Rozdział 42
Jak to możliwe, że w niecałe piętnaście minut mógł aż tak bardzo zmienić się nastrój. Wychodząc z domu tego wieczora byłam w dosyć dobrym nastroju. I pomimo nieprzyjemnej sytuacji, chciałam spotkać się z brunetem kolejnego dnia. Nawet wracając do domu, potajemnie liczyłam, że spotkam go gdzieś po drodze. Głupia ja. I choć idąc do białowłosej byłam szczęśliwa, tak wracałam jakbym szła na pogrzeb.
Chyba swój własny.
Kusząca propozycja. Byłam ciekawa czy ktoś kiedyś przyszedł na swój upozorowany pogrzeb. Bo przecież zdarzały się i takie sytuacje. A przynajmniej tak pokazywali to w filmach. Może i ja bym poszła. Bo o ile na tamten świat mi się nie spieszyło, to chciałabym zobaczyć ile tak naprawdę osób okazałoby się moimi przyjaciółmi, a ilu przyszłoby się tylko pokazać.
W drodze powrotnej zadzwoniłam do Edwin'a czy wszystko w porządku tak jak obiecywałam. Musiałam zająć czymś myśli podczas powrotu. Ciężko było mi udawać zwyczajny humor, tym bardziej gdy rozmawiałam właśnie z Edwin'em. Ale chyba nie poszło mi najgorzej albo sam nie miał siły by doszukiwać się u mnie jakiś problemów. Nie byłam pępkiem świata. On miał o wiele większe kłopoty ode mnie.
Tego wieczora jedyne co chciałam to wrócić do domu i przez resztę czasu siedzieć przed książką płacząc i ciesząc się szczęściem innych, którego sama nie miałam. Może po prostu taka już właśnie byłam. Spisana na jedną wielką porażkę. Wrzucona siłą w świat całkowicie inny od tego jakiego oczekiwałam. Nigdy nie zależało mi by zbytnio się wyróżnić, jedyne czego chciałam to w spokoju przeżyć swoje nastoletnie życie. Znaleźć chłopaka któremu będzie na mnie zależeć. Marzenie dziecka. Nigdy nie spodziewałam się, że moje życie może tak szybko się zmienić. I jak jeszcze kilka godzin temu chciałam dowiedzieć się więcej o tak nieznanym mi świecie, tak teraz ponownie chciałam o nim zapomnieć. Bez Thomas'a nawet nie wiedziałam jak mogłabym odnaleźć swojego ojca. Nie mówiąc już o Tess.
- Przepraszam,- załkałam w poduszkę.- Nie potrafię nic zrobić by was odnaleźć.
Nawet nie mogłam odgadnąć kim był chłopak z którym spędziłam ostatnie dwa miesiące. Byłam beznadziejna. Thomas twierdził, że Kira potrafiła wyczuć komu może powierzyć swój sekret. Może i tak, ja przecież nic z tą informacją nie potrafiłam zrobić. Tylko przysporzyłam jej kłopotów. W końcu byłam szpiegiem. Miałam wyśledzić osobę, ktora zapewne uciekła przed tymi dla których pracowałam. Byłam okropna.
Wykończona własnymi łzami zasnęłam w sen, który tylko przyniósł mi więcej pytań.
Stałam pośrodku niewielkiej polany otoczonej gęsto rosnącymi drzewami. Trawa była żywo zielona, a przecież był luty. Podniosłam głowę patrząc na bezchmurne niebo. Słońce oślepiło mnie, a przed oczami zobaczyłam szare plamki. Przetarłam dłońmi oczy i rozejrzałam się po otoczeniu. Gdzie ja byłam? Doszłam do wniosku, że to musiał być sen. Najchętniej wróciłabym do swojej otchłani. Nie miałam nastroju podziwiać ćwierkające ptaki i zrywać kwiatki z łąki. Jednak postanowiłam zostać w tym miejscu zaintrygowana radosnymi śmiechami. Obejrzałam się za siebie. Przy lini drzew siedziała grupka znajomych. Podeszłam do nich bliżej ciekawa kim byli. Z małym zaskoczeniem rozpoznałam Kire i chłopaka z jej fotografii, Luke'a. Mogłam zauważyć jeszcze Rose oraz dwójkę, którą widziałam w mieszkaniu Thomas'a. Kira uśmiechała się do Rose, gdy ta opowiadała jej jakąś historię. Niebiesko włosa dziewczyna, której imienia nie znałam, przysłuchiwała się ich rozmowie ze spokojnym uśmiechem, patrząc co chwilę w las. Nie ona jednak zwróciła moją uwagę. Dwójka pozostałych chłopaków patrzało na białowłosą. Luke z zamyśleniem, jednak jego oczy śmiały się za każdym razem, gdy Kira wybuchła śmiechem. Drugi chłopak miał całkowicie inne spojrzenie. Pełne obaw i wątpliwości. Podeszłam jeszcze bliżej widząc, że nikt nie zwracał na mnie uwagi. Jakbym była ze szkła.
