Rozdział 5

Przez cały następny poranek chodziłam zamyślona, przez wydarzenia z poprzedniego wieczoru. Na niczym nie umiałam się skupić. Więc było dla mnie ogromnym zdziwieniem, kiedy Edwin uśmiechnął się szeroko, gdy po raz kolejny przytaknęłam głową zgadzając się na coś. A musiałam przyznać, że nie słuchałam ich wcale. Docierało do mnie, że coś mówili, jednak słowa jakby wcale nie były zakodowane w moim mózgu. Coś jak zmienienie zabawki w sklepie z trybu wystawy do trybu zabawy. Nic nie udawałam chcąc by mnie zauważono. Wręcz przeciwnie. Gdyby nie namowy Oliver'a nie siedziałabym tu teraz, tylko pewnie zaszyłabym się gdzieś na dworze, siedząc na ławce pomimo mrozu jaki zawitał do naszego miasteczka dzisiejszego ranka. Tak jakby chciał nam powiedzieć, że ten dzień może być jeszcze gorszy. Choć czego mogłam się spodziewać, w końcu mieliśmy styczeń.

- Naprawdę chcesz tam iść? - zapytał Oliver, chyba niezbyt zadowolony z mojej odpowiedzi.

- He? - ocknęłam się uświadamiając sobie, że chyba powinnam wreszcie zainteresować się na jaki tor skierowała się rozmowa.

W końcu będzie to prawdopodobnie decydować o moich planach na dzisiejszy dzień.

- Mówimy właśnie o dzisiejszym wyjściu na karaoke. - Edwin założył splecione dłonie na swój kark.

- Ou... - No dobra, nie tego się spodziewałam. - Wiecie co, miałam już plany co do dzisiejszego dnia. - Uśmiechnęła się nerwowo. - Całkiem o tym zapomniałam.

- Wendy, proszę. - Szatyn nachylił się w moim kierunku. - Dawno nigdzie razem nie wychodziliśmy. A ja jeszcze nie słyszałem jak śpiewasz. Oliver pomóż. - Tym razem zwrócił się z prośbą do mojego chłopaka.

- Stary odpuść. Jak nie chce to jej nie zmuszaj. - Objął mnie ramieniem i dał mi szybkiego buziaka, przyciągając do siebie.

- Naprawdę nie dasz rady przyjść chociaż na chwilę? - Pokręciłam przecząco głową. Naprawdę nie chciałam żeby ktoś słyszał jak śpiewam. - Nie będziesz musiała występować. - Westchnęłam ciężko.

Edwin był tym rodzajem chłopaka, któremu ciężko było odmówić. Potrafił być tak natrętny, aż się zgodzisz dla świętego spokoju.

- Niech ci będzie. - Uśmiechnął się szeroko na moją odpowiedź. - Ale tylko na chwilę. I zapomnij, że będę śpiewać - dodałam stanowczo.

- Tak jest. - Zasalutował. - Hej słyszycie? - zwrócił się z niesmakiem do pary siedzącej przed nami, którzy jak zwykle byli zajęci sobą. Naprawdę czy oni zawsze musieli się do siebie kleić? Nie znudziło im się już to? - Idziemy dzisiaj na karaoke. - Pomachał do nich zwracając ich uwagę.

- Zaśpiewasz dla mnie misiu? - Ashley położyła swoją dłoń na klatce piersiowej Brian'a.

- Oczywiście pszczółko. - Złapał jej dłoń w swoją.

- Jeżeli oni zaraz nie przestaną, to ja rzygnę. - Edwin odwrócił wzrok zniesmaczony.

Dyskretnie spojrzałam na parę obok. Czy ja z Oliver'em wyglądaliśmy podobnie w oczach innych? Zawsze starałam się nie okazywać zbytniej czułości w miejscach publicznych, szanując, że nie wszyscy chcieli oglądać całujące się pary na każdym kroku. Ale nie zachowywałam się też całkiem ozięble. Drobne pocałunki czy przytulasy były moim zdaniem dobrym poziomem, którego nie powinno się przekraczać. Nie czułabym się komfortowo wiedząc, że wszyscy zerkając na nas.

