Rozdział 58

Poprzednia noc była dla mnie czymś nierealnym, myślałam nawet, że jedynie mi się to przyśniło. Ale widok mojej kurtki leżącej na krześle obok łóżka, całkowicie utwierdził mnie w przekonaniu, że wcale mi się nic nie przyśniło. Była to prawda. Stałam przed wilkołakiem twarzą w twarz i przeżyłam. Nawet nie miałam żadnych obrażeń. Do tej pory każde spotkanie z nimi kończyło się moją walką o życie. Myślałam że i tym razem tak będzie. Byłam przyszykowana, że będę zmuszona uciekać. Ale całkiem nie spodziewałam się, że w ich obecności poczuje coś innego niż strach. Że pomimo mojej niechęci do nich, będę się o jednego z nich martwić. To nie tak że całkiem wybaczyłam Thomas'owi, po prostu miałam nadzieję, że zdołał wrócić do domu zanim znalazły go elfy. Bałam się, że Ryan nie dotrzymał obietnicy i pobiegł za Thomas'em. Dlaczego przyszedł skoro dobrze wiedział, że nie mógł tego zrobić? Wiedział również, że wyjechałam bo potrzebowałam poukładać sobie wszystko w głowie. Gdybym chciała się z nim widzieć, podeszłabym do niego w dniu mojego wyjazdu. Dlaczego nie uszanował mojej decyzji? Obiecałam mu, że porozmawiam z nim, ale nic nie mówiłam że będzie to następnego dnia. Dobrze wiedział jak bardzo skrzywdziła mnie wiedza, że zataił przede mną tak ważną informację.

Patrzałam na telefon z wybranym numerem do niego i walczyłam ze swoimi myślami czy zadzwonić. Co takiego mogłabym mu powiedzieć? Jak miałam teraz z nim rozmawiać? Chciałam krzyczeć z frustracji. Dlaczego to musiało być takie trudne? To tylko jeden telefon. Czułam jakbym miała na ramionach dwie odmienne osobowości, nie wspominając już o trzeciej schowanej w moim umyśle, która odzywała się tylko gdy chciała mnie wyśmiać. Z jednej strony chciałam udawać silną. Pokazać, że wcale mnie to aż tak bardzo nie ruszyło i mogę normalnie do niego zadzwonić. Ale z drugiej strony miałam ochotę skulić się i czekać aż wszyscy zapomną, że coś takiego miało miejsce. Ale wtedy cichy głos podpowiadał mi, że wcale nie rozwiązałoby to mojego problemu. Miał rację. Co z tego że inni by zapomnieli jeśli ja nadal bym o wszystkim pamiętała. Oni ruszyliby na przód, zapominając że był kiedyś ktoś taki jak naiwna, bezbronna Wendy, a ja tonęłabym we własnych wspomnieniach. Jak do tej pory to robiłam bojąc się każdego dnia, że spotkam jakiegoś wilkołaka. On na pewno zapomniał, że kiedy taka głupia ofiara zdołała przeżyć.

Weź się w garść.

Nakazywała mi moja podświadomość, a ja dobrze wiedziałam że miała rację. Jednak za bardzo się bałam. Bałam się, że jeśli usłyszę jego głos, nadal będę wmawiać sobie że to niemożliwe by był wilkołakiem, a dobrze wiedziałam że byłoby to kłamstwo. Mogłam przekonać się o tym nawet poprzedniej nocy. Może nie byłam pewna że to on, ale przecież przyszedł do mnie ten kot, który od dłuższego czasu za mną chodził. Dopiero następnego poranka gdy cała adrenalina ze mnie zaszła, dotarło do mnie że tym kotem był kuzyn Thomas'a. To dlatego brunet tyle razy mnie ratował. Doskonale wiedział kiedy coś mi zagrażało, bo miał swojego szpiega. Ale dlaczego mnie tak chronił? Przecież na początku wcale nie zdawał się chętny do pomocy mi.