-Brad mógłbyś nie wypalać we mnie dziury wzrokiem?- Kira odwróciła się patrząc z uniesioną brwią na chłopaka, który szybko odwrócił wzrok, tak samo jak Luke.
-Co? Ale ja przecież nic nie robię.- razem z białowłosą spojrzałam na chłopaka z politowaniem.
-Jak to nic? Dzisiaj od rana przewiercasz mnie wzrokiem jakbym poznała twoja największa tajemnicę i teraz się zastanawiasz czy mnie zabić czy jednak oszczędzić.- jej odpowiedź zainteresowała mnie na tyle, że przysiadłam się obok nich.
-Ja... yyy... niby jaka tajemnicę, ja nie mam żadnych tajemnic.- odparł nerwowo. Westchnęłam załamana.- No przepraszam ja po prostu nie mam zaufania do nowo poznanych osób.
Chłopie serio? To była najgorsza wymówka jaką słyszałam. To już Oliver radził sobie lepiej. To przecież tak nienaturalnie brzmiało. Nikt na to by się nie nabrał.
- Nie martw się ja ci nic nie zrobię.- powiedziała Kira uśmiechając się przebiegle.- Tylko proszę nie patrz już się tak na mnie to jednocześnie straszne i wkurzające.- kiedy to powiedziała widziałam jak Luke drgnął i speszył się opuszczając wzrok.
-Dobra dobra.- zaśmiał się Brad. Choć jak dla mnie był to bardziej taki nerwowy śmiech. Niepewny? Chyba zdawał sobie sprawę, że jego wymówka nic nie dała. No kto by się spodziewał?
Spojrzałam na Luke'a. Byłam ciekawa co stało się, że zniknął i czy faktycznie był gdzieś w mieście. Choć wmawiałam sobie by nie pakować się do czegoś co mnie nie dotyczyło, ciekawość rosła im dłużej spędzałam czasu z Kira i Thomas'em. Tak samo jak rosły pytania, na które nie znałam odpowiedzi.
Luke siedział swobodnie, włączając się co chwile do rozmowy którą zaczęłam słyszeć jakbym była pod wodą. Uśmiechał się co chwilę radośnie. Wyglądał na naprawdę miłą osobę. Co się tak naprawdę stało? Nie mogłam dłużej się nad tym zastanawiać, bo zapadłam się w senną otchłań.
Obudziłam się rano chwile przed budzikiem. Otworzyłam oczy które po chwili zamknęłam. Czułam jakby moje oko prawie całkowicie wyschło. Podeszłam do lustra. Moje oczy były zaczerwienione, a powieki opuchnięte. Wyglądałam tragicznie.
Czyli wszystko po staremu.
Nie ma to jak dobić leżącego. A w szczególności, gdy robi to twój własny głos w głowie. Po prostu cudownie.
Chodziłam po domu niczym duch, przemieszczając się z jednego do drugiego pomieszczenia. Miałam wręcz wrażenie, że robiłam wszystko niezauważalnie. Tak samo było na szkolnych korytarzach. Jedyny plus, że nawet nauczyciel nie wybierał mnie do odpowiedzi i mogłam w spokoju przetrwać ten ostatni dzień nauki przed feriami.
Na zakończenie lekcji wszyscy z ogromną radością opuścili budynek szkolny. Wszędzie było słychać rozmowy o planach na tegoroczne ferie. Każdy miał jakieś inne swoje wyobrażenie by spędzić te dwa tygodnie. A ja, ja jedyne o czym marzyłam to wyjechać do babci, zdala od miejskiego hałasu, od ludzi. Usiąść przy kominku, przejść się nad jezioro. Dokarmiać wyjątkowo ufne ptaki. Chciałam wyciszyć się i odciąć od codzienności. Wyjazdy do babci były dla mnie jak dla Alicji wkroczenie do króliczej nory. Nie używałam wtedy telefonu ani Internetu. Rankiem wychodziłam w piżamie do ogrodu. Wszystko było inaczej. Pierwszy raz tego dnia uśmiechnęłam się szczerze na myśl o tym, że już niedługo będę mogła tam wyjechać. Byłam samolubna zostawiając Edwin'a samego tutaj, w momencie gdy groziło mu niebezpieczeństwo. Chciałam jednocześnie zostać by go wspierać, tak jak on robił to do tego czasu. Ale potrzebowałam też chwili dla siebie. Za każdym razem na wyjazd nie brałam nawet telefonu by nie kusiła mnie chęć spojrzenia co dzieje się w intrenecie. Tym razem było jednak inaczej. Obiecałam mu, że będę dzwonić. Tak więc słowa chciałam dotrzymać, a do tego potrzebowałam telefonu.
