Rozdział 70

Minęło kilka kolejnych dni, w których wszystko zdawało się wrócić do normy. Ponownie zaczęłam chodzić do szkoły. Kira przywiozła mi część moich ubrań oraz kilka zeszytów. Edwin znowu zaczął pojawiać się na zajęciach, a przerwę obiadową spędzałam właśnie z szatynem, który już pierwszego dnia zaczął narzekać na ilość lekcji i materiału, który musiał nadrobić.

Dodatkowo jakby dwójka dawnych przyjaciół nie mogła znieść swojego widoku, wraz z powrotem czekoladki zniknął Oliver. Na początku zastanawiałam się co było tego powodem. Ale szybko doszłam do wniosku, że powinnam się z tego cieszyć. Jego nieobecność od razu poprawiała mi humor, a świadomość, że nie musiałam widzieć go każdego poranka sprawiała, że od razu chętniej szłam do szkoły. A raczej jechałam. Thomas zawoził mnie każdego dnia i odbierał od razu po zakończonych zajęciach. Stało się to dla mnie rutyną, która na tyle wpisała się w moje życie, że przestawiałam się martwić za każdym razem gdy widziałam krople deszczu obijające się o szyby szkolnych okien. Wiedziałam, że nie będę musiała moknąć, bo brunet zawsze będzie na mnie czekał. Lubiłam nasze wspólne podróże, choć ostatnio mijały one w całkowitej ciszy spowodowanej ciągłym zamyśleniem się chłopaka. To był jedyny moment kiedy mogłam z nim porozmawiać, a i on powoli zaczął zanikać. Brunet obiecał mnie chronić, ale od kilku dni prawie w ogóle nie bywał w domu. Nie zostawiał mnie samej, tak jak obiecał. Zawsze ktoś ze mną był. Albo Edwin, albo jego współlokator Brad oraz Maja. Urocza niebieskowłosa dziewczyna, z którą zdołałam zamienić kilka zdań, ale nigdy nie potrafiłyśmy znaleźć tematu, który by nas pochłonął. Może dlatego, że ona była chodzącą słodkością, a ja żywym okazał sarkazmu i niezdarności. Była bardzo miła, ale myślałam że to Thomas przez większość czasu będzie ze mną przebywał. Coraz rzadziej wspominałam o tym, że był wilkołakiem. A nawet zdarzało mi się nie myśleć w negatywny sposób o ich naturze. Od czasu kiedy go poznałam, było wszystko dobrze. Nie wiedziałam wtedy kim on był i to pozwoliło mi teraz przebywać z nim pod jednym dachem bez strachu, a nawet spać w jego domu.

Spać. No właśnie. Moje dziwne sny przestały mnie nawiedzać i dosłownie nic nie pamiętałam o poranku. Nic kompletnie nie śniło mi się kolejnych nocy. Choć myślę, że to nie był sen.

Zdarzyło mi się obudzić pewnej nocy, a przed sobą widziałam złote tęczówki, które patrzyły się na mnie, jednak szybko zniknęły. Ten kolor przypominał mi tylko o jednej osobie. Ale niemożliwe było żebym go widziała. Spał wtedy na dole w swoim pokoju. Dlatego musiało mi się to przyśni, albo zwyczajnie zdawać. Tak wtedy myślałam, ale gdy kolejnej nocy za oknem ponownie zobaczyłam świecące się, tym razem zielone oczy kota, wiedziałam że nie śniłam. Byłam przyszykowana i włączyłam szybko latarkę w telefonie i skierowałam wiązkę światła w stronę tęczówek, które okazały się należeć do brązowego futrzaka, który nie zraził się tym, że go nakryłam i dalej patrzał się na mnie przez okno.

Może poszłabym dalej spać, gdyby nie fakt, że wiedziałam że to nie było zwykłe zwierzę, a człowiek zmieniony w kota. Chłopak, który zwrócił się do mnie o pomoc, gdy Thomas'owi groziło niebezpieczeństwo. To nie było normalne, że ktoś mnie podglądał. Poczułam wtedy dreszcze na całym ciele i zasłoniłam okno jak najszybciej. Od tamtej pory robiłam to za każdym razem przed pójściem spać, ale nadal miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwował. Przez to zaczynałam się coraz dziwnie czuć w tym domu.

Panowała w nim jakaś taka dziwna atmosfera. Przytłaczająca i przerażająca. Jakby coś czaiło się za rogiem. Miałam wrażenie, że ktoś obserwował każdy mój ruch. Dlatego gdy tego ranka usłyszałam wiadomość od Thomas'a, że Dave został złapany, zaczęłam prawie skakać z radości. Mogłam nareszcie wrócić do swojego domu. Do łóżka, w którym czułam się bezpiecznie.