Jednak patrząc na Ashley wiedziałam, że ona nie miałaby żadnych zahamowań.

》☆《

Dzisiejsze lekcje niczym nie wyróżniały się od każdego innego nudnego dnia. A moim najbardziej interesującym zajęciem było śledzenie wskazówek zegara. Mój już i tak smutny humor musiała dobić nasza anglistka. Kobieta była naprawdę stuknięta. Na początku podejrzewałam, że bierała jakieś narkotyki, bo proszę was, kto biegał po klasie obijając się o ławki. Lub sprawdza obecność z taka ekscytacją jakby przyznawała nagrody za dotarcie na jej lekcje. Naprawdę czasami miałam ochotę zgubić się w drodze do sali.

Wracając, do puenty całej mojej jakże interesującej wypowiedzi. Kobieta już dzisiaj powiadomiła nas, że za równo trzy tygodnie mamy przynieść jej prezentację z najwybitniejszymi angielskimi pisarzami i przedstawić całą ich drogę do sławy. A teraz najlepsze, wcale nie mamy trzech tygodni jak to zapowiedziała, ponieważ dopiero za tydzień to ona rozdzieli grupy. Jedyne na co miałam nadzieję, to że nie trafię na Ashley. Pomimo że należałam do popularsów nie przepadałam za nią, a ona nie starała się na siłę ze mną gadać, za co byłam jej bardzo wdzięczna.

Jedyne co sprawiło, że tego dnia całkiem nie straciłam wiary w świat, były delikatne promienie słońca padające na moją twarz, gdy stałam na dziedzińcu. Zimne powietrze i ciepłe promienie słońca. Czy nasze miasteczko może być jeszcze bardziej pokręcone? Czasami miałam wrażenie, że te wszystkie filmy o anomaliach pogodowych były kręcone właśnie tu, w Middletown, mieście gdzie nawet przy bezchmurnym niebie możesz spodziewać się oberwania piorunem.

Umówiłam się, że poczekam przed szkołą na Oliver'a i razem pójdziemy do klubu. Jednak przerwa już się skończyła, a ja dalej tkwiłam tu jak kołek. Ciekawe czy wampiry naprawdę dało zabić się zwykłym kawałkiem drewna? Ile filmów tyle teorii. Co z tego, że miałam źródło swojej odpowiedzi zaraz obok. Bo chyba Oliver powinien wiedzieć o takich rzeczach. W końcu w znaczącym stopniu należy do świata nadprzyrodzonego. Nigdy jednak nie pytałam go o to. W sumie o nic go nie pytałam, bo nie chciałam wiedzieć. Po ataku wilkołaka nie chciałam mieć już nic wspólnego z istotami nadprzyrodzonymi. Nie wliczając w to mojego chłopaka i jak się później okazało Edwin'a.

- Gdzie on jest? - mruknęłam coraz bardziej się niecierpliwiąc.

Rozejrzałam się po dziedzińcu, chcąc zająć czymś czas. W pewnym momencie mój wzrok napotkał chłopaka opierającego się o granatowy samochód. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że ja już go znałam. No dobra trochę przesadziłam. Nie znałam, a już widziałam. To on poprzedniego wieczoru przestraszył mnie w lesie.

