Rozdział 7
Tak jak sądziłam zeszłego dnia, wyczerpała cały swój zapas szczęścia w tym tygodniu. Bo jak inaczej mogłabym wytłumaczyć to, że mój telefon wyparował tak jak szklanka mojego ulubionego soku pozostawiona w obecności mojej siostry. Choć przeszukałam każdy możliwy zakamarek chodnika, nie pomijając nawet milimetra tej przeklętej kostki brukowej, po moim telefonie nie pozostał nawet ślad. Osób która go wzięła wiedz, że mam wykupioną melodie Ariany i teraz ty będziesz za nią płacił.
Powinnam chyba zrezygnować z dalszych poszukiwań. Oliver już teraz pewnie się niecierpliwi. Jakby to była moja wina że źle obliczył swoje rachunki.
Pod stare kino dotarłam chwilę później. Nie byłam pewna czy powinnam do niego wejść i szczerze miałam nadzieję, że nie będę do tego zmuszona. Stare odrapane ściany i poszarpane plakaty z wizerunkiem klauna rodem z filmu "IT" zdecydowanie nie dodawało uroku temu miejscu. Nie widziałam jednak w pobliżu żadnej żywej duszy. Byłam przekonana, że Oliver kazał spotkać się PRZED kinem. Cóż mogłabym to sprawdzić gdyby nie to że nie mam jak.
Wzięłam głęboki oddech. Spokojnie Wendy to tylko stary opuszczony budynek mający otwarte wejście, wręcz zaprasza cię do środka. Przecież niemożliwe żeby ktoś inny teraz tam był. Boże kogo ja chce oszukać. Właśnie sama dobrowolnie wchodzę do paszczy lwa.
Minęłam kasy i o mało nie padłam na zawał gdy za ladą zobaczyłam patrzące na mnie oczy Pennego, który odprowadzał mnie wzrokiem przez cały korytarz.
- Cholera.- warknęłam gdy potknęłam się o coś leżącego na ziemi.
Niby prosta droga, a tu takie niespodzianki. Nogi mi zdrętwiały, gdy przez brak widoczności mój umysł podsuwał mi obrazy leżącego ciała, które właśnie podłożyło mi nogę.
Kobieto wyluzuj, wejdziesz tylko do sali głównej. Jak nie znajdziesz tam Olivera wyjdziesz stąd, a jutro wygarniesz mu w co cię wpakował.
Tak, tak właśnie będzie. Już za chwilę będę mogła wrócić do swojego ciepłego pokoju, z książką w ręce i kubkiem gorącej leśnej herbaty na stoliku. Tak, to mój cel na dzisiaj.
Z takimi pozytywnymi myślami otworzyłam drzwi i po raz kolejny pożałowałam, że nie mam tego przeklętego telefonu. Było ciemno jak nie powiem gdzie. Przykro mi, ale nie noszę latarki w kieszeni. Chociaż jestem kobietą, powinnam być przyszykowana na każdą możliwość. Gdybym miała torebkę. Gdy byłam mała przekonałam się że magiczna torebka rodem z Harrego Pottera na prawdę istnieje, po tym jak w torebce mojej mamy znalazłam małą pompkę do roweru. Niestety ja nie miałam tego magicznego przedmiotu ze sobą, dlatego wyciągnęłam rękę przed siebie wchodząc odrobinę do pomieszczenia.
Podskoczyłam ze strachu, a włosy na całym ciele stanęły mi dęba, gdy gdzież ze środka pomieszczenia dobiegł mnie odgłos kaszlu, a raczej jęczącej próby nabrania powietrza.
- Czego tam tak stoisz, pomóż mi.- zauważyłam delikatne światło przed sobą co w egipskich ciemnościach było jak słońce zamknięte w małym pudełeczku.
Orientując się do kogo należy owy głos, a raczej po zobaczeniu jego twarzy oświetlone przez ekran telefonu, podbiegłam wystraszona do Olivera.
- Matko co ci się stało?- zapytałam zaniepokojona widząc jego rozciętą brew z której sączyła się krew i opuchnięte oko.
