Rozdział 45

Stałam przed wejściem do swojego domu, patrząc za odjeżdżającym samochodem Thomas'a. Śnieg prószył delikatnie, a jego puch chłodził moje gorące policzki. Spokojnie obserwowałam jak światła reflektorów grantowego samochodu znikały za zakrętem, jednocześnie starając się powstrzymać wybuch radości. Czułam jakby miało mnie rozsadzić, jeśli za chwilę nie zaczęłabym skakać bądź piszczeć. Szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy, gdy przypominałam sobie nasz pocałunek. Dotknęłam swoich warg drżącymi z zimna dłońmi, nadal czując ciepło ust bruneta. Położyłam sobie ręce na policzkach chcąc ukryć pojawiające się na nich rumieńce. Zagryzłam policzek by przestać się uśmiechać.

Odwróciłam się, cicho otwierając drzwi. Nie chciałam się natknąć na swoją rodzicielkę. Przy niej nie zdołałabym się opanować. Gdybym tylko ją zobaczyła, cała moja maska by opadła i musiałabym się jej ze wszystkiego tłumaczyć. Nie dałaby mi spokoju, dopóki by się nie dowiedziała dlaczego byłam taka zadowolona.

Weszłam po cichu do domu nie kłopocząc się nawet, aby zapalić światło i ściągnęłam kurtkę by chwilę później uciec do swojego pokoju.

Odetchnęłam z ulgą, gdy stanęłam opierając się o drzwi swojego pokoju, będąc już w jego środku. Zagryzłam jeszcze raz wargę, by choćby na chwilę powstrzymać uśmiech. Nie trwało to długo, bo po chwili rzuciłam się na łóżko piszcząc cicho. Odtwarzam w głowie nasz pocałunek po kilka razy.

Nie minęło kilka minut, a ja podniosłam się szybko z łóżka.

A co jeśli dla niego to nic nie znaczyło? Czy to nie on jeszcze poprzedniego dnia mówił, że błędem będzie spotkanie ze mną?

Wstałam, zaczynając chodzić nerwowo po ciemnym pokoju.

A dla mnie? Czy dla mnie to coś znaczyło? To w końcu on mnie pocałował. Ja wcale tego nie chciałam.

Oczywiście że nie, to wcale nie ty wygięłaś usta jak kaczka.

Serio tak zrobiłam?

Stanęłam przed lustrem i pomimo ciemności mogłam zobaczyć kontury swojej twarzy. Zrobiłam dziubek przypatrując się swojemu odbiciu. Patrzałam na siebie. Wcale tak źle nie wyglądałam. Nie robiłam kaczego dziubka. Patrzałam na swoje drugie ja, na której twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.

Zrób dziubek.

- Zrób dziubek.- usłyszałam jednocześnie w swojej głowie jak i w pokoju swój własny głos, jednak to nie ja mówiłam, a postać zaczęła naśladować mnie jeszcze sprzed chwili.

Odskoczyłam przerażona od lustra, ale moje odbicie nadal w nim pozostało. Drżącą ręką sięgnęłam do lampki nocnej zapalając ją czym prędzej. Moje serce waliło odbijając się o żebra, a umysł podsuwał obrazy takie jak, wychodzącą z lustra postać, by ta mogła zacisnąć swoje ręce wokół mojej szyi.

Gdy światło rozbłysło w pomieszczeniu, razem z ciemnością zniknęła tajemniczą postać. Ja jednak ani trochę się nie uspokoiłam. Siedziałam na łóżku zdrętwiała, bojąc się zrobić choćby najmniejszy ruch. Nie wiedziałam co to było. Nie chciałam się dowiadywać. Jedyne co teraz chciałam, to by to okazało się moim zwykłym przewidzeniem i wytworem umysłu.

Wstałam powoli i na trzęsących się nogach zabrałam koc z krzesła. Stanęłam przed lustrem patrząc na swoje odbicie, ale tylko przez ułamek sekundy. Później wielki, gruby materiał wylądował na szkle, zakrywając całą jego powierzchnię. Stałam jeszcze przez chwilę przed materiałem, obserwować czy nie osuwał się on z lustra.

