Rozdział 56

Kolejne dni mijały, a ja z każdym kolejnym coraz bardziej zaczynałam rozmyślać jak to będzie po moim powrocie. Teraz mogłam już na spokojnie przemyśleć co działo się przed moim wyjazdem. Przyznać, że moje wcześniejsze zachowanie było ogromnie dziecinne. Zamknęłam się w pokoju jak obrażona trzylatka. Ale nie byłam pewna czy nie zrobiłabym tego ponownie, wiedząc nawet, że było to bez sensu. Thomas prosił o rozmowę. Nie wiedziałam czy byłam jeszcze na to gotowa. Nie mogłam pozbyć się z głowy myśli, że był wilkołakiem. Najzwyczajniej bałam się z nim spotkać. Było to absurdalne skoro tyle razy spotykaliśmy się zanim odkryłam jego sekret, ale teraz było inaczej.

Jego osoba ciągle krążyła mi w głowie, a wcale nie ułatwiała mi o nim zapomnieć zbliżająca się pełnia, która miała nadejść już tego wieczora. Miałam zapytać go do kogo należał ten teren, ale cóż, chyba nikogo nie zdziwi, że w ostateczności tego nie zrobiłam. Szczerze, nawet nie wiedziałam kogo bym wolała. Byłam człowiekiem... a w zasadzie to do niedawna tak właśnie mi się zdawało. Czy to oznaczało, że byłam w tym miejscu nielegalnie? Może tacy jak ja nie potrzebowali pozwolenia. Z tego co zrozumiałam tak właśnie było. Ale czy mogłam być tego pewna w stu procentach? Chociaż skoro nadal mogłam w spokoju tu przebywać i nikt mnie nie złapał, to chyba faktycznie tak było. W sumie nie spotkałam jeszcze nigdy żadnej czarownicy. Byłam ciekawa co by wyszło z takiego spotkania. Cóż, już tej nocy mogłam wykluczyć jedną rasę panującą na tym terenie, albo potwierdzić ich obecność. Bałam się że to właśnie tej nocy zburzą moją oazę spokoju, gdy usłyszę ich wycie w ciemnościach drzew. I pewnie cały wtorkowy dzień spędziłabym w domu, bojąc się gdziekolwiek wychodzić, gdyby nie pewien chłopak, z którym na spotkanie zaczęłam tracić nadzieję.

Ryan zapukał tego ranka do domu babci. Otworzył mu Theo, który mierzył w niego swoim ostrym spojrzeniem, ale nie minęła chwilą, a powitał go serdecznie. Uśmiechnęłam cię ciepło pokazując się zza pleców kuzyna. Pomimo upływu tyłu lat, nie zachowywaliśmy się jakbyśmy spotkali obcą osobę. Nie mijaliśmy się na ulicy nie obdarzając siebie nawet spojrzeniem. Może byliśmy już całkiem innymi ludźmi. Dorośliśmy, ale to właśnie zachęcało nas do ponownego poznania siebie. Dlatego gdy Ryan zaproponował nam wspólne wyjście, zgodziliśmy się natychmiast.

Chłopak zaprowadził nas w miejsce na jeziorem, przy którym stało kilka ławek i miejsce przyszykowane do rozpalenia ogniska. Nie miałam pojęcia, że coś takiego tutaj było. Dobrze pamiętam jak w wakacje były tu jedynie gęste krzaki. Może dopiero pod koniec lata ktoś postanowił zorganizować tu miejsce spotkań. Ale przecież większość ludzi mieszkających na wsi to byli ludzie po pięćdziesiątce. Każdy ognisko robił na swoim polu. Było to dla mnie dziwne, ale nie miałam co dłużej się nad tym rozwodzić i tak nie doszłabym do żadnego wniosku.