- Nic by mi się nie stało gdybyś przyszła wcześniej.- warknął w moim kierunku.
No hola hola, to nie moja wina. Zaraz po jego wiadomości wyszłam z klubu. Poza tym mógł napisać że to pilne. Jednak nie powiem mu tego wszystkiego, nie teraz kiedy jest ranny. Nie chce się z nim kłócić. Muszę najpierw pomóc mu stąd wyjść.
- Przepraszam, nie wiedziałam że jest to takie pilne.- pomogła mu podnieść się z ziemi.
- Więc uważasz że to moja wina?- oburzył się odtrącając moją rękę i wyszedł z kina utykając na jedną nogę.
- Nie o to mi chodziło.- wybiegłam za nim zauważając stary reflektor na ziemi. Czyli to nie było ciało.- Chciałam powiedzieć tylko że gdybyś napisał żebym się pośpieszyła, poprosiłabym Edwin'a o pomoc. Przywiózłby mnie i byłabym szybciej.- zatrzymał się gwałtownie po wyjściu z budynku.
- Bardzo zaprzyjaźniłaś się z nim ostatnio.- odwrócił się z drwiącym wyrazem twarzy.- On i twój ojczulek mają wiele wspólnego, więc się dogadujecie tak?
Po usłyszeniu słów Olivera całe powietrze wyleciało z moich płuc. Jak on mógł to powiedzieć. Powiedział że wierzy że mój tata nie mógł zabić mojej przyjaciółki. Poczułam jakby ktoś przyłoży mi prosto w brzuch metalowym prętem i obracał nim o trzysta sześćdziesiąt stopni. Wiedziałam że był wściekły i pomimo tego, że nie zrobiłam nic złego poczucie winy ciążyło na moich barkach obciążając moje plecy niezdolne do wyprostowania się. A słowa Olivera tylko jeszcze bardziej mnie dobiły. Chłopak chyba orientują się co powiedział złagodniał, jednak nadal jego twarz była jak wykuta w kamieniu. Przynajmniej teraz nie biła od niego ta przytłaczająca wściekłość.
- Następnym razem odbieraj gdy do ciebie dzwonię.- rzucił chłodno i odwrócił się odchodząc.
Gdy zostałam sama, a cisza panująca wokół mnie zaczęła piszczeć mi w uszach, zdecydowałam się ruszyć w drogę powrotną. Zerknęłam ostatni raz w kierunku kina, a po plecach przeszedł mi zimny dreszcz. Mogłabym przysiądź, że przez chwilę widziałam złote oczy świecące się wewnątrz budynku. Spojrzałam na swoją kurtkę, upewniając się że nie jest żółtego koloru i jak najprędzej odeszłam z tamtego miejsca. Nie chciałam skończyć jak George. Pamiętaj nie zaglądaj do dopływów. Powtarzałam sobie w głowie to zdanie na okrągło.
Włożyłam ręce do kieszeni gdy palce zaczęły mi bieleć z zimna. Zacisnęłam pięści i zaczęłam truchtać do domu, jednak po przebiegnięciu kilku metrów, zrezygnowałam z tego wyczerpującego zajęcia. Odwróciłam się czując czyjś wzrok na swoich plecach. Przy ogrodzeniu mijanego przeze mnie domu zobaczyłam świecące się zielone oczy, których właścicielem był brązowy kot. Jednak zauważony uciekł, chowając się na terenie posesji. Nie chcąc kusić losu że za mną pójdzie, jak najszybciej ruszyłam w kierunku ciepłego domu.