Gdy wróciłam, w drzwiach powitała mnie moja mama ze łzami w oczach. Wtuliłam się w jej ciało, o mało co sama się nie rozklejając. Przecież minęło zaledwie kilka dni i codziennie do siebie dzwoniłyśmy, ale sytuacja jaką zmusiła nas do rozdzielenia, sprawiła że nie mogłam doczekać się by ją zobaczyć. Teraz mogłam to zrobić bez obawy, że Dave mógł mnie śledzić i doprowadziłabym go do mamy i Ivy. Byłam szczęśliwa mogąc spotkać się z rodzicielką, ale jak to mówią nie można mieć wszystkiego.

Wróciłam do domu więc moje spotkania z Thomas'em mocno się ograniczył. Nadal zawoził mnie do szkoły, ale nigdzie poza tym się nie widzieliśmy. Czy dał już sobie spokój? Może stwierdził, że nie warto? Wiedziałam że tak będzie prędzej czy później, ale nie mogłam ukryć swojego smutku.

Tym bardziej, gdy wracając tego dnia ze szkoły, dowiedziałam się że nie będzie w stanie po mnie przyjechać. Spodziewałam się, że to nastąpi, ale i tak poczułam się odepchnięta.

Szłam powoli chodnikiem, zastanawiając jak wiele zmieniło się w moim życiu przez ostatnie miesiące. Poznanie Thomas'a, dziwne zachowanie Oliver'a, które doprowadziło do naszego zerwania, odnalezienie Tess i poszukiwanie ojca. Tyle się działo, a teraz nagle jakby wszystko stanęło w miejscu pozostawiając za sobą tylko pasmo niewyjaśnionych zagadek. Tak bardzo chciałam się dowiedzieć gdzie zniknęła Tess i co wspólnego miał z tym mój ojciec. A teraz? Miałam już przy sobie swoją dawną przyjaciółkę. Ale sprawa z moim tatą tylko bardziej się skomplikowała. Dlaczego Ben nas okłamał? Co wydarzyło się w przeszłości jego i ojca, że z najlepszych przyjaciół stali się wrogami? Liczyłam, że z pomocą Thomas'a uda mi się to wyjaśnić, ale powoli zaczynałam w to wątpić. Wszystko stanęło w miejscu, a chłopak coraz rzadziej się do mnie odzywał.

Spojrzałam do góry na niebo, z którego zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Ciemne chmury zbliżały się w kierunku miasteczka, strasząc swoim ponurym kolorem mieszkańców. Zapowiadała się wielka ulewa.

Przyspieszyłam kroku. Jak widać matka natura postanowiła przypomnieć mi, że nadal jest mną zainteresowana. Silny wiatr zawiał kołysząc moim ciałem na boki. Otuliłam się szczelnie kurtką. Mieliśmy marzec i liczyłam na to, że zima nareszcie trochę odpuściła. Jak widać myliłam się.

Ale ktoś musiał się nade mną zlitować tam na górze zsyłając mi samochód, który zatrzymał się zaraz obok mnie. Szyba bocznych drzwi zjechała na dół ukazując mi ciemną czuprynę John'a.

- Może panią podwieźć?- uśmiechnął się zachęcająco.

Czy zamierzałam się zgodzić? Głupotą by było nie skorzystać z okazji. Deszcz zaczynał coraz bardziej padać, a ja miałam jeszcze kawałek drogi do przebycia.

- Dziękuję.- czym prędzej otworzyłam drzwi, nie chcąc jeszcze bardziej przemoknąć.

Usiadłam na tylnym siedzeniu zaraz obok Rose, która okazał się wracać z rodzeństwem. A więc Thomas po Kirę również nie przyjeżdżał. Przysłuchiwałam się zawziętej rozmowie dziewczyn. Z tego co zdołałam wywnioskować, zbliżały się czyjeś urodziny. Ja też za niecałe dwa miesiące miałam obchodzić swoje dziewiętnaste. Ale jakoś nie potrafiłam się z nich cieszyć ani wyczekiwać. Miały to być moje pierwsze urodziny spędzone bez Tess i ojca. Dlaczego bez Tess? Przecież już się znalazła. To prawda, ale ja wcale nie miałam ochoty świętować swojego dnia. Poza tym jak mogłabym się z nią zobaczyć, skoro była uważana za martwą. A ja nie zamierzałam wracać do domu pełnego wilkołaków. Doskonale pamiętam jak planowałam z Oliver'em wyjechać gdzieś na tydzień w czasie moich urodzin. Jego oddalone były od moich o zaledwie trzy dni. Miał być to nasz wspólny wyjazd, ale wszystko pękło jak kawałek szkła.

Zdałam sobie sprawę, że tak właściwie wcale się nie zmieniłam. Nadal byłam tą samą naiwną Wendy, która wolała być biernym obserwatorem. Jedyne co uległo zmianie to towarzystwo. Teraz zamiast grupki popularsów, do której i tak nie pasowałam, miałam dwie dziewczyny, o których nawet nie pomyślałam, że mogłabym zamienić z nimi jakieś inne zdania niż na temat szkoły. One były radosne, śmiały się co chwilę z głupot, a ja tylko obserwowałam co działo się wokół mnie, nie mogąc nic na to zaradzić. Przez chwilę zdawało mi się, że zaczęłam wychodzić ze swojej otoczki niewidzialne dziewczyny. To dzięki nim, a w szczególności Thomas'owi przestałam czuć się niewidzialna. O ironio to właśnie wtedy zaczęłam naprawdę znikać. A jednak czułam, że ktoś liczył się z moim zdaniem. Ale w końcu musiała wrócić stara Wendy.