Podczas naszego spotkania to chłopcy byli raczej tymi którzy wymieniali się swoimi życiowymi historiami, a ja przysłuchiwałam się im z zaciekawieniem. Oczywiście to co robił Theo to dowiadywałam się na bieżąco, ale wcale się nie nudziłam. Dowiedziałam się, że Ryan był na drugim roku fizjoterapii, choć jego rodzice upierali się żeby poszedł na farmację. Dlatego też po ukończeniu osiemnastu lat wyprowadził się od rodziców i zamieszkał w mieście niedaleko wsi. Przyznał, że nie był przekonany co do powrotu tutaj, w końcu nie pojawiał się tu przez ostatnie jedenaście lat. Ale w końcu złamał się pod namowami jego babci i wyznał, że zaskoczył go fakt, że razem z Theo nadal tu przyjeżdżaliśmy.

- Czy to dziwne, że wracając tu znowu czuję się jak mały chłopiec?- zaśmiał się Ryan, ale jego głos został stłumiony przez komin który miał na twarzy.

Na początku widząc go zwątpiłam w swoje ubranie, które postanowiłam założyć. Ryan'a twarz zasłaniał gruby pomarańczowy komin, a na jego głowie spoczywała tego samego koloru czapka. Szyja owinięta była szalem, który wystawał spod jego kurtki, a ręce schowane miał w skórzane czarne rękawiczki. Prawie w ogóle nie było widać po nim, że pod tą stertą ubrań chował się człowiek. Sama siebie uważałam za zmarzlucha, ale przy nim wyglądałam jakbym wybierała się na spacer do lasu w środku lata. Musiało być mu naprawdę zimno. Tak samo jak Theo, który jak dziecko najpierw rzucał w nas ścieżkami, a później marudził że zimno mu w ręce. Dlatego teraz jego rękawiczki leżały obok na ławce podczas gdy on ogrzewał sobie dłonie w wnętrzu kieszeni. Ja również to robiłam od dłuższego czasu, gdyż mój umysł nie wpadł na pomysł żeby wziąć coś takiego ze sobą jak rękawiczki.

- To my już jesteśmy dorośli?- zapytał niby zdziwionym tonem Theo, w odpowiedzi na słowa Ryan'a.

- Akurat ty jesteś jeszcze przed osiemnastką.- wypomniałam mu chowając dłonie między nogi mając nadzieję, że choć trochę je ogrzeję.

- Dam ci rękawiczki.- powiedział z uśmiechem Ryan zerkając jak nieudolnie próbuje ogrzać swoje ręce.

- Dziękuję.- przyjęłam od niego materiał, a chłopak pomógł mi je założyć. Rękawiczki od niego były ogromne i podobne do tych narciarskich, dlatego ciężko było mi zrobić cokolwiek rękami mając je na sobie.

- Masz może jeszcze jedną parę?- zapytał żałośnie Theo patrząc błagalnie w jego kierunku.

- Przykro mi, to były ostatnie.- chciał jeszcze coś dodać, ale przerwał mu krzyk Theo.

- Ej!- zerwał się na równe nogi, a ja wystraszona odsunęła się gdy zaczął podchodzić.- Widzieliście? Ten kocur ukradł mi moje rękawiczki.

Kocur? Skąd miałby znaleźć się tu kot. Ryan musiał dojść do tego samego wniosku, bo patrzał na oddalające się zwierzę ze zmarszczonymi brwiami. Doskonale znałam tę brązową kulkę. Ale dlaczego był tutaj?

- No nie daruje sierściuchowi.- Warknął Theo pod nosem i zamaszystym krokiem ruszył za kotem.

- Dziwne?- mruknął do siebie brunet.

- I to bardzo.- odparłam zamyślona. Dlaczego przyszedł tutaj za mną tak daleko?

- Może powinniśmy iść za nim?- zaproponował chłopak, ale ja z powrotem usiadłam na ławce.

- Theo jak zwykle wyolbrzymia, w domu mamy pełno rękawiczek, a on uparł się żeby za nim lecieć.- podejrzewałam, że ten kot chciał żeby za nim iść. W końcu nie był zwykłym zwierzakiem i na pewno miał w tym jakiś swój cel.- Tak samo jak ty. Po co ci dwie pary rękawiczek?- zaciekawiona spojrzałam na chłopaka, który wyraźnie się zmieszał.