》☆《
Po wczorajszych przeżyciach długo nie umiałam zasnąć. Dlatego gdy w końcu to nastało było grubo po drugiej w nocy, a dzisiejszy dzień nigdy nie należały do tych, w których mogłam pospać odrobinę dłużej. Nasza wychowawczyni stwierdziła, że potrzebujemy więcej prac, dzięki którym nauczymy się pracować w grupach i dzielić między sobą obowiązki. No proszę was, większość z nas jest już dorosła. Jednak nie sposób odmówić kobiecie, która chyba za cel obrała sobie zgranie naszej klasy w ostatnim semestrze nauki. Dlatego zmuszona jestem teraz siedzieć w ławce słuchając plotek na temat nowej pomadki Amandy, a raczej skąd ją dostała. I choć nasze miasteczko dzisiejszego dnia po raz kolejny postanowiło nas zaskoczyć ukazując nam ośnieżone trawniki z samego poranka, tak teraz przynajmniej mogłam obserwować dzieci bawiące się pozostałościami topiącego się śniegu. Uwierzcie wszystko lepsze od nużącej paplaniny trójki przedstawicielek płci żeńskiej siedzących naprzeciwko mnie. Jednak mój obiekt obserwacji zmienił się gdy tylko na plac szkolny wjechał czarny terenowy samochód. Zaciekawiona kto przyjechała nim do szkoły przyglądałam się jak parkuje na miejscu najbardziej oddalonym od wejścia. Większość potrafiła przyjechać nawet dwadzieścia minut wcześniej byleby mieć miejsce zaraz przy wejściu, a ten ktoś dobrowolnie wybiera takie miejsce. Mężczyzna ubrany w czarną bluzę wsiadł z samochodu i nim zdążyłam zobaczyć jego twarz, założył kaptur. Oparł się o maskę samochodu i włożył ręce do kieszeni. Nie mając nic do roboty czekałam co będzie dalej robił. Jednak moje zamiary zmieniły się natychmiast w momencie, kiedy uniósł głowę i spojrzał prosto na mnie. Skąd mógł wiedzieć że się na niego patrzę? Jest mnóstwo okien, a on spojrzał właśnie w to, w którym stałam. Informacje te zepchnęłam na drugi plan w momencie gdy ściągnął kaptur. Moim oczom po raz kolejny ukazała się twarz faceta z lasu. Pod jego bacznym spojrzeniem zaczęłam wiercić się na krześle, wyjątkowo twardym krześle. Ze też nikt nie wpadł na pomysł by dodać choćby małą poduszkę na ten kawałek drewna, na którym zmuszają nas siedzieć po osiem godzin dziennie. Wyjrzałam ponownie za okno. Ale najwidoczniej facet z lasu uznał, że nie jestem ciekawszym obiektem do dłuższej obserwacji niż zwykły pospolity gatunek ucznia zwyczajnego, gdyż nigdzie nie potrafiłam go dojrzeć.
Moja nuda nie trwała zbyt długo bo jak miód dla moich uszu okazał się zwykle irytujący mnie dźwięk dzwonka na przerwę. Powinnam wstąpić do jakieś rady szkoły, a moim kolejnym postanowieniem zaraz po poduszkach, byłoby zmienienie głośnego dzwonka na przyjemną dla ucha delikatną muzykę. Coś na kształt tej z takiej starej gry o podrywaniu chłopaków strzelając do nich z laserowych oczu. Ja na prawdę nie wiem kto tworzył tę grę, ale musiał sięgać po coś naprawdę mocnego. Ewentualnie mogłaby być to pieśń żałobna. Jestem pewna, że wielu utożsamiałoby się z nią podczas drogi do klasy.
Mojego rozmyślenia nad zmienieniem wygód i komfortu przebywania w tym zakładzie nazywanym potocznie szkołą, przerwał widok Edwin'a który machał zachęcająco dłonią w moim kierunku. Siedział on przy wejściu głównym na parapecie okna.
- Część.- przywitałam się grzecznie.
- Siema, czemu wczoraj tak uciekłaś?- poklepał miejsce obok siebie jednak odmówiłam nadal stojąc naprzeciw niego.
- Oliver prosił mnie żebym przyszła.- odpowiedziałam wymijająco.
Edwin był bardzo honorowy i oddawał wszystko co do grosika. Dlatego nie był zadowolony że Oliver co chwilę pożycza ode mnie pieniądze. A wolałam uniknąć bycia przyczyną sprzeczki przyjaciół.
