zagłębiając się z nim w las. On potrafiłby im uciec. Ze mną było już gorzej.
Spojrzałam z powątpieniem na jego plecy. Chciałam zadać mu kolejne pytanie nawiązujące do jego słów, ale wiedziałam, że raczej nie miałam na co liczyć z odpowiedzią.
Moje zdanie co do wilkołaków wcale się nie zmieniło. Nadal byli dla mnie potworami wypuszczonymi z klatki na czas pełni. We wszystkich widziałam tylko dzikie, bezduszne zwierzę. No może prawie we wszystkich. Był jeden brązowooki wilkołak, którego nie umiałam wyobrazić sobie jako ogromnej, złej bestii. Widziałam już go po przemianie. Patrzałam nawet w jego czerwone ze złości oczy. Poznałam jego siłę, a nadal wypierałam się w myślach, że mógłby być taki jak inni. Gdy uciekłam do babci, próbowałam przetłumaczyć sobie, że będąc jednym z nich musiał tak samo się zachowywać. Ale gdy silne emocje opadły, został mi jedynie jego obraz w głowie jako ciepłego i pomocnego chłopaka, który był jednocześnie niesamowicie tajemniczy i gdy chciał, potrafił odstraszyć innych swoją postawą. Był kimś kto coraz częściej obecny był w moich myślach.
》☆《
Stanęłam przed już znana mi starą furtką. Doskonale pamiętałam pierwszy raz gdy tu byłam. Pomyślałam, że Thomas pomylił ten dom z jakąś ruderą. Nawet teraz nadal nie potrafiłam uwierzyć, że stróż prawa mieszkał w takim miejscu, w takim budynku.
- Więc jesteśmy. Co teraz mi zaproponujesz?- stanął blisko mnie, ale odsunęłam się, zwiększając dystans między nami.
- Ostatnim razem nic nie chciałeś i zostawiłeś mnie samą przed grupą wściekłych wilkołaków. Uznam to za rekompensatę.- mruknęłam, otwierając bramkę z chwilowym wahaniem.
- Jaka poważna postawa... i zbyt odważna.- odwróciłam się, ale zdążyłam zauważyć jedynie rzucające mi wyzwanie spojrzenie.- Nie zawiedź mnie.- rozpłynął się z pola mojego widzenia, ale miałam wrażenie, że wcale sobie nie poszedł. Jedynie oddalił się w miejsce gdzie nie mogłam go dostrzec, a skąd on mógł dokładnie obserwować moje dalsze ruchy.
No trudno. I tak nie mogłam nic z tym zrobić. A miałam coraz mniej czasu do zachodu. Oczywiście nie przemyślałam jak miałam wrócić. Świetnie Wendy, świetnie. Genialny plan jeśli chciało się skończyć w paszczy wilkołaka.
Podeszłam do drzwi domu, pukając w nie donośnie. Stałam, nadsłuchując dźwięków ze środka, a głucha cisza panującą wokół bardzo mi to ułatwiała. Wszystkie zwierzęta jakby pochowany się w swoich norach ze strachu przed nocą, która miała nadejść. Byłam gotowa ponowić pukanie, ale wtedy z wnętrza domu usłyszałam dźwięk tłuczonych butelek, a po nim trzask przekręcanego klucza.
- Czego?- warknął mężczyzna, wyłaniają się zza uchylonych drzwi. Był jeszcze bardziej wychudzony i zmęczony niż poprzednim razem. Jego wzrok zjechał na mnie i zatrzymał się przez chwilę na mojej osobie, po czym na moment spojrzał za mnie jakby szukając kolejnej osoby. Nie tym razem. Teraz byłam sama.- A ty czego tu chcesz?- odparł i mogło mi się tylko zdawać albo powiedział to już nie z tak agresywnym tonem z jakim go zapamiętałam. Jakby bardzie zmęczonym i obojętnym.
- Chciałam porozmawiać o moim ojcu.- stałam w miejscu, dzielnie znosząc jego ciężki wzrok na sobie, gdy przyglądał mi się dłuższą chwilę. Byłam przyszykowana, że mógł mi odmówić, dlatego jeszcze bardziej zdziwiłam się, gdy tak po prostu odsunął się i wpuścił mnie do środka.
- Wejdź.- rzucił, jakby zgodził się na moją prośbę po moich długich namowach.- Idź do salonu, zaraz przyniosę teczkę Jerry'ego.- odparł, po czym wszedł do pomieszczenia za schodami prowadzącymi do góry na piętro.
Weszłam do wskazanego mi pomieszczenia, pozostając w ciągłym napięciu, ale cieszyłam się że przynajmniej szybko zgodził się mnie wpuścić do domu. Myślałam, że będzie bardziej protestował.
Stanęłam obok sofy, na której leżało stare opakowanie po pizzy. Jak można było mieszkać w takim brudzie? Nawet na podłodze było pełno ziemi, jakby ktoś wszedł tu w zabłoconych butach. Przyjrzałam się bliżej śladom, odnajdując w ziemi jakiś kształt. Jakby odcisk.
Zakryłam usta dłonią, by nie krzyknąć ze strachu. Miałam przed sobą ślady po ogromnych, wilczych łapach. Wątpiłam by wpuścił do domu jakiegoś wilkołaka. Więc wszystko wskazywało na jedno. Wilkołak musiał mieszkać w tym domu.
Cofnęłam się do tyłu, a mój wzrok przykuł ruch odbity w lustrze. Czerwone ślepia, których właściciel stał tuż za moimi plecami. Nie byłam zdolna się odwrócić, gdyż silne ręce złapały moje ciało, a czyjaś dłoń przyłożyła mi do ust kawałek śmierdzącego materiału. Wstrzymałam oddech bojąc się wziąć wdech. Nie wiedziałam co to było. Ale powoli zaczęło brakować mi powietrza i musiałam w końcu zaciągnąć się powietrzem przez szmatkę. Czułam jak zaczynam tracić przytomność. Zaczęłam szarpać się, odzyskując resztki trzeźwego myślenia. Ale nie byłam w stanie nic zrobić. Ogromne dłonie wilkołaka zacisnęły się ciaśniej wokół mojego ciała, gdy ja coraz bardziej zaczynałam tracić przytomność.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Tam, tam, tam... 😂😜
Co teraz? 🙄
Czy Aiden uratuje interesującego go zwierzaczka? 🤔
A może Wendy samej uda się wyjść z opresji? 😌
Albo zyska pomóc swojego głosu? Coś za cicho ostatnio siedział, nie uważacie? 🤫😉
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top