Podskoczyłam przestraszona, gdy w pokoju rozbrzmiał głos Ariany. Przeklinając w myślach swój telefon, podeszłam do niego, niepewnie oglądając się za siebie czy koc nadal wisi na swoim miejscu. Na szczęście wisiał. Zerknęłam na ekran telefonu, widząc połączenie od Edwin'a. Nie zastanawiając się dwa razy, odebrałam przykładając sobie telefon do ucha, tym samym zapominając o moim wcześniejszym strachu.

- Edwin, wszystko w porządku?- odparłam zmartwiona. To ja zawsze dzwoniłam pierwsza.

- Em... tak.- odezwał się zaskoczony, chyba nie spodziewał się takiego ataku z mojej strony.- A coś się stało?

- Co?- zapytałam zbita z tropu.- Nie, po prostu... mówiłam że gdyby coś się stało masz do mnie zadzwonić.- poprawiłam się, wygodniej siadając na łóżku i zawijając pasmo swoich włosów na palec.

- No tak.- zaśmiał się, a ja odetchnęłam z ulgą, że faktycznie nic mu nie było.- Przepraszam, chciałem zapytać co u ciebie. Znaleźliście coś z Thomas'em?

Włączyłam głośnomówiący w telefonie, a moje myśli ponownie wróciły do dzisiejszej wyprawy.

- Nie, mieliśmy poszukać driady, jednak... natknęliśmy się na wilkołaki patrolujące teren.- skrzywiłam się na wspomnienie jak brakowało mi tchu. Nigdy więcej nie chciałam tego doświadczyć.

- Byliście na terenie wilkołaków?- usłyszałam w jego głosie zaskoczenie.- Wszystko w porządku, wiesz... dobrze się czujesz?- wiedziałam o co pytał.

Poczułam ciepło na sercu, wiedząc że się o mnie martwił, tak jak ja o niego. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo mi na nim zależało. Od początku był przyjacielem Oliver'a, jednak jako jedyny traktował mnie normalnie. Nie obchodził się ze mną jak z jajkiem, jak zazwyczaj robili to nauczyciele po aresztowaniu taty. Nie patrzył na mnie krzywo jak większość uczniów. Nie wytykał palcami mówiąc "córka mordercy". Zachowywał się jakby żadna z tych wiadomości, która była na językach większości naszego małego miasteczka, do niego nie dotarła. Podszedł do naszej znajomości jak do każdej innej. Nie wiedziałam nawet, w którym momencie zaczęłam go traktować jak osobę, której mogłam zaufać. Jak swojego przyjaciela. Nawet w chwili, gdy zwątpiłam w jego intencję, po tym jak Oliver zostawił mnie sama w lesie przywiązania do balustrady, na co do dzisiaj przechodzą mnie ciarki, liczyłam, że on nie może być tym złym. I miałam rację. Powoli zaczynałam ponownie czuć to co czułam rozmawiając z Tess. Że miałam przyjaciela. Mówiliśmy sobie o wszystkim. Więc pewnie dlatego tak szczęśliwa byłam po pytaniu Edwin'a czy dobrze się czułam.

- Tak, nic nam nie zrobiły i chyba znały Thomas'a więc nic nam nie groziło.- odpowiedziałam, wiedząc że wampir cierpliwie wyczekiwał ode mnie odpowiedzi.

- Eh... a miałem nadzieję, że to ja będę mógł cię pocieszać, ale jak widzę masz już swojego bohatera.- słysząc udawany zawód w jego głosie. Nie mogłam się nie roześmiać.

Ale zdając sobie sprawę, że po części miał on rację, schowałam twarz w dłoniach, krzycząc cicho, że to nie prawda.

- Co tam mamroczesz?- on również nie starał się już powstrzymać śmiechu.

- Przestań.- zarumieniłam się i chciałam zakryć włosami, ale zdałam sobie sprawę, że przecież on mnie nie widział i mogłam śmiało udawać, że jego słowa wcale mnie nie ruszyły.

- No dobrze, znaj moja dobroć.- ja również nie widziałam jego twarzy, jednak byłam pewna że uśmiechał się złośliwie.- Ale teraz tak poważnie pytam. Wszystko dobrze?- ponownie usłyszałam w jego głosie troskę, przez którą nie mogłam mu skłamać.