Byłam rozdarta. Nie wiedziałam już co mam robić.

Szybko wybrałam numer Kiry i zanim bym pomyślała żeby zmienić zdanie, nacisnęłam zielona słuchawkę. Oczekiwałam aż białowłosa odbierze, nerwowo zagryzając wargę. Byłam pewna, że była już w opłakanym stanie, a utwierdził mnie w tym fakt, że poczułam smak krwi w ustach. Ale nic nie mogłam poradzić na to, że się denerwowałam. A gdy usłyszałam cichy głos dziewczyny w słuchawce, wstrzymałam powietrze nieświadomie.

- Halo?- zawołała po raz kolejny gdy ja nadal milczałam.- Wendy to ty prawda?

- Em... tak.- odparłam cicho, ale zaraz się poprawiłam.

Głupia to tylko rozmowa przez telefon. Przestań się tak stresować.

Była to prawda, ale i tak zirytował mnie ten przytyk. Nadal nie wiedziałam jakim cudem słyszałam ten głos który zapewniał że był mną, ale stwierdziłam, że to może była jedna z umiejętności Nakali i postanowiłam to tak zostawić. A przynajmniej do momentu kiedy będę mogą ponownie spotkać swojego ojca. To on miał mi wszystko wytłumaczyć i nauczyć.

- Jak tam ferie, słyszałam że wyjechałaś do babci.- zapytała białowłosa, a po drugiej stronie słyszałam stukot talerzy. Musiała szykować śniadanie, ale mnie bardziej zaciekawiła jej wiedza.

- Skąd o tym wiesz?- zapytałam zastanawiając się nad tym uważnie. Nie przypominałam sobie bym jej o tum mówiła przed wyjazdem. Od razu przypomniałam sobie jaka byłam dla niej niemiła. Czy po tym jak ją potraktowała będzie chciała mi cokolwiek powiedzieć?

- Em... usłyszałam gdzieś.- powiedziała poddenerwowana. A ja wiedziałam, że to wcale nie było prawdą, a białowłosa z jakiegoś powodu nie chciała mi tego powiedzieć.

- Nieważne.- mruknęłam pod nosem. Owszem ciekawiło mnie jak się tego dowiedziała, ale nie mogłam zapomnieć powodu mojej rozmowy z nią. A kompletnie nie wiedziałam jak miałam o to zapytać. Zacisnęłam dłoń w której trzymałam telefon i postanowiłam zapytać wprost.- Czy Thomas wrócił dzisiaj do domu?- po moich słowach wszelki hałas po drugiej stronie ucichł, a ja nawet podejrzewałam, że nasze połączenie zostało zerwane. Tu u babci było to bardzo prawdopodobne, ale gdy sprawdziłam ekran, wszystko było w porządku.

- Nie, jeszcze nie.- usłyszałam jej niepewny głos, a ja zesztywniałam słysząc jej słowa.- Coś się stało że pytasz? Jak chcesz to powiem mu że dzwoniłaś jak wróci.- Zacisnęłam zęby na wardze nie przejmując się jej stanem.

- Wczoraj był u mnie.- odparłam niepewnie nie wiedząc czy powinnam jej o tym mówić. Ale słysząc jej głos głośniej niż wcześniej zrozumiałam, że chyba jednak powinnam.

- Wszystko dobrze? Nic ci nie jest?- mówiła bardzo przejęta, a ja nie wiedziałam dlaczego pyta się o mnie, a nie o niego. Czy myliłam się co do dobrych intencji Thomas'a?

- Tak, nic mi nie jest, ale...- Dlaczego tak ciężko było mi przyznać że się o niego martwiłam.- Dom mojej babci jest na terenie elfów i jeden z moich znajomych go widział.- wstałam z łóżka i zaczęłam chodzić po pokoju spięta. Byłam pewna, że moje nerwy były mocno zszarpane przez ostatnie wydarzenie i dziwiłam się, że nie dostałam jeszcze żadnej nerwicy. Nawet tu nie mogłam całkiem zaznać spokoju.

