Rozdział 55

Reszta dnia zleciała mi równie spokojnie co cały poranek. To właśnie dlatego kochałam to miejsce. Był tutaj spokój, każdy znał siebie nawzajem i był chętny do pomocy. Nareszcie w tym miejscu zaznałam spokoju, o którym już tak długo marzyłam. Mogłam nawet przyznać, że chciałabym zostać tu o wiele dłużej niż mogłam. Razem z końcem ferii miałam wrócić do miejsca, w którym nic nie było proste. Wszystko oplecione było tajemnicami, kłamstwami, niedopowiedzeniami. A tutaj mogłam nareszcie od tego odpocząć. Jednak nie chciałam zostawić samej mamy w naszym domu. Może zgodziłaby się tu przenieść? W końcu to tutaj się wychowała. Na pewno tęskniła za tym miejscem. Może nawet ojciec wróciłby do nas, gdy dowiedziałby się że nie mieszkamy już w miejscu, które choć nie należało do największych, normalnie funkcjonowało jak każda inne. Tutaj mógłby się ukryć. Oh... jak samolubna byłam. Mama nigdy nie zgodziłaby się przeprowadzić. Kochała nasz dom. Zawsze powtarzała, że ma z nim tyle wspomnień. Pamięta jak w nim dorastałam. Nie zostawiłaby tego. A ja? Czy naprawdę mogłabym zostawić moje życie i faktycznie od niego uciec? Chciałam nienawidzić Thomas'a, wykrzyczeć mu jak nie chcę go już nigdy widzieć, ale wiedziałam że nie dałabym rady. To nie do końca tak że mu wybaczyłam, że zapomniałam. Ja po prostu... zraniło mnie to. Potrafiłam zrozumieć dlaczego to robił, ale nadal to tak samo bolało. Dodatkowo sprawy nie ułatwiał mi mój strach. Był w końcu istotą, która śniła mi się w moich najgorszych koszmarach. Nie byłam teraz pewna jak zareagowałabym gdybym ponownie go zobaczyła.

- Jesteś ostatnio cały czas zamyślona.- po mojej prawej stronie leżał Theo, który od dłuższego czasu zajadał się żelkami.- Chcesz?- uniósł rękę w której trzymał słodycz. Pokręciłam przecząco głową przyciskając do siebie małą poduszkę.

- Spotkałam dzisiaj Ryan'a.- mruknęłam cicho.

W odpowiedzi dostałam niezrozumiałe mamrotanie chłopaka przeżuwającego żelka.

- Czekaj.- zerwał się do pozycji siedzącej.- Tego Ryan'a, który się za tobą uganiał?- skrzywiłam się na jego określenie.

- Wiedziałeś?- zapytałam szczerze zaskoczona.

Nie spodziewałam się, że mógł znać prawdę. Nasz związek trwał zaledwie jedne wakacje. Na następne chłopak już nie wrócił. Dowiedziałam się od babci chłopaka, że jego rodzice zabronili mu tu przyjeżdżać bo stwierdzili, że jeśli w przyszłości ma zostać kimś to nie może latać po wsi z patykami goniąc zające czy kury. Od tamtej pory nie widziałam go już ani razu. Miał wtedy zaledwie dziewięć lat, a był starszy ode mnie o dwa lata. Przecież wszyscy byliśmy wtedy jeszcze dziećmi. A czy w tym wieku nie chodzi właśnie o takie zabawy. To był wtedy jedyny powód dla którego wstawaliśmy rano z łóżka. Jak mogli mu tego zabronić.

- Wtedy może jeszcze nie wiedziałem. Ale spotkałem go w czwartej klasie. Co chwilę się mnie o ciebie pytał, więc się domyśliłem, że coś było na rzeczy.- powiedział ładują sobie kolejnego żelka do ust. Ja już dawno puściłabym pawia z takiego nadmiaru cukru. Jak on dawał radę tyle zjeść?- Myślałam że masz lepszy gust, ale tak z wrogiem.- pokręcił głową z dezaprobatą, ale przez jego nabrzmiałe policzki wcale nie dało traktować się go poważnie.