Wychodząc ze szkoły nawet nie spodziewałam się, że Thomas będzie gdzieś na mnie czekał. Wczoraj wyraźnie słyszałam, że nie był chętny do ponownego zobaczenia mnie. Więc zdziwiłam się widząc jego samochód na parkingu. Głupia, przyjechał pewnie po Kirę. Przeszłam przez parking zbliżając się do szkolnej bramy. Dawno nie wracałam sama ze szkoły. Było to dla mnie miłą odmianą. Spojrzałam za siebie. Thomas który do tej pory opierał się o drzwi samochodu, stanął ciężko obok niego rozglądając się nerwowo po dziedzińcu. Obracał co chwilę głowę w innym kierunku. Był zdenerwowany. Zmarszczyłam brwi. Coś się stało? Chciałam do niego podejść, jednak w głowie odbiły mi się jego słowa z poprzedniego dnia. Raczej nie chciał mnie teraz widzieć. Przekonałam się o tym, gdy spojrzał na chwilę w moim kierunku, jednak zaraz szybko odwrócił wzrok. Ja również przestałam go obserwować i postanowiłam nareszcie wrócić do domu. Przeszłam przez bramę, jednak nie mogłam powstrzymać się by nie spojrzeć jeszcze raz na bruneta. Odwróciłam się, a chwilę później nasz wzrok się spotkał. Choć byłam od niego oddalona widziałam jak cały się spiął i ruszył w moim kierunku. Nie wiedziałam czy mam uciekać czy może udawać, że nie wiem o co chodzi. Inaczej, udawać głupią.
- Gdzie ty idziesz?- odparł zdenerwowany patrząc na mnie z góry.
- Do domu.- odparłam trochę zdziwiona, a gdzie miałabym indziej iść?
- Przecież miałaś wracać ze mną.- złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w kierunku swojego pojazdu.
- Czekaj.- szarpnęłam się, jednak ten tylko wzmocnił uścisk.- Thomas!
On jakby nie słyszał mojego głosu zatrzymał się dopiero przed pojazdem otwierając mi drzwi.
- Wsiadaj.- odparł nadal zdenerwowany.
- Jeszcze wczoraj nie chciałeś się dzisiaj ze mną widzieć.- zaprotestowałam nie chcą z nim jechać.
- Obiecałem tej pijawce, że będę cię odwozi do domu więc to robię. Wsiadaj.- warknął, a jego oczy pociemniały.
W tamtym momencie się go bałam. Czułam, że nic by mi nie zrobił, ale nie zmieniało to faktu, że jego wzrok mnie przerażał. Wykonałam jego rozkaz wsiadając posłusznie do samochodu, co chwilę później i on uczynił. Siedziałam cała spięta. I nawet muzyk, którą puścił w radiu mnie nie rozluźniła, pomimo że z głośników usłyszałam swoją ulubioną piosenkę.
Spojrzałam na swojego kierowcę dyskretnie. Miał zaciętą minę. Wyglądał jakby kłócił się z samym sobą. Sięgnął ręką do radia wyłączając je.
- Dlaczego chciałaś wracać sama? Widziałaś że po ciebie przyjechałem.- odezwał się po chwili ciszy.
- Myślałam że przyjechałeś po Kirę.- mruknęłam po cichu.- Poza tym wyglądałeś jak wściekły byk. Nikt o zdrowym rozsądku by do ciebie nie podszedł.- odparłam nim zdążyłam się ugryźć w język.
- Czułem że wyszłaś że szkoły ale nigdzie cię nie widziałem. Wystraszyłaś mnie.- przyznał, a ja zaskoczona spojrzałam na jego twarz.
Uparcie wpatrywał się przed siebie na drogę. Co to miało znaczyć, że czuł że wyszłam ze szkoły?
- Czułeś?- zmarszczyła brwi a on jakby dopiero teraz zorientował się co powiedział.
- Przeczuwałem że wyjdziesz jako pierwsza.- odchrząknął chcąc zakończyć temat.- O drugiej przyjadę po ciebie.
- Po co?- zmarszczyła brwi, jednak po chwili uchyliłam usta w zdziwieniu. Czy on?
- Mieliśmy jechać pod tamten dom gdzie ostatni raz widziałaś swoją przyjaciółkę.- powiedział to takim tonem jakby jego wczorajsza kłótnia z Kirą nie miała miejsca.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Przecież wyraźnie słyszałam, że błędem było umawianie się ze mną na to spotkanie. O co chodziło Kirze, że tym jeszcze bardziej mnie zrani? Jak wiele skrywał przede mną ten chłopak?
●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●
A więc jednak Wendy nie została sama. 😌
Ale czy ten wyjazd zakończy się powodzeniem?
Znajdą coś co im pomoże rozwiązać zagadkę, czy może wręcz przeciwnie? 🤔
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top