- Kiedy ich zobaczyłam naprawdę się przestraszyłam. Uwiesiłam się na Thomas'ie jak jakaś małpa.- spuściłam głowę zażenowana, przypominając siebie jak musiało być brunetowi wtedy niewygodnie.- Na szczęście nie przeszkadzało mu to, a on skupił całą ich uwagę na sobie. Gdybym była tam sama to... nie wiem czy bym dała radę tyle wytrzymać nie wpadając w panikę.- postanowiłam pominąć fakt że i tak to się stało.- Myślę że... że zniknięcie Tess może mieć coś z nimi wspólnego. Boję się, że mam rację i żeby ją odnaleźć będę musiała z którymś z nich porozmawiać. Ja...- odchrząknęłam czując jak mój głos zaczyna drżeć.- Nie wiem czy będę potrafiła. Kiedy stałam przed tamtymi wilkołakami nie potrafiłam się nawet odezwać. Bałam się, że się na mnie rzucą.

- Może... nie wszystkie wilkołaki są takie jak tamten który cię zaatakował?- słyszałam jak na początku zawahał się, nie będąc pewniej czy poruszać dalej ze mną ten temat.

- Jakoś wszystkie które do tej pory spotkałam chciały mnie zabić.- przewróciłam oczami. Miałam uwierzyć, że te potwory mogły poczuć współczucie i chęć pomocy mi?

- To wampiry są znane ze swojego okrucieństwa, a jednak ze mną potrafisz rozmawiać.- zagryzłam wargę poirytowana.

- Ale to nie po tobie co miesiąc znajdują martwe ciała zwierząt. Oni zabijają dla zabawy, jak bestie.- zacisnęłam pięści, do momentu aż nie poczułam wbijających się paznokci w dłoń.

- Wiele wampirów też to robi, ale z ludźmi.- skrzywiłam się na jego słowa.

- Zakończmy ten temat, proszę.- odparłam z ponury nastrojem.

Nie chciałam się z nim pokłócić, a wszystko zmierzało właśnie w tym kierunku.

Niedługo potem nasza rozmowa się zakończyła. Wiedziałam, że miał rację. Ale nie chciałam przyjąć do wiadomości, że wilkołaki mogły być tacy jak Edwin. Mogły martwić się o drugą osobę, mogły czuć miłość, smutek, czystą radość, a nie taką ze sprawowania innym krzywdy. W moich wyobrażeniach były bestiami, wściekle szczerzącymi kły lub z zabawą patrzącymi na strach innych. Tak jak ten wilk, który stał pod moim oknem. Czego pod nim szukał? Bo na pewno nie przyjaciela do zabawy. Byłam przekonana, że doskonale widział mój strach, a jednak nie zrezygnował z obserwowania mnie. Jedyne czego mogłam być pewna to tego, że nie dam mu tej satysfakcji i podczas kolejnej pełni nie będzie mógł cieszyć się moim strachem. Tą przeklętą noc miałam spędzić w domu mojej babci.

Liczyłam, że uda mi się dowiedzieć od Thomas'a do kogo należy teren gdzie mieszkała staruszka. Gdyby mógł, może pojechałyby ze mną. Tyle razy uratował mnie przed wilkołakami, że przy nim czułam się bezpieczna. Wiedziałam, że przy nim nie musiałam obawiać się tych bestii. Tak bardzo nie chciałam mieć z nimi nic do czynienia. Ale musiałam dowiedzieć się czegoś o zniknięciu Tess. Postanowiłam sobie, że gdy tylko uda mi się czegoś dowiedzieć, już nigdy nie będą chciała widzieć żadnego z nich.

Rzuciłam się na łóżko, ponownie dotykając swoich warg. Uśmiechnęłam się do siebie, zakrywając twarz dłońmi, chcąc się opanować, ale mój uśmiech tylko jeszcze bardziej się poszerzył. Jaka byłam głupia.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Spokojny rozdział by poukładać myśli i przyszykować się na kolejne rozdziały 😁
Choć nie zabrakło też chwili grozy. A przynajmniej mam nadzieję, że niektórym choć trochę zjeżyły się włoski na karku 😂
Co to mogło znaczyć? 🤔
Piszcie, a ja chętnie poczytam 😁❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top