Ale w jednym miał rację. Zawsze musiałam oddać swoje serce swojemu wrogowi. Może dziecięcą miłość nie można nazwać oddaniem komuś serca, a moja znajomość z Thomas'em również nie należała do miłości od pierwszego wejrzenia, ale zaczynałam mu ufać. Chciałam poznać go bliżej. Zainteresował mnie i może zaczynałam liczyć na coś więcej niż nasze zwykle śledztwo. Jak widać tylko ja musiałam mieć takiego pecha. Myślałam, że los postanowił przestać się już nade mną pastwić. Jak widać nie. Dał mi tylko odrobinę odpocząć, bym nie złamała się pod ciężarem negatywnych zdarzeń, bo straciłby swoją ulubioną zabawkę. Już nie będę nawet wspominać Oliver'a bo straciłabym tylko czas. Musiałam być naprawdę ślepa.

- Hej, żartowałem, Ryan był całkiem przystojny jak na dziewięciolatka. Wcale nie masz takiego złego gustu.- Theo najwidoczniej przejął się moim humorem, który dzisiaj na sam wieczór postanowił ostro polecieć w dół.

Wieczór był najdziwniejszym zjawiskiem podczas całej doby. Mogłam udawać, że wszystko jest w porządku, albo nawet tak naprawdę czuć, ale gdy tylko zaszło słońce wszystkie problem wracały do mnie chcąc o sobie przypomnieć wołając cicho "jesteśmy z tobą". Trochę jak w jakimś słabym tekście z konta na Instagramie "Jestem tak samotna że trzymają się mnie jedynie problemy." Choć we wszystkim da się doszukać jakieś ziarenko prawdy.

- Nie o to chodzi.- mruknęłam swoim smutnym tonem. Czy jeśli powiem, że chciałam zacząć żalić się swojemu kuzynowi ze swoich zawodów miłosnych to wyszłabym na dziwaczkę?- Zanim tu przyjechałam...

Nie wiedziałam czy to dobrze czy nie, ale zanim zdążyłam cokolwiek wyjaśnić, telefon w mojej szafce zaczął odgrywać melodię Ariany.

- Kto to?- zawołał Theo i rzucił się by pierwszy odebrać telefon, a ja jakoś szczególnie nie protestowałam. Mogę nawet powiedzieć, że wręcz pozwoliłam mu to zrobić za mnie.

Byłam pewna, że osobą po drugiej stronie telefonu będzie Edwin. To on jako jedyny przez ostatnie dni do mnie dzwonił. A przypominając sobie nasze wczorajsze zakończenie rozmowy, Theo tylko jeszcze bardziej mógł namieszać w głowie wampira.

- To ty jesteś tym Edwin'em?- Theo trzymał telefon oddalony od siebie obserwując zdjęcie chłopaka na wyświetlaczu.

- Em...- usłyszałam zdezorientowany głos w słuchawce.- Tak, chyba tak. A ty kim jesteś?- mały uśmiech pojawił się na mojej twarzy na jego niepewny ton.

- Kimś kogo wczoraj nazwałeś kochankiem Wendy.- zakryłam sobie twarz i czułam jak czerwienieje przez powstrzymywany śmiech.

Nie miałam pojęcia jak to dokładnie działało, że wystarczyło mi usłyszeć głos wampira i od razu mój ponury humor znikał nie pozostawiając za sobą nawet śladu. Może w głębi serca czułam, że to właśnie jemu mogłam się wygadać nie mając żadnych tajemnic. Wiedziałam, że mnie wysłucha i pocieszy. Za każdym razem próbował mnie rozweselić gdy się smuciłam i nie odpuszczał kiedy nie chciałam mu powiedzieć o co chodziło. No może poza ostatnim razem, bo wtedy wypytał mnie dopiero kolejnego dnia, ale chyba wiedział, że nie było mnie wtedy stać na rozmowę. Był kimś komu mogłam ufać. I moje myśli o przeprowadzce teraz wydawały mi się absurdalne jeżeli miałabym go tam zostawić. Był osobą, której wiedziałam, że mogę zaufać. Kiedyś tym kimś była Tess. Teraz jednak byłam pewna, że nie potrafiłabym zrobić tego ponownie.

