Rozdział 43
Wróciłam do domu i prawie natychmiast zamknęłam się w swoim pokoju.
Może powinnam się przebrać?
Spojrzałam na swój strój w lustrze. Szary długi sweter i zwykłe obcisłe niebieskie spodnie. Zagryzłam wargę. Już chciałam złapać za klamkę szafy, jednak cofnęłam dłoń zaczynając karcić się w myślach.
Po co miałabym się dla niego przebierać? Nie, nie dla niego. Było mi po prostu gorąco, ale stwierdziłam że później może być zimno. Poza tym będę miała na sobie kurtkę, nikt nie będzie widział co mam pod spodem. Jakbym przejmowałam się jakimiś sarnami w lesie. One chyba nie skrytykują mojego wyglądu.
Spojrzałam ostatni raz w lustro, zagryzając ponownie wargę.
- Nie.- mruknęłam pod nosem szybko odchodząc od zwierciadła.
Musiałam w pośpiechu zjeść obiad, inaczej Thomas musiałby czekam na mnie przed domem. Zastanawiałam się czego dowiem się, gdy z brunetem będziemy już na miejscu. Czy uda mu się rozpoznać kto prawdopodobnie maczał swoje palce w zaginięciu Tess. Może natrafimy na jakiś jej ślad. Albo ciało. Czułam jak żołądek zacisnął mi się, a ja od razu straciłam dalszy apetyt. Chciałam umyć talerz, jednak ręce tak bardzo mi się trzęsły ze zdenerwowania, że jedynie go stłukłam. Oczywiście musiałam zranić się w dłoń zbierając kawałki porcelany z odpływu.
Podczas gdy opatrywałam sobie dłoń, zauważyłam przez okno, że Thomas właśnie podjechał pod mój dom. W pośpiechu dokończyłam wcześniejszą czynność, niedbale przyklejając sobie plaster na dosyć duże rozcięcie i niemalże biegiem ruszyłam w stronę drzwi. Usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości na mój telefon w momencie kiedy chwyciłam za kurtkę i nie martwiąc się jej ubieraniem wyszłam z domu szybko zamykając drzwi na klucz. Zadrżałam kiedy mroźny wiatr zawiał porywiście. Idąc w stronę samochodu chłopaka zarzuciłam na siebie trzymaną w ręce kurtkę i wsiadłam do pojazdu.
- Przepraszam że musiałeś czekać.- odparłam pocierając zmarzniętymi rękami o siebie.
- Mógłbym zaczekać jeszcze dłużej, ale ubierz się następnym razem w środku.- spojrzał na mnie karcąco i podkręcił ogrzewanie.
- Dziękuję.- odparłam wdzięcznie, przyglądając ręce do nawiewów.- Więc co zamierzasz zrobić gdy już tam dotrzemy?- zapytałam szczerze ciekawa. Miałam nadzieję że był już w trochę bardziej pozytywnym humorze niż wcześniej i odpowie na moje pytanie.
- Musimy się dowiedzieć do kogo należy tamten teren.- spojrzał na sekundę w moim kierunku sprawdzając moją reakcje.- A później zależy.
- Zależy od?- dopytywałam. Chciałam wiedzieć czego mogę się spodziewać.
- Czy będą chcieli nam pomóc. Większość ras ma swojego przywódcę.- zaczął tłumaczyć, a ja skupiłam się na jego słowach. Właśnie teraz miałam okazję poznać trochę ich świata.- Tak jak wilkołakami rządzi ich alfa, tak wampiry mają swojego króla. Nawet elfy trzymając się swoich zasad ustanowionych przez najstarszego.- mruknął z odrobiną pogardy w głosie.- Z driadami jest trochę ciężej, one nie mają swojego przywódcy, ale wszystkie są ze sobą w jakiś sposób połączone. Nawet zmiennokształtni stosują swoje zasady, choć również nikt nimi nie przewodzi. Wszyscy upadli, a nawet część wilkołaków i wampirów służą władcy podziemi. Paskudny typ.- zacisnął dłonie na kierownicy. Czyżby miał z nim konflikt?- Oprócz tych kilku ras jest jeszcze wiele innych, o których nawet ja nie wiem. Jednak są to pojedyncze jednostki. Rzadko działają sami. Jeśli mieliby już coś planować, to połączyliby się zapewne z większymi grupami, najczęściej z podziemia.- oderwał wzrok od drogi by sprawdzić czy wszystko zrozumiałam.
Przytaknęłam mu głową. Informacji było mnóstwo, jednak byłam na tyle skupiona, by wszystko zapamiętać. Chciałam to pamiętać.