- Tak,- widać że nie przekonała go moja odpowiedź.- Wiesz co się z nim tak w ogóle dzieje? Nie widziałem go od rana, a miał przynieść nasze zadanie z matmy.- wyjrzał zza moich pleców.- okey, już nie ważne.- zeskoczył z parapetu.- Stary gdzie ty byłeś? Ledwo udało mi się wybronić nas u facetki z matmy.
Spojrzałam na niego. Wyglądał o wiele lepiej niż go wczoraj zostawiłam. Czy to kolejna zaleta bycia skrzydlatym. Szybsze gojenie się ran? Czy wszyscy muszą być jak cholerni bogowie.
- Tak jakoś wyszło.- mruknął od niechcenia.- Widzę że fajnie się wam gadało.- zadrwił.
- Właśnie pytałem się Wendy gdzie ciebie wywiało. Pisałem ale nie odpisywałeś, myślałem że gadałeś z nią.- wytłumaczył chyba wyczuwając jego zdenerwowanie.- Ale jak już jesteś to chodź zanieść jej to zadanie.
- Idź sam, nie chce mi się z nią użerać.- rzucił mu pendrive uprzednio wyciągając go z plecaka. Po Edwin'ie widać było że jest ewidentnie niezadowolony z decyzji przyjaciela. Jednak pożegnał się krótko ze mną i poszedł przed siebie korytarzem. Oliver upewnił się że chłopak odszedł, po czym odwrócił się w moim kierunku.- Wendy?- kiwnęłam głową dając mu znak że go słucham.- Przepraszam za to co wczoraj powiedziałem. Nie o to mi chodziło. Byłem po prostu wkurwiony że wszystko poszło nie tak jak chciałem. Wybaczysz mi?- przytaknęłam powoli głową nie do końca przekonana.
Na prawdę zabolały mnie jego wczorajsze słowa. Myślałam że nawet w trakcie naszej najgorszej kłótni nie będzie poruszał tego tematu. Są pewne granice których nie powinno się poruszać nawet w złości.
Oliver wyciągnął rękę w kierunku mojej chcąc zapewne po raz kolejny ją pocałować, jednak przeszkodziło mu chrząknięcie za plecami. Odwróciłam się z ulgą.
- Wendy, tak?- zapytał mój wydawca przed pocałunkiem Olivera, którym mu mojemu zdziwieniu okazał się chłopak z lasu.
- Em... Tak o co chodzi?- zapytałam niepewnie widząc zaciekawiony, a jednocześnie twardy wzrok mojego chłopaka spoczywający na nieznajomym.
- Twój telefon.- wyciągnął urządzenie z kieszeni podając mi je do ręki.- Wypadł ci wczoraj po naszym zderzeniu.- zerknął przelotnie na blondyna jednak od razu zignorował jego osobe.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się na widok telefonu.- Już myślałam że ktoś go zabrał i już go nie odzyskam. Dziękuję.- podziękowałam mu szczerze.
Tym gestem odrobinę zyskał w moich oczach. Co ucieszyło mnie, bo nie lubię rozpoznawać osób wyłącznie po złych doświadczeniach z nimi związanymi.
- Następnym razem lepiej nie chodzić w nocy po mieście.- mogłabym przysiądz że przez ułamek sekundy zerknął groźnie na Olivera. Znali się? Dreszcze przeszły mi po plecach na myśl, że mógłby być kimś, z kim Oliver ma interesy.
Zanim jednak zdążyłam jakoś zareagować chłopak oddalił się wychodząc ze szkoły.
- Czyli to przez niego wczoraj się spóźniłaś?- odparł szorstko blondyn.- To ja cię przepraszam, a ty flirtujesz w drodze na spotkanie ze swoim chłopakiem.- zakpił.- Wiesz co, porozmawiamy kiedy zdecydujesz z kim chcesz w końcu być.- zadrwił i zostawił mnie na środku korytarza oszołomioną i całkowicie zdezorientowaną jego wybuchem.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Czy podejrzenia Wendy są słuszne?
Czy chłopcy mogą się znać, albo razem pracować?
I czy Wendy ma się czego obawiać?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top