- Nic mu nie będzie. Pewnie wróci koło południa, często to robi. On nie da się tak łatwo złapać.- powiedział to spokojnie, ale słyszałam, że bardziej próbowała przekonać siebie niż mnie. Sama się zmartwiła.

- Jeśli... jeśli by wrócił, zadzwoń do mnie.- poprosiłam z nadzieją, że jej słowa okażą się prawdziwe.

- Jasne, zadzwonię.

Rzuciłam się na łóżko patrząc w sufi. Jak to jest, że jeszcze tydzień temu go nienawidziłam, a teraz tak bardzo się o niego martwiłam. Dawniej chciałam by wilkołaki zniknęły. Cóż, teraz niewiele się zmieniło. To nie tak że nagle zaczęłam czuć sympatię do tego gatunku. Ale był jeden wyjątek. Nadal czułam niepewności na myśl o ponownym naszym spotkaniu, ale nie mogłam wyobrazić sobie by nagle zniknął. Pomimo że czułam do niego żal, to nie wyobrażałam sobie, że miałabym przestać go widywać. Tyle razy obrażałam wilkołaki w jego obecności, mówiłam że ich nienawidzę. Jak on musiał się czuć? Miałam ogromne wyrzuty sumienia. Zranił mnie ukrywając prawdę, ale ja również to robiłam. Nieświadomie, ale robiłam. Nic nie przychodziło mi do głowy, żadne z opisów nie pasowało do niego. Głód, satysfakcja z czyjegoś cierpienia, to nie to co widziałam w jego oczach. Nawet gdy na początku starał się mnie odstraszyć, nie był taki jak wilkołaki które do tej pory spotkałam. Brutalność, agresywność, tyle razy pokazywał mi jaką ma siłę, ale ani razu nie wykorzystał jej przeciwko mnie. Pomimo że doskonale czułam tą jego wyższość, gdy tak jak wczoraj rozkazywał mi wracać do domu, to nigdy mnie do niczego nie zmuszał. Dawał mi ten ostateczny wybór, pomimo że mógł on być sprzeczny z jego żądaniami. Żaden wilkołak którego do tej pory spotkałam razem z Oliver'em nie potrafił uśmiechnąć się z czystej radości, czy najzwyczajniej miło. A przecież Thomas wiele razu to robił. Może faktycznie zbyt szybko wyrobiłam sobie o nich takie, a nie inne zdanie. Ale nie chciałam jeszcze tego zmieniać, było to dla mnie za wcześnie. Nie potrafiłam tak nagle zmienić czegoś co budowałam przez ponad sześć miesięcy. Ale jakimś sposobem on stanowił wyjątek od tej reguły. Może dlatego że na początku nie wiedziałam kim tak naprawdę był. Ten tydzień pozwolił mi poukładać wszystkie myśli i uświadomić sobie, że naprawdę chciałam z nim porozmawiać. Tak szczerze. Szkoda, że uświadomiłam sobie to dopiero kiedy bałam się, że mógł nie dać rady wrócić do Driffield.

Zacisnęłam dłonie czując jak paznokcie wybijają mi się w skórę. Byłam pewna, że zostaną ślady, ale nie miałam ochoty się tym przejmować. Może działałam pod wpływem chwili, albo całkowicie zwariowałam, ale zeszłam do salonu pewnym i stanowczym krokiem. Zastałam w nim oboje staruszków. Dziadek dokładam drewno do kominka, a babcia zajęta była robieniem na drutach.

Stanęłam obok nich by być pewna, że doskonale mnie usłyszą.

- Chciałabym wrócić wcześniej do domu.- oświadczyłam pewna swoich słów.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

No i co myślicie po tym rozdziale? 😁
Czy Thomas'owi uda się wrócić do domu?😌
I jak widzicie Wendy zaczyna przekonywać się do Thomas'a ponownie. Czy nie stchórzy mając możliwość by się z nim zobaczyć?🤔😜

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top