- Wendy co o tym myślisz?- ocknęłam się słysząc pytanie z ust Rose.

- Hm?- kompletnie nie wiedziałam o czym rozmawiały.

- O torcie. Który wybrać?- pokazała mi kilka zdjęć na swoim telefonie.

- Chyba ten.- wskazała niepewnie na obrazek przedstawiający tort z wiśniami.

Od zawsze byłam zdania, że dobrze dobrane owoce potrafiły przełamać mocną słodycz wypieków nie powodując je zbyt mdłymi. Wiśnie wydawały się nadawać do tego idealnie. Ale każdy miał swoje gusta. Jednak zdałam sobie również sprawę, że od dawna nikt nie pytał mnie o żaden wybór. Wszyscy stawiali na coś, z góry zakładając, że się zgodzę. Choć nie powinnam się dziwić. Nigdy nie podważałam czyjegoś zdania, nawet jeśli moje było odmienne. Tak było łatwiej przetrwać, ale czy lepiej?

- Mówiłam ci że ten będzie lepszy.- widziałam w bocznym lusterku jak Kira uśmiecha się zadowolona, że przyjęłam jej stronę.

- Niech będzie.- westchnęłam z rezygnacją blondynka.

- A jak się miewa nasz gorący chłopak?- poczułam na sobie wzrok John'a.

- Ostatnio wcale się do mnie nie odzywa. Wpadł po uszy. Bo zacznę być zazdrosna.- zaśmiała się Rose.

A więc Thomas miał kogoś. To dlatego coraz rzadziej się z nim widywałam. Wiedziałam, że całkiem do siebie nie pasowaliśmy, ale i tak poczułam bolesne kłucie w sercu. Zdawałam sobie z tego sprawę, a i tak miałam nadzieję. Mówi się, że jest matką głupich. Niestety była. I przypominała o tym w najbardziej bolesny sposób.

- Wendy przekaż mu żeby czasami odezwał się do swoich przyjaciół.- jak widać dobry humor wcale ich nie opuszczał, ale przecież nic nie wiedzieli. Nie miałam im tego za złe, więc tylko uśmiechnęłam się na tyle ile potrafiłam.

- My nie rozmawiamy za często.- odparłam starając się ukryć smutek.

- Ou... już nie mogę się doczekać kiedy zobaczę go z kwiatami w pysku i podkulonym ogonem.- po słowach John'a nastąpiło jeszcze większe rozbawienie, jednak ja nadal potrafiłam się jedynie uśmiechnąć delikatnie, sztucznie.

Czyżby pokłócił się ze swoją dziewczyną, że za dużo czasu ze mną przebywał. Nie chciałabym być powodem dla którego miałby czuć się winny. To, że ja czułam się zraniona gdy on znalazł swoje szczęście, wcale nic nie zmieniało.

- Wendy może przyjdziesz do nas i pomożesz Rose wybrać ozdoby na urodziny, chce zobaczyć jak zachowa się Thomas, nie przegapię takiej okazji.- spojrzałam niezrozumiale na szatyna.

A jak miałby się zachować? Co dziwnego było w zwykłym przywitaniu się. A może przyprowadzi ze sobą swoją dziewczynę? Byłam ciekaw jaka była. Na pewno bardzo ładna i mądra. Thomas nie wyglądał na osobę, która interesowałaby się jedynie wyglądem. Nie mogła być zwykłą głupiutką dziewczyną. Możliwe, że nawet była wilkołakiem. Kimś o wiele silniejszym od zwykłego człowieka. a właściwie jednego z Nakali, który nawet nie potrafił zapanować nad swoimi i tak bezużytecznymi umiejętnościami.

Wiedziałam, że tylko jeszcze bardziej wbijałam sobie gwóźdź do trumny, ale chciałam ją zobaczyć. Chciałam przekonać się jaki gust miał chłopaka i czy byłam choć trochę blisko. Dlatego zgodziłam się na propozycje John'a. Chyba powoli zaczynałam stawać się masochistką.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Jak myślicie, czy Thomas naprawdę kogoś ma? 🤔
A może to zwykłe nieporozumienie?
Ale jeśli tak to dlaczego unika Wendy? 😟
Wszystko zdaje się uspokoić, a Wendy tak jakby wróciła do swojego starego, normalnego życia sprzed poznania Thomas'a, oczywiście z małymi zmianami. Tylko co dalej?
Czy ich śledztwo miało się w tym miejscu zakończyć? 😐

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top