Nerwowo potarłam swoje ręce, odwracając głowę gdy on również spojrzał w moim kierunku. Co on tu robił? Ukradkiem mu się przeglądałam. Po chwili zza budynku szkoły wyszła Kira, kierując się prosto w stronę chłopaka. Przywitali się krótkim uściskiem i dziewczyna wsiadła do jego samochodu. Chłopak tuż przed otworzeniem drzwi od strony kierowcy, spojrzał w moim kierunku, a mi przebiegły ciarki po plecach. Może zauważył, że się na niego patrzyłam? Przestąpiłam nerwowo z nogi na nogę, sama do końca nie wiedząc czemu od samego jego spojrzenia czułam się nieswojo. By zająć czymś innym myśli, bardziej skupiłam się na tym, że to właśnie białowłosa wsiadła do jego samochodu. Była tajemniczą osobą. Temu nie można było zaprzeczyć. Zmarszczyłam brwi zaciekawiona. Jednak zaraz przypomniałam sobie, że przecież to nie moja sprawa.

- No to są chyba jakieś żarty - warknęłam gdy po upływie kolejnych dziesięciu minut nigdzie nie było widać Oliver'a.

Kiedy miałam już iść sama, ujrzałam swoją zgubę wychodzącą z budynku szkoły.

- No nareszcie - odparłam trochę zła, że musiałam na niego tyle czekać. - Co tak długo?

- Wybacz, miałem kilka spraw do załatwienia. - Zbył mnie, ucinając szybko temat.

- Chodźmy, bo reszta już pewnie czeka na nas w klubie. - Zrobiłam pierwszy krok, jednak widząc, że chłopak nie zamierza za mną iść, zatrzymałam się. - Co jest?

- Jeśli chodzi o to karaoke... to nie mogę iść z wami. - Podrapał się nerwowo po karku.

- Jak to nie możesz? - Mój głos lekko zaskrzeczał przez moje zdziwienie.

- Po prostu coś mi wyskoczyło. - Podszedł do mnie i chwycił za rękę. - Wiem, że już dużo dla mnie zrobiłaś. - Nie podobał mi się ton jakiego użył. Świadczył o tym, że będzie czegoś chciał, a mi się to pewnie nie spodoba. - Ale czy mogłabyś pożyczyć mi dwie stówy. Tylko do przyszłego tygodnia. - Tydzień, zawsze tak mówił. Musiał chyba zobaczyć moje niezdecydowanie, bo dodał szybko. - Góra dwa. Kochanie?

- Dobrze - powiedziałam zrezygnowana. Jak mogłabym mu nie pomóc? Był moim chłopakiem, jeśli to ja bym prosiła, zrobiłby to samo.

- Dziękuję. - Uniósł moją dłoń całując jej wierzch, na co się skrzywiłam.

- Ale musimy pójść jeszcze do bankomatu - oznajmiłam na co pokiwał szybko twierdząco głową.

- Chodź szybko, nie mam czasu. - zniecierpliwiony pociągnął mnie w stronę bramy wyjściowej.

Jeśli powiedziałabym, że prośba blondyna mi się spodobała, to bym skłamała. Co miesiąc odkładałam swoje kieszonkowe, które jakimś cudem nadal wpływało na moje konto. Chciałam, aby było one na tak zwaną czarną godzinę. Gdyby coś się w domu zepsuło i potrzebowalibyśmy pieniędzy na już. Miałam uzbierane sześćset dolarów. Jednak ta suma stała w miejscu już od dobrych czterech miesięcy. A teraz miała się pomniejszyć o kolejne dwie stówy. Oliver obiecywał za każdym razem, że odda, jednak coraz bardziej oddalał swój termin spłaty długu. Nie chciał mi nawet powiedzieć na co pożycza pieniądze. Zawsze powtarzał, że to "jego" sprawy. Chociaż jeżeli bierze moje pieniądze, czy nie staje się to wtedy naszą sprawą? Jeśli byłoby to coś ważnego, powiedziałby mi o tym. Już od dłuższego czasu próbowałam w ten sposób sama siebie przekonać. Obiecałam sobie jednak, że tak jak on pomógł mi pół roku temu, tak ja pomogę jemu. Byliśmy w końcu parą, musieliśmy sobie pomagać.


●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Co myślicie o prośbie Oliver'a?
Po ci mu pieniądze?
I co sądzicie o "dobroczynności" Wendy?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top