- Ah...- odparł cicho wampir. Moja radość jak szybko się pojawiła tak samo szybko minęła. Zmarszczyłam brwi. Coś mi nie pasowało. Od kiedy on się tak zachowywał?- Mógłbyś ją dać do telefonu.

- Nie wiem czy to dobry pomysł, jest cała czerwona i na pewno będzie ci sapać do telefonu.- gdy usłyszałam odpowiedź Theo poderwałam się z łóżka. Boże jak on mógł to dwuznacznie odebrać.

- Oddaj to debilu.- wyrwałam mu telefon z ręki.

- Przepraszam nie wiedziałem... mogę zadzwonić później.- westchnęłam wywracając oczami, ale szybko się zorientowałam co zrobiłam i postanowiłam wszystko wyjaśnić.

- Nie, możemy teraz porozmawiać. To był tylko mój głupi kuzyn.

- Hej co to miało znaczyć?- odparł oburzony blondyn i może bym nawet mu coś odpowiedziała, gdyby nie dźwięk tłuczonego szkła po drugiej stronie słuchawki.

- Edwin wszystko w porządku?- naprawdę się zmartwiłam. Bałam się, że to był właśnie ten moment kiedy wampir potrzebował mojej pomocy, a ja byłam kilkaset kilometrów od niego.

- Tak, tak. To tylko... upuściłem coś.- skłamał.

- Edwin martwię się, jeśli mi nie powiesz prawdy to do ciebie przyjadę tak jak obiecywałam.- Zacisnęłam nerwowo komórkę, gdy dźwięk tłuczonego szkła ponownie się pojawił.

- I ty chcesz mi powiedzieć, że to nie jest twój chłopak.- odparł z politowaniem Theo.

- Nie jest.- zaprzeczyłam automatycznie, ale zignorował moje słowa.

- Chłopie na twoim miejscu zaczął bym się martwić i to ja bym tu przyjechał, bo we wsi właśnie pojawiła się jej dawna miłość.- miałam ochotę wyrzucić go z pokoju.

- Naprawdę nic się nie dzieje. Nie musisz... Nawet nie waż mi się tego dotykać.- wampir warknął do kogoś te słowa próbując jednocześnie stłumić je oddalająca telefon od twarzy, bo jego głos brzmiał jak zza ściany.- Przepraszam muszę kończyć. Nie martw się to tylko głupie zwierzę które postanowiłem przygarnąć.- warknął i zaraz po jego słowach usłyszałam dźwięk zakończonej wiadomości.

Wcale jego słowa mnie nie uspokoił. Wręcz przeciwnie jeszcze bardziej się zmartwiłam. Edwin nie był wielbicielem zwierząt, szanse że naprawdę wziął jakieś do domu były naprawdę znikome. Miałam nawet myśli czy nie wrócić do domu, chociażby ze strachu o jego bezpieczeństwo. Ale jak miałam to zrobić. Był piątek wieczór. Dziadek pewnie zgodziłby się zawieźć mnie dopiero rano. A przecież miałam zostać tu do końca ferii. Starałam się nawet zadzwonić do niego ponownie, ale włączyła mi się jedynie automatyczna sekretarka. A po chwili przyszedł krótki sms, że nie chce żebym spotykała się z Ryan'em. Ale dlaczego? Przecież nawet to nie widział, więc nie mógł go znać. I dlaczego skoro nie odbierał telefonu miał czas żeby napisać wiadomość. Nic mi tu nie pasowało. Postanowiłam, że zadzwonię do niego jeszcze raz, ale za jakiś czas. Może faktycznie miał jakiegoś nowego lokatora, a ja pomyliłam się co do jego oceny przyjaźni ze zwierzętami.

- Czy ja coś zepsułem?- Theo wskazywał na siebie palcem z zakłopotaną miną na twarzy.

Westchnęłam tylko zakrywając twarz poduszką. Boże daj mi siłę bym nie zabiła go do końca ferii.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Hm... czy Edwin ma jakieś kłopoty? 🤔
A może mówił prawdę i faktycznie postanowił przygarnąć zwierzątko? 🤫

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top