- Jakoś nigdy nie lubiłem zimna.- odparł niby spokojnie, ale mogłam wyczuć, że nie pasowało mu pytanie które zadałam.

- Dlatego przyjechałeś do wsi, gdzie zimą śnieg sięga do pasa.- uniosłam brew dając mu znać, że wcale mnie tym nie przekonał.

- Moja narzeczona nalegała, żeby poznać moją babcię i miejsce gdzie bawiłem się jako dziecko. Gdyby nie ona pewnie bym tu nie wrócił, a przynajmniej nie podczas zimy.- przyznał poprawiając czapkę na głowie.

- Masz narzeczoną.- musiałam przyznać, że jego odpowiedź odrobinę mnie zaskoczyła. Znaczy się nie wątpiłam że takie coś mogło nastąpić, był całkiem przystojny i zdawał się miłym chłopakiem, choć rozmawiałam z nim zaledwie jeden dzień to zrobił na mnie dobre wrażenie.

- Tak, poznaliśmy się cztery lata temu, gdy jeszcze chodziłem do liceum.- uśmiechnął się co mogłam zauważyć przez jego uniesione policzki pod maską, a jego wzrok rozmarzony patrzał przed siebie. Widać było że naprawdę mu na niej zależało, skoro wystarczyło że o niej wspomniał, a już tryskał radością.

- Weź ją następnym razem ze sobą, chcę poznać osobę która odbiła mi chłopaka.- zaśmiałam się wspominając naszą dziecięcą miłość.

- Ona powiedziała dokładnie to samo.- spojrzał na mnie, a mój wzrok powędrował za jego plecy.

Zauważyłam za nim brązowego kota, który skradał się w naszym kierunku. Zwierzę starało się być cicho, ale widząc że zostało zauważone, zaczęło biec w naszym kierunku.

- Uważaj!- krzyknęłam, ale zanim brunet zdążył się odwrócić, kot już znajdował się na jego plecach.

Zaskoczony chłopak starał się go złapać rękami, ale zwierzę wspięło się na jego głowę i ściągnęło mu czapkę uciekając z nią w tym samym kierunku co wcześniej z rękawiczkami Theo.

Patrzałam chwilę w szoku na to co się stało, aby później wybuchnąć głośnym śmiechem. Nie wiedziałam co ten kot miał zamiar zrobić, ale scena sprzed chwili wyglądała komicznie, gdy brunet starał się ściągnąć z siebie zwierzę panicznie machając rękami. Przypominało mi to sytuację, gdy jako dziecko próbowałam odpędzić od siebie osę, która zawzięcie starała dostać się do mojego lizaka.

Uspokoiłam się trochę, ale widząc Ryan'a stojącego do mnie tyłem, zaniepokoiłam się.

- Ryan, wszystko w porządku?- Myślałam, że może kot podrapał go w twarz. Jeśli tak, trzeba było jak najszybciej to przemyć. Takie koty mogły przenosić na sobie różnego rodzaju choroby. Może i był magiczny, ale też i dziki.

- Tak, nic mi nie jest.- odparł, jednak nadal stał do mnie tyłem, a mi zaczynało coś nie pasować w jego wyglądzie i zachowaniu.- Pójdę za nim.- zrobił krok do przodu, ale zatrzymałam go wołając za nim.

- Zaczekaj.- podbiegłam do niego chcąc sprawdzić czy aby na pewno nic mu zwierzę nie zrobiło, jednak kiedy byłam bliżej niego i spojrzałam na jego profil, ujrzałam wydłużone i ostro zakończone uszy. Zatrzymałam się oniemiała.- Jesteś elfem.- wydusiłam.

Chłopak milczał, a jego powieki były zamknięte. Jednak po ciszy, która nastała po moim stwierdzeniu, odwrócił głowę w moim kierunku i spojrzał na mnie ze smutkiem i strachem w oczach.

- Ale jak... jakim cudem. Przecież w dzieciństwie...- nie wiedziałam co miałam mu powiedzieć.