- Jeszcze...- odchrząknął.- Są jeszcze ci którzy pomimo należenia do swojej rasy, nie stosują ustanowionych zasad. Nazywamy ich zbuntowanymi. Ukrywają się wśród swoich pozostając bezkarni.
- Czyli na przykład, jeśli taki wampir...- szukałam w głowie odpowiedniego przykładu.
- Jeśli wampir zabije człowieka pozbawiając go całej krwi, musi zgłosić to królowi. Zdarzają się takie wypadki, szczególnie młodym wampirom. Jednak gdy robią to zbyt często, są zamykani i szkoleni. A jeśli jest to dorosły wampir, wtedy traktowany jest jak każdy inny zbuntowany.- skończył swoją wypowiedź w momencie, gdy wjechaliśmy na ulicę, która prowadziła do domu z tamtej nocy.
- Co robią z takim zbuntowanym?- zapytałam ciekawa.
Może mają swoje więzienia? Ale czy wampiry nie były silne? Czy zwykłe drzwi potrafiłyby ich zatrzymać?
- Zostają straceni.- usłyszałam przyciszony głos Thomas'a.
Zaskoczona zastygłam w bezruchu. Wiedziałam że kary śmierci były stosowane w wielu krajach, jednak mnie nadal przerażała ta wizja.
- Zatrzymaj się tutaj.- odparłam niepewnie, będąc trochę oszołomiona, jednak gdy ujrzałam tamten dom, na nowo odzyskałam trzeźwość umysłu.
- Jesteś pewna że to tutaj?- zapytał brunet, chyba nieświadomy że zacisnął dłonie na kierownicy.
- Tak.- potwierdziłam swoje zdanie. Dobrze pamiętałam ten domu. Pojawiał się w wielu moich koszmarach. Spojrzałam na jego posesje. Moją uwagę zwróciło duże drzewo rosnące zaraz za płotem. Poczułam ukłucie w sercu. To przy nim po raz ostatni widziałam Tess.- Wiesz do kogo należy ten teren?- po jego nerwowej reakcji byłam prawie pewna że wiedział. Potrzebowałam jedynie potwierdzenia.
- Wiem.- odparł krótko i stanął na poboczu.
- Więc, do kogo?.- nachyliłam się do przodu by lepiej widzieć jego twarz.
- Jesteśmy na terenie wilkołaków.- powiedział unikając mojego wzroku.- Gdybyśmy pojechali dwa kilometry dalej bylibyśmy już u wampirów. To na pewno to miejsce?- nareszcie odwrócił swoją głowę, pozwalając mi spojrzeć w jego oczy, które były pełne nadziei. Jednak ja nie byłam pewna czy chciał żebym potwierdziła że byliśmy w dobrym miejscu, czy wręcz przeciwnie.
- T-tak, to na pewno tutaj.- odparłam niepewnie.- Coś nie tak?
- Nie.- odparł wzdychając po chwili ciszy i odchylił głowę do tyłu.
- Idziemy?- zapytałam, może nie miał dobrych relacji z alfą tego terenu. Nie żebym ja była z nimi w przyjaznych stosunkach. Ale wyglądał jakby naprawdę nie chciał spotkać któregoś z nich. To samo mogłam powiedzieć o sobie.
- Naprawdę chcesz tam iść?- obrócił głowę, ponownie na mnie spoglądając, tym razem z niepewnością.
Przytaknęłam, co chyba nie do końca go przekonało.
- Tak, chcę w końcu coś zrobić. A nie ciągle uciekać.- ostatnie zdanie prawie wyszeptałam.
- Jesteśmy przy granicy możemy spotkać wilkołaki pilnującej jej.- oświadczył chcąc upewnić się, że byłam pewna swojej decyzji.
- Nie szkodzi.- odparłam tracąc tą pewność siebie z jaką chwilę temu zgodziłam się wyjść z samochodu. Ufałam Thomas'owi. Skoro on nie obawiał się być tutaj, to wierzyłam że przy nim będę bezpieczna. Przerażała mnie myśl spotkania wilkołaka, nie wiedziałam czy gdybyśmy natknęli się na jednego z nich, to dałabym radę odezwać się do niego choćby słowem nie uciekając przy tym, ale liczyłam że Thomas załatwi wszystko za mnie.- Nie będą źli że weszliśmy na ich teren?- zapytałam uświadamiają sobie, że tak faktycznie mogło tak być. Inaczej nie byłoby tego całego podziału.
- Na ciebie nie będą zwracać uwagi, jesteś zwykłym człowiekiem.- wysiadł powoli z samochodu a ja podążyłam za nim.
- No a co z tobą?- po moim pytaniu widocznie się spiął.