- To taka choroba.- starał się wytłumaczyć, ale oczywiste było że kłamał.

- Nie, ja wiem. Wiem że elfy istnieją, ale nie spodziewałam się że kogoś takiego tutaj spotkam, że ty nim będziesz.- odparłam, widząc że zaczynał się bardzo denerwować.

- Wiesz?- zapytał niepewnie na co przytaknęłam.

- Przyjechałam tu uciekając przed wilkołakiem.- odparłam uśmiechając się smutno.

- Zawszone kundle.- zmarszczył brwi jakby samo wspomnienie o nich psuło mu humor.- Jesteśmy teraz na terenie elfów, więc oni na szczęście nie mają tu wstępu.

- Chyba za sobą nie przepadacie.- wiedziałam że są rasy które siebie nie tolerowały, ale nie spodziewałam się, że mogą być to właśnie elfy i wilkołaki. Przecież razem byli mocno związani z lasem.

- Mało powiedziane.- skrzywił się.- A ten kot też jest wyjątkowo dziwny. Nie czułem go.

- Czułeś?- co miało znaczyć że go nie czuł? Znowu wszyscy wspominali o jakiś zapachach. Co, ja też śmierdziałam na swój sposób?

- Jako elf potrafię wyczuć obecność zwierząt i ich emocje.- wyjaśnił.

- Nie miałam pojęcia.- widziałam zainteresowany wzrok bruneta na sobie więc kontynuowałam.- Wiem że istnieją wampiry, wilkołaki, elfy, Damiry, Nakali i pewnie masa innych stworzeń, ale poza tym to prawie nic o nich nie wiem.- chłopak kiwnął głową dając mi znak, że zrozumiał.- A ten kot myślę że może być zmiennokształtnym, chodzi za mną od kilku miesięcy. Przyjechał za mną nawet tutaj.

- Miałoby to sens.- Ryan obejrzał się nagle zmartwiony.- Ktoś idzie.

Szybko ściągnęłam swoją czapkę, podając ją brunetowi, który wdzięcznie ją przyjął. Chwilę później i ja mogłam usłyszeć kroki, które zbliżały się w naszym kierunku i zobaczyłam postać przedzierającą się przez gęste krzaki.

- Goniłem tego kota po całym lesie, ale mi zwiał.- zaczął żalić się Theo, kiedy tylko wyszedł z gąszczy.- Czemu masz czapkę Wendy?- popatrzał na nas niezrozumiale, otrzepując spodnie ze śniegu.

- Kot mi ukradł.- Ryan wzruszył ramionami, a ja zaśmiałam się cicho pod nosem.

- Chodźmy stąd, zimno jak cholera.- Theo burknął niezadowolony i wyminął nas kierując się z powrotem do domu.

Pokręciłam niedowierzająco głową, ale musiałam przyznać mu rację. Było okropnie zimno. Spojrzałam na Ryan'a, który również na mnie zerknął i uśmiechnęliśmy się do siebie szczęśliwi, że Theo niczego nie podejrzewał. Musiałam przyznać, że pomimo czekającej na mnie wieczorem pełni, dzień miałam bardzo udany. Dodatkowo poczułam spokój na wiadomość, że jesteśmy na terenie elfów i mogłam w spokoju przetrwać te noc. Bez żadnych wilków kręcących się pod moimi oknami. Pierwszy raz miałam spać spokojnie, gdy księżyc oświetlał ziemię swoim bladym blaskiem. Już nie mogłam się doczekać.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

No to już wiecie kim jest Ryan 😜😉
No i Wendy nareszcie spędzi w spokoju noc, której od zawsze się obawiała.
Oczywiście nie można zapomnieć o pewnym złodzieju który ponownie podążył za Wendy. Ale jaki miał cel w swoich wygłupach? I dlaczego się tu pojawił? Jakie będzie jego następne zadanie w tej historii? 🤔😁

Za godzinę dostaniecie kolejny rozdział tylko muszę go sprawdzić, a to chwilę potrwa 😅❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top