- Można powiedzieć że mam... pozwolenie by być na ich terenie.- wiedziałam że nie była to cała prawda, jednak nie chciałam drążyć głębiej tematu. Byłam mu wdzięczna, że w ogóle chciał mi pomagać, więc nie chciałam go zezłościć zadając mu niewygodne pytania. A to o co chciałam go zapytać na pewno do takich należało.
- Skoro z tego co rozumiem, nie można sobie od tak wchodzić na czyjeś terytorium, tak?- czekałam na potwierdzenie które po chwili otrzymałam.- To jeśli na przykład taki wilkołak chciałby przejść przez jakiś teren, to co ma wtedy zrobić?- szczerze mnie to ciekawiło. Przecież musieli się jakoś przemieszczać.
- Wtedy musi dostać od swojego alfy pozwolenie na opuszczenie swojego terenu, a jeśli zostanie złapany na obcym terytorium, zostaje przeprowadzony przez nie.
- A jeśli by nie miał pozwolenia?- korzystałam z okazji, że mogłam dowiedzieć się trochę o ich świecie.
- Zależy czy uznaliby, że faktycznie podróżował czy miał jakieś inne zamiary, ale najczęściej odsyłają takich z powrotem na swoje terytorium zawiadamiając o tym ich przywódcę.- byłam zadowolona że tak chętnie mi o tym opowiadał.
- Czyli jeśli przywódca byłby... dajmy na to tyranem, to nie dałoby się od niego uciec?- czy wtedy naprawdę było się skazanym na cierpienie do końca swojego życia, bo nie mogło się przekroczyć granicy?
- Oczywiście że nie.- odparł natychmiast brunet.- W większości przypadków tak właśnie jest, jednak są jeszcze Nakali czyli przemytnicy. Pomagają takim osobą przedostać się przez inne tereny. Są jedynymi którzy mogą poruszać się po wszystkich terenach.- wyjaśnił jednak w mojej głowie pojawiło się tylko jeszcze więcej pytań.
- Nie boicie się że mogą pomóc dostać się na wasz teren nieproszonym gościom?
- To niemożliwe.- uśmiechnął się rozbawiony. Czy powiedziałam coś śmiesznego? Przecież mogłoby tak być, prawda?- Bardzo cenią sobie swoją reputację. Z takich przewozów dostają spore sumy pieniędzy, a poza tym są słabi. Można porównać ich do zwykłych ludzi. Dlatego wolą nie narażać się żadnemu z nas.
- Nie wiedziałam, że aż tak trudno jest wam podróżować po świecie.- odparłam szczerze zaskoczona. Myślałam że raczej nie mają ograniczeń.
- Wcale nie jest trudno. Wystarczy mieć pozwolenie. Coś jak paszport. Poza tym jest wiele neutralnych terenów takich jak Driffield, to miejsce nie ma żadnych zasad. Dlatego jest w nim duża różnorodność ras. Ma to swoje plusy, jak i minusy. Nigdy nie wiesz na kogo trafisz.- zaśmiał się ciepło, a ja musiałam przyznać że mogłabym słuchać tego dźwięku przez cały dzień.
- Czyli gdybyś chciał gdzieś wyjechać, to musiałbyś szukać przemytnika?- zapytałam udając, że zadałam to pytanie bez większego zainteresowania.
Ale w środku z niecierpliwością czekałam aż usłyszę od niego odpowiedź. Nie chciałam narażać go na dodatkowe koszty, a od dłuższego czasu chodziła mi pewna myśl po głowie, by zapytać go czy by nie chciał pojechać ze mną do mojej babci. I choć wczorajsze słowa, które przypadkowo usłyszałam trochę ostudziły mój zapał, to czułam że jeśli bym go o to nie zapytała, żałowałabym całe ferie.
- Niekoniecznie.- odpowiedział zerkając na mnie z zaciekawieniem. Jednak te szybko przerodziło się w zdenerwowanie.
Po chwili odwrócił głowę w stronę gęstego lasu i przyciągnął mnie bliżej siebie, obejmując ramieniem.
Podążyłam za nim wzrokiem, a w oddali zobaczyłam dwa ogromne wilki zbliżające się w naszym kierunku. Czułam jak moje serce przyśpiesza swój rytm, a ja z nerwów zacisnęłam dłonie na kurtce Thomas'a, przylegając do niego całym ciałem.
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
Nie mogłam zostawić takiej okazji. Musiałam jeszcze trochę pomęczyć Wendy. 🙄😅
Jak myślicie co będzie dalej? Jestem ciekawa waszych odpowiedzi. Zobaczymy ile będzie się zgadzało 😛
Bardzo dużo informacji w tym rozdziale o innych rasach. Mam nadzieję że wszystko zrozumieliście 😅❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top